Skocz do zawartości
BlueNote

Wiedźmia polewka

Rekomendowane odpowiedzi

[Wszystkich czytelników, spragnionych dalszego ciągu informuję, że miałem niegroźny, ale nieprzyjemny wypadek. Mam więc sporo czasu na przemyślenia, ale palce są jeszcze zbyt opuchnięte i obolałe, żeby pisać.]

  • Smutny 2

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Szybkiego powrotu do zdrowia.  Bynajmniej nie tylko dlatego żebyś zaczął pisać ?

  • Dziękuję 1

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Trudno powiedzieć, czy ostra papryczka faktycznie była afrodyzjakiem, ale dwie butelki byczej krwi skutecznie wprawiły ich w dobry nastrój. Siedzieli jeszcze chwilę przy stoliku, wpatrując się w siebie bez słowa, aż wreszcie uznali, że w domu będzie przyjemniej. Oparli się pokusie spróbowania tokaju lub furmintu, pomimo żarliwych sugestii ze strony siostrzeńca pani Wandy. Opuszczając restaurację, nagrodzili go hojnym napiwkiem i obietnicą powtórnych odwiedzin. Wracali do domu bez pośpiechu, trzymając się za ręce i żartując z żądła Afrodyty. 

– Coś w niej musi być, skoro skłoniła cię do tak intymnych zwierzeń – śmiała się Malwina. 

– Nie kpij z człowieka w potrzebie. 

– W potrzebie to dopiero będziesz. Za chwilę, kiedy wrócimy do domu – powiedziała i wykonała przed mężem zgrabny piruet. Spódniczka uniosła się, ukazując koronkową manszetę pończoch. 

– Ty, pa jaka dupa! – usłyszeli nagle zza pleców. To grupka nastolatków, siedząca na ławce głośno wyrażała swój zachwyt wdziękami Malwiny. 

Jerzy zacisnął pięści.
– Powinienem im przylać.
– Powinieneś być dumny – poradziła mu żona. – Może nie są to najbardziej eleganckie komplementy, jakich mogłabym oczekiwać, ale na pewno szczere. Poza tym nie musisz być aż takim rycerzem i w obliczu chamskich zaczepek stawać w obronie mojego honoru, szarpiąc się na ulicy z jakimiś smarkaczami. Szkoda płaszcza. Wystarczy mi, że docenisz mnie tak, jak dzisiaj. Spędzisz ze mną czas, okażesz mi czułość i podasz kieliszek wina, kiedy będę zajęta wypalaniem moich kubków smakowych. A na końcu weźmiesz mnie do łóżka i zafundujesz mi kolejny nocny lot nad miastem. 

Zatrzymał się jak wryty.
– Co ty powiedziałaś?
– Uraziłam cię czymś?
– Nie o to chodzi. Ty też latałaś nad miastem? Piłaś jakąś polewkę?

Wybuchnęła śmiechem. 

– Chyba pokładasz zbyt wielką wiarę w tych wszystkich afrodyzjakach. Nie potrzebuję żadnych polewek, głuptasie, wystarczą mi twoje objęcia i namiętny seks. 

– To czemu mówiłaś o nocnym locie?
– Tak mi się tylko powiedziało – wzruszyła ramionami. 

– Nigdy się tak nie czułeś? 

– Właśnie wczoraj, ale myślałem...
– Myślałeś, że podrasowałam cię jakimś prezentem od pani Wandy?
– Tak.
– Jurek, popatrz na mnie – zażądała. – Kocham cię takiego, jakim jesteś, rozumiesz? Nie muszę cię poprawiać żadnymi czarami, marami ani wywarami. Niemniej jednak teraz wybieram się do domu – oznajmiła, zostawiając go kilka kroków za sobą i podciągając powoli spódniczkę, aby zapewnić mu dobry widok – więc jeśli natychmiast nie zdecydujesz się mi towarzyszyć, będę musiała zacząć rozglądać się za kimś innym, kto pomoże mi zdjąć pończochy... 

– Niedoczekanie! – ryknął Jerzy i rzucił się za nią w pogoń. Czuł buzującą w jego żyłach mieszankę narkotyków i afrodyzjaków, podlaną węgierskim alkoholem. Biegł za Malwiną w rozpiętym płaszczu, głośnym śmiechem rozpraszając wilgotne, październikowe powietrze. Czekała w bramie, kręcąc zalotnie tyłeczkiem, ale widząc go nadbiegającego, zatrzasnęła mu drzwi przed nosem. 

– Przyznaj się, znowu nie wziąłeś kluczy? – szydziła z niego przez szybę. 

– Na pewno je zabrałem – przekonywał, nerwowo obmacując kieszenie. Żona tymczasem nie ułatwiała mu zadania, po raz kolejny podnosząc spódniczkę powyżej kwiecistej koronki. 

– Ładne są, prawda? – droczyła się z nim. – Możesz mi powiedzieć, czy szew leży prosto? 

– Leży prosto – odparł posłusznie Jerzy. 

– Naprawdę? A ja myślałam, że stoi – uśmiechnęła się i zadzwoniła trzymanym w ręku pękiem kluczy. 

Jerzemu wydały się dziwnie znajome. Domyślił się, że Malwina wyciągnęła je z kieszeni jego płaszcza, kiedy przytulali się na spacerze. 

– Przecież to moje klucze! 

– Już nie – oświadczyła z udawanym smutkiem. – Teraz to klucze do mojego zakątka rozkoszy, więc muszę ich dobrze pilnować, żeby nie wpadły w niepowołane ręce jakiegoś pijanego byka węgierskiego. 

– Wystarczy już, wpuść mnie.
– Nic z tego. Zadzwoń pod trójkę, może pani Wanda się zlituje.
– Co niby miałbym jej powiedzieć?
Malwina zachichotała i wsadziła palec do ust, przybierając na twarzy wyraz głębokiego skupienia.
– Możesz jej powiedzieć, że restauracja jej szwagra jest znakomita, bycza krew rozgrzewa żyły, natomiast żądło Afrodyty działa wprost fenomenalnie. Dodaj też, że twoja żona wydaje ci się szalenie pociągająca, bo to przecież prawda? Nie zapomnij tylko poinformować jej, po co dzwonisz, czyli powiedz jej, że zapomniałeś kluczy i dlatego właśnie pożądanie wypala ci właśnie dziurę w spodniach. 

– Wszystko się zgadza – zaryczał za jej plecami soczysty baryton. 

– Ojej! – pisnęła spłoszona Malwina, spoglądając na triumfującego małżonka. „Mogłeś mnie ostrzec”, mówiły z wyrzutem jej oczy. – Przepraszam pana bardzo. 

– Nic nie szkodzi, domofon to wspaniała zabawka, niezależnie od wieku – oświadczył wyrozumiale postawny mężczyzna o siwych skroniach, owinięty aż po czubek nosa pasiastym szalikiem. – Bardzo bym tylko prosił, żebyście państwo pominęli trzecie piętro, jeśli przyjdzie wam do głowy wtykać zapałki w guziki dzwonka. Będę wielce zobowiązany – dodał z dobrodusznym uśmiechem i otworzył drzwi. 

– Pan będzie łaskaw – skłonił się Jerzemu, zapraszając go do środka zamaszystym gestem. – Odnoszę wrażenie, że bardzo się panu spieszy, co zresztą wcale nie wydaje się zaskakujące. Mam nadzieję, że ułatwienie panu upolowania tak smakowitego kąska będzie wystarczającą rekompensatą za nadużywanie pańskiej cierpliwości, jak również wiertarki. 

– Ależ to żaden problem – wymamrotał Jerzy. – Przepraszamy za te wygłupy. 

– Proszę pana, nic tak nie cieszy starego człowieka, jak widok dwojga szczęśliwych ludzi. Szaleństwo to przywilej młodości, więc proszę w żadnym wypadku z niego nie rezygnować. Życzę państwu udanego wieczoru, a jeżeli wybaczą mi państwo impertynencki komplement, chciałbym tylko dodać, że wygląda pani w tych pończochach wręcz oszałamiająco. 

Malwina dygnęła jak pensjonarka i zarumieniła się. 

– Niech pan tylko nie siada z nikim do kart! – Baryton na odchodnym pogroził palcem Jerzemu. – Ewidentnie ma pan bezgraniczne szczęście w miłości, więc błyskawicznie zgrałby się pan w karty do ostatniego guzika. 

– Świetnie gram w pokera – odparł buńczucznie Jerzy. 

– Tak pan mówi? – Sąsiad spojrzał na niego z błyskiem w oku. – Miałem w życiu sporo okazji do gry z ludźmi, którzy również mieli w tej dziedzinie wysokie mniemanie o sobie. Nie chciałbym się przechwalać, ale wielu z nich, wstając od stołu, było już zgoła odmiennego zdania. 

– Tym bardziej byłoby ciekawie usiąść z panem do stołu. 

– Z pewnością byłoby przyjemnie, ale muszę pana uprzedzić – sąsiad konfidencjonalnie zniżył głos – ja grywam wyłącznie o naprawdę wysokie stawki. Szkoda czasu na grę o zapałki. 

– Jureczku, może już wystarczy emocji na dzisiaj? – zapytała z troską w głosie Malwina. 

– Proszę się nie obawiać, nie ośmieliłbym się państwa zubożyć. – Baryton ukłonił się jej z szacunkiem. – To nie pieniądze są tak naprawdę wartościowe. 

– Miałeś kupić proszek do prania, a nie tłumaczyć młodzieży zawiłości hazardu, stary hochsztaplerze! – zaskrzeczał zrzędliwie domofon. – Siedzę tu i czekam, pralki nie mogę nastawić, a ty chcesz ludzi na karty naciągać. Wstydziłbyś się! O pończochach też słyszałam, zbereźniku jeden! Państwo będą łaskawi mu wybaczyć, tyle lat już minęło, odkąd zszedł na ląd, a wciąż jeszcze nie potrafi się przyzwyczaić. Sąsiedzi to nie koledzy z kambuza, świntuchu! Idź po ten proszek i wracaj mi tu zaraz, a państwa przeproś i życz dobrej nocy. Co za satyr niespożyty – zakończył domofon i szczęknął odkładaną słuchawką. 

– My rządzim światem, a nami kobiety – sąsiad z uśmiechem rozłożył ręce. – Żona jak zwykle ma świętą rację, dlatego nie ośmielam się już państwa zatrzymywać. Dzisiaj trzeba zrobić pranie, na karty umówimy się kiedy indziej. Dobranoc państwu. 

  • Lubię 14
  • Dziękuję 1

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

– Co to był za facet? – wyszeptała Malwina, kiedy tylko masywne drzwi bramy odgrodziły ich od nieoczekiwanego odźwiernego. 

– Sąsiad, były marynarz, nie pamiętasz? Był u nas kilka razy, kiedy potrzebował wiertarki. 

– Aha. Zupełnie go nie kojarzę. A czemu akurat od nas pożyczał? 

– Pewnie dlatego, że w pończochach wyglądasz wręcz oszałamiająco – wyjaśnił Jerzy, przedrzeźniając komplementy barytona. – On twierdził, że kiedyś mijał nasze drzwi i usłyszał dźwięki wiertarki, więc kiedy jej potrzebował, przyszedł właśnie do nas. Może liczył na to, że otworzysz mu drzwi w zwiewnym peniuarze? 

– Wariat! – roześmiała się. – W zwiewnym peniuarze mogę się otwierać dla ciebie. 

– W takim razie ja bardzo proszę.
– To bardzo dostaniesz – odpowiedziała Malwina i pocałowała go w usta. Przytrzymał ją i smakował jej pocałunek, w którym było i wytrawne wino, i jesienny chłód, a przede wszystkim obietnica namiętności. Zrzucił płaszcz z ramion i wsunął dłonie pod jej spódniczkę. 

– Zabieraj te sople, zmarzlaku! Najpierw herbatka! – zaprotestowała, uciekając do kuchni. Po chwili wróciła, niosąc na tacy dwie czarki. 

– Mocna, gorąca i z rumem – oświadczyła. – Wybierz jedną, żebyś mi potem znowu nie marudził o polewkach. 

– Może obydwie są zaprawione? 

Malwina włożyła gorące naczynie w jego chłodne dłonie i przez chwilę obejmowała je, patrząc mu w oczy. 

– Wypij, rozgrzejesz się od środka. 

Herbata rzeczywiście była mocna, pachnąca alkoholem i korzeniami. Drobnymi łykami wychylił czarkę i poczuł ciepło, rozlewające się po całym ciele. Żona stała przed nim, trzymając go za ręce, które powoli położyła na swoich udach. 

– Teraz już możesz – oznajmiła szeptem. 

Czuł pod palcami delikatną dzianinę, opinającą cudownie krągłe uda. Jego dłonie wyruszyły w podróż, wspinając się po nieco szorstkim wzorze koronki. Palce na chwilę zsunęły się z tyłu, doceniając wyrazistość szwu. Drgnęła, kiedy dotknął jej nagiej skóry, a on zatrzymał się, pragnąc bez pośpiechu nasycić się miękkością jej ciała. Chociaż znał je na pamięć, delektował się odkrywaniem jej kształtów na nowo, tak jak z przyjemnością oddawał się słuchaniu ulubionych utworów. Zaczął nucić pod nosem temat z IV Symfonii Brahmsa – tak prosty i delikatny, a przecież tak szybko wzbierający dramatycznym crescendo, jak uda Malwiny, kulminujące w jędrnych pośladkach. Jego kciuki zsunęły się ku sobie, ale tym razem to on zadrżał, kiedy zanurzyły się w gęstych kędziorkach jej futerka. 

– Wygląda na to, że miałeś rację.
Spojrzał pytająco w jej oczy.
– Najwyraźniej obie herbatki były zaprawione – roześmiała się. – Nawiasem mówiąc, doskonały wybór. Brahms nas dzisiaj poprowadzi. 

– Wydawało mi się, że za nim nie przepadasz? 

– Jak dla mnie bywa zbyt grubo ciosany, ale w Czwartej rzeczywiście miał nieco lżejsze pióro. Nastaw płytę, a ja pójdę się przebrać. Nie martw się, pończochy zostawię – dodała, widząc rozczarowanie w jego oczach.
– Chodziłaś cały wieczór bez majtek?
– Ta Afrodyta mnie tak rozgrzała – wzruszyła ramionami. – Ściągnęłam je jeszcze w restauracji pod stołem, czego szybko zaczęłam żałować, kiedy tylko wyszliśmy na ulicę. Teraz już rozumiesz, dlaczego tak się spieszyłam do domu? 

– To znaczy, że w drodze powrotnej, kiedy ci smarkacze wrzeszczeli na ciebie – 

– Miałam goły tyłek.
– Czyli ten sąsiad...?
Pokiwała głową z uśmiechem. 

– Nawet nie wiesz, jak mnie to podniecało. Naprawdę czułam w sobie to małe żądełko, rozpalające moją cipkę. Całe podbrzusze było w ogniu, dzięki czemu mam nadzieję uniknąć zapalenia przydatków. Trochę nawet żałowałam, że nie było wiatru, więc musiałam sobie sama poradzić, ale to już zauważyłeś. Zostawiam cię teraz z tymi przemyśleniami, a kiedy wrócę, macie być obaj gotowi. 

– Obaj?
– Ty i brodaty Johannes.
Malwina wkroczyła do salonu w rytm falującej melodii Allegro non troppo. Jerzemu zaparło dech i zawahał się razem z orkiestrą. Pończochy zostały na swoim miejscu, dopełnione klapkami na szpilce, ozdobionymi fantazyjnymi pomponami z futerka. Zamiast zwiewnego peniuaru na jej biust spływał czarny tiul kusej koszulki na ramiączkach. 

– Wyglądasz trochę –
– Jak dziwka? – zapytała słodko.
– Tak trochę groteskowo – wybąkał.
Uśmiechnęła się i podeszła do niego, opierając sterczące sutki o jego tors.
– Nie wszystko musi być śmiertelnie poważne. Dziś wieczorem mam ochotę być groteskową dziwką. 

– A ja? 

– A ty będziesz Czwartą Brahmsa – oznajmiła, rozpinając mu spodnie przy triumfalnych fanfarach. – Szybko, wyskakuj z ciuchów i dosiądź swojej klaczy! Czas na przejażdżkę. 

Odwróciła się i wypięła, opierając ręce o stół. Chwycił jej biodra i wsunął się w jej wilgotne wnętrze, słuchając powtórnej ekspozycji tematu. Dzięki obcasom miała nad nim kilka centymetrów przewagi, ale teraz uginała nogi, zapraszając go coraz głębiej. Kołysała się w rytm łagodnych orkiestrowych pasaży, dopóki gwałtowne staccato smyczków nie porwało jej do galopu. 

– To ja jestem twoją orkiestrą, posiądź mnie! 

Jerzy złapał jej szalejące biodra i wbił się w soczystą cipkę, gratulując Brahmsowi wyczucia. Przez chwilę poruszali się w szybkim, zgodnym rytmie, aż zaczął obawiać się o przedwczesny finał tej zabawy. Na szczęście orkiestra wróciła do łagodnych fal tematu, pozwalając Malwinie okazać zarówno siłę jej mięśni Kegla, jak również kunszt ich użycia. Brahms nie byłby jednak sobą, gdyby po chwili blachy nie ryknęły zgodnym chórem, ale tym razem Jerzy był już przygotowany. Zanim zdążył się nad tym zastanowić, stanowczym ruchem lewej ręki złapał Malwinę za włosy i tym sposobem okiełznał swoją klacz. W ułamku sekundy uświadomił sobie swoją brutalność, ale drżące, napięte jak struna ciało żony podpowiadało mu, że dobrze zrozumiał myśl hamburskiego mistrza. Teraz to on prowadził, a długie, posuwiste ruchy jego członka odmierzały metrum ich wspólnej podróży. 

Niespieszna, elegijna melodia pozwalała mu powoli, choć nieustępliwie, wymuszać drobne ustępstwa na niesfornej kochance. Im bardziej była poddana jego ruchom, tym głośniej wzdychała. Kontrolował prawie całe jej ciało, zezwalając jedynie na drobne ruchy biodrami. Mościła się na nim, jak gdyby miała nadzieję, że wniknie w nią jeszcze głębiej. Temat powrócił, tym razem ze zwiększoną mocą. Polifoniczny dialog klarnetów z obojami poprowadził ich do rozłożystych pasaży smyczków. Dopiero dramatyzm tej muzyki uświadomił Jerzemu, że stanowczość może być pełna czułości. Zdecydowane frazy wiolonczeli były przecież pełne liryzmu, co też spotkało się z uznaniem waltorni, po których nastąpiło delikatne podziękowanie pizzicato

Żadne z nich nie wiedziało, co robi, ponieważ zupełnie zrezygnowali z myślenia i jedynie reagowali na siebie nawzajem, pozwalając się prowadzić muzyce. Delikatność czy brutalność przestały mieć jakikolwiek sens, ich ciała stały się bowiem częścią orkiestry, pisząc dla siebie jeszcze gwałtowniejszą, bo zmysłową partyturę. Dźwięki kotłów przypomniały Jerzemu, że zbliża się kulminacja. Zapragnął ostatecznie zjednoczyć się z symfonią. Jego ruchy zlały się w jedno z marcato smyczków, a jego wysilony, pełen niespełnionego jeszcze bólu, gardłowy charkot wtórował akcentom blach. Wbił się w Malwinę i zamarł, podczas gdy warczące tremolo kotłów naśladowało fale nasienia, toczące się w głąb jej ciała. Ostatni akord wybrzmiał i zaległa cisza, wypełniona tylko ich zmęczeniem. 

– Nikt mnie tak jeszcze nie zerżnął – chrapliwie wyznała Malwina. 

– Nawet ten –
– Nikt. Rozumiesz? Jeszcze nigdy nikt mnie tak nie potraktował. 

– Przepraszam, jeśli coś zrobiłem źle. 

– Źle? To coś było poza kategoriami dobra i zła. Czysta przyjemność, bez żadnych ograniczeń. Można ją rozpatrywać jednie pod kątem estetyki, a nie etyki. Moje ciało było instrumentem, moja rozkosz była muzyką. Podniecało mnie, jak krok po kroku przejmowałeś nade mną władzę. I ten moment, kiedy lałeś mnie po tyłku... 

– Ja? – krzyknął Jerzy i zaczerwienił się. – Na pewno tego nie zrobiłem! 

– Pod sam koniec, kiedy dęciaki powtarzają temat za smyczkami, punktowałeś klapsem każdy dźwięk. Nawet nie słyszałeś, bo ryczałeś przy tym jak tur. Poczekaj, zaraz ci znajdę ten moment na płycie... 

Zrobiła dwa kroki i jęknęła boleśnie. 

– Prawdą jest, że sztuka wymaga poświęceń – skrzywiła się. Z ulgą strząsnęła ze stóp groteskowe pantofle i pokręciła głową. – Nie da się w tym chodzić, a już rżnąć się w takim obuwiu to prawdziwa ekwilibrystyka. Następnym razem leżę na plecach. 

Roześmiali się oboje.
– Weź mnie na ręce i zanieś do łóżka. Zasnę pachnąca seksem i wykąpię się rano. 

– A pończochy?
– Zdejmę je dla ciebie na deser.
– Uważaj, mogę się znowu podniecić.
– Jeśli jesteś choć w połowie tak zmęczony jak ja, jestem całkowicie bezpieczna. 

  • Lubię 6
  • Wow! 1
  • Dziękuję 4

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Nie jestem do końca pewien, jakim wykonaniem Czwartej Brahmsa kierowali się Malwina i Jerzy, ale miłośnikom synestezji polecam poniższe. Co mnie w nim ujęło, to długie odstępy między częściami (i przytomna publiczność, która nie klaszcze po każdej części). Osobiście przyznaję rację Malwinie – Brahms często dorównuje wdziękiem walcowi parowemu, ale Czwarta bardzo mu się udała. Śliczna jest również trzecia część tej Symfonii, Allegro giocoso – pogodna i wdzięczna.

 

 

  • Lubię 1

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Nie pamiętał, co go obudziło, ale doskonale wiedział, co nie pozwalało mu zasnąć.

„Czy wszyscy żyjemy w jakimś cygańskim matriksie?”
Morfeusz, grecki bóg snu. Mógłby teraz przyjść i pozwolić mu znowu zasnąć. Albo ten drugi, z Matriksa, oferujący dwie pastylki. Czerwoną obudzi ze snu raz na zawsze, niebieska pozwoli pogrążyć się w nim bez pamięci.
Jerzy wiedział doskonale, że nie powinien się spodziewać żadnych odwiedzin, nie wspominając już o cudownych pastylkach. Przewracając się z boku na bok, starał się nie myśleć o niczym, a kiedy okazało się to niemożliwe – miał nadzieję, że chociaż przestanie wspominać wydarzenia ostatnich kilku dni. Te jednak natrętnie przesuwały się przed jego oczami, jak gdyby ktoś posadził go na karuzeli i nie pozwalał z niej zejść. Próbował przypomnieć sobie chronologię swojego niezadowolenia. Najpierw irytowały go wieczorne eskapady Malwiny. Potem wściekł się, kiedy zobaczył – albo tylko wyobraził sobie – jej igraszki z kochankiem. Rozgniewał się, kiedy pani Wanda zasugerowała mu, że ta wizja była dla niego podniecająca. Szlag go trafił, gdy żona nie tylko przyznała się do zdrady, ale też zaczęła robić mu wyrzuty. W końcu nie potrafił pogodzić się z samym sobą, gubiąc się nie tylko w lesie, ale też w gąszczu swoich pragnień, lęków i przekonań. 

Taki był jeszcze w niedzielę wieczorem, ale potem coś pękło i cała ta plątanina bólu, gniewu i rozgoryczenia nagle zniknęła. Przez chwilę był szczęśliwy. Przynajmniej do momentu, kiedy wątpliwości opadły go jak stado wściekłych psów, kąsając go w najczulsze miejsca. Nieoczekiwanie ten słodki obrazek wydał mu się zbyt piękny, by mógł być prawdziwy. Zaczął tropić niedoskonałości i zadawać sobie niewygodne pytania. Co dokładnie pękło? 

Może to był korek na flakoniku od pani Wandy? 

Przypomniał sobie rozmowę z Bartkiem i naiwny entuzjazm kolegi, emocjonującego się przygodami wyuzdanej żony. On też nie chciał zobaczyć oczywistych tropów, prowadzących do cygańskiego laboratorium, ale to właśnie on zdobył się na męską decyzję i wyruszył na detoks, podczas gdy Jerzy prowadził radosne życie u boki małżonki, folgując swoim namiętnościom. 

Usiadł na łóżku. W lustrzanych drzwiach szafy zobaczył kontur swojego odbicia, oświetlony mdłym blaskiem księżyca. Był sam. Nie mógł liczyć na pomoc żadnego Morfeusza w eleganckim garniturze koloru oberżyny, ale jeśli miał rację – co wkrótce miało zostać potwierdzone przez Bartka – to musiał przygotować się do podjęcia decyzji. Spojrzał na zgarbionego faceta, siedzącego na łóżku. Może on będzie miał jakiś pomysł? 

„Potrafiłbyś rzucić to wszystko? Umiałbyś odstawić polewkę i żyć tak, jak dawniej? Może faktycznie lepiej byłoby zostać w cygańskim matriksie?” 

„Taki jesteś sprytny? Poczekaj, aż żona znowu zacznie się puszczać, zupełnie jak Paulina. Najpierw ugłaskała męża i zażegnała groźbę rozwodu, a po jakimś czasie i tak wróciła do dawnego hobby.” 

„Malwina nawet o tym nie wspomniała. Jest jej przykro z powodu tej afery, a przy tym mamy teraz razem fantastyczny seks!” 

„Teraz tak. Sądzisz, że Paulina też tak od razu zaczęła o tym rozmawiać? Zaczyna się zawsze od marchewki, na bat w twoim przypadku jeszcze przyjdzie czas. Zastanów się, ile warte jest to wasze szczęście? I czy jesteś gotów oddać za nie w rozliczeniu własną godność?” 

Jerzy cisnął poduszką w szafę, ale tamten nic sobie z tego nie robił. „Możesz się wściekać i rzucać czym chcesz. Sam zdecyduj, co jest dla ciebie ważne. Ostatecznie nikt inny nie będzie płacił tego rachunku.” 

„A jeśli Bartek miał rację? Może nie ma żadnej polewki, jest tylko moja paranoja? Może wystarczy trochę się postarać?” 

„Oczywiście, nie ma żadnej polewki, nie fruwałeś po mieście, a zamiast sceny w hotelu widziałeś własne pragnienia. Teraz faktycznie wystarczy się trochę postarać, zgodzić na nowe przygody i często sprawdzać, czy rogi rosną równomiernie z obu stron. Zadowolony? Tak naprawdę polewka nie ma żadnego znaczenia, a przynajmniej nie miałaby, gdybyś był w stanie przełknąć ten cały pasztet z puszczaniem się. Niestety, czymś trzeba go popić. Szczęśliwie w tym momencie wkracza na scenę uczynna pani Wanda, która chętnie pomoże zdesperowanym mężatkom, chcącym przeżyć drugą młodość bez zbędnych kłopotów i konieczności rujnowania udanego małżeństwa. Oczywiście jej ręce pozostają przy tym czyste, bo panie już dawno podjęły decyzję samodzielnie – ona tylko wzmacnia ten potencjał. Powinieneś być wdzięczny, że nie stręczy twojej żony sąsiadom. Ten marynarz z trzeciego piętra był nią wyraźnie zainteresowany, może następnym razem poprosisz Malwinę, żeby to ona zaniosła mu wiertarkę? Koniecznie w pończochach!” 

„Co mam w takim razie zrobić?” 

„Przestań myśleć główką, skoro masz od tego głowę. Poczekaj na wiadomości od Bartka. Jeśli polewka przestanie działać, będziesz miał możliwość ocenić jego trzeźwą reakcję na powrót Pauliny do dawnych zainteresowań.” 

Jerzy podniósł poduszkę i zniechęcony wrócił do łóżka. Jedyną korzyścią, odniesioną dzięki rozmowie z facetem w szafie był sen tak twardy, że nawet Malwinie ledwo udało się dobudzić męża. 

– Wstawaj, śpiochu, bo ograniczę dostęp do mojej cipki tylko do weekendów! 

– Asomasipkadohego? – wybełkotał nieprzytomnie Jerzy.
– Asoma sipka? Jaka asoma sipka? Zacząłeś po cygańsku gadać?
– Pytałem, co ma do tego cipka? – powiedział, ziewając przy tym rozdzierająco. 

– Rżnąłeś mnie wczoraj jak buhaj, a rano nie masz siły wstać do pracy. 

– Buhaj mi rano... 

– Co?
– Michaj Burano. Był taki romski muzyk. Grał z Niebiesko-Czarnymi.
– Jurek, czy twoja matka wie, że ćpiesz?
– Sama mi wlewasz polewkę...
– Ja ci zaraz wleję! – warknęła Malwina. Wyszła z sypialni i po chwili wróciła z kubkiem pełnym zimnej wody, który opróżniła na głowę męża.
– Oszalałaś? – wrzasnął Jerzy, siadając na łóżku.
– Ja? Popatrz lepiej na zegarek, durna kłodo. Już od pół godziny próbuję wywlec cię z łóżka, ale jesteś kompletnie nieprzytomny. Wychodzę do pracy i życzę ci miłego dnia. Nie zapomnij wstrzyknąć sobie kawy do żył. 

Uruchomienie w trybie awaryjnym i wynikający z niego pośpiech spowodowały, że Jerzy nie miał czasu na jakiekolwiek rozważania. Ubrał się szybko, dziękując sobie za wczorajsze golenie, wypił pół kubka kawy i z poparzonymi ustami pobiegł na przystanek, żując bułkę z żółtym serem. Autobus spóźnił się, ostatecznie odbierając Jerzemu dobry nastrój. Wszystko to skłoniło go do zanurzenia się z powrotem w teoriach spiskowych, którymi postanowił podzielić się z Bartkiem. Wkrótce przecież miała u niego minąć pierwsza doba domniemanej abstynencji od polewki. Tymczasem jednak dowiedział się, że nie nastąpiła spodziewana remisja uczuć, ani nawet ich osłabienie. Wręcz przeciwnie, bieszczadzki eksperyment był źródłem utrapienia i tęsknoty za wdziękami Pauliny. 

– Wytrzymaj jeszcze chociaż dzień albo dwa, zmiana powinna być już wtedy widoczna. 

– Łatwo ci mówić, kiedy sam spędzasz czas z żoną.
– Też za nią tęsknię, przecież pojechała do pracy.
– A co robiliście wczoraj wieczorem?
– Poszliśmy do węgierskiej restauracji i wypiliśmy mnóstwo wina. 

– Nawet mi nie mów! Pewnie się potem bzykaliście? 

– Troszeczkę.
– Troszeczkę! – fuknął Bartek. – Przyznaj się, jak było?
– Rewelacyjnie.
– Nienawidzę cię. Następnym razem to ty pojedziesz testować swoje hipotezy, cholerny paranoiku.
– Pójdę dzisiaj do niej – oznajmił stanowczo Jerzy.
– Do kogo?
– Do Ciurei. Powiem jej, że wszystkiego się domyśliłem i spróbuję ją przycisnąć. 

– Oszalałeś? Jeżeli dowie się o szperaniu w kartotece Pauliny, wszyscy będziemy mieć kłopoty. Nie rób nic głupiego.
– Będę ostrożny.
– To nie wystarczy. Normalnie mógłbym wierzyć w twój zdrowy rozsądek, ale ostatnio nie jesteś sobą.
– To tylko potwierdza moją teorię, że polewka zaburza nasz osąd.
– Własnoręcznie zaburzę twój osąd, jeśli ta teoria się nie sprawdzi.

  • Lubię 6
  • Dziękuję 1

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Jerzemu nie dane było jednak dotrzeć tego dnia do pracy. Przed budynkiem kłębił się tłum ludzi, wśród których wypatrzył swojego przełożonego.
– Co się stało, panie Antoni?
– W nocy wybuchł pożar i spaliła się połowa jednego z pięter. Cały budynek będzie zamknięty, dopóki inspekcja nie wykaże, że można nas tam wpuścić bez narażenia zdrowia i życia. 

– Ile to potrwa? 

– Pewnie z tydzień, może nawet dwa – skrzywił się szef. – Na szczęście to siła wyższa, więc możemy trochę przełożyć terminy. Ale ja pana znam, panie Jerzy! Pan wróci do domu i nadal będzie pracował nad projektem. 

– Naprawdę? 

– Oczywiście, widzę ten błysk w pana oku. Dostrzega pan znakomitą okazję do oddania projektu przed czasem! 

– Stary chuj – mruknął Krzysiek za plecami Jerzego i dodał już głośno: – Panie Antoni, proszę nam zapewnić dostęp do danych, my z Jurkiem będziemy nadal pracować z domu. 

– Tak trzymać! – zawołał zachwycony szef. 

Przez tłum przepchnął się do nich Michał, którego Jerzy podglądał podczas astralnych podróży. 

– Może byśmy tak skoczyli gdzieś na piwo? – zasugerował.
– Piwo z rana jak śmietana – zgodził się Krzysiek.
– A co z projektem?
– Niczym się nie przejmuj, załatwiłem wszystko z chłopakami z IT. Nasze zasoby zostaną odtworzone na samym końcu. Dlatego dzisiaj mamy wolne, a jutro będzie można pospać nieco dłużej. 

Aby uniknąć zbytecznego narażania swojego świeżo umocnionego wizerunku przodowników pracy, przeszli kilka przecznic i wybrali mroczny lokal, mieszczący się w suterenie starej kamienicy. 

– Co panom podać? – zapytała kelnerka w bufiastej bluzce, przywodzącej na myśl Oktoberfest. 

– Trzy duże piwa – odpowiedział Krzysiek. – I wdzięki na tacy – wyszeptał do kolegów, nachylając się nad stołem. 

Dziewczyna spojrzała na niego z politowaniem. Jerzy pomyślał sobie, że po jakimś czasie takie żarty musiały jej spowszednieć i przestały nawet wywoływać niesmak. 

– Fajna dziunia – podsumował ją Michał. – Tylko trochę za młoda. 

– Coś ty – prychnął Krzysiek – żadna nie jest za młoda.
Obaj popatrzyli na Jerzego.
– A co ty sądzisz? 

– Ładna dziewczyna – odpowiedział ostrożnie. 

Spojrzeli na siebie porozumiewawczo. 

– Jurek jest żonaty, więc już nie poszaleje.
– Nie mam nawet na to ochoty.
– Niedobrze, odebrało mu chęć do szaleństw.
– Nie mam ochoty rozglądać się za innymi kobietami.
– Czyli małżonka ci wystarcza?
– Jak najbardziej.
– A ty jej? – wypalił Michał.
Jerzy poczuł, jak zalewa go dziwne ciepło. Miał tylko nadzieję, że się nie rumienił, ale na szczęście piwniczne okienka nie dawały zbyt wiele światła. Na stole zaś tliły się jedynie dwie zmęczone świeczki, które pomimo najszczerszych chęci nie mogły go zdemaskować. 

– Myślę, że tak samo. 

– Tak myśli! – zarechotał Krzysiek. – Tu nie ma co myśleć, tylko uważać. Rogi ci wyrosną, zanim się zdążysz obejrzeć. 

– Kobiety już takie są, nic na to nie poradzisz – zawtórował mu Michał i nie zważając na obecność kelnerki perorował dalej. – Znudzisz im się, prędzej czy później, więc zaczną szukać kogoś innego. 

„Ty znudziłbyś się tak prędko, że musiałabym mieć bardzo precyzyjny stoper” – wyczytał Jerzy w oczach dziewczyny, rozstawiającej kufle na ich stole. Przez chwilę wahał się, ale zdecydował się wstał i podejść za nią do baru. 

– Życzy pan sobie jeszcze jakieś przekąski?
– Chciałem raczej przeprosić za tamtych.
Dziewczyna uśmiechnęła się melancholijnie i machnęła ręką.
– To standardowe zachowania. Każdy z nich widzi w lustrze ociekającego testosteronem samca alfa, ale kiedy przyjdzie wieczór i zostają sami w domu, cały ten testosteron wsiąka w kanapę przed telewizorem, razem z rozlanym piwem i tłuszczem z chipsów. 

Jerzy otworzył szeroko usta.
– Skąd pani wie?
– Bo pracuję tu już prawie pół roku, więc o takich gościach, jak pańscy koledzy, mogłabym bez trudu napisać doktorat.
– A co pani studiuje?
– Weterynarię – odpowiedziała i błysnęła w uśmiechu zębami, których biel kontrastowała z ciemną, karminową szminką. – Umiem jednym ruchem wykastrować byka, ale niech im pan tego nie mówi, bo jeszcze uciekną, a ja mam procent od utargu i napiwki. 

– Znosi pani te wszystkie zaczepki dla pieniędzy? 

– Do wszystkiego można się przyzwyczaić. W barze zaczepiają, a w oborze śmierdzi. Życie już takie jest – dodała filozoficznie. – Pan może sobie pozwolić na dystans, bo ma pan żonę, z którą jest pan szczęśliwy. 

Jerzego zatkało.
– Przepraszam, czy pani jest może Cyganką? Cholera, przepraszam, Romką? 

Roześmiała się.
– Wystarczy skojarzyć fakty. Na pewno ma pan fajną żonę, bo zamiast mnie zaczepiać, przeprasza pan za swoich niewychowanych kolegów. Całą resztę można wyczytać z kart. 

– Z jakich znowu kart? 

– Tarot nigdy nie kłamie – uśmiechnęła się tajemniczo. Wzięła z baru tacę, ominęła Jerzego i poszła zbierać puste szklanki. 

Odwrócił się i podszedł do stolika, podczas gdy koledzy ostentacyjnie bili mu brawo. 

– Tak wygląda teraz brak ochoty?
– Zostawiłeś nas w blokach i pierwszy do niej wystartowałeś. Pogratulować strategii! 

– Nie startowałem do niej.
– To czemu się do ciebie uśmiechała?
– Bo byłem dla niej miły.
Ryknęli głośnym śmiechem.
– Nie startował, tylko był miły!
– Niezły tekst, Jureczku, muszę go zapamiętać. To przy żonie tak się wyrobiłeś?

Spojrzał w stronę baru. Kelnerka posłała mu kpiący uśmiech.
– Twoja retoryka to kopalnia złota – zarżał Michał. – Następnym razem, kiedy jakaś zazdrosna laska zacznie mi robić wyrzuty, będę mógł jej wytłumaczyć, że między mną i tą drugą nie było żadnego seksu, bo ją tylko przeleciałem! 

– Masz teraz jakąś laskę? – zapytał spokojnie Jerzy.
– Kręci się tam kilka.
– Głównie w weekendy, prawda?
– Jak to mówią: przy sobocie po robocie! – odparł z dumą Michał, wypinając starannie wyrzeźbioną pierś. 

– Myślałem, że w sobotni wieczór wolisz oglądać telewizję. 

– Daj spokój, oglądanie pudła w sobotni wieczór to rozrywka dobra dla znudzonych mężów. 

– Podczas gdy żona puszcza się na tak zwanej „babskiej imprezie” – dodał usłużnie Krzysiek. 

Jerzy dopił piwo i wstał od stolika.
– Wystarczy tego, bo już nigdy nie wygrzebię się z kompleksów.
– Nie przesadzaj, to tylko żarty.
– Usiądź jeszcze z nami. Nie warto wychodzić, kiedy masz branie u laski.
– Nie przesadzajcie z tym braniem.
– Jak uważasz. Ale nie musisz się martwić, bo z nami nie będzie samotna.
– Martwiłbym się raczej o was. Uważajcie, bo nawet jurnego byka można wykastrować – ostrzegł ich, upewniając się, że kelnerka słyszała jego słowa. Pomachał jej na pożegnanie i ruszył do domu. 

  • Lubię 9
  • Dziękuję 2

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

[Zainteresowanie historią Jerzego i Malwiny jest wprawdzie nikłe, ale nie unikniecie jej dalszego ciągu! Szkice cierpliwie czekają na przypływ natchnienia i wolny czas, który pozwoliłby mi rozwinąć je w pełnoprawne rozdziały. Tymczasem jednak pozwólmy Jerzemu wrócić "do kraju lat dziecinnych"...]

 

Stał przed przejściem dla pieszych, gdy telefon burknął mu w kieszeni. Jerzy machinalnie sięgnął po aparat i odczytał wiadomość od Bartka: „Zostaw Ciureję w spokoju, musimy najpierw mieć pewność.” Uśmiechnął się do siebie. „Dobrze, że mi przypomniałeś. Wybadam ją dzisiaj delikatnie.” – odpisał i ruszył żwawym krokiem, nie czekając na zielone światło. 

Nieoczekiwane braterstwo broni z kolegą podnosiło go na duchu i dodawało zapału. Uświadomił sobie, że do tej pory wyłącznie kobiety rozdawały karty w tej grze. Możliwe, że Malwina z panią Wandą uknuły ten spisek już wcześniej, zaraz po pierwszej wizycie Cyganki. Ciekawe, po ilu wizytach Paulina otrzymała od niej propozycję pomocy? 

„Potraktuj mnie tak, jak tamten wieprz.” 

Czy przy pomocy tych słów chciała go wystawić na próbę? Sprawdzić jego męskość? Przekonać się, że jest równoważnym partnerem w tej grze? Próbował sobie przypomnieć, ile czasu zajęło mu to za pierwszym razem. Ciotka Teresa przez kilka lat grała z nim tylko na zapałki, zanim wreszcie nauczył się z nią wygrywać. 

Wrócił do wspomnień tamtego lata, od którego wszystko się zaczęło. Miał wtedy dziesięć lat – a może tylko dziewięć? – gdy zaraz na początku wakacji rodzice zawieźli go do ciotki Teresy. 

– Ciocia ma dom niedaleko jeziora, a jako nauczycielka ma wolne tak samo długo, jak ty. W domu będziesz się nudził jak mops, a my nie możemy się tobą zajmować. 

Tyle tylko, że pierwsze dwa tygodnie lipca nie nadawały się do niczego. Deszcz nawet nie padał, tylko lał bezlitośnie z zasnutego brudnymi chmurami nieba. Jerzy pamiętał, jak dotarli do domu ciotki – zmęczeni, zziębnięci, w przemoczonych butach. Ojciec z niechęcią wciągnął na ganek walizkę z ubraniami chłopca. 

– Nie martw się, po takim początku może być tylko lepiej.
Ciotka wyszła na ganek i przyjrzała się badawczo Jerzemu.
– Oto nadzieja klanu Sielickich – oznajmiła z emfazą, po czym zadrżała z zimna i okryła swój obfity biust ciepłą chustką w góralski wzór.
– Naprawdę nie mamy co z nim zrobić. Na półkoloniach nie było już miejsc, a jest chyba jeszcze za młody na samodzielny wyjazd, nawet z rówieśnikami – tłumaczyła matka. 

– Daj spokój, on ma za bystre oczy na to, żeby przebywać z rówieśnikami. Większość z nich to przecież głąby, których jedyne rozrywki stanowią kradzież jabłek oraz gra w kapsle. Przynajmniej tak jest tutaj, młody człowieku – dodała, spoglądając na chłopca. 

– U nas też – mruknął. 

– Czyli miałam rację, cała ta wasza metropolia jest mocno przereklamowana – oświadczyła z satysfakcją ciotka. – Chodźcie do środka, zaprowadzę małego do sypialni, a potem napijemy się czegoś rozgrzewającego. 

Spał jeszcze, kiedy rodzice wyjechali następnego dnia rano. Po namyśle przyznał im rację, tak było wygodniej dla obu stron. Ciotka obudziła go około dziesiątej, serwując mu śniadanie, okraszone krótkim wprowadzeniem. 

– Twój dziadek, a mój ojciec, codziennie rano jadał dwa jajka po wiedeńsku. Serwowane z masłem, w szklance do whisky z grubym dnem. Inżynier po lwowskiej politechnice, cały był zrobiony z rytuałów. Nigdy nie udało mi się zrozumieć, w jaki sposób przetrwał wojnę, bez tych swoich jajek, gorących kąpieli i Tomasza Manna. 

– Dostałem po nim tablice matematyczne – oświadczył z dumą Jerzy. 

– Bardzo dobrze – kiwnęła głową ciotka. – Ku jego rozpaczy wszystkie córki wykazały się kompletnym brakiem talentu do nauk ścisłych, więc na pewno byłby uradowany, widząc ten powrót do korzeni w następnym pokoleniu. 

– Co będziemy dzisiaj robić? 

– Niewiele, bo przecież leje jak z cebra. Nie mam żadnych książek dla dzieci w twoim wieku, a nawet w ogóle dla dzieci. Biblioteka jest na drugim końcu miasteczka, więc zanim tam dojdziesz, będziesz już przemoczony do suchej nitki. 

– Jak można być przemoczonym do suchej nitki? Przecież to bez sensu. 

– Wczasy z nauczycielką, co? – roześmiała się ciotka. – Jeśli chcesz, możemy porozmawiać o meandrach polszczyzny, ale mam lepszy pomysł. Zjedz śniadanie i załóż najgorsze ciuchy, jakie tylko masz. Idziemy na strych. 

– Mama dała mi same dobre ubrania.
– To nie było zbyt mądre. Przecież dzieciak w twoim wieku i tak je zniszczy.
– Nie jestem dzieciakiem! – oburzył się Jerzy.
– Niech ci będzie, osoby w twoim wieku zazwyczaj nie dbają o swoją odzież. Jedz szybciej – ponagliła go, odganiając ręką muchy. – Nie chciałbyś chyba, żeby ktoś pluł ci do jedzenia? 

– Kto mi napluje? 

– Muchy. Ich aparat gębowy nie pozwala na gryzienie, dlatego opluwają one swój pokarm enzymami trawiennymi, a następnie wsysają już rozpuszczony. 

Chłopiec patrzył na nią szeroko otwartymi oczyma. 

– Widzę, że mama nie przygotowała cię na spotkanie z ciotką Teresą. Nic nie szkodzi, dostaniesz kurs przyspieszony. 

Po śniadaniu, które Jerzy zjadł bez zbędnej zwłoki, ciotka zaprowadziła go na pierwsze piętro domu i wskazała drabinę, prowadzącą na strych. 

– Ja nie chcę iść pierwszy! – zaprotestował.
– Nic się nie bój, w razie czego mogę cię złapać.
– Nie ma mowy. Tam są pająki!
– Obawiam się, że masz rację, ale ja nie mogę iść pierwsza, bo jestem w spódnicy. Przecież chyba wiesz, że niepolitycznie jest pannie na drabinę wchodzić, bo ucieszny może dać światu prospekt. 

– Nie będę patrzył – obiecał Jerzy. 

Oczywiście nie wytrzymał i kątem oka spojrzał na jej nogi, kiedy wspinała się na strych. Była zgrabną kobietą o mocnej, sportowej budowie ciała, a tego dnia miała na sobie różowe figi. 

– Wchodź śmiało, wszystkie pająki na pewno uciekły na mój widok. Może powinnam cię była uprzedzić – dodała, patrząc w dół na wchodzącego po drabinie chłopca – ale dzieciaki w szkole wołają na mnie Tekla. Nie mam pojęcia dlaczego, bo nawet nie umiem grać na skrzypcach.
Dla Jerzego przezwisko ciotki również było zupełnie niezrozumiałe. Była przecież ładna i wciąż jeszcze młoda. Dopiero po kilku latach zaczął się zastanawiać, dlaczego nigdy nie związała się z żadnym mężczyzną. Ze szczątkowych informacji, udzielanych niechętnie przez matkę, wywnioskował, że charakter Tekli mógł objawiać się właśnie w jej podejściu do mężczyzn: wykorzystywała ich, jak samica pająka, ale żadnemu z nich nigdy nie pozwoliła się usidlić. 

Strych okazał się prawdziwą kopalnią skarbów. Spędzili cały dzień, buszując w starych skrzyniach. Śmiali się z ciężkich kropli, walących o dach w bezsilnej wściekłości. 

– Zdjęcia weźmiemy na dół i obejrzymy sobie po obiedzie – oznajmiła Teresa, słysząc burczenie w brzuchu Jerzego.
– A to? – zapytał, pokazując wyblakłe pudełko z rysunkiem kostki do gry i napisem „Człowieku, nie irytuj się”.
– Daj spokój – skrzywiła się ciotka – to dobre dla przedszkolaków. Na dole mam karty po dziadku, nauczę cię grać w pokera. Umyj ręce i zjemy jakieś owoce, bo obojgu nam przed obiadem należy się porządna kąpiel. Masz na włosach sporo pajęczyn, na szczęście bez żadnych lokatorów. 

– Nie jestem głodny! – wrzasnął Jerzy. – Chcę się najpierw wykąpać!
– Jak sobie życzysz.
Zaraz po zejściu ze strychu zaprowadziła go do łazienki. Zaczęła napełniać wannę ciepłą wodą, po czym wyjęła z szafki ogromny ręcznik kąpielowy. Jerzy wiercił się niecierpliwie; chciał już zostać sam i jak najszybciej spłukać z włosów obrzydliwe sieci.

– Na co czekasz? Rozbieraj się, muszę ci umyć głowę. Czego się wstydzisz? Przecież uczę biologii, więc każdego roku widzę to wszystko na planszach. 

– Ale... 

– Nie ma żadnego „ale”. Ty już obejrzałeś mój tyłek, teraz ja zobaczę twój, więc nareszcie będziemy kwita. 

Zatkało go. Stała teraz przed nim i śmiała się mu prosto w nos. Znowu wygrała, ale dopiero po kilku dniach zrozumiał, że była do tego przyzwyczajona. Myła mu głowę za każdym razem, on zaś przestał protestować, wykorzystując kolejną okazję do zagubienia wzroku między jej falującymi piersiami. 

  • Lubię 9
  • Dziękuję 1

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Pewnego dnia zawołała go, kiedy wkładała do pralki brudne ubrania. Pokazała mu jego majtki z żółtawymi plamami. 

– Nie wstydź się, bo nie o to mi chodzi. Ściągasz sobie napletek przy sikaniu? 

Jerzy nie wiedział, o co jej chodziło, więc cierpliwie wytłumaczyła mu zawiłości budowy jego własnego ciała. 

– Pamiętaj o tym również przy myciu. 

Trudno było nie słuchać kobiety, która znała przecież sekrety much, plujących do jedzenia. Nauczył się dbać o higienę swojego członka. Kilka dni potem, wciąż mając w pamięci instrukcje ciotki, pławił się w ciepłej kąpieli, myślami błądząc po jej jędrnym ciele, w rezultacie odkrywając niespodziewaną przyjemność, nagradzającą szczególnie intensywne ablucje. 

Ponieważ nic nie wskazywało na to, że pogoda miała się poprawić, zgodnie z wcześniejszą obietnicą ciotka Teresa zaczęła wprowadzać Jerzego w tajniki pokera. 

– Dziadek też w to grał? 

– Oczywiście – odparła. – To właśnie on nauczył mnie grać w pokera, brydża oraz szachy. Kiedy byłam w twoim wieku, strzelałam z procy i rozdzierałam sobie sukienki, przełażąc przez płoty. Nie muszę chyba dodawać, że babcia była tym niepocieszona, natomiast dziadek wydawał się wręcz uszczęśliwiony. Stałam się synem, którego zawsze chciał mieć, ale dopiero po moich narodzinach postanowił, że nie będzie próbował po raz kolejny. Narodziny dziecka to niezależne zdarzenia losowe, oznajmił swojej żonie, dlatego nie należy spodziewać się, że za czwartym razem nareszcie trafi się chłopak. Mańka była już wtedy duża, więc babcia mogła zająć się swoim oczkiem w głowie, czyli Zosią – twoją mamą, przez rodzinę nazywaną Zulą, a przez ojca Zulejdą. Ja z początku plątałam się pod nogami, zaś po paru latach porwał mnie świat zabaw synów naszych sąsiadów. Zanim moja mama zauważyła, co się święci, byłam już klasyczną chłopczycą i pełnoprawnym członkiem indiańskiego plemienia – pochwaliła się ciotka, z dumą prezentując zatartą bliznę na wnętrzu lewej dłoni. 

– Co to takiego?
– Pamiątka po obrzędzie mieszania krwi.
– Bolało? – zapytał z szacunkiem chłopak.
– Na pewno nie bardziej, niż noga, którą złamałam, spadając z drzewa. Dostałam wtedy absolutny szlaban na zabawy z chłopcami, jednak mimo tego, ku rozpaczy twojej matki, moje zainteresowanie domkiem dla lalek nie wzrosło nawet o włos. Byłam bliska obłędu, ponieważ babcia zarekwirowała wszystkie książki Verne’a i Curwooda, dając mi w zamian Polyannę oraz Anię z Zielonego Wzgórza, które były dla mnie ckliwe do mdłości. Wtedy dziadek postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i zaczął grać ze mną w szachy, a kiedy nikt nie widział, również w karty. 

– Graliście na pieniądze? 

– Z początku używaliśmy wiśni, agrestu albo cukierków, ale w pewnym momencie, kiedy zaczęłam zbyt śmiało podbijać stawkę, dziadek ostrzegł mnie, że prawdziwa gra wygląda trochę inaczej. Powiedział mi wtedy, że dorośli grają w pokera na pieniądze, które można łatwo stracić, jeśli tylko zabraknie szczęścia, umięjętności lub opanowania. Oczywiście wywarło to na mnie ogromne wrażenie. Męczyłam go, żeby zagrał ze mną „po dorosłemu”. Miałam tylko siedem złotych w skarbonce, ale udało mi się tego dnia ograć dziadka i skończyłam z dwunastoma złotymi w kieszeni. 

Jerzy patrzył na ciotkę z bałwochwalczym zachwytem w oczach. 

– Nie muszę chyba dodawać, że ta wygrana dodała mi skrzydeł. Kilka dni później zauważyłam mężczyzn, grających w pokera w warsztacie samochodowym nieopodal naszego domu. Pokuśtykałam do nich z moimi dwunastoma złotymi w kieszeni. Najpierw wydawało mi się, że mam pecha, ale potem zorientowałam się, że kantują. Na szczęście, o ile można tak powiedzieć, hazard był wtedy nielegalny i zanim zdążyłam przegrać wszystkie pieniądze, pojawili się milicjanci, którzy zwinęli nas wszystkich na posterunek, z którego odebrał mnie dziadek, purpurowy ze wstydu. Od milicjantów otrzymałam z powrotem moje dwanaście złotych, a także surowe upomnienie, natomiast w domu od dziadka dostałam tęgie lanie, po którym musiałam spać na brzuchu – roześmiała się. – Dlatego nie będziemy grali na pieniądze. Na agrest też nie, bo go nie lubię. Dziadek był cwany, bo niezależnie kto wygrał, to on zawsze zjadał całą pulę. 

– Ja też nie lubię agrestu. Wiśni też nie, wolę czereśnie.
– Od tygodnia leje, więc nie ma co liczyć na czereśnie. Będziemy grali na zapałki.

Ciotka Teresa cierpliwie uczyła chłopaka starszeństwa układów, sprytnie przemycając okruchy rachunku prawdopodobieństwa („możesz to sobie sprawdzić w tablicach po dziadku”). Karty nie straciły swojego uroku nawet wtedy, gdy słońce postanowiło wrócić nad jezioro i pokazać Jerzemu, czym naprawdę były porządne wakacje. Przez pierwszych kilka dni ciotka budziła go rano i wyciągała z łóżka pod pozorem wypraw na grzyby, tak naprawdę jednak pokazywała mu okoliczne lasy i ich tajemnice. Około południa szli z kocem nad jezioro, gdzie Teresa czasami udawała, że nie dostrzega jego ukradkowych spojrzeń, pozwalając mu lepiej przyjrzeć się jej ciału. Ale nawet te momenty erotycznego przebudzenia nie były dla niego warte więcej, niż ich wieczorne rozgrywki i rozmowy. Czasem zapominali o odłożonych na bok kartach i wspólnie przeglądali pożółkłe, czarno-białe zdjęcia – a nawet te starsze, w kolorze sepii. Jerzy łapczywie chłonął opowieści o rodzinie, o której matka, jeśli tylko nie dotyczyło to babci, nie opowiadała zbyt chętnie. 

Hazard, nawet jeśli rozliczany w zapałkach, podglądanie dorosłej kobiety, wyprawy do lasu o świcie lub wczesną nocą, czy wreszcie nauka posługiwania się finką („zaczniemy od gry w pikuty”) – to wszystko sprawiło, że wchodzący w nastoletniość Jerzy poczuł się mężczyzną. Dlatego nie należało się dziwić, że na wieść o przyjeździe rodziców zareagował wręcz niechętnie. Ciotka Teresa miała jednak świadomość, że jej urok jest ściśle związany z wakacyjną reglamentacją. 

– Przyjechaliśmy kilka dni wcześniej, żeby skorzystać z dobrej pogody. Mam nadzieję, że nie zepsuliśmy wam romansu? – oznajmił ojciec, wchodząc na ganek w pomarańczowym świetle zmierzchu. 

– Zachowuj się – syknęła matka, trącając go łokciem w bok. Jerzy spojrzał na ciotkę i był prawie pewien, że zobaczył na jej twarzy uśmiech. 

– Czy to prawda, że dziadek mówił na ciebie Zulejda? – zapytał.
– Co? Skąd ty to wiesz?
– Ciocia mi powiedziała.
– Nie mów o mnie „ciocia” – machinalnie zwróciła mu uwagę Teresa. – Jestem dziką i nieoswojoną ciotką, żerującą na strychach.
– Dobrze się bawiłeś? – zapytała matka, przytulając chłopca.
– Fantastycznie!
– Tak jak myślałem – roześmiał się ojciec. – Strzelaliście z łuku? Zbudowaliście razem tratwę?
– Na to jest jeszcze za młody – odparła ciotka, widząc zaś w oczach siostrzeńca rozczarowanie, dodała: – Za rok popłyniemy kajakiem, natomiast tratwa musi poczekać dwa lata. 

– Będę mógł tu przyjeżdżać co roku? – zawołał z entuzjazmem Jerzy. 

– Wygląda na to, że decyzja już została podjęta – westchnęła z rezygnacją matka. – Szkoda tylko, że nikt mnie nie zapytał o zdanie. 

– Nie narzekaj, Niunia – pocieszył ją ojciec. – Mamy szczęście, że Tessa chce zapewnić Jurkowi fajne wakacje. 

– Mąż ma rację, Łynia – dodała Teresa z niewinnym uśmiechem. Jej siostra zgromiła ją wzrokiem, po czym szarpnęła walizkę i weszła do domu. 

– Łynia? – szepnął Jerzy. 

– Kiedy byłyśmy nastolatkami, twoja mama miała płowe włosy. Wołałam na nią Łysa, a przy rodzicach Łynia, żeby nie było afery – zachichotała ciotka. 

Tego wieczoru kąpał się sam, ale natrętne myśli nie dawały mu spokoju. Przyszedł w piżamie do salonu, gdzie rodzice wraz z ciotką raczyli się wiśniówką. Jednak nawet solenne „dobranoc” nie wystarczało, żeby wygonić chłopca do sypialni. 

– Wy już niedługo zdążycie się nim zmęczyć, niech więc mnie przypadnie honor ukołysania go do snu – oświadczyła ciotka. 

– Dlaczego mama nigdy o tym nie opowiada? – zapytał chłopiec, kiedy leżał już w łóżku. 

– Widzisz, dla niej to były naprawdę bezgrzeszne lata. Powracanie do nich jest bolesne jak wspominanie utraconego raju. Mańka, jako najstarsza, najwcześniej wyfrunęła z domu. Moją przeszłość zdążyłeś już poznać i był to praktycznie nieprzerwany okres burzy i naporu. Natomiast według babci Zula nie była gotowa na starcie z okrutnym światem, co też popychało ją do jeszcze staranniejszego chowania średniej córki pod spódnicą. Kiedy zaś nadopiekuńcza matka zmarła, zanim bezbronna Zulejda zdążyła skończyć studia i nauczyć się życia, z dnia na dzień całą tę beztroskę szlag trafił. Miała sporo szczęścia, że trafiła na twojego ojca, który zaopiekował się nią i pozwolił jej dorosnąć w swoim czasie. 

– A ty? 

– Ja? Popatrz na mnie, ja nigdy nie dorosłam – roześmiała się. – Albo raczej dorosłam tak wcześnie, że nawet tego nie zauważyłam, skoro już jako nastolatka odwiedzałam posterunki milicji. 

  • Lubię 6
  • Zauroczenie 1
  • Przytulam 2

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi
Duszek
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.

Cuckoldplace Poland © 2007 - 2024

Jesteśmy szanującym się forum, istniejemy od 2007 roku. Słyniemy z dużych oraz udanych imprez zlotowych. Cenimy sobie spokój oraz kulturę wypowiedzi. Regulamin naszej społeczności, nie jest jedynie martwym zapisem, Użytkownicy stosują się do zapisów regulaminu.

Cookies

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.

Polityka Wewnętrzna

Nasze Forum jest całkowicie wolne od reklam, jest na bieżąco monitorowane oraz moderowane w sposób profesjonalny przez ekipę zarządzającą. Potrzebujesz więcej informacji? Odwiedź nasz Przewodnik. Jednocześnie przypominamy, że nie przyjmujemy reklamodawców. Dziękujemy za wizytę i do zobaczenia!

×
×
  • Dodaj nową pozycję...