Skocz do zawartości
para26_20

Hot wife - wątpliwości

Rekomendowane odpowiedzi

Jeżeli jakieś moje zachowanie, które realizuję poza związkiem, bez udziału tej osoby krzywdzi ją, czy chwieje którymś z tych zagadnień, to wtedy sobie dokonuję rachunku zysków i strat, czy aby na pewno chcę kosztem komfortu i samopoczucia osoby, na której mi zależy, pozwalać sobie na w/w zachowania.

 

Fantastycznie. Bez ironii, serio.

Widzisz, a ja się lubię rozdrabniać nad semantyką bo w tych drobnych szczegółach pomyślanych małym drukiem tkwi istota rzeczy.

Dla mnie tak jak wyżej napisałem brzmi fantastycznie, tylko ta fajna idea się rozsypuje jak się pojawia ktoś kto ma fajniejszy zestaw zalet. No i kto ma zostać na dłużej?

Sama przecież pisałaś, że:

 

Ale czy ucieczka fizyczna od osoby naprawdę daje spokój ducha, czy dalej ta osoba w naszych emocjach, stanach psychicznych nie jest przypadkiem tym wybrańcem, a tkwienie przy partnerze, który nie zaspokaja tych potrzeb nie jest od tego momentu zdradzaniem i partnera i siebie samego?

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Dlatego poddaję te kwestie dyskusji walnej i wyrażam swe wątpliwości poprzez zadawanie pytań, licząc na głosy innych osób :)

Temu służy ten temat i każdy ma szansę przedstawić jakże odmienne zapatrywanie na istotę rzeczy, do którego to ma wszak pełne prawo.

 

Dla jasności: ja nie wyrażam się kategorycznie i nie narzucam swojego punktu widzenia, jako jedyny słuszny możliwy do realizacji.

Zastanawiam się jedynie, kiedy zdrada jest zdradą niekontrolowaną i czekam na wypowiedzi.

  • Lubię 1

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

 

Zastanawiam się jedynie, kiedy zdrada jest zdradą niekontrolowaną i czekam na wypowiedzi.

 

dla mnie staje się takową gdy zaczynam okłamywać partnera lub siebie, że nic się nie dzieje w moich uczuciach niebezpiecznego  

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

 

Zastanawiam się jedynie, kiedy zdrada jest zdradą niekontrolowaną i czekam na wypowiedzi.

No to może ja też odrobinę jaśniej, bo chyba pierwsza moja odpowiedź niekoniecznie jest jasna (tak teraz ją przeczytałem). Otóż chodzi mi o to, że może nie ma sensu skupiać się na tej niekontrolowanej zdradzie. No bo przecież można zdradzać partnera/partnerkę z mamusią własną (wiadomo że nie chodzi o seks, tylko o mentalność), przyjaciółką, kolegami, z pasją można też. Z drugiej strony dlaczego mam oczekiwać od swojej partnerki tego, że ma być na moją wyłączność? Że bez względu na to jak się czuje ma mi dawać wszystko to co mogły by mi dać wszystkie kobiety jakie spotkałem? Czy ja Ją zdradzam, kiedy w marzeniach i wspomnieniach odjeżdżam? Paradoksalnie leżąc wieczorem obok, gładząc ją po policzku na dobranoc mam w wyobraźni zupełnie inną sypialnię. Zdradzam? Według mnie tak. Albo inaczej od drugiej strony - pieprzy się ze mną, oddaje zupełnie i wyobraźni nie ma mnie tylko wspomnienie kochanka, jego wyobrażenie - zdradza mnie? Według mnie tak. Ale co z tego?

 

Kiedyś się o to wkurwiałem i płakałem na forum - można poczytać. Ale dzisiaj patrzę na to trochę inaczej.

 

Ja uważam, że problem tkwi w tym, że jesteśmy po prostu uczeni tego, żeby skupiać się na domniemanych zdradach. Fizycznych, emocjonalnych, różnych. Że wyjście na kręgle z kolegami to już zdrada, że wyjazd na imprezę integracyjną to na pewno rżnięcie po kątach z każdym kto się nawinie. Albo może inaczej - ja zostałem wychowany w takim środowisku, ale jak przeglądam forum to dochodzę do wniosku, że jest nas więcej. Że uczeni jesteśmy posiadania partnera, a jak się okazuje, że partner się nie chce dać posiadać to znaczy, że zdradza i trzeba go za to ukarać.

A tak na prawdę to co nazywamy zdradą jest elementem życia. Takim samym jak deszcz i krótkie wieczory zimą. Po prostu są i albo umiesz sobie z tym poradzić, albo się wkurwiasz, że zmokniesz.   

  • Lubię 5

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Ja uważam, że problem tkwi w tym, że jesteśmy po prostu uczeni tego, żeby skupiać się na domniemanych zdradach. Fizycznych, emocjonalnych, różnych. Że wyjście na kręgle z kolegami to już zdrada, że wyjazd na imprezę integracyjną to na pewno rżnięcie po kątach z każdym kto się nawinie. Albo może inaczej - ja zostałem wychowany w takim środowisku, ale jak przeglądam forum to dochodzę do wniosku, że jest nas więcej. Że uczeni jesteśmy posiadania partnera, a jak się okazuje, że partner się nie chce dać posiadać to znaczy, że zdradza i trzeba go za to ukarać. A tak na prawdę to co nazywamy zdradą jest elementem życia. Takim samym jak deszcz i krótkie wieczory zimą. Po prostu są i albo umiesz sobie z tym poradzić, albo się wkurwiasz, że zmokniesz.   

 

nie polubiam Twojego posta, choć wiele w nim racji to nie mogę się zgodzić

 

bo oczywiście prawdą jest że mamy wtłaczane schematy zachowań, wizję jak wygląda "dobre" małżeństwo i często sami jeszcze do tego zakładamy dodatkowe ograniczenia, jednak to jest patrzenie "z wierzchu", że razem na zakupy, że on / ona jemu pozwala na to wyjście z kumplami czy wyjazd do spa z koleżankami

 

jednak uważam, że jesteśmy WOLNI (wg mnie z każdym kolejnym doświadczeniem relacji między ludzkich, coraz mądrzejsi i bogatsi, jeśli umiemy obserwować i wyciągać wnioski dla siebie) i na koniec to MY decydujemy, jak będzie wyglądać nasz związek, czego MY pragniemy a nie czego inni Ci z zewnątrz oczekują od nas jako pary, czy poddamy się presji np. rodzinnej, że nie wypada przyjść na obiad co sobotę, że nie wypada na święta wyjechać na narty, że jak to tak Ty jej pozwalasz na ciągłe spotkania z koleżankami, etc...

 

jedną zasadę wyznaję od dawna "jeśli swoim zachowaniem nie robię komuś krzywdy*, to wara od oceniania mojej relacji z partnerem - ważne jest to, że oboje się w tym odnajdujemy i rozumiemy" 

 

* i krzywdą nie jest nieobecność na obiadku, bo i to idzie wypracować tak by żyć swoim życiem szanując innych

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

 

jednak uważam, że jesteśmy WOLNI

A ja uważam, że nie jesteśmy wolni z założenia. Tej wolności musimy się nauczyć. Jedni są wcześniej inni później.

Popatrz ile jest kobiet, które żyją w toksycznych związkach, zastraszane, poddawane przemocy fizycznej i psychicznej (mężczyzn tez jest niemało). Na pewnym etapie żyją w przekonaniu, że to jest norma i choćby dlatego uważam, że są w pewien mentalny sposób ubezwłasnowolnieni. I wcale to nie jest ich wina. I sami nie mają szans na to, żeby się z tego wydostać. Takich przykładów można mnożyć wiele. 

Tak samo uważam jeśli chodzi o relację małżeńską/partnerską względem zdrady kontrolowanej/niekontrolowanej. Możemy mówić, że mamy wolny wybór, ale czasem ten wolny wybór wiąże się  z oddaniem domu dwóch samochodów i widywaniu się z dziećmi raz na dwa tygodnie. I nie wynika to z wolności partnera tylko z tego jak został nauczony/na postrzegać małżeństwo i tego to co mu się należy w związku z tym.

  • Lubię 1

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

ale pięknie odbiegamy od wątku głównego...

 

a wracając do niego :) to na początku drogi jesteśmy wolni co do wyboru wejścia w temat lub nie

 

a ta wolność wyboru jest cholernie trudna

 

natomiast nie jesteśmy wolni od obaw wszelakich, tych zakorzenionych przez wychowanie, tych wynikających z poczucia własnej wartości i lęków jak to będzie po i lęków etc...

 

taki patos :facepalm:

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

 

jedną zasadę wyznaję od dawna "jeśli swoim zachowaniem nie robię komuś krzywdy*, to wara od oceniania mojej relacji z partnerem - ważne jest to, że oboje się w tym odnajdujemy i rozumiemy" 

 

 

To ja się podpisuje dwiema ręcami, dwiema nogami  i nawet jeszcze przyrodzeniem mogę  :D  :D  :D

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Paradoksalnie leżąc wieczorem obok, gładząc ją po policzku na dobranoc mam w wyobraźni zupełnie inną sypialnię. Zdradzam? Według mnie tak. Albo inaczej od drugiej strony - pieprzy się ze mną, oddaje zupełnie i wyobraźni nie ma mnie tylko wspomnienie kochanka, jego wyobrażenie - zdradza mnie? Według mnie tak. Ale co z tego?

 

 

Nic z tego, oprócz tego, że szczęścia to nie daje. Bo chcesz mieć, posiadać tego kto siedzi w wyobraźni.

I można dobie to oczywiście wszystko próbować pieknie w tej głowie poukładać, próbować miec ciastko i je zjeść, ale w końcu po raz enty dochodzi sie do punktu, w którym chciałoby sie wrócić do "normalnosci" i mieć po prostu święty spokój.

I co z tego? Nikt nie wie, nikt nie cierpi. Oprócz tego kto sobie to funduje.

 

Inna sprawa, że takie męki też mogą być przyjemne :);) czujesz, ze żyjesz.

Lemondzie, ja Cie podejrzewam, ze Ty do takich masochistow właśnie należysz ;)

  • Lubię 8

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Zasadnicze pytanie jakie musisz sobie zadać to: czy masz na to chotę? Bo taki układ moim zdaniem działa tylko i wyłącznie gdy oboje czerpiecie z niego przyjemność, nigdy wtedy gdy ktoś się poświęca, żeby zadowolić partnera. 

Gdy odpowiedź to "yes" wtedy są dwie opcje: spróbujecie i spodoba się i będziecie chcieli jeszcze albo stwierdzicie, że to nie dla was i tyle. W samym eksperymentowaniu nie ma niczego złego pod warunkiem, że ma się na nie ochotę. Problem w związku może powstać wtedy jak się robi to na siłę. 

  • Lubię 1

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Cuckoldplace Poland © 2007 - 2024

Jesteśmy szanującym się forum, istniejemy od 2007 roku. Słyniemy z dużych oraz udanych imprez zlotowych. Cenimy sobie spokój oraz kulturę wypowiedzi. Regulamin naszej społeczności, nie jest jedynie martwym zapisem, Użytkownicy stosują się do zapisów regulaminu.

Cookies

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.

Polityka Wewnętrzna

Nasze Forum jest całkowicie wolne od reklam, jest na bieżąco monitorowane oraz moderowane w sposób profesjonalny przez ekipę zarządzającą. Potrzebujesz więcej informacji? Odwiedź nasz Przewodnik. Jednocześnie przypominamy, że nie przyjmujemy reklamodawców. Dziękujemy za wizytę i do zobaczenia!

×
×
  • Dodaj nową pozycję...