Skocz do zawartości
swoboda-film

Ja i Ona czyli Milosc Cuckold i Zemsta

Rekomendowane odpowiedzi

Wspomniała raz o jakimś Tomku... podchwyciłem temat i wspomniałem o kasie... zobaczymy, czy to dziwka ?
Od razu rozpromieniała... nawet zaproponowała abym załatwił większe grono...
Nie ma sprawy... jest tu wiele oddziałów i kumpli mam zawsze chętnych na dobrą dupę...


Po tygodniu miałem obgadanych pięciu.
Ja sam z nimi się nie włączę, bo to moja pacjentka, a ponadto jestem jej " ochraniarzem...."
Zaprowadziłem ją do piwnic, dostała kasę, jak było umówione... i Boże, co ona wyprawiała...
Z wszystkimi, obciąganie kilku na raz, zlewanie do buzi, w cipę, w dupę...
Oczywiście stałem za drzwiami, ale otwierałem je co chwilę... bo taki widok to skarb.
Chłopaki śmieli się, że do jednego zwraca się generale...
Tylko ten nowy mnie wkurwił, bo dowiedział się, że ma męża i przypierdolił jej, że niby kurwa...


Tego nie przewidziałem, ale o dziwo... to się jej też podobało...
Potem pomyślałem, że to jednak nie jest normalne i może być wynikiem jej przeświadczenia o winie i próbie samozniszczenia...
Ona jest w dużo gorszym stanie niż się wydaje.
Dobrze, że jest w zamkniętym zakładzie, bo mogłaby spróbować następny raz się zabić...


********************


Na kilka dni musiałem wyjechać na wykłady, Zostawiłem ją pod opieką naszego pielęgniarza Zbyszka.
Pracuje tu wiele lat, da sobie radę..


Niestety, kurwa.. nie upilnował.
Zaprowadził ją na taras i ledwo ją złapał. Chciała skoczyć, wiedziałem...
Zamknęliśmy ją w izolatce, wrzeszczała jak cholera, ale trudno.
Na konsylium uznaliśmy, że jej nastawienie doprowadzi ją do następnej próby i musimy wprowadzić bardziej drastyczną terapię...
Moja dodała...
- Tak, jej chęć samozniszczenia jest dla niej logiczna i racjonalna z tytułu żałoby i obwiniania się o śmierć męża, ale zagraża bezpośrednio życiu i nie można do tego dopuścić...
- Czy wszyscy się zgadzają na elektrowstrząsy ?
- Tak, to jedyne wyjście... szkoda dziewczyny, za mocno to przeżywa, szczególnie, że ciągle uważa, że jest w swoim domu... sugeruję dodatkowo odcięcie wizyt dzieci, to nic nie daje, a wręcz przeszkadza...
- Zgoda.


Wiem, że są inne metody leczenia, ale podoba mi się, że mam ją na własność. Przecież nie robimy jej krzywdy, ogólnie jest szczęśliwa...
Jednego dnia przedstawiłem jej lekarza, który to robi, próbował ją podejść, czy myśli jeszcze o samobójstwie, ale cwana się wykręciła.
Za tydzień to robimy.
W tym dniu była bardzo podniecona, myślę, że odtwarza w głowie jakieś sceny ze swojego życia.
Zaproponowała seks, oczywiście skorzystałem, oczywiście znowu wspomniała swojego męża... ale nic.


Gdy potem podłączyliśmy ją do urządzenia była szczęśliwa.
Nawet było mi jej żal, ale to przecież dla jej zdrowia...
Gdy dostała pierwsze serie była nadal szczęśliwa... ciągle pytała się, czy ma już zdjąć sukienkę... ?
Oczywiście to jest mój kumpel i powiedziałem mu o jej seksualnym usposobieniu...
Puścił mi oczko... chyba czuje już klimat...
Po następnych uderzeniach prądu dziękowała...
On zaczął się śmiać... a potem nawet zapytała się o seks...
Po następnych zaczęła płakać... o... jest już dobrze...
A potem straciła przytomność.


- I co ?
- Myślę, że to by konia załatwiło, zresetujemy jej mózg i będzie normalniejsza...
- Może wrócić do siebie ?
- Nie sądzę, zaraz się przekonamy... jak chce seksu, to dostanie... a jak wróci normalna... to zobaczymy to od razu...
- Jak ?
- Pozna nas jako lekarzy... i zacznie wrzeszczeć...
- Oby nie..


Rozebrał się i wpakował jej kutasa w dupę... nie poczekał nawet jak się obudzi... normalnie cham
- Tak lubi najbardziej ?
- Raczej tak..
- To dajemy... lubię takie suczki, a nieprzytomne jeszcze bardziej... co nasze to nasze...


Walił ją, ugniatał piersi, nogi wziął do góry... i wtedy ona zaczęła wracać...
Chwila prawdy... wróci do normalności ?
Uśmiechnęła się... spojrzała na mnie i kiwnęła... chciała do buzi...
Pierwszy raz widziałem u niej uśmiech... zadziałało... seks pozostał... niestety pamięć już nie...
Co to za kobieta, gdzie się urodziła, jej facet musiał być cholernie szczęśliwy...


Braliśmy ją w wielu konfiguracjach, ale gdy tego poniosło i walnął ją w twarz, a ona tylko nadziała się jeszcze bardziej wiedzieliśmy, to kurwa wielkiej klasy i trzeba to wykorzystać.
Do końca.
Takiego seksu z Anką to nigdy nie miałem, nawet na pornosach było inaczej, ona ma uczucie, radość i prawdziwość w sobie...
Po wszystkim odprowadziłem ją do pokoju.
Jest spokojna, udało się.


**************



Na jakiś czas odpuściłem, obserwowaliśmy ja, ale oprócz spokojności, nic się nie stało.
Nadal była w swoim świecie, to znaczy w domu, a my byliśmy jej rodziną...
Nawet ta d**ga pacjentka w jej pokoju jest jakąś Renia...

Z moją żoną układa się idealnie. Wróciliśmy na stałe do swoich uczuć... co pokazywała mi nawet w pracy.
I to raz zauważyła Karolina.
- Jurgen... Aniu... zabawiacie się ?
- A co, jesteś zazdrosna... szybko odpowiedziała jej moja... ?
- A jestem... daję mu po nocach i myślę, że on to lubi.
- A mi powiedział, że mnie znowu kocha...



Cholera, dlaczego ona ją denerwuje ?
Przecież może zacząć coś podejrzewać... musi mieć spokój...
- No co ty... wygłupiamy się... tylko ty jesteś najważniejsza... szybko dodałem.
Podszedłem do niej i pocałowałem...
Anka odeszła.
Całe szczęście... było blisko...
Gdy zaproponowała seks nie odmówiłem, chociaż trochę głupio mi teraz przed żoną...


I wtedy stało się coś niesamowitego. Wspomniała, że byłaby w stanie dla mnie zajść w ciążę.
Kurwa, to byłoby przegięcie, ale nasze małżeństwo rozchodziło się, bo Anka jest bezpłodna.
Długo to trawiła, bo bardzo chciała mieć dzieci...
A ta chce mi urodzić... aż serce skoczyło...


I wtedy wpadł mi szatański pomysł.
Jej rodzina już nie przychodzi, zresztą sami to ograniczyliśmy.
Ona jest mocno chora, nie wyjdzie z tego przez najbliższe miesiące, może nawet lata...
A gdybyśmy zgodzili się na to, ukryli i potem wzięli to dziecko ?
Byłoby przecież moje, a wariatka nie będzie mogła mieć dziecka w szpitalu.
Zapłacimy Zbyszkowi, a reszta personelu nic nie powie.


Powiedziałem o wszystkim żonie.
Oczywiście zjebała mnie, ale po dwóch dniach powiedziała...
- Zgadzam się, ale będziemy musieli po wszystkim zrezygnować z pracy i wyjechać z dzieckiem... ona przecież zwariuje jeszcze bardziej, a po co mieć kłopoty... chociaż wariatce, że niby urodziła... i tak nikt nie uwierzy...
- Zajebiście, nikt za nami nie pojedzie i nie znajdzie dziecka... będziesz udawać, że jesteś w ciąży, a akt urodzenia podpisze mój kolega.
- Załatw to.


Jak ustaliliśmy, tak zrobiliśmy.
Karolina zaszła w ciążę, dawałem jej witaminy i oczywiście psychotropy w formie tylko uspokajającej, aby nie miały wpływu na dziecko...
Odseparowaliśmy ją od jakichkolwiek wizyt, tylko ewentualnie park i nic więcej.
To nasza darmowa surogatka.
I wtedy przyszedł facet, do Karoliny, jakiś Wojtek.
Przestraszyłem się jak cholera... ale nie wpuściłem go, określając jej stan jako poważny...
A on... zapytał...
- Jak bardzo jest poważny ?
- To zależy, za kilka miesięcy może się jej poprawić...
- A to zależy od kogo ?
- A o co chodzi... ?



Coś mi tu nie grało...
- Widzi pan, nasza sytuacja się zmieniła, jej rodzina się zmieniła i teraz już na nią nikt nie czeka...
- I co, ma zostać jak najdłużej... ?
- Widzi pan... trzeba zarządzać kilkoma interesami, a jej stan to wyklucza, ale nadal jest ważna...
- Czyli, chodzi o...
- No właśnie, nie wiem jak to ująć...
- Proszę pana, to nazywa się ubezwłasnowolnienie i dotyczy wszystkich spraw majątkowych...
- Wyjął mi pan to z ust...
- Mogę iść na taki układ, musicie wziąć kuratora i sądownie to załatwić, mogę świadczyć jako biegły... ale to będzie...
- Kosztować... ?
- Właśnie...


Poleciałem na całego... widać, że facet ma forsę..
- Mogę zaproponować 200 tyś. rzucił...
O... gruba sprawa... babka musi być majętna... a walnę...
- Powiedzmy 500... ?
- Ale z gwarancja, że nie wyjdzie...
- Z gwarancją..
Podał mi dłoń...
- Jutro przyjadę z gotówką...


Aż podskoczyłem... szybko telefon do żony...
Gdy opowiedziałem, pogratulowała mi...
- Będzie na nowy start, teraz już nie mam żadnych oporów... sprzedamy mieszkanie i nikt nas nie znajdzie...


Zbyszek dostał 10 tyś na początek, a przed porodem jeszcze 20 tyś i zwolnił się, bo dowiedziałem się o jego zabawie z Karoliną... i facet nie miał wyboru...
Ponadto nie chciał chyba do końca w tym uczestniczyć..


Odosobniona Karolina była dość spokojna, trochę przed samym porodem sprzeczała się z Anką o szpital, ale w końcu urodziła.
Chłopca, 3,6 kg, piękny, po ojcu.
Anka zabrała go od razu z pokoju, u siebie zrobiła badania, zdrowy jak byczek i pojechała do domu.


Ja przez kilka następnych dni karmiłem ją kroplówkami i waliłem psychotropy.
Mocne.
Minęły dwa tygodnie, przyszła nowa lekarka, objaśniłem jej stan wszystkich pacjentów.
O Karolinie powiedziałem prawdę, jest w ciężkiej psychozie, myśli że jest w swoim domu, ludzi z personelu traktuje jak domowników i najważniejsze, ma urojenia, że urodziła dziecko i jest z tym problem już od 3 miesięcy...


Odpowiedziała, że poradzi sobie i życzyła nam powodzenia w nowym mieście.
A my... nowi rodzice z dzieckiem, z kasą wyjechaliśmy. Szczęśliwi jak nigdy. Zostawiliśmy bałagan, ale jak sama powiedziała... poradzi sobie.

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Karolina.


KURWA... CO TU SIĘ DZIEJE... JAKA NOWA... ???


Usiadłam się na łóżku i ne mogłam uwierzyć...
- Renia, wiesz co tu się dzieje... ?
Nie odezwała się... tylko patrzyła się na te puzzle...
- Powiedz coś...
- To mój synek...
- Nie pierdol, to mój Robert...


W tym momencie Jola przyszła z obiadem...
- Jola, powiedz, kto jest w tych puzzlach.. ?
Spojrzała się...
- Van Gogh.
- Co ?
- Ten rudy łeb poznam zawsze... mam taki sam w kuchni...


Spojrzałam się jeszcze raz...
Obraz zaczął mi się rozmazywać... ściany zaczęły się oddalać... co się dzieje... ?
Próbowałam usiąść się na łóżku. ale nie wiem czy zdążyłam... ?


Gdy się obudziłam była już ta nowa...
- Pani Karolino, słyszy mnie pani ?
- Tak... co się stało ?
- Straciła pani przytomność, czy wie pani, gdzie jest ?
- W domu...
- Nie, jest pani w szpitalu...
- Gdzie jest moje dziecko... ? Chcę je zobaczyć...
- Pani Karolino, nie ma żadnego dziecka... jest pani w szpitalu psychiatrycznym, to tylko fałszywe obrazy pani wyobraźni... ale poradzimy sobie z tym, wyleczymy panią...


- CO... CO PANI MÓWI... JAKI SZPITAL... ???


Rozglądnęłam się... przecież jestem u siebie, jest Renia... Jola...
- A gdzie jest Jurgen... ?
- Pani lekarz, Jurek Leśniewski wyjechał i teraz ja się panią opiekuję...
- A Anka ?
- Jego żona też wyjechała...


Nie mam pojęcia, co ta kobieta mówi... ale to mi się nie podoba... muszę wyjść... muszę poszukać moje dziecko...
- Idę po dziecko... oddajcie mi dziecko... słyszycie !!!
Ktoś mnie chwycił... ktoś ukuł... i zrobiłam się tak zmęczona...
- Odpocznij...


*************


Obudziłam się sama w pokoju. Nie ma Reni... i te cholerne ściany... naprawdę są... zielone...
- Dzień dobry pani Karolino...
- To pani...
- Tak, nowa lekarka... zmieniłam pani leki, jak się pani czuje... ?
- Dziwnie...
- Jeszcze tydzień i pani organizm się wyczyści, poprzedni lekarz walił w panią jak w konia, ja mam inne podejście, zobaczymy jak to zadziała... ?


- Jestem głodna.
- Obiad już jedzie...
Weszła... kobieta... hm... powinna to być Jola, ale nie była...
- Gdzie Jola ?
- To jest pani od posiłków, to nigdy nie była pani przyjaciółka Jola, po prostu za mocne były leki... widzi to pani... ?
- Tak jakby... ale gdzie jest moje dziecko ?
- A pani o tym samym... to też przejdzie, spokojnie...
- A Renia, siedziała na tamtym łóżku... ?
- To inna pacjentka, przenieśliśmy ją, aby pani się uspokoiła... wrócę za kilka dni, porozmawiamy...


Jestem oszołomiona, co tak kobieta do mnie mówi... ?
Przecież to jest obłęd...


**************


Przez następne dni obserwowałam świat. Niby dom, ale jakiś inny... no i brakowało mi moich przyjaciół...
Tylko co Jurgen zrobił z dzieckiem... ?
Czyżby oszukali mnie i zabrali dziecko... ?
A jak ta menda urobiła go, że to jej jedyna szansa na dzieciaka ?
Przecież to MÓJ ochroniarz, jemu kazali się mną opiekować, nie może mi tego zrobić..
NIE MOŻE... !!!
To ciągle moje dziecko... ok... moje i jego... kurwa... co zrobić... ?
Ta nowa mi i tak nie wierzy...


Po jakimś czasie wzięła mnie do innego pokoju...
- Jaki to jest pokój, takiego nie mamy w domu...
- Pani Karolino, jest pani w szpitalu, a nie u siebie w domu...
Gadaj sobie... wiem swoje...
- A dziecko, znaleźliście je, Jurgen je wziął, może nawet z Anką... ?
- Pani Karolino...powoli, poczekamy, aż miną leki... wrócimy do tego...


Następna głupia pinda... będzie mi wmawiać pierdoły, Jurgen ukradł mi dziecko i uciekł z Anką...
Jaka byłam głupia... przytulali się, ona pierwsza dała mu dupy... już dawno mieli to ukartowane...
- Muszę to skonsultować... mówił...
Pewnie, z Anką musiał pogadać... a ta bezpłodna kurwa zgodziła się od razu...
Nawet jak wyjdę z domu, to pewnie są już w Niemczech...


***************


Mijały dni, tygodnie, a ta nic nie robiła. Gdy tylko wspominałam o dziecku, to bardzo się denerwowała...
Zrozumiałam, że moje gadanie nic nie da... przestałam...



***************


Naprawdę nie wiem co się dzieje... ?
Ile czasu tu jestem... ale, gdy wyprowadzają mnie do ogrodu muszę ubierać płaszcz...
A niedawno było tak gorąco...


***************


- Pani Karolino, zbliżają się święta, chciałaby pani kogoś zobaczyć, mam zadzwonić... ?
- Dzieci dawno nie widziałam, dlaczego Jola ich nie przyprowadza... tęsknię za nimi...
- A zna pani nr telefonu ?
- Jest zapisany, proszę sprawdzić...
- Ale nie ma pani tu telefonu...
- Jak to nie mam, Jurgen dzwonił do Anki...
- Tu nie ma Jurgena i nie ma telefonu...


****************


Ile śniegu leży, wychodzimy na 10 minut, bo zimno... tak bardzo chciałabym się przytulić...
Ale są tylko same dziwne twarze... gdyby chociaż Renia była...
Przeczytałam wszystkie książki, a nowych nie ma... nawet telewizora nie dają mi oglądać...
Czasami mam dziwne uczucia w kroczu, ale gdy zaczynam się dotykać, to zaraz dają mi syropy i przechodzi...
Smutno tu... i czasami tak przeraźliwie cicho...



****************


Dziś usłyszałam pierwsze ptaki...
- Mogę do ogrodu ?
- Można, jest już ciepło...
Siedziałam na swojej ławce i wciągałam ciepłe podmuchy wiatru... Jest pięknie... niebo czyste...
Podszedł od mnie jakiś facet.
- Witam panią Karolinę...
- A pan to kto ?
- Jestem nowym lekarzem, już rozmawialiśmy... zaczniemy jeszcze raz ?
- Jestem tu sama, smutno mi... ma pan jakieś wieści o moim dziecku ?
- Ja właśnie w tej sprawie, jest szansa, że może pani sobie przypomnieć, co się stało tak naprawdę...
- Ale ja dokładnie wiem, Jurgen z Anką ukradli mi dziecko i cóż tu dodać... nawet nie wiem, czy to był chłopiec, czy dziewczynka... ?
- A gdybym miał sposób na to, aby ich znaleźć, choćby w pamięci ?
- Byłabym chętna...
- Patrzyłem w papiery z tamtego roku, już raz to pani zrobili i zaznaczyli, że mocno się poprawiło pani samopoczucie...
- A dlaczego ?
- Miała pani tu d**gą próbę samobójczą...
- Nie pamiętam...
- To co, spróbujemy ?
- A co takiego ?
- Elektrowstrząsy.
- To znaczy ?
- W skrócie, reset mózgu, naprawienie jego pamięci, jest mocno kontrowersyjny, ale leki i tak nie działają... a tu jest szansa, że przypomni sobie pani dużo rzeczy...
- Dziecko też ?
- Oczywiście...
- To się zgadzam...


****************


Po kilku dniach zaprowadzili mnie do jeszcze innego pokoju.
I wtedy go zobaczyłam.
Tego oblecha, Pana, który walił mnie kijkiem z prądem...
- My się już znamy, prawda ?
- Być może... ?
- Zrobiłeś z Jurgenem mi dobrze, fajnie było... teraz też tak będzie ?
- Raczej tak...


Po chwili przyszedł ten nowy i jeszcze jakiś facet.
Robili trochę inaczej, ale ja patrzyłam się na trzech... coś budziło się we mnie... i znowu w kroczu,... to uczucie...
Ale gdy mną walnął prąd, było zupełnie inaczej...
To znaczy tak samo mnie wygięło, tak samo bolało... ale było mocniej... jakbym to przeżywała... w ... sobie... w głowie...
Zdążyłam krzyknąć... i straciłam przytomność.




########################################




Obudziłam się w nocy... cisza...
- Jest tu ktoś ?
Cisza...
Postanowiłam iść do kuchni, jestem głodna... i to jak cholera... zrobię sobie kakao...
I zdziwienie, drzwi były zamknięte... przecież my nie mamy zamków w drzwiach...
Może Jurgen wstawił, przed dziećmi, ok... poczekam...
Jakoś zasnęłam.


***************

 

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Rano, gdy otworzyłam oczy, dostałam szoku...
KURWA, GDZIE JA JESTEM... ?
Zerwałam się i zaczęłam walić w drzwi...
- Otwórzcie... Jola... Jurgen... otworzyć... !!!


Ktoś idzie...
Otwierają się...
- Co się dzieje Karolino... ?
- Kim pan jest, gdzie ja jestem, co to za miejsce ?
- Jest pani w szpitalu...
- Szpitalu, jakim ?
- Psychiatrycznym...



- CO !!!
- JAK !!!
- DLACZEGO ???


- Miała pani kryzys i niestety jest tu pani jakiś czas...
- Jaki ?
- Około półtora roku...
- CO ???
- Wczoraj miała pani sesję elektrowstrząsów i chyba zadziałała... niech pani odpocznie, jutro porozmawiamy...
- Nie kurwa jutro , tylko teraz, wie pani kim jestem, rodzina na mnie czeka, ja pierdolę, tyle... czasu... jak to możliwe ?
- Proszę się uspokoić !!!
- Odpierdol się frajerze, gdzie mój telefon ?
- Niestety nie ma go pani...
- Chcę stąd wyjść i to natychmiast.
- Proszę pani, musimy porozmawiać... nie mogę pani nigdzie puścić... i proszę się uspokoić... będzie dobrze...


Rozglądam się i nie wierzę... znowu szpital... półtora roku... Jezu... zaraz zwariuję...


KURWA... USPOKÓJ SIĘ...


- Dobrze, możemy iść porozmawiać...
- Musi pani wziąć dzisiejsze leki...
- Nic nie biorę... !!!
- Dobrze, dobrze... za godzinę u mnie... przygotuję papiery.


Usiadłam się na łóżku, i zaczęłam myśleć...
- Co się stało... jak tu się znalazłam... ?
Mam tak niesamowicie pustą głowę, że niczego nie kojarzę...
Jest jedna straszna myśl... moje dziecko... to, że byłam w ciąży i urodziłam, to wiem na pewno...


Zaprosił mnie.
- Pani Karolino, trafiła tu pani po próbie samobójczej, na intensywnej terapii ledwo panią odratowali, ale niestety mózg się wyłączył.
- Dlaczego ?
- Ze stresu, to jego czynność obronna, aby nie doszło do większych uszkodzeń...
- Dziwne...
- Stworzyła pani sobie w głowie wyobrażenie domu, z jego mieszkańcami i... paradoksalnie... czuła się pani dobrze, normalnie funkcjonowała... czy imiona Jola, Renia, Jurgen coś pani mówią ?
- Tak, to moi przyjaciele...
- Męża pani ordynator nazywała pani podobno Jurgen... a to był przecież Jurek Leśniewski...
- A czy oni mnie nie odwiedzali, a dzieci ?
- Według zapisków pani Anny Leśniewskiej bardzo źle to znosiły i uznała, że należy je ograniczyć, dla pani dobra.
- Kurwa.
- Niestety ponowiła pani następną próbę samobójczą... skok z tarasu...
- Nie pamiętam...
- Teraz, jak pani pamięć... powiedzmy... wróciła, może pani wielu rzeczy nie pamiętać...
- Pamiętam moje dziecko... ukradziono mi je...
- Widzi pani, to jest niemożliwe, nie w szpitalu psychiatrycznym, zresztą w aktach nie ma żadnej wzmianki...



Myśl Karolina, myśl...
Jeśli to był spisek, to nie będzie śladów...


- Ok, co teraz... ?
- Poczekamy, aż wróci pani zupełnie do normalności, wtedy pomyślimy o wypisie. Moja terapia zadziałała nadzwyczaj dobrze...
- Nie jestem tego pewna... jestem zdezorientowana sytuacją...
- To normalne, dajmy sobie kilka dni... nabierze pani sił, chudziutka jest pani...
- Na takim żarciu... niech pan wybaczy...


***********

Wróciłam do pokoju.
Lekarka to Anka, a lekarz to mój Jurgen... zaszłam z nim w ciążę... kurwa... ale przypał...
Dlatego widziałam jak się przymilają do siebie... Anka mówiła, że jest bezpłodna...
KURWA KURWA KURWA.
Zwyczajnie ukradli mi dziecko, w połowie jego... myśl kobieto... kurwa myśl...
Nie mogę o tym mówić, bo i tak nikt nie uwierzy...


Minął miesiąc, rozmowy dwa razy w tygodniu, ani razu już nie wspominam o dziecku, tylko opowiadam o swoim życiu.
Jak jest idealnie ułożone, jak zarządzam finansami i, że jestem ogólnie bogatą kobietą, która radzi sobie w życiu...
- Muszę panią zmartwić, ktoś przeprowadził postępowanie sądowe i jest pani ubezwłasnowolniona częściowo, ze względu na stan zdrowia.
- Co to oznacza ?
- Była pani pod opieką szpitala, bez ogólnie szans na powrót, więc ktoś pozbawił panią praw... dotyczy to prawa, rodziny, ale i majątku... myślę, że chodziło najbardziej o pieniądze, są potrzebne do życia, choćby pani dzieci...
- Moje nianie miały pełno pieniędzy...
- Ale interesy trzeba doglądać... jeśli pani nie było, ktoś inny musiał to zrobić... może pani przyjaciele... ?


Racja, fabryka... dzieci... a fundacja, co z nią ?
- Ale idzie to odkręcić ?
- Oczywiście, złoży pani wniosek do sądu, jeśli nasze dalsze spotkania będą takie dobre jak te, to chętnie poświadczę, że jest pani zdrowa i może odzyskać swoje prawa.
- Super.


Dobrze, że nie mówię o dziecku, będę grzeczna i wyjdę z tego wariatkowa.
Sesje były jeszcze przez miesiąc... aż powiedział, że mam się szykować do wyjścia...
Idzie na jesień, nie mogę uwierzyć w upływ czasu... czy dzieci mnie poznają, czy jeszcze ktoś mnie kocha ???
Moja Oleńka będzie już miała prawie cztery, a Patryczek 2,5... nie będą mnie pamiętać...


Siedziałam i płakałam.
Dlaczego to mnie spotkało, dlaczego nie mogliśmy się spotykać... ?
Pewnie... a kto chciałby rozmawiać z wariatką... ?
Do końca dnia płakałam... dobrze, że nie widział...


W jakiś dzień przynieśli mi rzeczy. Zwykła sukienka, letnia, buty... i nie mój płaszcz...
Nawet nie mam czym się umalować, ani zrobić dobrze włosów...
Muszę wyglądać jak strach na wróble...
Ale jestem wyprostowana i dusza ma się raduje.
Idę do moich dzieci... idę do prawdziwego domu...



- Pani Karolino mam do kogoś zadzwonić, aby przyjechał ?
- Nie mam telefonu, nie znam numeru...
- To smutne, da sobie pani radę ?
- Tak , do domu mam 30 minut...
- Mogę kupić pani bilet na autobus, albo na taryfę... o cholera, mam tylko kartę...
- To smutne... zaśmiałam się... nic nie szkodzi... tam, gdzie mieszkam nie jeżdżą autobusy..


Odprowadził mnie do bramy.
Wyszłam. Nie odwracałam się... tylko do przodu...
Jestem wolna i najszczęśliwsza na świecie... o zrobili cały chodnik... jak świat się szybko zmienia...
Chciałam biec, ale to jednak kawał drogi, Robert pobiegłby, a proponował wspólny trening...
Kochany... obiecuję, że zadbam o siebie, dojdę do normalności i zadbam.
Znowu zaczynam z nim rozmawiać...
Chociaż mam jakieś przebłyski, że byłam zła... czy bardziej zrozpaczona i nie chciałam... nie zasługiwałam na niego... ale... byłam przecież chora...


Im bliżej, tym szłam coraz szybciej, już mijam drzewo Tomasza... oj, chyba wiele się zmieni, dzieci będą najważniejsze...
Już widzę dom... brama zamknięta... ale dzwonię...
- Słucham...
Obcy głos...
- Jest Jola, albo Jurgen ?
- A kto mówi ?
- Karolina.
- Poczekaj, zaraz wyjdę...


Co się dzieje ?
Wyszła z mojego domu jakaś kobieta... czekaj... znam tę blondynę... ale kto to jest... ?
- Po coś przyszła ?
- Przyszłam do swojego domu i do dzieci, co jest grane ?
- Nie pamiętasz mnie ?
- Przypomnij...
- Jestem Aleksandra, byłam u ciebie w szpitalu i obiecałam, że wszystko ci zabiorę... pamiętasz ?
- Nie za bardzo... ale co się stało... ???
- Jestem matką swoich synów i myślałaś, że będą same czekać na wariatkę... przez... jaki czas ?
- Ale była Jola i Jurgen, i Renia...
- Nikogo tu nie ma, zdobyłam sądownie prawa do swoich... dzieci, domu i firmy, jestem ich prawnym opiekunem, a ty, o ile wiem, jesteś ubezwłasnowolniona, teraz jesteś nikim, spierdalaj stąd... nikt cię nie chce...



Stałam jak słup... sparaliżowana w każdej części ciała...
Widziałam jak odchodzi, zaraz zniknie za drzwiami
- A moje dzieci, gdzie są moje dzieci... zaczęłam krzyczeć...!!!
Wróciła do mnie i z nienawiścią w oczach powiedziała prawie szeptem...
- Oddałam je do domu dziecka, nie moje bachory... jak cię jeszcze raz zobaczę, to wezwę gliny... a tu masz, dostałaś list...


O mój Boże... usiadłam się na ziemi...
Czy to się dzieje naprawdę... ?
Dlaczego najpiękniejszy dzień zmienia się w koszmar... ?
Moje dzieci w bidulu ?
W jakim, gdzie mam iść... ???
Zaczęłam ryczeć...


Nie wiem ile to trwało... ale odezwał się głos w mojej głowie... męski...
Wstań !!!
Idź po dzieci... !!!
W głowie szalały myśli... działaj Karolina... wstań... wstań. !!!
Nie wiem, kto to mówił, ale muszę działać...
Wytarłam twarz... ostatni raz spojrzałam się na " mój " dom... i w momencie odwracanie się...coś zamigotało w oknie na piętrze...
Tak... ktoś jest... to Julia... ale co ona pokazuje... ?
Ręce na krzyż...
Co to jest... ???
Myśl głupia pindo... myśl... !!!
Cmentarz... to krzyż... grób Roberta... tak... !!!
Kiwnęłam ręką i zrobiłam taki sam znak...
Chce się spotkać... ale w tajemnicy... zrozumiałe... idę... i poczekam...
Przynajmniej dowiem się czegoś sensownego.


Czekałam z dwie godziny i czytałam kilka razy ten list.
Pismo z urzędu skarbowego... wezwanie do zapłaty 36650 zł zaległego podatku.
Ale dlaczego, przecież miałam księgowych... były pieniądze... ?


Zmarzłam, idzie na jesień... niby mam płaszcz, ale pod sukienką mało... w końcu Julka przyszła.
Boże jaka ona duża...
Podbiegła i przytuliła się do mnie, płakała...
- Mamusiu...
- Córeczko... co się stało ?
- Wypuścili cię, czy uciekłaś... ?
- Wypuścili, jestem już zdrowa... dlatego wróciłam... jaka duża jesteś.. nie wierzę... opowiedz, co się stało... ?


Wytarła oczy, ale cała się trzęsła...
- Dobrze... uspokój się... spokojnie...
- Nie mogę uwierzyć, że jesteś... myśleliśmy, że już nigdy nie wyjdziesz... zresztą wszyscy tak mówili...
- Kto ?
- Wujek Wojtek i Renia...
- A Jurgen ?
- Musiał wrócić do Niemiec, tak z miesiąc jak cię nie było i już się nie pojawił, nie wiem co się stało... ?
- A ona... twoja matka... ?
- Ta kurwa przyszła raz i powiedziała, że od teraz będzie tu mieszkać, bo sądownie jest naszą matką..
- Niemożliwe.
- Ciociom Jolom pokazała jakieś papiery i kazała się wynosić.
- A chłopcy ?
- Wszyscy byliśmy w szoku, ale ty nie wracałaś, a miesiące leciały jeden za d**gim... na święta wszyscy cię wypatrywaliśmy, jak gwiazdki z nieba... ale nie przyszłaś...
- Przepraszam.
- A ta się tylko śmiała... byliśmy źli na ciebie, bo ona mówiła, że już nas nie kochasz i nigdy nie wrócisz...
- Kłamała...
- Ja to wiedziałam zawsze, ale chłopaków przekabaciła prezentami i już nie mówią o tobie w ogóle, przyzwyczaili się i żyją dalej...
- A ty... dlaczego mówisz o niej... kurwa... ?
- Dla niej tylko chłopaki się liczą, mnie nienawidzi, bo podobno jestem pomiotem jakiegoś zboczeńca...


I tak zaczęła płakać, że już w ogóle nie mogłam jej uspokoić...
- Nieprawda, jesteś jej córką...
- I co z tego, nienawidzi mnie... ale ja wiem kim jestem... !!!
- Moją jesteś, kocham cię nad życie...
- Wiem, twoją i taty...
Podeszła do płyty z imieniem swojego ojca, ucałowała palce i ją dotknęła.
- Kocham cię tatusiu...


Gdy uspokoiła się w miarę... zaczęła mówić...
- Nie wiem, czy wiesz, ale ojciec miał swój komputer... w piwnicy...
- Wiem...
- Nikt nie mógł go uruchomić, bo był na hasło... więc zostawili go w kącie, a ja je złamałam, to była data moich urodzin, moich... rozumiesz... ?
- Ja nie oglądałam tych filmów, ale ty nie powinnaś w szczególności ich oglądać..
- Ale oglądnęłam, wszystkie...
- To były filmy dla dorosłych...
- Już jestem dorosła... ale nie wiesz najważniejszego, ojciec nagrywał swoje komentarze, coś jakby pamiętnik, nie zawsze, ale raz na jakiś czas.. i to z czasów, gdy ciebie jeszcze nie było... i wiem wszystko.
- To znaczy ?
- Wiem, że jestem nie wiadomo kogo, na pewno nie tego Sławka, z którym mama zdradzała ojca. Wiem, że ojciec nie tylko mnie zaakceptował, ale i pokochał najbardziej z wszystkich, za to ona nigdy w dzieciństwie się mną nie interesowała. Nienawidziła mnie od zawsze...
- Biedaczko...
- Nic nie szkodzi, wiele rzeczy zrozumiałam, wydoroślałam w moment, ale wiem jeszcze coś... że tata kochał cię nad życie i wszystko co robiłaś, to robiłaś dla niego... z miłości...
- To prawda, bardzo się kochaliśmy, on potrzebował mnie, a ja jego... bardzo mi go brak...
- Ciągle mówił jaki jest szczęśliwy, i że oddałby życie za ciebie... dlatego czekałam, wierzyłam, że wrócisz i dziś usłyszałam twój krzyk pod domem...
- Wiesz co zrobiła z Oleńką i Patryczkiem ?
- Wiem, przyjechała policja i ich wzięła... wiesz jak płakali... ???


Teraz ja zaczęłam ryczeć... już ją nienawidzę, ale muszę najpierw je odzyskać...
- Wiesz gdzie są ?
- Nie... ale na policji będą wiedzieć...
- Posłuchaj Julka, muszę iść, jak się spotkamy ?
- Daj telefon, wpiszę ci numer...
- Nie mam...
- Ale kanał... zapiszę ci mój i zadzwoń, będę czekać... naprawdę jesteś zdrowa, dobrze się czujesz ?
- Tak, a co ?
- Wyglądasz strasznie, tak chuda... jak chora...
- To minie, nie martw się...


Ukochałam ją za te wszystkie lata rozłąki, puściłam buziaka Robertowi, poprosiłam o wybaczenie, że muszę działać... i poszłam na gliny.
Czekałam ponad godzinę... aby dowiedzieć się ten przeklęty adres.
Na końcu miasta, cholera... czy dam radę... zgłodniałam, jest już popołudniu...
I nie mam żadnych pieniędzy... super...


Iść do dzieci, czy do Wojtka ?
Pójdę do knajpy Roberta, jest po drodze... tylko, czy mnie wpuszczą... ?
Weszłam.. niestety przestraszona...
Jakiś kelner mnie zauważył...
- Pani do nas ?
- Jest może szef ?
- Zaraz poproszę...
Przyszedł jakiś facet, ktoś inny...
- Słucham ?
- Myślałam o panu... chyba Rafale...
- Już tu nie pracuje, szefowa mnie zatrudniła i ja teraz szefuję...
- Szkoda...


Już wychodziłam, gdy podszedł do mnie inny kelner...
- Pani Karolina ?
- Tak...
- Boże, ledwo poznałem, jestem Tomek, pamiętam panią i szefa... rozglądnął się nerwowo... usiądziemy ?
Zaprowadził mnie w róg...
- Podać coś ?
- Jestem głodna, ale nie mam pieniędzy...
- Zaraz, niech pani poczeka...


Po 20 minutach podał mi ciepły obiad, nie to co w szpitalu...
Po 5 minutach przysiadł się...
- Mam mało czasu i jest nowy szef...
- Rozumiem, coś mi powiesz.. ?
- Jednego razu przyszła jakaś kobieta z prawnikami i powiedziała, że jest nowym właścicielem, starego szefa wyrzuciła od razu i zatrudniła tego, niby w porządku, ale skacze przed nią jak piesek.
- Wiem co się dzieje, podstępem przejęła cały majątek Roberta...
- A pani gdzie była... ?
- W szpitalu... psychiatrycznym... od jego śmierci...
- O Boże, współczuję... rozumiem...


- Mam pytanie, czy byłam tu... po tym... ?
- Raczej nie, pamiętałbym...
Ok, w szpitalu miałam halucynacje... ładnie mnie szprycowali... jakby to było prawdziwe...
- Nie mam pieniędzy, dziś wyszłam...
- Zapłacę za panią... niech się pani nie martwi...
- Dziękuję...


Pierwszy porządny człowiek, którego spotkałam... i zupełnie obcy...
Może jednak pójdę najpierw do Wojtka, pieniądze są mocno potrzebne i muszę się ogarnąć, bo zaczną się mnie bać..

 

  • Dziękuję 1

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Dotarłam pod jego kamienicę koło 16.
Które to było piętro... ?
O .. jest ktoś...
- Dzień dobry... do pana Wojtka to gdzie... ?
- 24, na d**gim...
- Dziękuję...


Serce wali mi jak szalone... ale od zmęczenia...
Pukam...
Nic... cisza...
Zapomniałam, pracuje do 17... muszę czekać...


Kilka osób przechodziło zdziwionych, ale cóż...
Zaczynało robić się szaro, gdy usłyszałam kroki na schodach i śmiech... kobiety...
Zobaczyłam ich... Wojtka i Renię...
Ale się ucieszyłam, nareszcie.. coś dobrego się dzieje...


Gdy mnie zobaczyli... stanęli jak wryci, a ich oczy wyrażały jedno... przerażenie.
- Coście tacy sztywni... to ja.. Karolina...
- Skąd ty tu... ?
- Prosto ze szpitala... wypuścili mnie dziś rano...
Wojtek zaczął otwierać drzwi...
- Wejdź...


Ani on, ani ona... nie ucieszyli się, nikt się nie przywitał... nawet nie umieli udawać...
Renia od razu schowała się w łazience, a on zaczął...
- Wiele się zmieniło od czasu twojej... choroby...
- Wiem, co nie co, ale już jestem i jestem zdrowa, normalnie mnie zwolnili.
- Wiele się zmieniło...
- Już to mówiłeś... możesz konkretniej... bo potrzebuję twojej pomocy...
- Widzisz... a, o co chodzi ?
- Przede wszystkim o pomoc w odzyskaniu rodziny... i wszystkiego...
- To nie takie proste... ona ma wyrok sądowy...
- I co z tego, jestem zdrowa i to ja jestem również sądownie matką tych dzieci, a wiesz co zrobiła z moimi ?


Zaczęłam się denerwować i podniosłam głos...
- Oddała jak niepotrzebne szczeniaki...
On milczał...
- Potrzebuję pieniędzy, daj mi moją kartę i jak nie chcesz, to sama to załatwię...
- Wiele się zmieniło...
- Do cholery, Wojtek, chcę tylko moje pieniądze i znikam, obcięli ci jaja, nie poznaję cię... czy... coś się stało ?
- Nie krzycz...!!!
- Jak kurwa mam być spokojna... poproszę o kartę...


- Nie ma twojej karty, nie ma twoich pieniędzy, nic nie ma...
- CO ???
Usiadłam się...
- Co ty mówisz, przecież ona nie wiedziała o naszych pieniądzach u ciebie... ???
- Ona nie... ale te pieniądze... ich... już nie ma...


- Co się stało ?
Jeszcze miałam nadzieję, że coś się da naprawić...
- Przekazałaś całe swoje pieniądze na fundację...
- Wiem...
- Fundacja pracuje, skończyliśmy wszystko i działamy... oczywiście wyszło dużo drożej, więc, rozumiesz...
- Robert miał 14 milionów, daj mi te...
- One też przesunąłem na rzecz fundacji...
- Przecież mieliśmy wielu darczyńców, ile Mahmed przelał...
- To wszystko za mało, wiesz ile poszło na promocję, na spotkania z prezydentem, urzędnikami... ?
- To zamknij fundację i oddaj mi pieniądze... !!!
- Nie mogę, teraz jestem kimś i nie mogę robić takich numerów... wiesz, kogo znam ?


Zrozumiałam.
- Jesteś nikim, jesteś złodziejem... a pieniądze Mariusza ?
Spuścił głowę...
- Jego też okradłeś ?
Nie odezwał się...
- A Renia wie, że żyje z pierdolonym złodziejem ?


Kurwa, oczywiście, że wie... !!!
- Jeśli myślisz, że to ci ujdzie, to się mylisz...
- Nic mi nie zrobisz, to wszystko było na lewo...
- Podpisywałam papiery ... Robert pewnie też...
- A masz je ?


KURWA... ALE MENDA...
Dlaczego mój świat wali się jak domek z kart... ?
- Mahmed przyjedzie i chłopaki cię zapierdolą... zobaczysz... będziesz błagać o litość...
- Mahmed nie żyje, nikt nie przyjedzie...


CO ?
Czy Bóg nie ma żadnej litości... ?
Czy po po prostu lubi mnie walić... ?


Nagle zrobiło mi się niedobrze...
Zwróciłam cały obiad na dywan...
- Idź sobie i nie wracaj... krzyknął... !!!
- Tak, jestem nikim, już to dziś słyszałam...
Odwróciłam się... ale na odchodne zawołałam...
- Renia, ty kurwo, też za to zapłacisz... !!!


Wybiegłam... jak najdalej...


BOŻE... DLACZEGO ???


Jak odzyskam dzieci, dom... swoje życie... ?
Szłam ulicą w jednej sukience, bez pieniędzy, nadziei i chęci...
Wróciło to uczucie...
Mogłam umrzeć na własnych zasadach...
Mogłam być już z Robertem i naszym dzieckiem...
Szłam i patrzyłam się w światła samochodów... to wcale nie jest takie trudne...
Wystarczy jeden krok... wystarczy zamknąć oczy... by ich zobaczyć... przytulić... tylko jeden krok...

Naprawdę chciałam zrobić ten krok... szłam coraz bliżej krawężnika, ale w jednych światłach zobaczyłam oczy moich dzieci w bidulu.
Przecież one są takie małe, że zapomną mnie... będą żyły gdzieś w samotności i zapomną, jakie miały życie, kochających rodziców, braci i siostrę... Bóg jeden wie, gdzie trafią ?
A może już ktoś je wziął ?


KURWA.


Zdenerwowałam się.
Zeszłam na chodnik.
Nie, te skurwysyny nie będą miały satysfakcji... jeśli ja nie mogę mieć swojego życia, to moje dzieci będą je miały.
Ale gdzie iść... ?
Kto mi pomoże ?


Wiem... młody, sąsiad.
On zawsze mnie kochał i pewnie nienawidzi Wojtka...
W pół godziny dojdę...


Jest już ciemno, ale właśnie przechodzę kolo mojego starego domu.
Kiedyś to było coś, moja oaza, potem zwykły szary kwadrat, teraz patrzę na niego jak na... DOM...
Świeci się światło, może jeszcze tam mieszka, może sam... może by mnie przyjął... ?


Minęłam go... jestem nikim, ale jedyna rzecz... honor, który mi pozostał... pozostanie do końca ze mną...
Dzwonię... ale cały dom jest w ciemności... cisza...
Cholera, pracuje, czy co ?
Zapukam do sąsiadki... też ją znam...


- Dobry wieczór, nie wie pani, czy ktoś jest w tym domu obok ?
- Gdy Marysia umarła, młody, tak po roku, wyjechał do Anglii... dom jest na sprzedaż...
- Dziękuję.


Nie poznała mnie, ale następna kłoda...
Zagryzłam wargi... gdzie iść... ?


Jola, tak, Jola... 20 minut...
Jestem już zmęczona...


Ona mieszka w bloku nr 14... chyba trzecie piętro...
Muszę czekać aż ktoś otworzy drzwi, bo nie ma żadnych nazwisk przy domofonie...
O.. jest...
Trzecie, lewe, czy prawe... ?
Dzwonię...
- Tak ?
- Szukam pani Joli...
- Te d**gie...
Cała już drżę... będzie... ?


Otwierają się drzwi...
- O mój Boże... Karolinka...
Rzuciła się na mnie...
- Wejdź dziecko...
Już jestem szczęśliwa...
- Jak ty wyglądasz... biedaczko...
- Dziś mnie wypuścili, byłam wszędzie, ale nikt mnie nie chce...
- Wiem, wygnała mnie jak psa... wiesz, jak dzieci płakały... szczególnie Julia.. ?
- Nic nie mów, wiesz, co zrobiła z moimi ?
- Nie, jak odchodziłam to były z wszystkimi...
- Oddała do domu dziecka...
- Jezus Maryja... !!!


Zaczęłam płakać.. przytuliła mnie bardzo mocno...
- Nie płacz, jutro pojedziemy po nie... zaraz z rana... odzyskamy je...


Tylu miałam przyjaciół, we własnym domu... a okazali się żmijami...
- A Jurgen, wiesz coś ?
- Tak, po twoim... jak cię wzięli, to Wojtek powiedział, że jesteś tak chora, że nie wrócisz... że żyjesz w wyimaginowanym świecie zamknięta... w sobie... to wtedy był telefon z Niemiec i Jurgen musiał jechać...
- Podobno Mahmed... ?
- Tak, zadzwonił po tygodniu i powiedział, że go zabili i jest źle, zapytał się o ciebie, odpowiedziałam, że bez zmian, a on, że teraz musi zrobić porządki... i niestety od tego czasu się nie odezwał... może też... ?


- NIE... NIE... tylko nie to... nie kończ...
Taki szloch mnie wziął, że nie mogłam dostać tchu...
Tylko nie Jurgen... !!!
- Spokojnie dziecko, będzie dobrze...
- Nie będzie... Wojtek ukradł nam wszystkie pieniądze... wygnał mnie z domu, tak samo jak ta kurwa...
- Wojtek ?
- Tak, ten przyjaciel... a zwykły złodziej i drań... jak tamta...
- Przyjechała z prawnikiem i pokazała wyrok sądu, że teraz ona przejmuje opiekę nad dziećmi... i natychmiast mnie zwolniła...
- A Wojtek i Renia ?
- Oni już szybciej się wyprowadzili z Olivią, zeszli się... z tego co widziałam, byli szczęśliwi...
- A wiesz, że ukradli wszystkie dokumenty i umowy dotyczące pieniędzy ?
- Niemożliwe...
- Widzisz jakie to szuje, siedzieli w moim domu i okradali...
- Idź na policję !
- I co powiem, bez umowy nic nie wskóram...


Zrobiła mi kolację, ale nie byłam głodna... przyzwyczaiłam się do słabego jedzenia... zresztą te nerwy...
- Musisz coś zjeść, zobacz jak wyglądasz, sama skóra i kości...
Wmusiłam w siebie...


A gdy jeszcze opowiedziałam o spotkaniu z Julią i co ona jej robi... to zaczęła płakać...
- Julia to takie dobre dziecko, ona płakała najmocniej...
Nie powiedziałam o filmach... bo... nie powiedziałam... Julia przecież ma dopiero 13 lat...
 

  • Lubię 1
  • Dziękuję 1

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Rano, już przed 7 byłyśmy ubrane i gotowe do drogi.
Pojechałyśmy autobusem.
Nawet nie wiem, co się stało z moim samochodem... ?


Przyjęła nas kierowniczka i niestety, była bardzo niemiła... ale najważniejsze... dzieci jeszcze są.
- Z papierów wynika, że pani jest ubezwłasnowolniona częściowo i niestety, bez wyroku sądu, nic pani nie zdziała, takie jest prawo...
Co ona mówi ?
- Nie zobaczę swoich dzieci ?
- Nie powinna pani...
- A z daleka... tylko zerknę... ?


- Ale nie zaczepi ich pani... zresztą, są małe i od ponad 1,5 roku u nas, nie poznają pani...
Zaraz serce mi pęknie... Jola płacze... mi brakuje o włos...
Były w ogrodzie... Oleńka biegała z dziewczynkami, a Patryczek siedział w piaskownicy...
Były szczęśliwe... jedyna radość...
I były takie duże... moje maluchy...
Wtedy się rozpłakałam...
Stałam przy płocie i nie mogłam nawet ich przytulić...


- Wystarczy, proszę iść do sądu, tylko wyrok tu pomoże...
Odchodziłyśmy jak zbite...
- Nie martw się, weżniemy prawnika i wszystko załatwi...
- Jolu, wiesz ile to kosztuje ?
- Mam 4 tysiące odłożone...
- Jolu, tu potrzebna jest porządna kasa... a jeszcze mam pismo ze skarbówki, że zalegam na ponad 30 tyś...
- O Boże...
- Widzisz, jestem w czarnej dupie i wcale nie jest przyjemnie...
- To co zrobimy ?
- Będziemy walczyć, jedziemy do księgowych... musimy porozmawiać...
- Tak jest, będziemy walczyć... !


Ale najpierw załatwię coś, co powinnam zrobić jako pierwsze.
Pojedziemy na cmentarz.
- Oczywiście.
Jestem tak głupia... przecież Robert jest najważniejszy, ok... po dzieciach... ale jest...
Jola kupiła znicze, a ja poprosiłam o jedną różę...
Tyle mi nosił, teraz ja zaniosę jemu...


Zaczęłam płakać zanim doszłam...
A gdy stanęłam przed nim... to... nie miałam odwagi nawet się odezwać...
Wszystko co było nasze... straciłam...
Pamiętam jego wzrok... zawsze był smutny... szczególnie przy ostatnim dziecku... też je straciłam...
Wszystko straciłam...


WSZYSTKO.


Co mam mu powiedzieć ?


- Wybacz kochany... wybacz.. jeśli potrafisz... jestem... nie... nigdy na ciebie nie zasługiwałam, jestem nikim i straciłam całe twoje dziedzictwo...
- Próbuję znaleźć siłę w sobie, aby to odkręcić.. ale wszystko się rwie w dłoniach...
- Jak mam ich pokonać... jak wszyscy przyjaciele się odwracają...?
- Masz rację... to nie są przyjaciele... ale jakbyś mi troszkę pomógł... przecież mnie kochasz... pomóż mi... proszę...


********


- Idziemy, czas nas goni...
Po godzinie byłyśmy przed biurem.
- Do szefów chcemy... można ?
- Szef jest zajęty, muszą panie poczekać...
Poczekałyśmy...
Następną godzinę.
Poprosili nas...
W środku siedział sam Paweł.
- Pawle...
- Tak... ???


Patrzył się i ...
- Karolina... nie poznajesz ?
- O Boże... przepraszam... myślałem, że... przepraszam...
- Że co ?
- Słyszałem... że nie żyjesz...
- A kto ci to powiedział... ?
- Wojtek.
- A to menda, widzisz żyję...
- Przepraszam najmocniej... wejdźcie...


- Co się stało, przecież mówił, że chciałaś... ?
- Tak, chciałam, ale nie wyszło...
- Ale mówił, że stan jest beznadziejny.
- Bo był, ale wyszłam z tego i potrzebuję twojej pomocy... gdzie Jurek... ?
- Dostał zawał i już nie pracuje, ledwo przeżył... ale opowiadaj...


- Mamy kilka spraw do załatwienia, ale po pierwsze nie mamy pieniędzy i nie wiadomo, kiedy zdobędę...
- Jak to nie masz pieniędzy ?
- Ten Wojtek, pod moją nieobecność, ukradł nasze umowy z domu i zagarnął całą kasę, moją i Roberta... którą zarządzał.
- Wyrazy współczucia... a to skurwysyn... przepraszam...
- Masz rację, skurwysyn... ale jest coś ważniejszego... podobno jestem ubezwłasnowolniona...
- Co ? Kto to przeprowadził... tego tak nie idzie zrobić od tak...
- W czasie, kiedy mnie nie było, siedziałam zamknięta w wariatkowie i byłam mocno chora...
- O kurwa... przepraszam... teraz rozumiem... więc... nie jesteś osobą prawną...
- A co to oznacza ?
- Że nie masz prawa własności do majątku, ani... a co z dziećmi ?
- Była, pierwsza żona Roberta teraz tam rządzi...
- To ona, to ona to przeprowadziła... ale musiała mieć dobrego prawnika... i kuratora...
- Dla forsy zrobi się wszystko, prawda ?
- Niestety...


- Moje prawdziwe dzieci oddała do sierocińca, a kierowniczka mówi, że muszę to odkręcić... aby je dostać...
- To będzie problem...
- Jaki...
- To zwyczajnie trwa... sądy nie śpieszą się...
- I zobacz, jeszcze takie pismo dostałam...
- Zaległości... kurwa... przepraszam... ten Wojtek powiedział, że już nie będziesz prowadzić firmy i on się zajmie zamknięciem wszystkiego... Dostał wszystkie papiery... firmowe i do kont bankowych, ale widać... nie zapłacił za stary rok... skurwysyn... przepraszam...
- Mówiłam, jestem w kanale... ukradł wszystkie pieniądze.
- Jest gorzej... gdzie mieszkasz ?
- U pani Joli...
- A masz pracę... ?
- Pawle, wczoraj wyszłam ze szpitala... mam tylko tę jedną sukienkę na sobie i nic więcej...
- To nie dostaniesz dzieci...
- Jak to ?
- Jak sąd ma przekazać dwójkę dzieci pod opiekę matki, która nie zarabia i nie ma gdzie mieszkać... ?
- I ma do zapłacenia podatek...
- No właśnie...


Następny raz poczułam jak los mnie kopie w dupę.
Kolejny... chciałam wrzeszczeć... a nawet wyrwać sobie włosy...
Tylko, że byłabym już łysa...
Ile jeszcze... ?
Co tam szykujesz ?
Mało ?
Poczekamy... na pewno jeszcze coś tam kryje...
Mogłam płakać, albo się wściekać... tylko, że łez zaczyna brakować... a gniew odbiera rozum...


- Dobra, opanujemy to... zaraz piszę pismo o prolongatę, a potem... sam zacznę spłacać ten podatek, tak nie może być...
- Przestań...
- Spokojnie, to będą raty... znając ciebie zaraz staniesz na nogi, pomogę ile będę mógł, jak się odkujesz, to mi oddasz... najważniejsze to zacząć płacić.
Uśmiechnęłam się... mój Robercik już miesza... ciągle mnie kocha... wie, że go nie zawiodę...
Widzicie... nawet w czarnej dupie zaczynają dochodzić promienie słońca...


- Będę ci pomagać, abyś mogła odzyskać majątek...
- Najpierw dzieci...
- Ok, musisz znaleźć pracę, usamodzielnić się, muszę mieć argumenty przed sądem, inaczej to nie wyjdzie. A ten twój artysta ?
- Jego też okradł i najgorsze, nie mam telefonu, nie mogę do nikogo zadzwonić...
- Znajdziemy go... a słuchaj... przecież masz udziały w fabryce... powinnaś dostawać pensję... idź tam i się dowiedz.
- Ok, pojedziemy jeszcze dziś...
- To by załatwiło sprawę definitywnie...
- Jedziemy... do widzenia...Pawełku..
Podszedł i mocno mnie przytulił...
Gówniany los zaczyna się odmieniać...
- Pa Karolinko...

 

  • Lubię 1

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Cuckoldplace Poland © 2007 - 2024

Jesteśmy szanującym się forum, istniejemy od 2007 roku. Słyniemy z dużych oraz udanych imprez zlotowych. Cenimy sobie spokój oraz kulturę wypowiedzi. Regulamin naszej społeczności, nie jest jedynie martwym zapisem, Użytkownicy stosują się do zapisów regulaminu.

Cookies

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.

Polityka Wewnętrzna

Nasze Forum jest całkowicie wolne od reklam, jest na bieżąco monitorowane oraz moderowane w sposób profesjonalny przez ekipę zarządzającą. Potrzebujesz więcej informacji? Odwiedź nasz Przewodnik. Jednocześnie przypominamy, że nie przyjmujemy reklamodawców. Dziękujemy za wizytę i do zobaczenia!

×
×
  • Dodaj nową pozycję...