Skocz do zawartości
BlueNote

Wiedźmia polewka

Rekomendowane odpowiedzi

Kilka słów tytułem przedmowy... Nic do tej pory nie publikowałem, ale postanowiłem sprawdzić tutaj, na ile moja pisanina ma jakikolwiek sens dla innych. Rzecz rozkręca się powoli, bo bardziej od opisów "ptaków przyrody" interesują mnie stany emocjonalne bohaterów. Liczę na szczere opinie i życzę miłej lektury!

  • Lubię 4

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

„Jak można być takim pierdołą?” – pomyślał Jerzy, patrząc na lekko już zawianego faceta ze szklaneczką whisky w garści. 

– Kołnierzyk ci się wywinął – burknął do niego z niesmakiem. 

Pierdoła uśmiechnął się przepraszająco i nerwowym ruchem poprawił kołnierzyk. Podniósł szklankę w geście toastu i zamoczył usta w alkoholu. Jerzy pokręcił głową z niesmakiem. Po tym, co zobaczył przed chwilą, nawet idealnie ułożona koszula nie była już w stanie zmienić jego opinii o stojącym przed nim mężczyźnie. Miał ochotę powiedzieć mu prosto w oczy – nie, nawet nie tyle powiedzieć, co wykrzyczeć, wyrzucić trującą go teraz gorycz. Nie można spokojnie patrzeć na coś takiego. Człowieku, czy ty masz jakiekolwiek pojęcie o tym, jak rozmawiać z kobietą? 

Zawiany faktycznie sprawiał wrażenie kogoś, kto ma na ten temat przynajmniej ograniczoną wiedzę. „O ile w ogóle jakąś” – prychnął Jerzy w myślach, bowiem starał się zachowywać jak przyzwoity człowiek. Ale kiedy widzi się coś takiego, można zapomnieć nawet o dobrym wychowaniu. 

– Pijesz alkohol przeznaczony dla prawdziwych mężczyzn, a zachowujesz się jak ciota – warknął. – Co ty wyczyniasz? Pozwoliłeś jej wyjść? 

– Nie pozwoliłem, ale ona i tak nie słuchała – użalił się tamten. 

– To tak, jakbyś jej na to pozwolił – podsumował Jerzy. – Dlaczego jej nie zatrzymałeś? 

– Miałem się z nią szarpać?
– Bez przesady, ale mogłeś jej coś powiedzieć.
– Niby co? W końcu miała trochę racji. Nie jest przecież moją własnością. – A ty? Mam wrażenie, że trzyma cię na krótkiej smyczy.  

Zawiany zadumał się i zakręcił szklanką. Na chwilę wciągnął go wir bursztynowego alkoholu. Zmarszczył czoło, jakby chciał wypatrzyć na dnie słowa, których tak bardzo potrzebował. Na nieszczęście w szklance znajdowało się tylko tymczasowe rozwiązanie jego problemów. 

– Nie trzyma mnie na smyczy – zaczął z godnością i utknął. Jerzy pokiwał głową z politowaniem. 

– Nie trzyma mnie na smyczy, bo przecież...  

Z opresji wybawił go dzwonek do drzwi. Jerzy nie spodziewał się żadnych gości, domyślał się zatem, że będzie to jeden z sąsiadów. „Pewnie ten cholerny bosman” – pomyślał sobie. „Pół świata zwiedził, ale wiertarki jakoś nie udało mu się znaleźć. I jeszcze tak się ślini, kiedy patrzy na Malwinę... ” – dodał z niesmakiem i otworzył gwałtownie drzwi. 

Stała przed nim dojrzała, czarnowłosa kobieta o ciemnej cerze, podkreślonej błyskiem złotych kolczyków wielkości sporych monet. Była ubrana w kolorową spódnicę i białą bluzkę, a na ramiona narzuciła czarną, malowaną w wielobarwne kwiaty chustę. 

„Kto ją tu wpuścił?” – skrzywił się Jerzy. „Na cholerę ten cały domofon, skoro ciągle ktoś otwiera drzwi tym domokrążcom” – pomyślał i zapytał oschle: 

– Pani jest Cyganką?
– Romką.
– Słucham?
– Nasz lud nazywa się Roma. Cyganie to określenie raczej pejoratywne, nie przepadamy za nim. Zresztą Inuici też nie lubią, gdy nazywa się ich Eskimosami.
Jerzy potrzebował kilku sekund, żeby w końcu zamknąć usta. Spojrzał w kierunku zawianego, ale ten też nie miał żadnego pomysłu. „No jasne, czego się można było spodziewać.” Postanowił wziąć na siebie rolę mężczyzny w tym domu.
– Pewnie chce pani powróżyć?
– Oj, złociutki, chyba nie tym razem – roześmiała się kobieta. – Wiem, że nawet wykształceni ludzie lubią takie rozrywki, ale przyszłam tylko powiedzieć, że jestem państwa nową sąsiadką. Państwa, bo widzę obrączkę na palcu. Wprowadzam się tu, pod trójkę i chciałam tylko przeprosić za te dzisiejsze hałasy. 

– Hałasy? 

– Nie zauważył pan? To nawet dobrze, ale na wszelki wypadek przyszłam przeprosić. Nie wiem, czy moim siłaczom uda się skończyć wszystko przed dziesiątą. Zwijają się jak w ukropie, dzielne chłopaki, a że to moi siostrzeńcy, to nic mi od nich nie wypada wymagać, bo z dobrego serca pomagają. Pewnie pan był czymś zajęty, wtedy człowiek nie zwraca uwagi na szuranie po schodach. O, kołnierzyk się panu wywinął, złociutki. Jerzy spojrzał z wyrzutem na swoje odbicie w lustrze. Jak mógł się tego spodziewać, zawiany nadal tam stał, z tym samym tępym wyrazem twarzy i ponownie rozchełstanym kołnierzykiem. Westchnął i spróbował poprawić na sobie ubranie, ale przeszkadzała mu w tym trzymana w ręce szklaneczka. 

– Niech się pan nie martwi, to ludzka rzecz, każdy czasem chce się zrelaksować przy drinku. Tołstoj wielki pisarz, a też pił do lustra – mrugnęła konfidencjonalnie nowa sąsiadka. – Wie pan co? – zawahała się – Może jednak wejdę na chwileczkę, to panu powróżę, słodziutki. 

– Nie, właściwie to ja nie chciałem – zaprotestował Jerzy, ale kobieta machnęła tylko ręką. 

– Niech się pan nie boi, Cyganie nigdy nie kradną tam, gdzie mieszkają – oznajmiła i roześmiała się głośno. 

– Ale co pani! – żachnął się gospodarz. 

– To zależy co pan ma. Może być whisky, ale jeśli ma pan jakiś słodki likier, kochanieńki, to nie pogardzę – oznajmiła, przekraczając próg. 

Zawiany w lustrze mógłby teraz triumfować, gdyby tylko sam nie był równie mało asertywny. Sąsiadka tymczasem już rozglądała się po salonie. Niestety barek stał otworem, ochoczo ujawniając swoją różnorodność. 

– Strega! Skąd pan to ma, młody człowieku? 

Jerzy spojrzał ponuro na żółtą butelkę. „Przynajmniej nie chce niczego dobrego” – pomyślał, zdejmując wciąż jeszcze dziewiczą nakrętkę. 

– Nikt jeszcze nie próbował, jak widzę, ale to trunek dla konesera – skomentowała Romka. – Trochę słodki, trochę gorzki, ale za to jak pachnie... 

– Teść przywiózł z wakacji we Włoszech – burknął niechętnie Jerzy. 

– A wie pan, że to likier czarownic? Strega to po włosku czarownica. Pasuje do mnie – spojrzała na gospodarza, jakby czytając w jego myślach. – Dolej mi do pełna, kochaniutki, bo to aż nie wypada, żeby taki likier stał odłogiem. Generalnie źle jest, kiedy stoi odłogiem – zachichotała lubieżnie, po czym wydobyła z fałdów spódnicy wyświechtaną talię kart i usiadła przy stole. Po krótkiej chwili zerwała się jednak, aż chusta zsunęła jej się z ramion i wykrzyknęła: – Ależ ze mnie prostaczka z taboru, przychodzę jak po srebrne świeczniki i kopertę z dolarami, schowaną w komodzie. A pan, biedniuteńki, zbyt dobrze wychowany, żeby wiedźmę Cyganichę za drzwi wyrzucić. Tak się nie zachowuje przy pierwszych odwiedzinach u sąsiada. Nazywam się Wanda Ciureja. 

Dygnęła przed nim jak panienka. 

– Jerzy Sielicki – mruknął gospodarz. Był zadowolony, że nie wyciągnęła ręki w jego stronę. Bo niby co miałby z nią zrobić? Uścisnąć? Pocałować? Czuł się bardzo niezręcznie w obecności tej ledwo poznanej kobiety. Nie był nawet do końca pewny, że naprawdę się tu wprowadziła. Może tylko plącze się po klatce? 

– Pod trójką ma pani ładny widok z balkonu – wypalił.
– Naprawdę ładny będzie dopiero w maju, kiedy bez zakwitnie – odparła. Uspokojony Jerzy pokiwał głową ze zrozumieniem. Sąsiadka wypiła łyk likieru i spojrzała na jego szklankę.
– Niechże pan sobie też naleje, młody panie – poprosiła i wybuchnęła śmiechem. – Proszę wybaczyć starej babie, że sobie trochę pocygani. Młodzi tego nie lubią, wstydzą się tego i uważają za gorszące. Wpisujesz się w stereotyp, ciotka. Nie, nie jestem taka na co dzień, ale lubię się pobawić tym obrazem, który przywołuję w ludziach. Odrobina whisky dobrze by jednak zrobiła, bo jest pan tak trochę w pół drogi. 

– Drogi dokąd? 

– Ja bym raczej zapytała, do czego. – Pani Wanda podniosła znacząco palec. – Do prawdy o sobie – dodała po chwili cichym, ale dziwnie mocnym tonem. 

– Do prawdy... Doprawdy, to pani raczy żartować – oburzył się Jerzy.
– Pan zapewne inżynier, umysł ścisły?
– Tak, ale co to ma do rzeczy?
– A wie pan, że Enrico Fermi miał nad drzwiami swojego gabinetu w Fermilabie podkowę? Kiedyś jeden z jego światłych kolegów irytował się, że naukowiec i człowiek światły nie powinien wierzyć w takie zabobony. Na to Fermi odparł, że on oczywiście wcale w to nie wierzy, ale powiedziano mu, że nawet jeśli się nie wierzy, podkowa nadal działa. Sam pan przyzna, że to mocno naukowa argumentacja. Przecież nie musi pan wierzyć w istnienie elektryczności, żeby działała! – zakończyła triumfująco. 

Jerzy spojrzał w jej bystre oczy, roziskrzone od figlarnego uśmiechu, który byłby bardziej właściwy młodej dziewczynie, niż dojrzałej kobiecie. 

– Dobra. Powiedzmy, że spróbuję – zgodził się. – Ale potraktujmy to jako żart. 

– To nie żarty, drogi panie Jerzy – zaprotestowała sąsiadka. – Wróżenie to poważna sprawa. Natomiast to, czy pan w nie wierzy, czy nie, to już coś zupełnie innego. Proszę przełożyć karty. Doskonale. Co my tu mamy? 

– Raz, dwa, Merkury w drugim domu – wyrwało się Jerzemu. 

– Utną panu głowę! – wykrzyknęła wróżka i głośno się roześmiała. – Oczytany pan, jak na inżyniera. 

– Pani też, jak na...
– Jak na Cygankę?
– Przepraszam, nie chciałem pani urazić.
– Nie czuję się wcale urażona, stereotyp za stereotyp, miał pan absolutną rację. Nikomu nie przeszkadzam, nikogo nie ruszam, reperuję prymus – pani Wanda rozłożyła ręce w polubownym geście i ponownie spojrzała na rozłożone karty. 

– Na tym właśnie polega różnica. Na odrzuceniu stereotypów na rzecz indywidualnego podejścia. Horoskop gazetowy przewiduje, że Byk uda się w daleką podróż, Baran odniesie sukces w interesach, a Panna napotka okazję do ognistego romansu. Wróżenie natomiast polega na odkryciu w konkretnym człowieku tego, co się w nim kryje, ale z jakiegoś powodu do tej pory się nie ujawniło. 

– Przeznaczenie?
– Ja bym to raczej nazwała potencjałem.
– Fascynujące. W jaki dokładnie sposób bada pani ten potencjał kartami?
– Karty to tylko kolorowy rekwizyt, a tak naprawdę przynęta. Pozwalają odwrócić uwagę, czasami nawet można wtedy wyjąć tę kopertę z komody – Jerzy znowu ujrzał iskierki w jej oczach. – Przepraszam. Przede wszystkim jednak karty dają panu poczucie bezpieczeństwa, skoro to one wyjawiają mi pańskie sekrety, a nie pan. Pan jest zajęty obserwowaniem kart, dlatego nie zauważa, że sam jest obserwowany. 

Podniósł wzrok znad kart i spojrzał w jej oczy. Były teraz chłodne i skupione. Pani Wanda postukała paznokciem w siódemkę trefl. 

– Karty to symbolika, ale istotne są tylko trzy znaczenia: każdy król i walet to mężczyzna, każda dama to kobieta, a kiery to sprawy sercowe. Ćwierć talii to kiery, a że wróży się częściej kobietom, to dwukrotna przewaga facetów stanowi spore ułatwienie, bo to jedna szansa na siedem. Jeśli zaś chodzi o pozostałe karty, to traktuję je jak Humpty-Dumpty słowa: oznaczają dokładnie to, co chcę by w danym momencie oznaczały. Siódemka trefl to zazdrość, panie Jerzy. Ale obok leży trójka kier, czyli to zazdrość o żonę. 

– Wie pani co? – zaczął gospodarz, wojowniczo krzyżując ręce na piersi. 

– Wiem. Jest pan żonaty, ale siedzi sam w domu, pije do lustra i opieprza swoje własne odbicie za brak asertywności. Ona pewnie poszła sama na jakąś imprezę i jest pan jej decyzją urażony. Żadna tam wielka zgryzota ani rozstanie, bo jest pan spokojny i właściwie to nadal trzeźwy, a przecież prosiłam, żeby pan sobie dolał. Proszę nie utrudniać mojej pracy. Sztywny klient to trudny klient. Tym bardziej, że barek był otwarty, czyli zamierzał pan przez cały wieczór zalewać swój smutek i użalać się nad przejściową samotnością. 

Jerzy poczuł, jak nagle wzbiera w nim asertywność i poczuł gotowość do wyrzucenia wścibskiej baby za drzwi, ta jednak musiała wyczuć jego zamiary, bo przerwała na chwilę i przyjrzała mu się uważnie. 

– Proszę mnie posłuchać. Domyślam się, że czuje się pan dotknięty moją szczerością, bo przecież nie chciał pan żadnego wróżenia. Ale skoro już tu jestem, niech mi pan pozwoli zrobić coś, na czym naprawdę dobrze się znam. Proszę mi zaufać, jak inżynier inżynierowi. 

– Pani jest inżynierem?
– Skończyłam technikum – parsknęła pani Wanda.
– A potem?
– Potem była wyższa szkoła życia. Dyplom z wyróżnieniem. Przekroczyłam Rubikon czterdziestki i nadal świetnie się trzymam, a na dodatek właśnie kupiłam mieszkanie. Chyba mam prawo czuć się wyróżniona? 

Jerzy wzruszył ramionami. „Cyganka po technikum, kto by się spodziewał. Ale gadać też potrafi.” Wziął do ust spory łyk whisky i poczuł, jak alkohol szczypie go w język i podniebienie. 

– Dziwne uczucie, prawda? – zapytała pani Wanda. – Jakże ambiwalentną przyjemnością jest picie alkoholu! W większych stężeniach jest zazwyczaj niesmaczny, dlatego doprawia się go rozmaitymi smakami. – Uniosła w górę kieliszek ze Stregą i z wyraźną przyjemnością skosztowała trunku. – Samo zaś picie przynosi nam rozluźnienie, a nawet szczęście, ale też w ten sposób zatruwamy nasz organizm. Jeżeli przesadzimy z dawką, wspaniała zabawa skończy się bólem głowy i mdłościami, które są przecież typowymi objawami chorobowymi. 

– Do czego pani zmierza?
– Miłość również miewa efekty uboczne. Pan przecież bardzo kocha swoją żonę.

– Jeszcze przed chwilą byłem na nią wściekły.
– Raczej na siebie, bo nie umiał się jej pan przeciwstawić. Wygląda na to, że przedawkował pan miłość – uśmiechnęła się sąsiadka.
– Co dalej? – zapytał Jerzy wskazując na karty. 

– Miło, że pan pyta. Właśnie miałam do tego wrócić. Do tej pory czytałam z pana, a karty nie były mi tak naprawdę do niczego potrzebne. Teraz jednak widzę pikowego asa i siódemkę karo, to zapewne długa podróż w interesach? 

– Nic takiego nie przewiduję. 

– No widzi pan, mogę opowiadać bzdury i obserwować pańską reakcję. Słowa są ważne, ale to w gestach i w tonie głosu ukryte są prawdziwe odpowiedzi. 

– Czyli mam zacząć pakować walizkę?
– Niech mi pan da szansę – poprosiła wróżka.
Położyła na karowej siódemce dobraną z talii dwójkę karo.
– Aha! Niskie poczucie własnej wartości. Dlaczegóż to, panie Jerzy? Przecież nie każdy musi wyglądać jak Vin Diesel, żeby być prawdziwym mężczyzną. Otaczający nas świat to dzieło inżynierów, a nie sztangistów z siłowni. 

– To dlaczego kobiety wolą sztangistów?
– Naprawdę pan tak uważa? Czy podejrzewa pan, że pani...
– Malwina.
– Cóż za prześliczne i rzadkie imię – zachwyciła się pani Wanda. – Musi je nosić piękna kobieta.
– Jest piękna – zgodził się Jerzy.
– Powinien pan być szczęśliwy, bo doskonale pan trafił – oznajmiła z satysfakcją sąsiadka, ponownie wznosząc kieliszek do toastu. – Zdrowie pana cudownej małżonki, Malwiny! 

Odstawił szklankę na stół nieco zbyt zamaszyście, rozsypując pozostałe karty z talii. 

– Coś jest nie tak. – W jej głosie zabrzmiało szczere zmartwienie. – Czyżby naprawdę poszła do sztangisty? 

Jerzy zmarszczył czoło i pokręcił głową ze zniechęceniem.
– Do sztangisty chyba nie. Powiedziała, że idzie do klubu z koleżankami.
– To chyba nic zdrożnego.
– Sam już nie wiem. Wraca do domu późno, z reguły zmęczona i na rauszu. Nie jest pijana, zresztą zazwyczaj po powrocie od razu bierze prysznic i to też na pewno trochę ją trzeźwi. Nigdy nic mi wtedy nie mówi, jest padnięta i chce natychmiast zasnąć. Zresztą ja... 

– Również jest pan na rauszu, wykończony oczekiwaniem i do niczego niezdolny po wypitym alkoholu. Można się domyślić. Mam dla pana propozycję: spróbujmy nieco zmienić ten scenariusz. 

– W jaki sposób? 

– Te wieczory wyglądają u państwa tak, że pan ma sporo miłości, a potem już tylko alkohol, aż do końca. 

– A co z jej miłością? 

– Zaraz do tego dojdziemy. Najpierw sugeruję, żeby na dziś odstawił pan już alkohol i wrócił do miłości. 

– Słucham?!
Pani Wanda zachichotała.
– Nic z tych rzeczy, ale pochlebił pan starej kobiecie.
Jerzy był prawie pewny, że się zarumienił.
– Miałam na myśli coś zupełnie innego. Ona twierdzi, że idzie z koleżankami, a pan myśli o sztangistach.
– O jednym, na miłość boską.
– Ma pan rację, trzeba zaczynać od niskich kart. Czyli jest ten nasz sztangista. – Zgrabnym ruchem szczupłej ręki wyłowiła z talii króla trefl i przyjrzała mu się krytycznie. 

– Siwy jakiś – skrzywiła się i sięgnęła po waleta pik. – Pani Malwina lubi brodaczy?

– Chyba tak.
– Ten wygląda na niezłego hipstera. Podwójne sojowe frappucino.
Jerzy parsknął śmiechem. 

– Skąd pani zna takie przypadki? 

– Jeden z moich siostrzeńców pracuje jako barista. Czego to się człowiek nie nasłucha, nie uwierzyłby pan. Wróćmy jednak do sztangisty. 

Powolnym ruchem dołożyła do pikowego waleta zmysłową damę kier. Jerzy poczuł dreszcz na plecach i wzdrygnął się, co nie umknęło uwadze pani Wandy. 

– Myślałam o damie karo, ale ona jest trochę zbyt zwiewna i dziewczęca. Domyślam się, że pani Malwina to zdecydowana kobieta, która doskonale wie, czego chce. 

– Biust też się zgadza. 

– Ależ pan trafił, jak na loterii! Ten walet pik też się bardzo cieszy, stanowczo nasz sztangista ma dzisiaj swój dzień. Poderwał piękną damę kier, która szaleje z nim na parkiecie. Pan, zdaje się, nie lubi tańczyć? 

– Nie lubię ani nie umiem. 

– Nikt nie jest doskonały. Niektórzy jednak doskonale się dziś bawią. Tańczą sobie razem, on stawia jej drinki, aż nagle pani Malwina oświadcza sztangiście, że mogą jechać tylko do niego, bo ona jest mężatką. 

Zapadła cisza tak gęsta, że można było kroić ją nożem. Jerzy machinalnie sięgnął po szklankę, ale pani Wanda położyła dłoń na jego nadgarstku. 

– Nie tak się umawialiśmy. Właśnie wziął pan łyk miłości i poczuł, jak ona piecze.

– To nie miłość, to zazdrość!
– Miłość nie zazdrości – westchnęła. – Ale wszyscy wiemy, jak jest naprawdę. Cholernie zazdrości. Zwłaszcza wtedy, gdy się boi. Niech mi pan opowie, jak piecze pańska miłość. Bo przecież zgodzimy się, że pomimo tych wszystkich domysłów nadal pan ją kocha. Nawet gdyby faktycznie ona pojechała do tego sztangisty i poszła z nim do łóżka, nie wpłynęłoby to na pańskie uczucia. 

– Czułbym się bardzo dotknięty. 

– Ale z pewnością nie na tyle, żeby ją zostawić. Jestem pewna, że ten sztangista nie wyskoczył dziś z talii kart. Pan brał go pod uwagę już wcześniej. To nie był pierwszy łyk palącej miłości – spojrzała Jerzemu w oczy. – Pan się od niej uzależnił. 

– Chyba pani żartuje! Myśli pani, że mi to sprawia przyjemność? 

– Po części tak. To taki emocjonalny rollercoaster. Niby ona pana zdradza, tak pan przynajmniej podejrzewa, ale przecież wraca i za każdym razem następnego dnia gruchacie jak dwa gołąbki. Sprawa załatwiona, nie ma o czym rozmawiać. 

– Nie ma o czym, bo ona mi nic nie mówi. Kiedy wraca, od razu kładzie się spać, a następnego dnia niewiele pamięta albo zbywa mnie jakimiś ogólnikami. 

– Wolałby pan usłyszeć całą prawdę?
– Chyba tak. Przynajmniej wiedziałbym, na czym stoję.
– W takim razie teraz podchodzi pan do sprawy zupełnie nie po inżyniersku. Widział pan kiedyś sztangistę? Nie. Ale wierzy pan, że on istnieje.

– Podejrzewam.
– A jeśli eksperyment naukowy zaprzeczy istnieniu sztangisty?

– Ma pani na myśli naukowy eksperyment z kartami? 

– Nie, panie Jerzy. Są skuteczniejsze środki. Kiedy następnym razem pani Malwina wyjdzie do klubu z koleżankami, proszę do mnie przyjść. Tylko na miłość boską, niech pan nic nie pije! 

  • Lubię 16
  • Dziękuję 1

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Po trzech tygodniach Malwina stęskniła się za gęstą atmosferą baru i jego gorącym pulsem. Tak przynajmniej przedstawiła to Jerzemu. 

– Idziesz z koleżankami?
– Tak.
– A one nie mają mężów?
– Jurek, proszę cię, nie rób z tego afery. To babski wieczór, chcemy się napić, pochichrać i pogadać.
– Babski wieczór w babskim klubie?
– O co ci chodzi?
– Są w tym klubie męskie toalety?
– Pewnie, że są.
– Skoro są toalety dla mężczyzn, to zapewne bywają tam również mężczyźni?
– Tylko nie zatnij się tą swoją brzytwą, Ockhamie. Tak, bywają tam również mężczyźni. Nie uwierzysz, ale zdarza nam się z nimi rozmawiać. Niektóre z nas nawet z nimi tańczą. O tempora, o mores! – zawyła teatralnie Malwina, wznosząc ręce do niebios. 

– I co dalej? 

– Nic, mój drogi. Zupełnie nic. Każda wraca grzecznie do domu, bo gdyby tylko wyrwała sobie jakiegoś fajnego ogiera, pozostałe wydrapałyby jej oczy z zazdrości. 

– A gdyby każda wyrwała sobie ogiera? 

– Niestety, to niemożliwe. – Malwina ze smutkiem pokręciła głową. – Zazwyczaj albo jest o jednego byczka za mało, albo za dużo. Albo jesteśmy zbyt trzeźwe, albo za bardzo pijane. Albo jest z nami Brygida, a ona jest szpetna i nikt na nią nie poleci, więc na złość nam odgrywa rolę strażniczki naszej cnoty. Z drugiej strony – zamyśliła się – gdyby nie było Brygidy, a byłoby o jednego za dużo, to mogłabym się poświęcić i wziąć dwóch. 

– Dwóch? – wychrypiał Jerzy.
Malwina zerknęła na niego kątem oka.
– Myślę, że dałabym jakoś radę. Nawet jednocześnie. To jest zupełnie możliwe – zastanawiała się, przyglądając się swoim paznokciom.
– Chyba ci kompletnie odbiło. Nie wystarcza ci już, że mnie normalnie zdradzasz, to jeszcze... 

– Zaskakująco szybko udało nam się ustalić, że cię zdradzam! Nie ma na to wprawdzie żadnych dowodów, pomijając twoje toaletowe argumenty i dziwaczne fantazje. 

– To nie są fantazje. 

– Niech będzie, nazwijmy je projekcjami. Masz w głowie jakieś dziwne myśli i jest mi dokładnie wszystko jedno, czy się ich boisz, czy raczej ich pragniesz. Chciałabym tylko, żebyś nie przypisywał mi swoich własnych intencji. 

– A ja nie chcę, żebyś się puszczała. 

– To świetnie, bo ja się wcale nie puszczam. Cieszę się, że sobie to wyjaśniliśmy. Czy mogę się teraz przebrać i pójść na spotkanie z koleżankami, które korzystają wyłącznie z damskiej toalety? 

Jerzemu opadły ręce. Chciał nalać sobie whisky, ale przypomniał sobie surowy nakaz pani Wandy. „Jak tu nie pić?”, pomyślał sobie z goryczą, ale myśl o eksperymencie rozbawiła go do tego stopnia, że był w całkiem niezłym humorze, kiedy za Malwiną zamknęły się drzwi. Dla przyzwoitości odczekał jeszcze kilkanaście minut; wydawało mu się niegodnym światłego człowieka, żeby tak niecierpliwie pukać do drzwi wróżki. Na szczęście ta nie kazała mu na siebie długo czekać. 

– Dobry wieczór, panie Jerzy. 

– Pani Wando, Malwina właśnie wyszła do klubu. Pamięta pani jeszcze o tym eksperymencie? 

Twarz sąsiadki ozdobił szeroki uśmiech. 

– Ależ oczywiście, złociutki. Pamiętałam i jestem przygotowana. Niech mi pan tylko pozwoli zabrać odpowiednią buteleczkę. Mam nadzieję, że nic pan nie pił? 

– Ani kropelki. Jestem trzeźwy jak gwizdek.
– Jest pan pewien, kochanieńki? Ani kropelki?
– Przysięgam na własne życie.
– Żeby pan wiedział. To jest kwestia życia i śmierci, serdeńko.
Kolorowa spódnica zawirowała, pani Wanda zniknęła w jednym z pokojów i po chwili wróciła z niewielkim szklanym flakonikiem, zwierającym ciemnawą ciecz.
– Chodźmy do pana, panie Jerzy. To musi być znane i przyjazne miejsce. Proszę porządnie zamknąć drzwi. Czy może pan odłączyć dzwonek?
– Mogę, ale czy to konieczne? – zdziwił się gospodarz.
– Konieczne może nie, ale na pewno zalecane. Proszę też wyłączyć telefon. Nie będzie go pan teraz potrzebował. Ile pan waży?

– Nie wiem – zawstydził się Jerzy. 

– Niedobrze, bardzo niedobrze – zmartwiła się pani Wanda. – A wagę pan ma? 

– Mam.
– W takim razie nic straconego. I tak będzie pan musiał się rozebrać – oznajmiła tonem nieznoszącym sprzeciwu.
– Rozebrać? Ale po co?
– Panie Jerzy, chce pan przeprowadzić ten eksperyment?
– Czy to na pewno jest naukowy eksperyment?
– Czy na pewno... U lekarza też się pan tak certoli i targuje o każdą sztukę odzieży? Myśli pan, że ja nie mam na co patrzeć, tylko na pańskie genitalia? Proszę się rozebrać, zasłonić ręcznikiem, zważyć i podać mi wynik. Będę stała odwrócona plecami, więc niech pan, serdeńko, nie oszukuje na wadze, bo to nie konkurs piękności. Potem położy się pan na łóżku i przykryje kołdrą, żeby nie było panu zimno. Co mówi waga? 

– Osiemdziesiąt sześć.
– To będzie siedemnaście mililitrów. Ma pan cukier w kostkach?
– Nie.
– Nie szkodzi, weźmiemy łyżeczkę cukru – pocieszyła go pani Wanda, wydobywając nie wiadomo skąd malutką pipetę, za pomocą której odmierzyła starannie odpowiednią ilość płynu z buteleczki. Następnie podała leżącemu Jerzemu łyżeczkę z zabarwionym cukrem. 

– Co to jest?
– Jak dziecko – westchnęła. – To jest naleweczka.
– Z czego jest ta naleweczka?
– Bieluń, pokrzyk, szałwia, dziewanna i mnóstwo innych, sekretnych składników. 

– Przecież pokrzyk jest trujący!
– Kochanieńki, czy ty pamiętasz, co mówił Paracelsus? Truciznę od lekarstwa różni tylko dawka. Moja rodzina przez wieki testowała składniki tej receptury. Jeśli uczciwie podałeś swoją wagę, nic złego ci się nie stanie, nie będziesz miał nawet kaca. 

– Podałem uczciwie – zapewnił ją bełkotliwie Jerzy. – Skoro nic złego mi się nie stanie, to co dokładnie ma się stać? 

– Dowiesz się prawdy, dokładnie tak, jak tego chciałeś – powiedziała spokojnie pani Wanda. 

– Ale jak? 

– Jeśli ci teraz powiem, to i tak nie uwierzysz i zaczniesz swoją inżynierską argumentację. Lepiej wypij, a wtedy wszystko stanie się dużo bardziej prawdopodobne. 

Jerzy otworzył usta, a jego sąsiadka z wprawą godną pielęgniarki zaaplikowała mu cukier z naleweczką. 

– Doskonale! – zachwyciła się i obejrzała łyżeczkę pod światło. – Nie zmarnowała się ani kropelka. Teraz ja siądę przy tobie na fotelu i będę nad tobą czuwać – oznajmiła, kładąc dłoń na jego dłoni. – Cokolwiek by się działo, pamiętaj, że jesteś przy mnie bezpieczny. 

– Co będzie się działo? – zapytał nieco bojaźliwie Jerzy, który trochę zbyt późno zaczął nabierać wątpliwości. 

– Wiedźmie polewki to arcydzieła sztuki chemicznej – odparła pani Wanda. – Ta akurat, w co możesz nie wierzyć, pozwala ci widzieć na odległość. 

– Do tego wystarczy lornetka – burknął. 

– Być może nieprecyzyjnie się wyraziłam. Ta polewka pozwala ci widzieć to, co chcesz naprawdę zobaczyć. Muszę cię jednak uprzedzić, że ma pewne skutki uboczne. 

– Teraz mi to pani mówi?
– Formalnie to nie są skutki uboczne, ale efekt zgoła pożądany. Kiedy twój astral... 

– Kiedy moje co?
– Kiedy twoje ciało astralne, panie inżynierze, oderwie się od ciała i zacznie samodzielnie postrzegać rzeczywistość, nie będzie już w stanie skutecznie kierować wspomnianym ciałem. Dlatego wskazane jest, aby ciało nie przeszkadzało w tej eksploracji. Krótko mówiąc, zostaniesz tymczasowo sparaliżowany – pani Wanda na chwilę zawiesiła głos – a sądząc po braku jakichkolwiek protestów, już się tak stało. Za chwilę powoli zaczniesz tracić możliwość bezpośredniej percepcji zmysłowej. Będziesz miał wrażenie, że zapada ciemność, a mój głos będzie dochodził z daleka. Nie bój się tego. Nic ci nie grozi. 

„No to po wszystkim. Teraz obrobi mieszkanie i zostawi mnie tu sztywnego.” 

– Powiedziałam już, że jesteś bezpieczny. Chcę ci pomóc, a nie skrzywdzić. 

„Czy ona umie czytać w myślach?”
– Potrafię sobie wyobrazić, co teraz myślisz. 

„Po co ona to wszystko robi?” 

– Zastanawiasz się pewnie, jaka jest moja motywacja, ale w tej chwili nie mam czasu tego wyjaśniać. Muszę przygotować cię do eksperymentu. Kiedy zostaniesz odcięty od swoich zmysłów, astral będzie mógł wyswobodzić się z ciała i świadomie podróżować. Nie musisz wiedzieć, dokąd się udać. Pomyśl o swojej żonie i o tym, jak bardzo chciałbyś być przy niej i dowiedzieć się, co teraz robi. Nie będziesz mógł patrzeć przez ściany, ale będziesz mógł przez nie przenikać. To zajmie ci chwilę, ale szybko się nauczysz. Twoje pragnienia poprowadzą cię do celu. 

„To chyba jakieś jaja!” – pomyślał Jerzy, do którego głos pani Wandy docierał jednak coraz słabiej. Pamiętał światło lamp, ale nagle uświadomił sobie, że wokół niego panuje kompletny mrok. 

– Skup się na swoim oddechu! – Ostatnia rada przetoczyła się ogłuszającym echem, a potem zapadła cisza. 

  • Lubię 15
  • Dziękuję 2

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Fajne, czekam na więcej. Szkoda że takiej naleweczki nie można kupić w biedrze. ?

  • Haha 1

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Wiosna już niedaleko, belladonna i bieluń rosną dziko po lasach... każdy może odkryć w sobie talent zielarski. Tylko trzeba zacząć od małych dawek, nieprawdaż.

 

Psychonauci – na start! :mrgreen:

  • Haha 3

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Prawdaż. Ostatnio w lesie znalazłem trochę różnych składników... głównie takich do tripa w jedną stronę.

Poznajecie grzybka?

 

20230924_170348.jpg

  • Lubię 1

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Nie pamiętał, jak długo leżał w ciemnościach. Po przebudzeniu spróbował się podnieść, ale jego ciało poruszało się, jakby unoszone na falach. Zebrał w sobie wszystkie siły i odepchnął się od łóżka, lecz zamiast wstać, poszybował pod sufit. 

„To jakieś halucynacje!” 

Widział panią Wandę, stojącą nad jego nieruchomym ciałem. Powoli przesuwała latarkę nad jego oczami, ale w źrenicach nie dostrzegała żadnej reakcji. 

– Możliwe, że twój astral już się obudził, albo przecknie się dopiero za chwilę. Dla pewności będę powoli powtarzać dalsze instrukcje. Spróbuj przejść do innego pomieszczenia. Z początku trudno jest przywyknąć do przenikania przez ściany, ale z czasem nabierzesz wprawy. Moim zdaniem to świetna zabawa. 

Jerzy nie był tego pewien, tak samo jak prawdziwości jego wizji. Jednak to, co widział, było zaskakująco realistyczne i racjonalne. Słuchając cierpliwie powtarzanych instrukcji sąsiadki przeszedł się po mieszkaniu. Wszystko było na swoim miejscu. Korciło go, żeby zajrzeć do sąsiednich mieszkań. Ciekawe, jak wygląda tajemniczy pokoik pani Wandy! 

„Właściwie dlaczego nie?” 

Zgodnie z jego oczekiwaniami, nie było tam kolorowego bałaganu, który mógł panować w cygańskim taborze. Kolby, fiolki i precyzyjne wagi kojarzyły się raczej z laboratorium chemicznym. Obserwacje astrala przypominały jednak wycieczkę do muzeum, gdzie niczego nie można dotykać, więc Jerzy szybko się znudził. Przypomniał sobie słowa pani Wandy i zaczął myśleć o żonie. 

„Gdzie ona może teraz być?” 

Odruchowo chciał spojrzeć na zegarek, ale przypomniał sobie, że zostawił go na własnym przegubie, który leżał teraz kilka metrów dalej. 

„Twoje pragnienia poprowadzą cię do celu.” 

Wypłynął z budynku i powoli unosił się nad rozświetloną latarniami ulicą. Przez chwilę bawiło go latanie, ale wraz z oddalaniem się od domu narastały w nim wątpliwości. Czy naprawdę chciał się dowiedzieć? 

Z drugiej strony, skoro już dał się zatruć tym szatańskim dekoktem, warto byłoby skorzystać z okazji. I to niejednej! Czuł, że podróżuje bez celu, jak gdyby wiatr unosił jego ciało astralne. 

„W tym budynku mieszka Michał! Ciekawe, co teraz robi?” 

Chęć złożenia przyjacielowi dyskretnej wizyty pchnęła go w kierunku dziewiętnastowiecznej kamienicy. Przekonał się, że wystarczyła intencja dotarcia do wybranego miejsca, aby astral pofrunął w odpowiednim kierunku. Jednak poza okazją do ćwiczeń w lataniu, podglądanie Michała nie dostarczyło szczególnie intensywnych wrażeń, ponieważ obiekt obserwacji siedział przed telewizorem i pił piwo. 

„Co za nudziarz! Ogląda w kółko te same seriale. Miałem nadzieję, że będzie figlował z jakąś panienką.” 

Poczuł, że ma ochotę zajrzeć do sypialni jakiejś namiętnej pary, ale żeby to nie było małżeństwo. Podobny do gwałtownego wiatru poryw szarpnął nim i pociągnął tak nieoczekiwanie, że Jerzy na moment zapomniał o swojej umiejętności przenikania przez przeszkody. Zanim zdążył ochłonąć po tym dzikim sprincie przez mury, zawisł nad łóżkiem, w którym dwoje młodych ludzi kończyło wieczór ognistym seksem. Kobieta leżała na plecach z nogami zarzuconymi na ramiona partnera, a on przytrzymywał jej rozłożone ręce za nadgarstki. Jerzy z satysfakcją zauważył, że facet nie był szczególnie przystojny ani muskularny. 

– Lubisz to, prawda? – warknął pomiędzy pchnięciami bioder.
– Uwielbiam! – westchnęła kobieta. – Rżnij mnie jeszcze mocniej!
Mężczyzna przyspieszył, ale gdy po chwili kobieta zaczęła prawie krzyczeć, spowolnił i ograniczył swoje ruchy. Nie wchodził już w nią do końca, zamiast tego powoli kręcił biodrami. 

– Dlaczego mi to robisz? – jęknęła z wyrzutem, próbując go dogonić i znów zatopić w swoim rozpalonym wnętrzu. 

– Zgadnij.
– Chcesz, żebym cię prosiła. 

– Chcę, żebyś mnie błagała. 

– Ty gnoju! 

– Tak, jestem gnojkiem – wycedził, wsuwając się w nią powoli. Odpowiedzią na jego ruch był głęboki jęk, pełen ni to bólu, ni to rozkoszy. – Jestem gnojkiem, ale ty i tak masz to w dupie, bo myślisz wyłącznie o tym, jak się nabić na mojego kutasa. 

– O matko – wydyszała kobieta. – Ubóstwiam twojego kutasa.
– Nawet wtedy, kiedy każę ci go ssać w męskim kiblu?
– Kocham to!
– Dobra z ciebie suka, posłuszna i zawsze napalona. Twój ci tak nigdy nie zrobi? 

– To mój mąż – stęknęła kobieta, czując jak kochanek wypełnia jej spragnioną rozkoszy pochwę. – Nie mogę mu obciągać w toalecie, bo to nie wypada. 

Mężczyzna roześmiał się.
– Trudno was zrozumieć.
– Tu nie ma nic do rozumienia, masz mnie tylko zerżnąć – ponagliła go. Wysunął się z niej cały i jedynie pocierał główką jej wilgotny srom. Kobieta drżała w oczekiwaniu na pchnięcie, aż w końcu z jej ust wydobyło się ciche skomlenie. 

– Proszę cię.
– To za mało.
– Błagam cię. 

– Tak lepiej. Zapamiętaj to, suko, że tutaj to ja będę wydawał polecenia. 

Spadł na nią jak jastrząb na wróbla i już po kilku pchnięciach jej jęki zaczęły nabierać na sile, przeradzając się w krzyki, coraz cieńsze i cichsze – aż w końcu zesztywniała i wydawała z siebie jedynie ciche piski. Przez chwilę delektował się jej bezradnością, aż zadał jej ostatni cios, wybuchając głęboko w jej wnętrzu. 

Dopiero teraz Jerzy uświadomił sobie, że ten obraz był dla niego nie tyle podniecający, co fascynujący. Więź, łącząca tych ludzi, chociaż jednowymiarowa i pozornie płytka, była jednak wystarczająco silna, żeby dostarczyć im wrażeń, których on sam – co przyznał ze wstydem – nigdy nie doświadczył, ani nie dostarczył swojej żonie. 

„Twój ci tak nigdy nie zrobi!”
Malwina! Gdzie jest Malwina?

  • Lubię 11
  • Dziękuję 2

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Poczuł ukłucie w sercu i zaraz potem tęsknota wyniosła go gwałtownie pod niebo. Pragnienie poznania prawdy musiało być w Jerzym bardzo silne. Gdzieś w dole wirowały światła nocnego miasta – tak szybko, że zupełnie stracił orientację. Nagle zapadł się w ciemną studnię parku, ale w ostatniej chwili prześlizgnął się nad wierzchołkami drzew. Mignął mu jeszcze rozmyty neon hotelu, a potem przefrunął przez rząd ciemnych pokoi, by zatrzymać się nad zapaloną lampką nocną. 

Jego żona, półnaga, klęczała na podłodze. Miała na sobie tylko pończochy i rozpiętą bluzkę, z której wyzierały jej kształtne piersi. Płaszcz, szpilki i spódnica leżały w nieładzie na podłodze. Nad nią stał muskularny, krótko ostrzyżony mężczyzna z brodą, trzymający w ręce złożony na pół pasek od spodni. 

„Faktycznie podobny do pikowego waleta, tylko tamten był uśmiechnięty.” – zauważył Jerzy. 

Brodacz zmierzył swoją ofiarę surowym spojrzeniem.
– Chyba za mało jeszcze dostałaś.
– Błagam, nie! Już wystarczy – prosiła go Malwina.
– Najwyraźniej nie wystarczy, skoro nadal nie chcesz mi dać tego, co chcę. 

– Nie potrafię – załkała, składając ręce. 

– Przy mnie każda potrafi – wycedził. – To tylko kwestia czasu i motywacji. Dostaniesz dwadzieścia batów do namysłu. 

– Proszę, nie!
– Kładź się, zanim zrobi się z tego trzydzieści.
– Nie wytrzymam!
– Chcesz wyjść?
Malwina zawahała się, a potem pokręciła przecząco głową. Miała łzy w oczach i drżała ze strachu. W porównaniu z tym spektaklem sytuacja, której świadkiem był przed chwilą Jerzy, była niewinną igraszką. Nie potrafił zrozumieć, co powodowało jego dumną i pewną siebie żoną. Dlaczego pozwalała się tak traktować? Przecież pozwolił jej wyjść! 

– Jeżeli teraz wyjdziesz, już nigdy nie będziesz mogła wrócić. Znasz moje reguły. 

– Tak, panie – odparła z rezygnacją.
Mężczyzna chwycił jej brodę i zmusił do spojrzenia prosto w oczy.
– Jesteś dla mnie naprawdę wyjątkowa i dlatego dam ci jeszcze jedną szansę. Kładź się.
Malwina posłusznie wstała i podeszła do łóżka. Położyła się na brzuchu, podciągając bluzkę tak, żeby odsłonić nagie pośladki, które były już mocno zaczerwienione. Najwyraźniej musiała już wcześniej namyślać się nad żądaniami brodacza. 

– Raz! – Pas ze świstem przeciął powietrze i z głośnym klaśnięciem wylądował na wdzięcznych krągłościach, wyrywając z ust kobiety stłumiony jęk. 

– Dwa! Trzy! Cztery!
– Błagam, już nie dam rady! – jęknęła płaczliwie Malwina. 

– Znasz reguły, dziwko! – warknął jej oprawca. – Nie wolno ci się skarżyć. Ten ostatni się nie liczy. Cztery! 

Żona Jerzego zawyła z bólu i zaczęła szlochać.
– Już nie trzeba, zgadzam się!
– Zgadzasz się? Pamiętasz naszą umowę. Nie pytałem cię o zgodę.
Walet pikowy cierpliwie czekał na właściwą odpowiedź. Wiedział już, że dalsza eskalacja bólu nie ma większego sensu i może tylko popsuć zabawę. Teraz należało tylko pozwolić ofierze przyzwyczaić się do gorzkiego smaku porażki. Przełknie i to, tak samo jak wcześniej swoją godność i niezależność. Przecież właśnie po to do niego przyszła. 

– Będę cię prosić, panie, tak jak sobie tego życzyłeś.
– Oczywiście, że będziesz, jesteś przecież dobrze wytresowaną dziwką.
– Tak, panie. Nauczyłeś mnie czerpać radość z posłuszeństwa.
– Jesteś mi za to wdzięczna?
– O, tak! – gorliwie zapewniła Malwina. Jerzy był pewien, że mówiła prawdę.
– Przygotuj mnie zatem – rozkazał brodacz i odsunął się od łóżka. Stanął w lekkim rozkroku, trzymając ręce za plecami.
Kobieta uklękła przed nim i rozpięła jego spodnie. Zsunęła je z bioder i pośladków, po czym zaczęła pieścić wiszącego przed nią członka. Gładziła go delikatnie, co jakiś czas liżąc go i całując. Mężczyzna wydawał się nie zwracać na nią uwagi. Patrzył przed siebie, skupiony wyłącznie na swoich doznaniach. Jego kutas twardniał i nabrzmiewał pod wpływem czułości. Malwina masowała go teraz, za każdym razem liżąc odsłoniętą żołądź, lśniącą w bladym świetle lampki nocnej. 

– Rozbierz mnie – polecił jej. – I nie zapominaj o utrzymaniu erekcji.
– Jak sobie życzysz, panie – mruknęła.
Nie przestając pieścić go językiem, rozwiązała sznurówki jego butów, a potem zsunęła mu spodnie aż do kostek. Wyprężony fiut zadrżał, a potem zaczął delikatnie opadać. Jerzy nie mógł uwierzyć własnym oczom, kiedy ujrzał swoją żonę, w akcie desperacji wsuwającą głowę między uda swojego władcy. Okazując bezgraniczne oddanie lizała mu tyłek, a bydlak aż wzdychał z zadowolenia. Kiedy upewniła się, że członek jej pana był znowu wyprężony, delikatnie chwyciła mężczyznę za kostkę i uniosła jego stopę. Aby nie upaść, musiał położyć dłoń na jej głowie i oprzeć się na niej. Malwina oswobodziła go z obuwia, a potem z nogawki spodni. Stał teraz przed nią w samej koszuli, którą niespiesznie rozpinał. 

„Co za gnój!” – zagotował się Jerzy. „Traktuje ją jak niewolnicę w haremie!”
– Przygotuj mojego kutasa – brzmiał kolejny rozkaz.
Kobieta posłusznie wzięła członka do ust, starając się wsunąć go jak najgłębiej.
– Dalej, dalej. Stać cię chyba na więcej – dopingował ją brodacz kpiącym tonem. Malwina z niemal religijną żarliwością wpychała sobie sterczącego fiuta do gardła, krztusząc się głośno. Musiała jednak czerpać z tego jakąś przyjemność, bo gdy tylko robiła przerwę na złapanie oddechu, jej twarz rozświetlał uśmiech ozdobiony łzami. Rozmazany tusz do rzęs spływał jej po policzkach dwiema ciemnymi strugami. Jerzy nie pamiętał, kiedy ostatni raz widział ją taką bezbronną, a ta niecodzienna sytuacja uczyniła ją w jego oczach jeszcze piękniejszą. Wpatrywał się żonę z niezrozumiałym zachwytem i zupełnie nie rozumiał reakcji obsługiwanego przez żonę mężczyzny. 

– Jesteś beznadziejna. Chyba muszę ci pomóc. 

– Zrobię wszystko, żeby cię zadowolić, mój panie – oświadczyła z pokorą, patrząc mu w oczy niczym wierna suka. 

Tamten zebrał jej włosy prawą ręką, lewą łapiąc ją od spodu za szyję. Malwina pochyliła się do przodu, szeroko otwierając usta. Jej oprawca nadział ją na sterczącego kutasa, by po chwili zacząć ją posuwać w gardło. Nie zwracał uwagi na to, że niewolnica krztusi się i ślini – wręcz przeciwnie, wyglądało na to, że taki właśnie jest jego cel. Cokolwiek by jednak robił, żona Jerzego z autentycznym oddaniem pozwalała mu dysponować swoim ciałem. 

„Musi ją czymś szantażować” – stwierdził Jerzy. Uznał za niemożliwe, żeby robiła to z własnej woli. Brodacz jakby czytał w jego myślach. 

– Czy służąc mi, jesteś szczęśliwa? – zapytał i wysunął fiuta z jej ust, aby mogła mu odpowiedzieć. 

– Tak, panie – odparła, łapiąc oddech.
– Czy jest coś, czego pragniesz jeszcze bardziej, niż zaspokajać mnie swoimi ustami? Malwina zawahała się przez moment, ale wystarczyło jedno spojrzenie w oczy brutalnego mężczyzny, by uśmiech znów pojawił się na jej twarzy.
– Chciałabym cię prosić, mój panie... Chciałabym prosić, żebyś zerżnął mnie w dupę.
Jerzy zamarł. Wiedział o istnieniu seksu analnego, ale nawet nie śmiał marzyć o tym, żeby kiedykolwiek spróbować go z żoną. Przede wszystkim wydawało mu się to niemożliwe; był przekonany, że to dziwaczna sztuczka rodem z filmów pornograficznych, praktycznie niewykonalna dla normalnej kobiety. Po drugie uważał to za coś szalenie niestosownego i głęboko wstydził się swoich skrytych fantazji na ten temat. Myśl o proponowaniu tego żonie wydawała mu się do tej pory zupełnie absurdalna. 

A teraz patrzył na Malwinę, kiedy to ona błagała jakiegoś obcego sadystę, żeby jej to zrobił! 

Na twarzy brodacza pojawił się szeroki uśmiech, zupełnie jak na karcie Cyganki. 

– Mam nadzieję, że dobrze go obśliniłaś, bo na inne nawilżenie nie masz co liczyć. 

– Pamiętam o tym, panie.
– Przygotuj się. 

Klęknęła na łóżku, wypinając się w kierunku swego pana, a następnie sięgnęła rękami do pośladków i ze stłumionym jękiem rozciągnęła je na boki. Po chwili rozluźniła się, a brązowy otworek rozchylił się z cichym westchnieniem. Jerzy wpatrywał się weń jak urzeczony, z niekłamaną satysfakcją dostrzegając, że nawet brodacz docenił poświęcenie Malwiny. 

– Pomogę ci – oznajmił, spluwając z bliska na jej rozwarty odbyt.
– Dziękuję, panie – wyszeptała z wdzięcznością.
Jerzy przysunął się bliżej. Ujrzał żylaste ręce mężczyzny, chwytające jej biodra. Wyprężony członek zbliżył się do maleńkiej dziurki. Kobieta zadrżała, kiedy poczuła jego ciepło, zaś w jej oczach zaszkliły się łzy. Musiała jednak naprawdę być spragniona tych doznań, bo gdy tylko masywna główka wsunęła się w nią, grymas bólu pojawił się na jej twarzy jedynie na moment, już po chwili rozpływając się w uśmiechu prawdziwego szczęścia. 

Brodacz powoli wykonywał koliste ruchy, starając się nie wsuwać zbyt głęboko. Malwina wzdychała coraz głośniej. 

– Jesteś gotowa? – zapytał niespodziewanie miękkim głosem.
– Dla ciebie zawsze jestem gotowa – wyznała głosem pełnym uległości. Jęknęła, kiedy wsunął się głębiej.
– Boli?
– Troszeczkę, ale to przyjemny ból.
Kolejne pchnięcie, tym razem głośniejszy jęk.
– Lubisz, kiedy boli?
– Wtedy czuję, że służę.
Mężczyzna pokręcił głową z niedowierzaniem.
– Nie przypuszczałem, że uda mi się ciebie aż tak wytresować.
– Cieszę się więc, że mogłam cię zaskoczyć. 

Pikowy walet wrócił do moszczenia się w ciasnej dziurce. Jerzy postanowił sfrunąć spod sufitu i przyjrzeć się z bliska nabrzmiałej i lśniącej od soków cipce swojej żony. Wilgotne wargi sromowe rozchylały się zachęcająco z podniecenia, ale niestety jedyny dostępny członek tkwił teraz w znajdującym się nieopodal innym, znacznie ciaśniejszym otworze, który zdawał się żyć własnym życiem. Potwierdzały to głośne jęki jego właściciela. 

– Chcesz mnie wydoić, suczko?
– Podoba ci się to, panie?
– Jesteś cudowna. Jak się tego nauczyłaś?
– Po prostu chciałam znaleźć nowy sposób sprawiania ci przyjemności.
– A co powiesz na stary i sprawdzony? – zapytał, zadając kolejne pchnięcie.
– Co tylko zechcesz – jęknęła.
Mężczyzna przyspieszył swoje ruchy.
– Głębiej, błagam cię, głębiej! Chcę cię poczuć całego – wyła żona Jerzego. Brodacz wbił się w nią, aż pośladki klasnęły o jego podbrzusze, ale zaraz potem wycofał się odrobinę. Chwycił nasadę członka i zaczął nim miarowo ruszać w górę i w dół. 

– O Boże! – krzyknęła podniecona Malwina. 

Jerzy dostrzegł, że jej brązowa rozetka rozluźnia się coraz bardziej, a piczka jest cała spuchnięta i zaczerwieniona. 

– Nie wytrzymam już dłużej! – jęknęła rozdzierająco.
– Nie musisz – wysapał jej kochanek. – Rano posprzątają.
Wargi sromowe rozchyliły się i spomiędzy nich trysnęła obfita fontanna. Brodacz stęknął i zaczął z powrotem pompować ciasną szparkę swojej ofiary. Malwina szczytowała szlochając, a jej niezaspokojona cipka szlochała razem z nią. To podniecenie było zaraźliwe, ponieważ po chwili mężczyzna zawył i wbił się w to cudowne ciało, którego jedynym celem było dawanie mu rozkoszy. Jerzy mógł z bliska obserwować wytrysk, aczkolwiek ani kropelka spermy nie wypłynęła z tyłeczka, czule obejmującego pulsujący członek. Czując rozlewające się w niej ciepło, kobieta ponownie zaczęła zaciskać mięśnie, chciwie wsysając do swego wnętrza nasienie kochanka. 

– Jesteś niesamowita – wyznał brodacz. – W nagrodę mam dla ciebie jeszcze jedną niespodziankę. 

– Zamierzasz znowu... 

– Dokładnie tak. 

Jerzy nie wiedział, czego się spodziewać. Oboje trwali w bezruchu, gdy nagle Malwina zadrżała i głośno jęknęła. 

– Czujesz to? – zapytał jej kochanek.
– To jest wspaniałe – westchnęła. – Możesz jeszcze trochę?
– Dopiero zacząłem – uspokoił ją. – Będziesz miała mnóstwo czasu, żeby się nacieszyć.
– Rozpływam się – wymruczała. – Błagam cię, nie przerywaj.
„Co to może być?” – zachodził w głowę Jerzy, ale nagle sam poczuł coś dziwnego. 

Chociaż ze wszystkich sił chciał zostać w tym pokoju, jakaś siła nieuchronnie wyciągała go na zewnątrz. Jego astral przenikał przez ściany hotelu, a potem wzniósł się w wypełnione gwiazdami niebo i pomknął nad okrytym nocą miastem, którego światła ginęły we wszechogarniającym mroku. 

  • Lubię 8
  • Dziękuję 5

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi
Duszek
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.

Cuckoldplace Poland © 2007 - 2024

Jesteśmy szanującym się forum, istniejemy od 2007 roku. Słyniemy z dużych oraz udanych imprez zlotowych. Cenimy sobie spokój oraz kulturę wypowiedzi. Regulamin naszej społeczności, nie jest jedynie martwym zapisem, Użytkownicy stosują się do zapisów regulaminu.

Cookies

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.

Polityka Wewnętrzna

Nasze Forum jest całkowicie wolne od reklam, jest na bieżąco monitorowane oraz moderowane w sposób profesjonalny przez ekipę zarządzającą. Potrzebujesz więcej informacji? Odwiedź nasz Przewodnik. Jednocześnie przypominamy, że nie przyjmujemy reklamodawców. Dziękujemy za wizytę i do zobaczenia!

×
×
  • Dodaj nową pozycję...