Skocz do zawartości
markow65

Act-Club w Warszawie. Ktoś był?

Rekomendowane odpowiedzi

W tę sobotę wybieram się z przyjaciółką właśnie do ACT. Mógłby ktoś mi podpowiedzieć na prv. jakieś wskazówki itp.? W końcu to noc nowicjuszy, a takowymi jesteśmy :)

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Wybiera się ktoś w najbliższą sobotę?

  • Lubię 1

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

No i byliśmy. Był to nasz pierwszy raz w swingers klubie. Mini recenzja - głównie dla świeżaków takich jak my, zielonych jak szczypiorek. Oczywiście bez szczegółów bo jak to mówią co dzieje się w Vegas zostaje w Vegas ...czy jakoś tak. 😉

Sam klub mieści się w willowej spokojnej dzielnicy, wbrew informacjom na stronie, adres znaleźć można po prostu w google. Przy wejściu kulturalny ochroniarz, za drzwiami uprzejma obsługa informuje o głównych punktach regulaminu, oraz inkasuje wejściówkę i wydaje kluczyk do szatni. W ostatnią sobotę był wieczór tematyczny piżamowy co równało się z odpowiednim dress-code. Jak się okazało później nie było to zbyt rygorystycznie przestrzegane, ale to na plus bo grunt to czuć się swobodnie. Pozytywnym zaskoczeniem była duża frekwencja zwłaszcza, że tej nocy wstęp miały tylko pary i singielki. Na parterze po minięciu szatni i toalet, za kotarą znajduje się bar oraz salon z mini parkietem i rurą do pooldance, w tle muzyka taneczna coś na pograniczu house/tribal. Na stole przekąski, nie wiem czy dobre, nie kosztowaliśmy. Jest też małe przeszklone  pomieszczenie palarnia. W barze dwie lufy dla odwagi. Towarzystwo w bardzo różnym wieku, ludzie sympatyczni nie nachalni. Na poziomie -1 basen, sauna, salonik do masażu, sala bilardowa. Pierwsze piętro to clue całego klubu, cztery pokoje z przygaszonymi światłami i miejscami do uciech, w jednym czeskie gloryhole. Drugie piętro to już strefa kink/bdsm z huśtawką, fotelami ginekologicznymi, krzyżem, klatką i dybami. 

Generalnie odczucia na plus, jest bezpiecznie, czysto, schludnie. Każdy znajdzie dla siebie coś dobrego 

Jeśli ktoś miałby chęć się wybrać razem, dajcie znać, jeśli termin akurat będzie nam pasował, chętnie się wybierzemy ponownie.

  • Lubię 9

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Hej.

Wpis pochodzi z grupy Klimatyczni i za pozwoleniem autora Grzegorza udostępniam go, bo myślę że zawiera cenne informacje, które również Wam mogą się przydać.

 

"Zazwyczaj tego nie robię, ale tym razem postanowiłem podzielić się swoimi wrażeniami z wizyty w Act Club w Warszawie. Zainspirował mnie do tego najnowszy tekst na blogu SWM o (braku) zasad w swingers clubach, więc będę nawiązywał także do ich opisu Actu jako swego rodzaju punktu odniesienia, gdy będę przedstawiał swoje wrażenia. Będzie to miks recenzji samego miejsca i klimatu panującego w nim oraz moich osobistych obserwacji na temat tego jak może wyglądać wspólny wieczór w tym "klubie".
Spoiler alert: dno, dziesięć metrów mułu, a pod spodem bagno.
Dwa tygodnie temu wraz z narzeczoną znaleźliśmy się w stolicy na weekend i 27 lipca postanowiliśmy urozmaicić sobie wieczór wizytą w klubie swingerskim. Wybraliśmy Act Club. Impreza nazywała się "Imieniny Ani". Wybraliśmy to miejsce na spędzenie wieczoru, bo przeglądając dostępne możliwości stwierdziliśmy, że to może być coś dla nas. Impreza głównie dla stałych i ogarniętych gości klubu, czyli zapowiedź świetnie spędzonego wieczoru. Z naszym doświadczeniem i podejściem sądziliśmy, że na miejscu będziemy się rewelacyjnie bawić.
I w tym momencie wszystko zaczyna się coraz bardziej psuć. Nie znamy tytułowej Ani, lecz rzeczywiście pojawiła się ona na krótko o północy, były życzenia, obowiązkowe sto lat, dalej całkiem niezły tort i tyle. W praktyce wcale nie wyglądało to jakby  na tej imprezie znaleźli się ludzie ze rozumiejący swingerskie klimaty, ogarnięci i rozumiejący zasady tego typu zabaw. Lecz o tym dalej, zacznijmy od lokalizacji.
Moim zdaniem to miejsce absolutnie nie nadaje się na klub swingerski, chociażby ze względu na swoje położenie. Jest to stara willa ulokowana na wąskiej i ślepej ulicy. Z tego względu można zapomnieć o parkowaniu w pobliżu i ciężko będzie zawrócić szukając takowego. Sąsiedzi są tak blisko, że gdyby z najwyższego piętra dobrze splunąć, to spokojnie trafi się na balkon w najbliższym bloku. Stąd też całość klubu jest permanentnie zamknięta. Poza drzwiami wejściowymi wszystkie otwory są zamknięte na głucho i zabezpieczone pianką, by żadne hałasy nie przeszkadzały okolicznym mieszkańcom.
W pełni to rozumiem, bo kilkupiętrowe bloki położone są dosłownie kilkanaście metrów dalej, a budynki po lewej i prawej jeszcze bliżej. Z balkonu czwartego piętra byłby tam wspaniały kąt na nagrywanie zabaw w zapewne istniejącym ogrodzie tej willi. Niemal wojenne zaciemnienie ratuje klientów i załogę od wyniesienia na widłach i spalenia na stosie jako bezbożników w środku tej wąziutkiej uliczki. W efekcie w środku jest totalnie duszno i przede wszystkim ciasno. Z litości nie wspomnę o palarni/wędzarni o wymiarach 2x2m.
Wnętrze wygląda jak stary burdel lub rezydencja gangstera z przełomu lat dziewięćdziesiątych i dwutysięcznych. Największym plusem całości jest ogromny, choć zimny basen znajdujący się w piwnicy. Mogę sobie spokojnie wyobrazić, że kultowy tekst „Memory find, Siara. I wszystko jasne.” padł właśnie w nim, gdy Siarzewski dzwonił po panienki dla siebie i Jurka Killera.
Na miejsce dotarliśmy około 22:30 w sobotę dwa tygodnie temu. Po drodze zgodnie z sugestią właścicieli wysiedliśmy wcześniej na skrzyżowaniu i ostatnie dwieście metrów pokonaliśmy piechotą.  Najpiękniejszym i najbardziej wholesome spotkaniem z całego wieczora były dwie siwe panie, które po ciemnej ulicy (lamp nie ma lub nie działały) szły świecąc sobie telefonem i na nasz widok powiedziały „do swigersów idą, ale pięknie wyglądają”. 😃 Po wejściu na górę czekało nas pierwsze zdziwienie - w recepcji nikt nie zapytał o naszą rezerwację, która rzekomo jest wymagana.
Usłyszeliśmy tam kilka zdań wyjaśnienia na temat zwyczajów panujących w klubie i przeznaczeniu poszczególnych pięter, ale bez szczegółów i nacisku na najważniejsze rzeczy. Pierwsze cztery punkty regulaminu na stronie internetowej szczegółowo omawiają zasady związane ze zgodą/consentem na dotyk czy zabawy, w praktyce to niestety w tym miejscu nie istnieje, a recepcjonista o nich nie mówi. Ka-tching!
Zanim dotarliśmy z szatni do baru moja partnerka została dwukrotnie zmacana. To było nasze pierwsze rozczarowanie, które niestety przerodziło się w szereg coraz bardziej alarmujących i niebezpiecznych zachowań jakie mieliśmy okazję zaobserwować. Zaczynając od samego wnętrza - bar jest malutki, ma może 1.2x3.5m, więc dopchanie się do niego może trochę potrwać, nie wspominając już o ryzyku bycia obmacaną jeżeli to kobieta sama stoi w kolejce. Wszelkie historie o barmanach działających sprawnie i przygotowujących wspaniałe drinki jakie są w recenzjach Google można między bajki włożyć (ciekawe skąd te pochlebstwa się tam wzięły? Hmmm…). Barmani działają wolno, robią bardzo podstawowe drinki i nie pilnują kolejki, wiec można stać po 15-20 minut starając się przyciągnąć ich uwagę zanim któryś łaskawie raczy cię zauważyć i obsłużyć. Oczywiście znajomi (w szczególności znane im wcześniej skąpo ubrane kobiety) mają pierwszeństwo. Po dokonaniu rezerwacji, w potwierdzającym ją mailu otrzymałem też informację że cennik dostępny jest na miejscu, jednak nigdzie nie było go widać.
Dwa pomieszczenia na parterze błyskawicznie zapełniają się ludźmi i robi się tam straszny tłok, gdy jest w nich więcej niż kilka osób. To przy barze składa się z kilu hokerów, oraz dwóch starych, popękanych i niehigienicznych kanap pamiętających chyba zabawy Siary z Rysią. Całość mieści tylko te dwie kanapy na dwie, maks trzy pary każda, mały stolik kawowy, bar oraz konseletę DJ-a, którego równie dobrze mogłoby tam nie być. Co z tego, że na imprezie był DJ, skoro muzykę grał taką, że równie dobrze można by puścić randomową popową playlistę że Spotify na shuffle. Nie zachęcało to do tańca, a było o wiele zbyt głośne, by móc rozmawiać i kogoś poznać. Albo stoisz upchnięty starając się coś zamówić przy barze, albo masz salę „taneczną” za barierką o wymiarach 5x6m, w której też oczywiście musi zmieścić się kilka kanap, foteli, krzeseł, stolików, kominek i będąca wisienką na torcie rura znajdująca się pośrodku. Ktokolwiek na niej zatańczy, ten od razu eliminuje z wykorzystania 90% parkietu, chyba, że ktoś lubi mieć wybite szpilką oko lub ślad po takowej pod żebrem. Nie ma to jak krzyczeć do osoby stojącej 30 centymetrów obok, by móc cokolwiek zrozumieć. Tyle z tego poziomu „zapoznawczego”.
Osobną kwestią jest catering. Będąc w innych klubach miałem okazję próbować cateringów jakie  były tam oferowane w ramach imprez okolicznościowych i zazwyczaj byłem bardzo zadowolony. Tutaj otrzymałem suche nuggetsy z MacDonald’s i kanapki z najtańszym salami z biedronki na pszennym chlebku, które najlepsze czasy miał już dawno za sobą. Organizacja póki co na spory minus, a to dopiero wrażenia z pierwszych kilkunastu minut pobytu.
Jednak najgorsze wrażenie zrobili na mnie ludzie i zarządzający tym miejscem. Stada singli łażące i śliniące się za każdą parą, czy singielką były standardem. Siedzieliśmy sobie z boku na głównym skrzyżowaniu i rozmawiając we czworo mogliśmy to doskonale obserwować.  Moja partnerka bardzo dobrze tańczy na rurze, więc zatańczyła kilkukrotnie na obu rurkach, wzbudzając zachwyt innych gości. Właścicielowi klubu spodobała się tak bardzo, że zaproponował jej pracę w charakterze tancerki że stawką 30 zł za godzinę xDDD.
Niedługo potem, gdy nasze partnerki udały się do baru, a ja gadałem z „Marcinem”, by upewnić się, że wszyscy mamy to same podejście, panie po drodze robiły to samo. Gdy oczekiwały na drinka pewien Holender w samym ręczniku zaczął się mocno ocierać o tę koleżankę. Pomimo jej głośnych i wielokrotnie powtarzanych protestów w pewnym momencie ściągnął ręcznik i kontynuował swoje "zaloty". Oczywiście nikt z obsługi, ani pozostałych klientów nie zareagował, więc tamta będąc ofiarą musiała się salwować się ucieczką na piętro z powrotem do swego męża, a moja ukochana osłaniała jej tyły, aż znów na piętrze poczuły się w miarę bezpiecznie we czworo.
Idąc dalej. Pewien narąbany i zapewne naćpany typ zasnął w gloryhole i leżał tam co najmniej pół godziny, póki ktoś z klientów go nie obudził, wyrzucił i wezwał managerki. Ta zawiodła po całej linii i zamiast go usunąć z klubu, pozwoliła mu przenieść się na fotel obok, skąd nieco wytrzeźwiawszy krótko później wstał i robił sobie dobrze obserwując nas, gdy zaczęliśmy bawić się tam we czworo ze wspomnianą wcześniej parą. No wybaczcie, w cywilizowanym miejscu, gdzie obsługa dba o komfort klientów taki człowiek powinien natychmiast wylecieć z nieodwracalnym zakazem powrotu.
Skoro w końcu zaczęło się tam coś dziać, to za nami przybyło wielu praworęcznych rycerzy jednej dzidy. Choć wyraźnie powtarzaliśmy wszystkim,  że na materacu dopuszczamy tylko nas czworo, a oni mogą sobie stać poza i robić co chcą, byle nam nie przeszkadzali to i tak jakoś do nich nie docierało. Widocznie komunikaty w czerech językach nie licząc mowy ciała to tam za mało. Pewien arcymistrz consentu stanął z penisem w ręce praktycznie nad głową naszego kolegi z nowo poznanej pary i za nic nie chciał się odsunąć pomimo wielokrotnych upomnień. W tym takich rzędu „get the fck out of here!”, bo on będąc obcokrajowcem akurat swojskiego „wpierdalaj” rzeczywiście mógł nie zrozumieć.
Nie mogliśmy się nawet skupić na seksie, bo co chwila pojawiał się jakiś napalony smalec alfa, który nachalnie chciał do nas dołączyć bez pytania o zgodę. W pewnym momencie stwierdziliśmy, że mamy dość i zeszliśmy do baru, gdzie czekały nas kolejne atrakcje.  Siedząc na kanapie obok baru, sącząc drinka i dzieląc się chęcią opuszczenia tego festiwalu sperdolenia zauważyłem, że jakiś nagi facet ze sterczącym wzwodem próbuje się wbić od tyłu między nieczego nie spodziewających się ludzi i coś zamówić. Dostał ode mnie solidny OPR, kazałem mu stamtąd wypierdlać i założyć na siebie choć ręcznik, w którym po pewnej chwili wrócił.
Podsumowując – oboje byliśmy w wielu różnych miejscach, w tym klubach swingerskich i na różnego rodzaju domówkach. Jednak nigdzie nie czuliśmy się tak źle, nigdzie nie widzieliśmy tak wielu ludzi zachowujących się jak bydło, ocierających się przyrodzeniem bez zgody o kobiety i mężczyzn jak tam. Moją narzeczoną bez jej zgody zmacano osiem razy, koleżankę z wcześniej wspomnianej pary też kilkukrotnie, jej mężowi zaś jakiś c*uj stanął z dzidą w ręce tuż nad twarzą i robił sobie dobrze, podczas, gdy on starał się skupić na swojej żonie... My już widzieliśmy różne rzeczy, lecz dla nich to było pierwsze doświadczenie w swingers klubie, więc wątpię by mieli ochotę na powrót…
Ogromną wadą tego miejsca jest to, że nie ma w nim pokojów,  w których można by mieć choć odrobinę prywatności. Na przykład takich w których można we dwoje, czy w większej ekipie zamknąć za sobą drzwi wieszając jak w hotelu zawieszkę „Nie przeszkadzać”, by móc czuć się swobodnie i robić to na co ma się ochotę bez stada samców za plecami z naoliwionymi ołówkami w rękach.
Nigdy wcześniej nie byłem w klubie, który tak bardzo miałby w dupie doświadczenia swoich klientów, skupiając się na ilości tychże. Tak jak napisałem na wstępie – dno, dziesięć metrów mułu i bagno poniżej.  Jak nazwać miejsce, które zupełnie nie dba o komfort i podstawowe potrzeby swoich klientów? Sami sobie odpowiedzieć na to pytanie.
Jak w słowniku ludzi kulturalnych znaleźć słowa, które mogłyby wystarczająco obelżywie określić postępowanie wielu tamtejszych singli oraz załogi? Nie da się.
Czy było warto wydać 250 zł na wejście? Absolutnie nie, trzeba było się ewakuować, gdy początkowe wrażenie było kiepskie, a nie czekać na cud. Czy polecam? Zdecydowanie nie. Czy wrócimy? Ni cuja, absolutnie krwa nie. Zdecydowanie najgorsze doświadczenie z klubu swingerskiego jakie kiedykolwiek mieliśmy nieprzyjemność mieć. Kobietom zdecydowanie odradzam pojawianie się tam przede wszystkim solo, a z pewnością bez towarzystwa, które znacie, któremu ufacie i z którym możecie poczuć się bezpiecznie w sytuacji kryzysowej. Ilość zbydlęcenia i zachowań jakie kwalifikują się pod definicję g w a ł t u jaką miałem okazję tam osobiście widzieć była jest po prostu przerażająca.
Ceterum censeo Carthaginem esse delendam, następnie spalić, zaorać i posypać solą.  PS. Jeżeli to czytasz i jesteś z tej pary z którą razem tam wylądowaliśmy, to odezwij się na priv, chętnie pogadam z Tobą o wrażeniach."
 

  • Lubię 2
  • Dziękuję 2

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi
9 godzin temu, L&E pisze:

Wpis pochodzi z grupy Klimatyczni i za pozwoleniem autora Grzegorza udostępniam go, bo myślę że zawiera cenne informacje, które również Wam mogą się przydać.

Jest tam data tego wpisu?

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

A jakie to ma znaczenie 😁tak jest, wpis został umieszczony kilka dni temu...

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Cuckoldplace Poland © 2007 - 2024

Jesteśmy szanującym się forum, istniejemy od 2007 roku. Słyniemy z dużych oraz udanych imprez zlotowych. Cenimy sobie spokój oraz kulturę wypowiedzi. Regulamin naszej społeczności, nie jest jedynie martwym zapisem, Użytkownicy stosują się do zapisów regulaminu.

Cookies

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.

Polityka Wewnętrzna

Nasze Forum jest całkowicie wolne od reklam, jest na bieżąco monitorowane oraz moderowane w sposób profesjonalny przez ekipę zarządzającą. Potrzebujesz więcej informacji? Odwiedź nasz Przewodnik. Jednocześnie przypominamy, że nie przyjmujemy reklamodawców. Dziękujemy za wizytę i do zobaczenia!

×
×
  • Dodaj nową pozycję...