Skocz do zawartości
swoboda-film

Ja i Ona czyli Milosc Cuckold i Zemsta

Rekomendowane odpowiedzi

Po kilku dniach prawnicy załatwili pozwolenia i pojechaliśmy oglądnąć budynek.
O mój Boże... ruina...
Robert powiedział, że ma ludzi z budowlanki... i już dzwonił...
Przyjechali po godzinie... kocham go...
Oglądnęli, zapytali się o plany...
- Będą się robić... ale można już zaczynać...
- Nie do końca... ale powiedzmy możemy się porozglądać... uprzątnąć teren, wyrzucić okna, drzwi... stolarka od ciebie Robert ?
- Oczywiście...
- Powoli zaczniemy, ale najpierw plany, mam kogoś, dogadacie się... już daję telefon...


Po godzinie rozmawialiśmy z szefem biura architektów, a po dwóch już wszystko wiedział...
Facet jakby czytał w moich myślach...
Za miesiąc będą gotowe, potem następny na zezwolenie i działacie...
Duma jaka mnie rozpierała wpływała na cipkę... więc zagadałam do Roberta...
- Wiem, że pomógłbyś mi finansowo, dałbyś na wszystko... ale to jest i nasze dzieło, to znaczy moje i Mariusza... chciałabym mu przed wyjazdem jeszcze podziękować...
- Dobrze, dobrze.. pozwalam...
- Jesteś cudowny... kocham cię...


Wiem, że go lubi, a ja naprawdę, wśród tych emocji, potrzebuję coś ekstra...
Jeszcze przy nim zadzwoniłam...
- Mariuszku, czy zerżniesz mój ciężarny tyłek przed wyjazdem ?
Robert aż się spojrzał... oczywiście uśmiechnął się...
- Potrzebuję twardego kutasa, bo potem będziesz miał tylko Francuzki i Hiszpanki... i chcę naprawdę ostro... w piątek wieczorem ?


Zgodził się... w sobotę ma wyjazd o 18... zdąży wypocząć...
Przytuliłam się do męża...
- Kochanie, będziesz chciał też... ?
- Może tylko popatrzę... w sobotę rano pojadę na rower, muszę mieć siły...
- A miałeś ograniczyć... zimno idzie...
- Ograniczę... to jeden z ostatnich...


Kończę trzeci miesiąc za dwa tygodnie, jeszcze nie widać... ale tyłeczek zrobił się krąglejszy...
Będę się tak wypinać, że na długo mnie zapamięta...


************


Przyjechał wypachniony i od wejścia już mnie pożerał...
- Wypierdolę dwoją dupę, że nie będziesz mogła chodzić...
- Nie obiecuj, mogę dużo znieść...
- Nie waliłem od tygodnia... a Robert, będzie z nami ?
- Raczej nie... zresztą jakby nawet, to ty się nie krępuj...
- Nie ma takiej opcji... ale chciałem go podkręcić troszkę...
- Rób co chcesz...


Już klęczałam, już lizałam jajka, on od razu podniósł nogę... był pięknie wygolony i taki pachnący...
Jego tyłeczek, a potem mój...
Nie wyciągnęłam korka... lubię paradować nago i kręcić tyłkiem z nim...
Dzieci już spały... drzwi pozamykane... więc w moment byliśmy nadzy...
On zachowywał się tak samo naturalnie i luźno jak ja...


Dotykaliśmy się w każdym miejscu... całowaliśmy, szalałam...
Uwielbiam jego energię, jego młodość, ciągle sterczącego kutasa...
Robert wyszedł z łazienki w momencie jak znowu lizałam mu tyłek...
- Cześć Robert... ona dzisiaj jest jak wulkan... nie wiem, czy dam radę go ugasić... ?
- Nie przekuj się mną... już idę...
- Poczekaj, może będziesz czynił honory domu... ?
- To znaczy... ?
- Jako pierwszy zapakuj ją w tyłek...
- Nie, ty dziś jesteś jej gwiazdą...
- To zapakuj mnie...


Chwila ciszy, konsternacji... co on wymyślił... ?
- Chodź, wyciągnij jej korek...
Spojrzałam się na niego... był lekko zakłopotany, ale ruszył w moją stronę...
Klęknęłam na łóżku, wypięłam zajebisty jego tyłeczek... pokręciłam zalotnie... Jezu... ale jestem napalona...
Wykręciłam głowę... chciałam to zobaczyć...
Podszedł... dotknął ręką tyłeczek... jakby parzył mnie... energia popłynęła natychmiast...


Wyraźnie był zmieszamy... ma wyciągnąć korek żonie, aby kochanek mógł zerżnąć jej tyłek...
To nie jest normalne... ale jakie podniecające...
On też to czuł... jakby nawet się zaczerwienił...
Widziałam jak przełyka ślinę...
- Chcesz, moja żono, dać dupy kochankowi ?
- Jeśli pozwolisz mi Panie... ?
- To poproś...


I tu nastąpiła moja konsternacja... bada mnie, testuje ?
- Mój Panie, jeśli tego chcesz, to poproszę o zezwolenie na oddanie twojego tyłka mojemu kochankowi...
Myślę, że to było odpowiednie...
- Zezwalam...
Wyciągnął korek... a on się zbliżył...
- Nie przygotujesz go ?
Co on wyprawia ?
- Chociaż naśliń...
Cholera, poczułam język... nie mam pojęcia jak on się czuje... ?
- Czyń honory... wsadź... powiedział... Mariusz.


O kurwa, on karze mu jeszcze włożyć własnoręcznie jego kutasa... ?
Nie chciałam na to patrzeć...
Schowałam głowę w poduszkę... i nie wiem, czy zrobił to... czy jednak nie...
Poczułam jak wchodzi... i jak zaczyna jazdę... i nic już mnie nie interesowało...
Błogość i rozkosz... ciepło i ból, wszystkie uczucia świata, które pożądam...


Były klapsy, szarpania włosów... wyciągnięcia i rozkazy lizania kutasa, jaj, tyłka...
Gwałcił mnie od tyłu, gdy leżałam bezbronna, z głową w poduszce... bez tchu...
Od przodu z nogami na jego głowie...
Mój tyłek nie jęczał... tylko prosił o więcej...
Nawet szły mi myśli, że jeden to stanowczo za mało...


Byłam przekręcona na bok, z podkurczoną moją nogą, z wystawionym tyłkiem, który przyjmował go i prosił o więcej...
Nie zlewał się, jak już był blisko, to wyciągał i mu lizałam...
Sterował szybkością... dostałam dwa bardzo szybko...
Rozluźniona, pusta... rozgrzana do czerwoności...
Gdy lizał w przerwach mój tyłek, drażniłam łechtaczkę... przyleciał trzeci, czwarty, piąty... posikałam się...


Poszliśmy pod prysznic, umył mnie, wypieścił... doszedł szósty... znowu puściłam...
Kochał mnie jak szalony... jak najlepsi kochankowie świata...
Postanowiłam iść na całość i dać mu prezent...
- Chcesz odlać się na mnie ?
Jak szaleć to szaleć... wiem, że to lubi...
- Nie wiem, czy dam radę... ?
- Odpocznij, może ci opadnie... ?
- Szybciej byłoby się spuścić... i poczekać...


I to była iskra, która rozbudziła mnie na nowo...
- To się zlej, gdzie chcesz... ?
- Do buzi, ty mi będziesz lizać tyłek i walić, a potem bez dotykania dam ci spermę do połknięcia...
- Dobrze... wiesz jak mi dobrze... ?
- Widzę... jakbyś chłopa nie miała...


Nie będę mu tłumaczyć... niech rżnie i leje...
Wciskałam język w jego tyłek, jak tamtemu sztucznego...
Jęczał i jak pozwolił sobie to w chwilę już się odwracał...
Dłonie położył na mojej głowie, nakierował... ale nic więcej... byłam o wyciągnięcie języka...
I wyciągnęłam, liznęłam... dmuchnęłam...dotknęłam ustami w pocałunku... i poleciało...
O cholera... pierwszy strzał na oczy... ale zamknęłam i czekałam...
Następne na język... potem przybliżył się... dotknęłam go ustami... jeszcze strzelił...
A potem włożył...
Delikatnie... z rozkoszą...


- Kochana, to było nieziemskie...
Usiadł się w rogu prysznica i dyszał...
Zostałam na klęczkach... chciałam jeszcze pociągnąć...
- Zostaw, niech opadnie...
- Dobrze... ale chcesz tego ?
- Jeśli mi pozwolisz.. ?
- Pozwolę, ty też byś mi pozwolił, prawda ?
- Ja... ?
- Tobie... ?
- Wszystko...


Siedzieliśmy z lejąca się wodą... dotykaliśmy się dłońmi...
Tak sobie pomyślałam... gdybym nie spotkała Roberta... gdyby on nie był taki młody...
Wstał i nakierował...
Pierwszy raz zrobię to mężczyźnie... pierwszy raz świadomie... jakbym go kochała... i się oddawała...
Poleciało na twarz... szyję... wiem, że chce tego... otworzyłam usta... i spojrzałam się w oczy...
Nie odważył się na początku... dopiero na koniec... jego oczy szalały...
Wypuszczałam kącikami ust, widziałam jak robi to Ania... i wzięłam do buzi...


Nic źle nie czułam... jak na pierwszy raz było ok...
Wszedł prawie cały... prawie, bo zaczął szybko rosnąć... stawał mu...
- Kocham cię na prawdę...!!!
- Wiem...
Podniosłam się, wzięłam go za rękę i nie wycierając się zaciągnęłam do łóżka...
Teraz ja nadzieję się na niego...
Położył się na plecy... kutas już dumnie stał... i zaraz zniknął w mojej dupce...


- Jesteś wspaniała i znowu w ciąży... mam bardzo piękne wspomnienia...
Dotknął mojego brzucha...
- Lubię pierdolić się, gdy wiem, że brzuch mi odstaje... to mój afrodyzjak...
- Jeszcze nie widać...
- Ale go czuję... będę dawać do porodu...
- Zdążę wrócić i codziennie będę przyjeżdżać ci wkładać... i zlewać się...


Położyłam się na nim, zsunęłam nogi... pocałowałam, on mnie objął, dotknął tyłek...
To była chwila kochanków... czuła i pełna delikatności...
Wiem, że Robert ogląda nas... widzi moje uczucie... i być może rozumie, że dziś robię to tylko dla siebie...


Nie chciałam już orgazmów, on nie naciskał na d**gie zlanie...
Byłam ciekawa, czy Robert przyjdzie do nas na noc... czy wejdzie we mnie... ale nie, on ma trening...
Pocałowaliśmy się jeszcze z pół godzimy i zasnęliśmy...
W nocy trzy razy brał mnie w dupę... bez pytania... bez zlewania...
W tę noc należałam do niego, do kochanka, który rżnął mnie po zezwoleniu męża...


Za każdym razem było to z uczuciem... nie z chamskim rżnięciem tyłka...
Nie budziłam się, tylko szukałam ręką męża...
Niestety, nie było go... tylko Mariusz i jego energia...
Rano obudziłam się pierwsza... i nabrałam ochotę na jeszcze jedną porcję spermy, tym razem w tyłku...
Chciałam zrobić to przed przyjściem Roberta, aby nie było mu smutno...


Nachyliłam się, wzięłam do buzi, musi się obudzić i stanąć na wysokości zadania...
Jego ręka od razu mnie znalazła... docisnęła mocno...
Tak, to rozumiem... suka ma dawać rozkosz... szczególnie jego suka...
Gdy już stał, nadziałam się i z bólem wszedł...
Niech boli... ma nawet boleć... ma być przyjemnie...i chcę to pamiętać...
- Zlej się w dupie kochanku... będę chodzić z nią cały dzień...


O... to było dobre... od razu przyspieszył... skoczył jak tygrys... wbił się najgłębiej...
- Czekałem na to... zaraz dostaniesz... wyjebana suko...
- Mój kurewski tyłek czeka...
Gdy nachyliłam się do pocałunku, gdy lizaliśmy się jak wariaci, gdy oddawałam mu całą siebie, gdy czuł, że jestem jego... zaczął lać...
Wyciągnęłam wszystkie strzały... każdą kroplę...
Nie puścił mnie nawet na chwilę... bałam się, że Robert znowu mnie zobaczy i znowu się wycofa...
Przekręciłam się na plecy i podniosłam nogi do góry...
- Znajdź mi korek...


Gdy znalazł, wcisnęłam go i już było fajnie...
- Wstajemy, muszę zrobić mężowi śniadanie... jedzie na trening...
- To zrób mi też i wróć, dojebię cię...
Aż mi ciśnienie podskoczyło...
- Oczywiście, będziesz mnie jebać do samego wyjazdu...


Poleciałam jak na skrzydłach... gdy Robert pojedzie, dam mu jeszcze ze dwa razy... jak mu stanie... oczywiście...
Ale w kuchni leżała kartka...
"Pojechałem, bawcie się dobrze, Kocham cię."
Cholera, może jednak był, może widział... niech to szlag...
Cały humor mi prysł...
Tak chciałam się do niego przytulić i pocałować... i oczywiście podziękować za noc...
Zrobiłam talerz kanapek i wróciłam...


- Wyjechał i nawet go nie zobaczyłam...
- Wróci i dasz mu popalić...
Siedzieliśmy w łóżku i jedliśmy...
Normalnie odechciało mi się...
- Idę do łazienki...
- A miałaś...


Miałam... ale już nie chcę...
Gdy wróciłam, chyba zrozumiał, bo kończył się ubierać..
- Nie będę ci zawracać głowy, było wspaniale, jak zawsze, kocham cię... ale polecę...
- Dzieci zaraz wstaną... i tak nie byłoby atmosfery...
Przytulił mnie ostatni raz...
- Ale między nami jest ok ?
- Oczywiście... leć do tej Francji i zrób tam show... pokaż, że Polacy też umieją...


Pojechał. a mi łzy stanęły w oczach...
Może naprawdę przesadzam... przecież, jak mnie Robert oglądał, to widział, że szalałam i może zrozumiał, że między nami tak już nie jest...
Jest niesamowicie wielka miłość i całkowite oddanie, ale moja namiętność wyglądała właśnie tak, jak w nocy...
No nic, dzieciaki już latają...
Porozmawiam wieczorem... przeproszę... i będzie dobrze...


Gdy zadzwonił telefon i zobaczyłam numer Tomka zaczęłam się denerwować.
- Tomek, dziś nie mogę... coś w sprawie ?
- Nie, ale muszę przyjechać...
- Jak musisz... ale pośpiesz się...


W obiad zadzwonił domofon...
- Tak słucham...
- Tu Tomek, Pani Karolino jesteśmy, wpuści na pani... ?
- Proszę...
Nas... jest z prokuratorem... ?
Patrzę przez okno, idzie w mundurze z jakimś kolegą... w sobotę ?
Otworzyłam drzwi...


- Wejdziemy do środka... ?
- Coś się stało, masz taką poważną minę...
- Karolino... zdarzył się wypadek, Pani mąż został potrącony przez samochód...
- O mój Boże... coś mu się stało, coś poważnego, jest w szpitalu... ?
- Pani Karolino, bardzo nam przykro, ale Pani mąż nie żyje.


Nie wiem na co patrzyłam, co słyszałam... bo Bóg zwyczajnie mnie odłączył.
 

  • Smutny 2
  • Zmieszany 1

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

NO niestety Autor tak sobie to zaplanowal by powstala cz 4 w innym wypadku seria powinna sie zakonczyc " zyli dlugo i szczesliwie ". 

od dzis cz 4

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Tomek, policjant, Jola, Renia, Wojtek.




- Karolino... cholera... dzwoń na pogotowie...
Padła, ja pierdolę... ale kanał...
- Jest ktoś w domu... ?
Przybiegła jakaś kobieta...
- Co się stało ?
- Niech mi pani pomoże, Karolina straciła przytomność...
- Ale co się stało ?
- Kurwa mać... kurwa...
- Co się stało ?
Jej mąż miał wypadek na rowerze...
- I co ?
- Nie żyje...
- O BOŻE... O BOŻE...


Zanieśliśmy ją na łózko... Kolega już kiwał, że za 5 minut będą... a ta kobieta szalała...
Cholera, nie poradzimy sobie...
- Jak się pani nazywa... ?
Musiałem krzyknąć i szarpnąć ją za rękę...
- Jola...
- Może pani po kogoś zadzwonić z rodziny, karetka już jedzie...
- Do Reni... najszybciej... o mój BOŻE...


Jeden wielki płacz... jakaś dziewczynka przybiegła...
- Co się stało pani Jolu... ?
- Nic Julio, nic...
Objęła je... i w płacz...
- Co stało się mamusi... ?
- Straciła przytomność, zaraz będzie dobrze, karetka już jedzie... zawołałem...
- A coś się stało ?


Odwróciłem się... nie mogę... kurwa, zaraz ja będę ryczał... kumpel zaczął iść w moją stronę...
- Nic nie mów... tu są inne jeszcze dzieci...
Spojrzałem się w stronę jego wzroku... na schodach stała malutka dziewczynka z ciut większym chłopcem...
KURWA MAĆ... gdzie jest ta karetka... ?


- Gdzie jest telefon... do tej Reni trzeba dzwonić... musi przyjechać... !!!
Rozglądnąłem się, bo nikt nie reagował...
Znalazłem... lista ... nie ... ostatnie... Renia... jest dzwonię...
- Pani Reniu, może pani przyjechać najszybciej do domu pani Karoliny...
- A kim pan jest ?
- Policjantem, zdarzył się wypadek, Karolina zemdlała, zaraz będzie karetka, ale opiekunka może sobie nie poradzić z dziećmi...
- CO SIĘ STAŁO ?
- Niech pani przyjedzie najszybciej.


Rozłączyłem się, nie przez telefon.
Dzieci już były wszystkie z nianią... a za oknem były światła karetki... nareszcie.


Wchodzą...
- Co się stało... ?
- Dowiedziała się... nachyliłem się do ucha... o śmierci męża... i padła...
- Już działamy...


Cholera... długo to trwa...
- Musimy ją zabrać, nie podoba mi się to, powinna się obudzić...
- To jedźcie... mu musimy zostać... widzi pan, co się dzieje...
Spojrzeliśmy na nianię tulącą troje dzieci... kiwnął głową i zaczęli ją zabierać...


Podszedłem do tej Joli...
- Biorą panią Karolinę do szpitala, będzie dobrze, coś pani potrzebuje... ?
- Dwójka starszych dzieci jest u kolegi, muszę jechać je zabrać, d**ga niania jest chora, a u góry jest jeszcze niemowlę...
- Poczekamy, aż ta pani Renia przyjedzie...
- Proszę powiedzieć im, że pani Karolina jest w ciąży...
- A prawda...


- Panowie, pacjentka jest w chyba d**gim miesiącu ciąży... o ile dobrze wiem...
- Zanotujemy...


Pojechali. Po 20 minutach dojechała pani Renia...
- Co się stało... gdzie Karolina... ?
- Musieli ją zabrać do szpitala, nie reagowała...
- Co się stało... ?
Odciągnąłem ją na bok...
- Pan Robert został śmiertelnie potrącony przez samochód...


Blada osunęła się na sofę...
Kurwa, niech tylko i ona nie mdleje...
Poszedłem do kuchni po szklankę wody...
- Niech się pani napije...
- To niemożliwe... to nie mogło się zdarzyć..
Wstała i podeszła do pani Joli i obydwie w objęciach zaczęły szlochać...
Kurwa mać, że na mnie trafiło... kurwa... !!!


- Czy możemy już jechać... są sprawy do załatwienia... ?
Kiwnęły głowami i pożegnaliśmy się...


Ja pierdolę, ale szambo...
- Dlaczego ?
- Znam tę babkę i jej męża... wiesz kim on jest ?
- Nie..
- To właściciel tej fabryki okien, milioner...
- I w sobotę jeździ rowerem po ulicy ?
- To triathlonista, pewnie trenował...
- O kurwa...
- No właśnie... kurwa... jedziemy do szpitala.


**************


Jola i Renia.



- To niemożliwe... jak to się mogło stać... ?
- Rano pojechał na trening... już czekaliśmy na niego...
- Karolina była sama ?
- Tak, pan Mariusz był się pożegnać, jedzie do Francji na promocję książki i chyba już pojechał...
- On nie jest tu potrzebny... ale gdzie chłopcy... ?
- Muszę jechać po nich, spali u kolegi ze szkoły... zostanie pani z dziećmi... ?
- Oczywiście...
- Odprowadzę dzieci na górę... Olivka zaraz się obudzi...
- Dobrze, zajmę się nią...


Karolina zaraz dojdzie do siebie i wróci... cholipcia, ktoś powinien jechać do szpitala...
- Może pan Wojtek ?
- Dzwonimy... Boże... nie mogę uwierzyć...

*****

Renia

- Panie Wojtku, mówi Renia, przyjaciółka Karoliny, zdarzył się wypadek i pani Karolina jest w szpitalu, może pan do niej pojechać... ?
- A Robert ?
- Pan Robert właśnie miał wypadek...
- Też jest w szpitalu ?
- Nie... nie żyje...


Cisza...


- CO ???
- JAK ???
- Przed chwilą była policja, podobno wypadek na rowerze, samochód go potrącił...
- Ja pierdolę... kurwa... przepraszam... oczywiście jadę... a co z nią ?
- Straciła przytomność i nie odzyskała... więc ją zabrali...
- Już jadę... dacie sobie radę z dziećmi ?
- Tak.


Usiadłam się i rozryczałam... moja Karolinka... jej Robert... to jest niemożliwe... to normalnie się nie mogło zdarzyć...
Jola też ze łzami wychodziła...
- Tylko jedź wolno...

 

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Wojtek.


Ja pierdolę... kurwa jedź szmato...
Trąbię, a ten baran nic...
- Z drogi... !!!
A zostawię samochód tutaj, najwyżej...
- Dzień dobry, przywiozła karetka panią Karolinę...
- To mi nic nie mówi...
- Młoda, nieprzytomna blondynka... koło 30..
- A pan to kto ?


Cholera, zaraz mnie wyrzuci...
- Mąż..
- Proszę poczekać...
Jejku... Robert... co z nią.. dziećmi... fabryką... kurwa... ? Ale kanał...
Przyszła po minucie...
- Nie może pan wejść, nie odzyskała jeszcze przytomności, biorą ją na tomograf... na pewno zostanie na oddziale... nich pan jedzie do domu i przywiezie jakieś jej rzeczy... szlafrok na przykład... torebkę...


Stałem jak głupi... jak to nie obudziła się... ?
Może uderzyła się... cholera... kurwa !!!


Wróciłem do domu.
Kobiety siedziały w salonie z wszystkimi dziećmi...
- Czekałyśmy na pana, panie Wojtku...
- Wojtek, wystarczy...
- Coś wiadomo... ?
- Jeszcze nie odzyskała przytomności i wzięli ja na tomograf...
- O mój Boże... ona jest w ciąży, musi pan powiedzieć...
- Będzie dobrze, mam przywieźć szlafrok, torebkę i może telefon wezmę...
- Czekaliśmy, bo musimy powiedzieć...


Ja pierdolę...
Spojrzałem się na dzieci, takie przestraszone... moja Olivka na rękach Reni... ale te małe Karoliny... może nie zrozumieją...
- Mówicie... ja nie mogę...


Jola długo nie mogła się zebrać... od razu zaczęła płakać...
Renia zaczęła...
- Wasza mama jest w szpitalu, bo straciła przytomność, jutro wróci...
- A tata ?
Też zaczęła ryczeć...
Jednak ja to powiem... ?
- Wasz tata miał wypadek na rowerze i potrącił go samochód... i też nie może przyjechać...


Wolałbym sam umrzeć, niż to widzieć...
Chłopcy podbiegli do mnie, a Julia do Joli...
Dzieci Karoliny stały i były spokojne... jedyne szczęście...


Tych chwil nie zapomnę do końca życia...
Cholera Robert, ten twój rower... niech cię szlag trafi... coś ty zrobił... ?


Po godzinie wziąłem rzeczy i pojechałem do szpitala...
Skierowali mnie do sali TK, tam spotkałem policjanta, który również czekał...
- Pan też tutaj... ?
- Tak, znajoma ma tomograf.
- Karolina ?
- Tak, a pan to kto ?
- Jestem Wojtek, znajomy rodziny, przywiozłem rzeczy...
- A ja ją musiałem zawiadomić, też jestem jej znajomym... Tomek...
- Cześć, co z wypadkiem ?
- Miałem dyżur, trafiło na mnie... nawet nie wiedziałem, kto to jest, dopiero, gdy znaleźli drogi rower, ktoś go rozpoznał i wtedy skojarzyłem... znalazłem telefon i jej numer pod imieniem Karolina.
- Jak to się stało... ?
- Kobieta powiedziała, że on nagle skręcił i nie zdążyła zareagować... i dostał bokiem samochodu...
- Jezu... jak to możliwe ?
- Przy oględzinach prokuratora i lekarza stwierdzili, że głową uderzył w betonowy słupek i to go zabiło, skręcił kark, zwyczajny jebany pech...
- Przecież miał kask...
- Ta kobiet mówiła, że jechał szybko.
- Kurwa... !!!


Zobaczyłem to w wyobraźni... jak to możliwe, taki zwykły pech...? Cholera... co ona teraz zrobi... ?
Wróciło...
To jebane uczucie po śmierci...
Przecież chwilę temu... moja żona zmarła... ona tego nie przeżyje...
KURWA... KURWA...


Niech tylko wróci do siebie, dzieci jej pomogą.,.. my wszyscy jej pomożemy, tak jak oni pomogli mi...
Po jakiejś czasie wyszedł lekarz...
- Kim są panowie ?
- Posterunkowy... badam sprawę...
- Jestem z rodziny... mąż...
Gliniarz spojrzał się cholernie dziwnie... ale był cicho...
- Odzyskała przytomność... ale jest źle...
- Co to znaczy ?
- Nie wróciła do nas... to wymaga czasu... i nie w tym szpitalu...
- Co pan mówi... ?
Jej mózg oszukuje ciało... nie chce doprowadzić do uszkodzeń i wyłącza ją...
- Kurwa, człowieku mów po ludzku... !!!
- Musimy ją zawieźć do szpitala psychiatrycznego... tylko tam jej pomogą...
- To niemożliwe... ona ma dzieci... dom...
- Proszę pana, jej mózg w tej chwili walczy o przeżycie ?
- I co ?
- Albo się uda. albo nie...


Osunąłem się na krzesło...
Czyżby ona... ?
No... tak... ona zwariowała... ja pierdolę...
KURWA KURWA KURWA...


- Proszę podpisać zgodę na przewiezienie do zakładu...
- Ale ja nie wiem... ?
- Pan jest mężem prawda... ?
- Nie, jej mąż właśnie zginął, a mnie nie chcieli wpuścić...
- To teraz rozumiem... logiczne... przejdzie jej, potrzeba tylko czasu...
- Przepraszam, ale jej najstarsze dziecko ma 12 lat, nie ma nikogo dorosłego, tylko ja...
- I tak nie ma wyjścia... musi jechać... załatwię papiery... będzie na ul Skarszewskiej... jutro niech pan idzie do ordynatora...
- Tu są jej rzeczy do ubrania...
- Dobrze...
- A mogę ją chociaż zobaczyć ?
- Dostała silne leki i tak nie kontaktuje...
Poszedł.


Telefonu nie dałem, nie ma sensu...
- Panie Wojtku, będziemy mieli inny problem...
- Jaki Tomek ?
- Kto zidentyfikuje ciało ?
Jezu... tego jest za dużo...
- No chyba ja...
- Tylko rodzina powinna...
- Mam przyprowadzić jej synów... zwariowałeś... ?
- Dobrze, załatwię to z prokuratorem, jutro przyjedziesz na komendę to załatwimy papiery..., ok ?
- Ok...



Jechałem do domu i miałem taki mętlik.
Teraz dopiero się zjebało... co ja im powiem... ?


************

Dom.


- I co tam, panie Wojtku... ?
- Chodźcie do pokoju...
Już po minie poznały, że nie jest dobrze...
- Mów wreszcie...


Wziąłem głęboki oddech...
- Karolina jest... mocno chora... i nie wróci do domu... przynajmniej na razie...
- Co jest ?
- Jej umysł... się wyłączył...
- Co to znaczy ?
- Nie wróci, jutro zawożą ją do szpitala psychiatrycznego...
- O mój Boże... biedna Karolinka...
I zaczęły ryczeć...



- Drogie Panie... nic tu po płaczu... trzeba to ogarnąć... pani Jolu, przy dzieciach nic się nie zmienia, normalne czynności, chodzą do szkoły, zawozimy i odbieramy... matka jest chora i tyle...
- Oczywiście.
- Macie pieniądze ?
- Tak, mamy swoją kartę na zakupy, to nie jest problem...
- Dobrze, w razie czego przywiozę kasę... to mamy opanowane... Reniu, czy możesz trochę pomóc pani Joli... ?
- Mogę zamieszkać tutaj, jestem wolną kobietą...
- Jeszcze lepiej.
- Ja jutro muszę zidentyfikować Roberta...


Znowu zaczęły płakać...
A niech płaczą, ja też płakałem wiele dni...
- Tu jest telefon Karoliny, od byle kogo nie odbierajcie i dzwońcie do mnie... to mój numer, przyjadę po tym... tam... wiecie...
Gdy wychodziłem pomyślałem o pogrzebie...
Kurwa...
Bez Karoliny... ja pierdolę... KURWA.
Kto to załatwi ?
Wyjdzie, że ja... ale kanał... ROBERT !!!


****************

Renia.


Siedzimy i płaczemy sobie...
Tak tragedia i jeszcze Karolinka... aby tylko wyszła z tego...
Nie wyobrażam sobie tego uczucia... moja dusza krzyczy i krwawi... a jej ?
Nie ma się co dziwić...


- Musimy powiedzieć dzieciom...
- Tak, musimy...


- Posłuchajcie dzieci, w szpitalu postanowili zatrzymać mamusię, bo wyniki nie są najlepsze, podleczą ją i wróci do nas w miarę szybko ?
- A kiedy ?
- Jak tylko będzie czuła się lepiej... za kilka dni...
- A odwiedzimy ją ?
- Raczej nie, bo jest w takim bardzo ważnym szpitalu i tam nie mogą wejść dzieci...


Poszło gładko, nie tragizują, szczególnie te małe... ale chłopcy są zupełnie zgaszeni... a Julia tylko tuli się...
I wtedy właśnie ona się zapytała...
- A tatuś... ?

Łzy poleciały mi jak grochy... cholera...
- Tatuś musiał pojechać bardzo daleko... i już nie wróci...
- A gdzie pojechał... ?
- Do Pana Boga.
- A dlaczego ?
- Bo bardzo go potrzebował...
- Bardziej niż my ?
- Myślę, że tak...

 

  • Smutny 1

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Wojtek. Tomek, policjant.


- Tak, to Robert... ... potwierdzam...
- Proszę podpisać...
Wyglądał tak spokojnie... jakby spał...
Ale mnie serce boli... i pewnie będzie boleć...


- Co z pogrzebem panie Wojtku ?
- Tomek, nie mam pojęcia...
- Jest już po sekcji, można działać... proszę to akt zgonu.
- Ale jak bez Karoliny, przecież to niemożliwe...
- Może pojedziemy do szpitala... ?
- Dobry pomysł...


******

Ordynatorka przyjęła nas dość szybko...
- My w sprawie Pani Karoliny... ...
- Rodzina ?
- Tak.
- Sprawa jest na razie ciężka, podaliśmy leki na wyciszenie, ale tylko czas ją uleczy...
- To znaczy ile ?
- Każdy reaguje inaczej, tydzień, miesiąc ?
- Aż tyle, musimy zrobić pogrzeb jej męża...
- Wykluczone, ma odzyskać świadomość i iść na pogrzeb ? To niemożliwe,... nigdy nie zgodzę się na to, wszystko może wrócić i zrobić amen.
- To znaczy ?
- Jej umysł zamknie się w sobie i już nie wróci...


- Aż tak ?
- A pan myśli, że nie ?
- Nie wiem...
- Nie takie rzeczy mi tu widzimy... proszę dać jej czas, tylko tego potrzebuje...
- A można ją zobaczyć... ?
- Jest na lekach... proszę wybaczyć... ale proszę opowiedzieć mi o jej życiu, gdy zacznie wracać muszę mieć dla niej oparcie w rodzinie...
Opowiedziałem.


Już d**gi raz słyszę, że jest na lekach... musi być naprawdę źle...
Nic tu po nas, trzeba załatwiać sprawy...


*********

Wojtek, Renia, Jola.


Pojechałem do zakładu pogrzebowego i o dziwo, w 30 minut wszystko było załatwione, prosili tylko o garnitur.
Dowiozłem i wróciłem do dziewczyn.
Atmosfera do dupy... wszyscy snują się jak zombi... tylko te małe i moja Olivka nic nie wiedzą... może i dobrze...
Renia mnie zagadała...


- Panie Wojtku, myślę, że trzeba jechać do fabryki, pewnie już wiedzą, ale chociaż dowie się pan, co teraz ?
- Ma pani rację...


Pojechałem i długo musiałem tłumaczyć się na bramie kim jestem.
Zszedł jakiś szef ochrony i mnie wpuścił..
Wytłumaczyłem mu kim jestem i co teraz robię.
- Powie pan coś więcej...
- Robert zginął w wypadku, jakaś kobieta go potrąciła, ale zginął, bo trafił na blok betonowy, cholerny pech...
- A Pani Karolina ?
- Jest w szpitalu psychiatrycznym, załamała się kompletnie...
- O cholera... niedobrze...
- A co, nie poradzicie sobie ?
- To najmniejszy problem, jest jeszcze dwóch wspólników i dyrektorów, więc to opanowane... ale ten kontrakt, może należałoby powiadomić Niemcy ?
- Jakie Niemcy ?
- Następni wspólnicy, pan Mahmed, to ten największy...
- Nie wiedziałem...
- Będą w telefonie Roberta.
- Dziękuję.


Wróciłem do domu.
- Pani Reniu, wiecie coś o jakimś Mahmedzie ?
- Coś wiem, ale może Jola więcej...
- Pani Jolu, wie pani coś o jakiś Niemcach... ?
- Wiem, już dzwonię ...


O... mieli swoje sekrety...
A Jola zaczęła nawijać po niemiecku, oczywiście popłakała się przy imieniu Robert i Karolina...
- Już jadą, będą jutro, muszę przygotować pokoje...
- To ilu ich będzie... ?
- Myślę, że wszyscy...


Nawet nie zapytam się ilu, ale ciarki przeszły mi po plecach...
Teraz już wszystko jest załatwione.
Czekamy... kurwa mać... na pogrzeb...
Nie.



Czas mijał niemiłosiernie wolno, gdyby nie dzieci to można byłoby zwariować, zbliżyłem się do Olivki, dużo ją nosiłem i zauważyłem, że pani Renia bardzo ją lubi.
Nie myślę w ogóle o kobietach, a teraz... dajcie spokój...


**************


Wieczorem zajechali. Dwa wielkie czarne mercedesy G klasa.
Razem 6 mężczyzn.
Boże, przecież to bandyci. Chłopy wielkie jak szafy...
Jola wyszła... wszyscy przywitali się z nią, jakby znali się od wieków.
Przedstawiła nas, ich spojrzenia gdyby mogły, to zabiłyby...
Ale co najdziwniejsze, starsi chłopcy Roberta od razu wskoczyli im na ramiona.
Dwóch zostało do razu na zewnątrz...


Jeden z nich, taki trochę zwyczajny przedstawił wszystkich.
- Jestem tłumaczem i będę pośredniczyć we wszystkich rozmowach... to jest Pan Mahmed i jego ochrona.

( nie będę robić zawijasów, kto i kiedy się odzywa, od razu będzie wszystko szło przez tłumacza )

Odezwał się ten starszy, szef..
- Kim pan jest i ta pani... ?
- Jestem przyjaciółką Karoliny i jej męża...
- Czy w jej sprawach również ?
- Jak najbardziej, tak właśnie się poznałyśmy...
- A ja jestem można powiedzieć finansowym managerem Karoliny i Roberta, zarządzam całym majątkiem i oczywiście przyjacielem...
- Aha, to pan, już wszystko wiemy... przejdźmy do gabinetu... tylko pan, kobiety do dzieci...



Ton taki, że kurwa... żadnego sprzeciwu...
- Niech pan opowie wszystko...
Powiedziałem jak było, że Karolina miała znajomego policjanta, który akurat miał patrol i był na oględzinach... i to on ją zawiadomił...
Wspomniałem o stanie Karoliny, o szpitalu...
Byli smutni i to bardzo...
- Chcielibyśmy jutro z rana spotkać się z tym policjantem.
- Załatwię to.


Wziąłem telefon Karoliny, Tomek policjant... dzwonię...
- Panie Tomku, tu Wojtek z tomografu Karoliny, poznaliśmy się ... czy może pan z rana przyjechać do jej domu... pilne i to bardzo... ?
- Bardziej za godzinę, rano mam robotę...
- To czekamy.
- Będzie za godzinę...
- Super, niech opowie nam pan o finansach Roberta.



Trochę dziwne pytanie, ale przecież życie już nigdy nie będzie takie samo...
Nakreśliłem jak funkcjonuje moja firma, ile ma Robert i ile Karolina, wspomniałem o jej pomyśle na fundację... i tu się uśmiechnęli...
- To pan ją prowadzi ?
- To znaczy finansowo tak... potem wspomniałem o mojej żonie i nazwie Fundacja Marysi, i że to Karolina wymyśliła.
I wtedy nastąpił przełom...
- To jesteśmy w domu, jeszcze nie przesłaliśmy kasy, ale będzie i od nas wszystkich...
- To się cieszymy... bo idzie jak na razie bardzo dobrze...
- Jeszcze jedno pytanie i bez kłamstw... miałeś ją ?



O cholera, co odpowiedzieć... czy tak będzie oznaczać wpierdol, czy nie...?
Jeden z nich odsunął marynarkę, zupełnie przypadkowo... ale zobaczyłem... spluwę...
- Tak, ale jeszcze przed poznaniem Roberta, potem już ani razu... zresztą ona poznała mnie z moją żoną, to była jej przyjaciółka...
- W takim razie witamy w rodzinie... znamy Karolinę i każdy. z którym była, należy do rodziny, byle komu nie dawała...
Każdy przedstawił się z imienia... zapamiętałem Jurgen i Otto...
Uścisk ich dłoni to jak imadło...


Otworzyli biurko Roberta i zaczęli nalewać sobie whisky...
Jak u siebie...
Trochę jeszcze pogadaliśmy i przyjechał policjant...
Gdy wszedł to zbladł... on poznał ich profesję od razu...
Jakby trochę ręce mu drżały...


- Tomku, to są wspólnicy Karoliny i jej męża z Niemiec... zacząłem.
- Opowie mam pan wszystko co pan wie, od początku, dobrze... ?
Nie śmiał odmówić... zresztą kiwnąłem lekko głową na znak przyzwolenia...
I wtedy dowiedziałem się o kłopotach Karoliny z jakimś facetem, o sprawie w prokuraturze... o dysku, szantażu i... nagle sprawa śmierci Roberta zaczęła zmieniać swój kolor.
Z jednej ich decyzji o spotkaniu wyłonił się obraz kłopotów moich przyjaciół i to... mocnych jak cholera...
Wypadek zaczynał wyglądać zupełnie inaczej...


- Może to nie był wypadek, zapytałem Tomka... ?
- Nie wiem, babka wyglądała normalnie, przestraszona, dokładnie wszystko opisała, zresztą Robert tylko mógłby się połamać, ale trafił na ten słupek... odpowiedział...
Oni po przetłumaczeniu tylko popatrzyli na siebie...


- Jutro rano chcemy rozmawiać z prokuratorem, tutaj... proszę go przywieść...
- Ale...
- Ok, jedno pytanie... pieprzyłeś ją ?
I teraz on miał taki sam przestraszony wzrok jak ja przed chwilą...
- Miałem tę przyjemność, ale na wyraźną prośbę jej męża...
- Witaj synu w rodzinie, z naszej strony masz całkowitą pomoc we wszystkim... to powiedział ich szef Mahmed...
Każdy przywitał się jak ze mną... a Tomek wyprostował się... i uśmiechnął...
- Załatwisz tego prokuratora, prawda ?
- Oczywiście...
- Panowie, o rodzinę się dba, chroni się ją i walczy, nawet do końca, zapamiętajcie to sobie, a Robert i Karolina są naszą rodziną...


Ale... goście... w czasie teraźniejszym miało to fajny wydźwięk... poczułem naprawdę dumę, że się znamy...
Czuć od nich moc i siłę...
Popiliśmy i niestety pożegnałem się z nimi...

 

  • Lubię 1

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Jurgen.



- Pani Reni, czy możemy poprosić ?
- Już idę...
- Opowie nam pani o swoich relacjach z Karoliną ?
- Myślę, że nie, że to nasze prywatne sprawy...
- Pani Reniu, nie ma już prywatnych spraw, jest śmierć naszego przyjaciela, ciężka choroba jego żony i temat do wyjaśnienia... prosimy... znam Karolinę i wiemy, co robiła...
- No nie wiem...
- To ze mną była w Hamburgu, i czy opowiadała może o czarnych... ?
- To pewnie wie pan ilu ich było ?
- Pięciu, nieprzytomną zanosiłem do samochodu... wiem co jest grane...
- Ok, jestem jej przyjaciółka od seksu, od zwierzeń i nawet od Roberta...
- To znaczy ?
- Jemu też dałam...
- Teraz Pani kłamie...
- Wiem o czym mówicie, ale Karolina go skusiła i wziął mnie.. razem z nią...



- W porządku, od dzisiaj będziemy traktować Panią jak część rodziny, ma Pani w nas wsparcie i wszelaką pomoc... i jesteśmy na ty... Jurgen, Otto... i szef Mahmed...
- Bardzo dziękuję...
- Czy wiesz coś dodatkowo o tym człowieku, który szantażował Karolinę...
- Renata jestem... jeśli jesteśmy rodziną...
Podała nam wszystkim dłoń...
- Tak wiem, raz...
Opowiedziała o napaści jego na je dwie, o policjancie, o prokuratorze, o tym, że Karolina też mu dała, że urobiła go i że gościa wsadził za kratki.
Że zachował się bardzo dobrze, szybko i profesjonalnie i, że to musiał być wypadek, bo facet siedzi przecież w więzieniu...
- A co Robert na to ?
- Tu jest szkopuł, Karolina załatwiała to sama, bo bardzo wstydziła się nagrań na dysku i nawet Robertowi nie chciała ich pokazywać, myślała do końca, że ma wszystko pod kontrolą...
- Dziękujemy, czas na sen i jutro zaczniemy od nowa...



- Co myślisz szefie ?
- Karolina przegięła, to była sprawa do nas, a ty miałeś go zajebać przy pierwszym spotkaniu...
- Ale ona właśnie wymusiła na mnie, aby było tylko postarzenie.
- A teraz Robert nie żyje...
- To moja wina ?
- Za mało danych... ta kobieta jest kluczowa, trzeba z nią pogadać.
- Ok, a więc jutro... mamy jeden dzień...
- Nie Jurgen, mamy tyle czasu, ile potrzebujemy...
- Myślałem o pogrzebie...
- Ok.



**********


Prokurator, Jurgen, Mahmed...


- Witamy Pana, dziękujemy za tak szybkie przybycie...
- Wiem o co chodzi, jestem i chętnie pomogę...
- Brał pan Karolinę, prawda ?
- Obciągnęła mi tylko, wiecie, jestem urzędnikiem... ale obiecała więcej...
- Witamy w rodzinie, proszę mówić nam na ty... to szef Mahmed, ja jestem Jurgen i będę załatwiać tutaj wszystkie sprawy...


Opowiedział jak załatwił faceta, co zrobiła Karolina, jak zdobyła dysk z pornografią dziecięcą i jak on go zamknął na dwa lata, i że siedzi w areszcie, i czeka na proces.
Wspomniał o planie zniszczenia go finansowo, o toczącej się sprawie i, że z tego co on wie, to Karolina też obciągnęła szefowi skarbówki, aby pchnąć sprawę jako priorytet.
- A ta kobieta ?
- Zwyczajna, nie ja prowadzę tę sprawę, od Tomka się dowiedziałem o całej tej tragiczniej historii, ale kolega, który ją przesłuchiwał powiedział, że umorzy postępowanie, bo jest zbyt proste... nieszczęśliwy wypadek.
- A co myślisz ?
- Wygląda dziwnie, ale może te dwie sprawy, to jednak... dwie zupełnie różne sprawy... ?
- Wiesz co, robimy w branży od wielu lat i takie sprawy zawsze są ze sobą powiązane... chcemy porozmawiać z tą kobietą... zdobędziesz jej adres... ?
- Ale tylko adres ?
- Tak, sama nam opowie...
- Ale ?
- Jesteś w rodzinie, czy nie... bo chyba wiesz, co to znaczy rodzina... ?
- Wiem, i tak... jestem jej to winny... za godzinę będę wiedział...


Pojechał. Szef pierwszy się odezwał...
- I co myślisz ?
- Kanał, szyte grubymi nićmi... facet w więzieniu może robić na zewnątrz co chce... też tak robiliśmy...
- Czekamy, pojedziesz Jurgen do zakładu, pogadasz z szefem ochrony, może Robert, mimo wszystko, coś wiedział więcej... ?


Pojechałem.
Atmosfera do dupy, a i ja zaczynam myśleć, że to może moja wina... ?
O dziwo, dowiedziałem się o d**gim obliczu tego faceta, o jego szantażu Roberta, o kasie wypłaconej, o jego groźbach i o tym, jak Robert obił mu mordę.
I wtedy wspomniał o jakiejś wsi...
Podobno facet dopiero wtedy się naprawdę przestraszył...
Zapamiętałem tę nazwę... sprawdzimy...


Wróciłem do domu.
Prokurator podał adres w mieście... niestety nie tej wsi... najpierw sprawdzimy na miejscu. Wziąłem jednego chłopaka.
Zajechaliśmy... mieszkanie w kamienicy... nazwisko... dzwonimy... cisza... nie odpowiada...
Cholera. Albo wyszła, albo nie ma...
Czekaliśmy pięć godzin. Potem prokurator dodał jeszcze adres pracy...
Pojechaliśmy... nic, zakład fryzjerski zamknięty na amen...
Wróciliśmy jeszcze raz pod dom i czekaliśmy do wieczora...


Szef kazał wracać...
- Prokurator zdobył numer komórki, kobieta nie odbiera... to już nawet nie jest dziwne...
Siedzieliśmy w kuchni, kobiety zrobiły jedzenie... rozmawialiśmy luźno...
I wtedy gdzieś w rozmowie padło słowo - zakład fryzjerski...
Renata zbliżyła się do nas zupełnie blada...
- Coś ty powiedział... ?
- Ale co ?
- O jej pracy ?
- Że jest zakład zamknięty...
- Ale fryzjerski ?
- Tak.


Prawie padła... ledwo ją złapałem...
- Co jest ?
- To jego siostra, on ją szantażował przez nią... zawsze Karolina mówiła... ta pieprzona fryzjerka... to jebana szmata...
- JA PIERDOLĘ, WYPADEK, KURWA... AKURAT... !!!
- To jest to...
- Szefie, wiem gdzie ona jest ?
- Znasz Renata tę wieś ?
- Tak, jakieś 20 kilometrów na południe...
- A tę babę widziałaś kiedyś... ?
- Niestety nie...


- Dajcie telefon...
Dzwonię do prokuratora...
- Dowiedz się jak ta kobieta wyglądała i to natychmiast...!!!
- Pięć minut.


Ale szef się rozruszał...
- Mówiłem, nie ma przypadków...
Renata przestraszona...
- Myślicie, że to ona ?
- Zapytamy się grzecznie... po naszemu... na pewno nie widziałaś jej ?
- Nie, tylko Karolina.


Jest telefon. Odbieram.
- Mój kolega prokurator nie ma żadnych zdjęć, ale pamięta ją doskonale, elegancka, szałowa blondynka...
- Dziękuję.
- Podobno to szałowa blondi...
- To ona... krzyknęła Renata... to już raz słyszałam... pierdolona blondyna... tak właśnie Karolina ją określiła...
- I co... ? ...rzucił szef, starego niedźwiedzia na sztuczny miód chcieli nabrać...
- Jedziemy ?
- Po nocy nikt nie będzie szalał, spokój, jutro jest dzień Roberta, musimy się przygotować...


Co racja, to racja, nie ucieknie...
Pogadałem z dzieciakami, chłopacy już tak wyrośli... no i zaskoczyli mnie na całej lini...
- Zostaniesz Jurgen z nami, kto teraz będzie się nami opiekować, jak mamy nie ma... i ... taty... ?
- Zostanę, włos wam z głowy nie spadnie.


Rano nasze samopoczucie spadło na dno... byłem na wielu pogrzebach... ale nie na takim... z tyloma dziećmi...
Trzymały mnie jak uwiązane...
Te mniejsze z kobietami, ale nawet Julia szła ze mną...


Ogrom ludzi jaki przyszedł był niemożliwy... cały zakład i chyba pół miasta... nawet ci z ratusza się pchali...
Kazałem chłopakom przyglądać się ludziom, szczególnie za szałową blondi... tacy lubią przyjść dokończyć oglądanie...
Mieli nawet robić zdjęcia...
Gdy trumna zjeżdżała, to dzieci tak ryczały, że poruszyły wszystkich...


Kurwa mać... zakończymy to po naszemu.
Stypa w jego knajpie, będę musiał naprawdę zostać, trzeba ogarnąć ten bałagan...
Popołudniu oglądaliśmy zdjęcia, ale nikogo podobnego nie było.


- Jutro rano chłopaki pojedziecie, dziś jesteśmy z rodzina...
Całą noc nie spałem, gdybym wtedy go zabił, gdybym był mądrzejszy... i nie słuchał jej...
Ale ja wiem, że w duszy Karolina jest dobrą kobietą i nie chciała tak na prawdę jego krzywdy, aby tylko się odczepił...
Trudno, powiedziałem mu, że jak się jeszcze raz zobaczymy to będzie ostatni...
Pójdę do więzienia i tam go zajebię. A nasi nowi przyjaciele mi pomogą...



Rano ruszyliśmy. Plan był taki, że po cichu szukamy... ewentualnie może ktoś coś wie... ?
Po trzech godzinach i wizycie naszego tłumacza w sklepie wiedzieliśmy jaki to dom.
Następne cztery godziny obserwacji... jest dzieciak, starsi ludzie... i na koniec bingo.
Wyszła z jakimś facetem przed dom... robili grilla...
Chłopaki już wyciągali klamki...


- Otto, zrobimy to tak... wjazd na chatę, babkę z jej facetem do wozu, a reszta z tobą do domu i czekasz na telefon.
- I co ?
- Albo tak, albo tak... wiesz...
- Wszyscy ?
- Wszyscy.


Powoli, wjazd przez otwartą bramę... są u siebie swobodni...
Gdy ona się odwróciła, było już za późno...
- Ani jedno słowo... chuj, jechałem po niemiecku...
Klamki wycelowane w nią i jej faceta, a Otto w dzieciaka...
Kiwnąłem do wozu... ona wiedziała, to widać w oczach... ale jej to kombinował...
Podszedłem i dostał w brzuch... za włosy i do budy...
Dobre dwie minuty... i już mijaliśmy ostatnie zabudowania...
Worki na głowę... i jazda.


Ona nie mówiła nic, ale on zaczął się rzucać...
Ściągnąłem mu worek i włożyłem lufę go gęby...
- Halt die fresse...
- Pan prosi o ciszę... dodał tłumacz...
I worek z powrotem...

 

  • Lubię 2

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Zadzwoniłem do Joli...
- Wracamy, dzieci do siebie i otworzyć nam garaż siłowni Roberta...
Było widno, więc musimy się trochę kryć...


Gdy wjechaliśmy brama zaczęła się zamykać...
Wyciągnąłem jego i od razu dostał z kolby w ryj...
Padł nieprzytomny...
Gdy ściągnąłem jej worek zobaczyła go...
Zaczęła płakać...


Szef już siedział...
Podaliśmy jej krzesło, nawet nie związywałem...
- I jak to było z tym, wypadkiem... ?
- Nic nie wiem... on mi wyjechał...
Nawet nie zapytała się o kogo chodzi... nie zaprzeczyła... nie udawała zdziwionej...
- Jeszcze raz, a Jurgen odjebie mu łeb...
Podszedłem do niego, przeładowałem broń i przystawiłem do głowy...


Babka zbladła... sekunda zastanowienia... i znowu zaczęła płakać...
- Zostawcie... tak nie można...
Szef kiwnął i Borys walnął ją w twarz...
Spadła z krzesła...
Podniosłem ją z powrotem...
- Ty kurwo myślisz, że żartujemy... rzucił szef i znowu kiwnął...
Gdy spadła... to nawet nie chciało mi się jej podnosić...


Poczekamy, mamy dużo czasu...
Po jakimś czasie doszła do siebie...
- Warto ci ?
Otarła rozbity nos, szef podał jej chusteczkę...
- Posłuchaj kobieto, pierdolenie będzie później, teraz konkrety... słucham... kto, kiedy i jak... ?
Schyliła głowę...
- To naprawdę był wypadek... nie chciałam, aby zginął...


Właśnie się przyznała... wiemy, że uderzył w beton, ale sam by tego nie zrobił...
- Szczegóły...


Cisza...
- Po prostu wyjechał... i...


Cisza...


- Otto... rzucił szef...
Otto podszedł do niej, ona już się skuliła... ale on szarpnął ją za włosy, wyciągnął kutasa i dopiero wtedy przyjebał...
- Jeden zły ruch i będziesz bez zębów... ciągnij...
Wepchnął od razu całego... jeszcze nie stał, więc jakoś wytrzymywała krztuszenie... ale trwało to krótko... tak samo jak trzymał jej głowę...
Zaczęła się wyrywać, ale to oznaczało szarpanie za włosy...
Dwie złe rzeczy na raz...
Otto lubił brać babki oralnie... zawsze był brutalny, zawsze wierzgały nagami, ale najlepsze zawsze zostawiał na koniec...
Nie zlewał się, bo po zrzyganiu, brzydził się ... parodia losu..
Oczywiście zrzygała się...


- Ok, blondi, możemy tak całą noc, a nawet dłużej, następnym razem twój stary będzie mu ciągnąć, a jak nie dasz nam tego, co chcemy, to zrobimy telefon i człowiek, który został z twoją córką, zrobi jej to samo... twój wybór...
Zaczęła się ogarniać... wyglądało jakby chciała się jeszcze raz postawić... ale nie...
- To był jego pomysł, namówił mnie, to znaczy zagroził...
- Kto ?
- Mój brat... ale to wszystko wina tej kurwy...


Teraz ja jej przyjebałem...
- Karolina to nasza rodzina, a kurwą to ty będziesz... szczegóły...
Długo dochodziła do krzesła...
- Po co nasyłała psy... a potem jeszcze skarbówkę... wiecie co z nim robią w więzieniu... ?
- I co ?
- Miałam go tylko lekko nastraszyć, uderzyć bokiem auta, aby opamiętali się... naprawdę nie chciałam go zabić...
- Ale zabiłaś... dodał szef... gdy modlisz się o deszcz, pamiętaj, że przynosi on również błoto...


- Związać i do kotłowni.
Poszła taśma na ręce i nogi i zamknięte drzwi.


- Ocucić go...
Poleciało wiadro wody... oprzytomniał...
Ściągnąłem mu worek...
- Jedno słowo i zapierdolę cię... rozumiesz... ?
Kiwnął głową...
- Wiesz co zrobiła twoja żona ?
- Nie...
- Zabiła naszego brata...
- Nieprawda, to był wypadek...


I wtedy szef włączył telefon...
- Miałam go tylko lekko nastraszyć, uderzyć bokiem auta, aby opamiętali się... naprawdę nie chciałam go zabić...
Zrobił wielkie oczy...
- Niemożliwe, nie wiedziałem...
- Powiedzmy, że ci wierzymy... masz córkę i rodziców prawda ?
- Tak, proszę... ja naprawdę...


Zacząłem...
- Posłuchaj, są dwa rodzaje bólu, taki po którym człowiek staje się mądrzejszy, i d**gi, po którym tylko boli... twoja żona jedzie z nami do Niemiec odrobić straty, a ty wracasz do córki i nie widzimy się już nigdy, albo robię telefon i wracasz do trzech trupów w domu...
Wielkie przerażone oczy... i długa chwila ciszy...
Powinien zrozumieć, że on będzie czwartym trupem...
- A ona wróci... ?
- Po pół roku dostanie taką możliwość, ale to będzie jej decyzja czy wróci... teraz musisz podjąć swoją...
Chwyciłem telefon...
- Nie mam wyjścia... nie jestem głupi...
- Jeśli mówisz prawdę, to i tak nie twoja wina...


- Borys odwieź pana...
- Mogę się z nią pożegnać... ?
- Nie i nie muszę przypominać, że jeśli kiedykolwiek zobaczymy się, to będzie... to ostatni raz...


Zgarbił się spuścił głowę i pojechali.
Zrobiłem telefon do Iwana, że Borys wraca, i że jest ok.
- Szefie, ty masz jak zawsze nosa...
- Z nami pogrywać... zaśmiał się... to... prości i śmieszni ludzie...
- Dzwoń do prokuratora i tego policjanta... mają tu być natychmiast...


Gdy wróciliśmy do domu, to Wojtek i kobiety siedzieli tak przestraszeni, że aż żal ich było.
- Spokojnie, siostra przyznała się, że to ona go uderzyła na rozkaz brata.
- Jezus... to przecież morderstwo...
- Prokurator już jedzie... sprawa wyjaśniona...
- Chodź Wojtek do nas...


Gdy przyjechali szef puścił im całą rozmowę...
Też zbladli...
- Oskarżę ich o planowanie, spiskowanie i współudział... dostaną po 25 lat...
Szef wyprostował się, odpalił cygaro... i zaczął...
- To mu odkryliśmy spisek i oni są nasi... załatwiony to po naszemu... cicho i spokojnie...
- Co zamierzacie ?
- Ona jedzie do burdelu z nami, odrobi straty i wtedy ją wypuścimy, ale jego to...


Zacząłem... już dawno o tym pomyślałem...
- Szefie, jeśli mamy takich nowych przyjaciół, to dam się zamknąć w więzieniu i sam załatwię sprawę, a wy mnie potem wyciągniecie...
- Nie zgadzam się, to zbyt niebezpieczne... rzucił prokurator.
- Zapłacimy wszystkim, tobie, naczelnikowi więzienia i strażnikom... robiliśmy tak...
- Kurwa... to się wyda... i co wtedy... będę skończony...
- Musi być inny sposób, bardziej wiarygodny... dodał policjant...


- Wiem, cholera, wiem... !!!
Prokurator wstał i zaczął się śmiać...
- Mam z tym gościem układ, że dostanie przepustkę na załatwienie spraw majątkowych, na dozór elektroniczny... dam wam go żywego i powiem gdzie jest...
- Andrzej... prawda... ? masz głowę na karku i jaja... dobry pomysł...
- Ale wy go...
- Nie... tylko pogadamy... wyjaśnimy sobie i zobaczymy, co nam powie..
- To dobrze... dajcie mi kilka dni, chodź Tomek, polecimy...


Wiem, że musi udawać czyste sumienie, że nic się nie stanie, zapłacimy mu i temu psu, będą umoczeni do końca... a my zrobimy to, co zawsze...

Mahmed, Jurgen, Wojtek.


- Wojtek, chodź pogadamy...
- Tak...
- Masz jakąś wolną kasę ?
- Oczywiście, ile trzeba ?
- 15 tys euro, 10 dla prokuratora i 5 dla tego Tomka... gdy wrócimy do siebie zrobię przelew...
- Nie trzeba...
- To nasze sprawy i nasze koszta... i tak kurwa odrobi...
- I co, poważnie za pół roku ją puścicie...


- Jurgen zamknij drzwi...
- Powiem ci tylko dlatego, że jesteś naszym wspólnym przyjacielem i jako finansista umiesz trzymać język za zębami...
- Rozumie się...
- Ona już nigdy nie wróci, gdy przeleci przez maszynę naszych burdeli, będzie wrakiem człowieka... i wtedy ją zabijemy, jak szmatę, tak jak sobie na to zasłużyła...
- Ale powiedziałeś jej mężowi...
- Nadziei nie wolno odbierać... będzie myśleć, że została...
- Rozumiem, inaczej niż my załatwiacie swoje sprawy...
- Racja.


 

  • Lubię 2

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Jurgen.


Przez następne dni załatwialiśmy przelewy, ustawialiśmy wspólników w fabryce, wszyscy zresztą wiedzieli, że szef jest najważniejszym z szefów. Robert nigdy tego nie krył i nigdy nie wywyższał się.
Ludzie, z którymi się spotykaliśmy byli prawdziwymi przyjaciółmi Roberta i naszymi.
Naprawdę, to był dobry człowiek.
Musieliśmy wypić morze wódki, takie mają zwyczaje... i wszyscy chcieli się z nami się znać...
Najważniejsze osoby, to znaczy... dwóch wspólników i szef produkcji dowiedzieli się prawdy...
Byli w szoku, że zrobiliśmy to w dwa dni...
Tak... my to my...
Zostało ustalone, że zostanę i będę do czasu powrotu Karoliny, jako zastępca Roberta.


Potem pojechaliśmy do szpitala...
Niestety, procedury... ale chociaż dowiedzieliśmy się, że powoli wraca... i tylko spokój jest potrzebny...


Po tygodniu przyjechał prokurator.
- Jutro ok 11 wychodzi na dwa dni, załatwione...
- Posłuchaj Andrzej, wiesz, że jesteśmy wdzięczni, to jest na koszta...


Szef wręczył mu kopertę... oburzył się, nie chciał wziąć... ale on dodał...
- Jakby były potem kłopoty, jak trzeba... doślemy więcej...
Dostał jeszcze dla gliny i pojechał...
Szef zaczął się podśmiewać...


- Zobacz, układamy się z władzą... dziwny jest świat...
- Ale gdyby nie on, to byłoby kiepsko...
- Masz rację, los nam pomagał... chociaż zabrał Roberta...
- Życie szefie... życie...


***********

Jeszcze wieczorem kupiliśmy kaski i benzynę, a od 8 siedzieliśmy w autach koło aresztu.
Przed 11 wyszedł facet, zgarbiony, poczochrany... wziął taryfę...
Pojechał do tego domu, w którym byliśmy z Karoliną...
Poczekaliśmy za rogiem i gdy po godzinie zaczął wychodzić z walizką... wyskoczyliśmy...


Żadnych szans... chociaż próbował uciekać na piętro...
Otto walnął go w plecy... poleciał z gębą na schody...
Nikt nic nie powiedział... ale ich miny mówiły wszystko... muszę ich pilnować, bo go zajebią za szybko...
Kiwnąłem ręką... nich sam się podniesie...


Jego oczy naprawdę teraz były przerażone...
Zobaczył 5 chłopów, w tym 4 zabijaków... w rękawiczkach...
Patrzył się nerwowo na strony... ale potem dłużej na mnie... poznał...
Rzuciłem mu krzesło...
- Siadaj... pogadamy... chciałeś zwiać ?
Jeszcze kombinował... może nóż w kuchni... ? ... ale staliśmy dokładnie w około... znamy się na swojej robocie...
- Opowiesz sam... prawda... ?


- Nie wiem, o co chodzi... ?
- Mówiłem ci, że jak się jeszcze raz spotkamy, to będzie ostatni... nie spierdol tego... opowiadaj...
- Nic nie powiem...


O... hardy...
- Nic nie powiesz... a wiesz co... skąd taka pewność, że my chcemy słuchać... ?
Jego zdziwienie było jak zawsze zabawne... ilu ludzi już robiłem na ten numer...
Nie chcą gadać, a jak my nie chcemy słuchać, to sami zaczynają...
- Jest przyczyna i jest skutek...


- To nie tak miało być...
- Ale nasz przyjaciel nie żyje...
- Miała go tylko nastraszyć,... sama to zrobiła... nie kazałem...


Otto uśmiechnął się... podszedł i pierdolnął go w ryj...
Gdy jego charczenie zaczęło przechodzić... zacząłem...
- Mówisz mendo, że to kobieta wymyśliła... a ty tego nie chciałeś... widzisz... mój kolega też tak mocno nie chciał... ale ten d**gi to chce...
Borys podniósł go za marynarkę i walnął z bani...


Po minucie rzuciłem mu ręcznik, krew leciała z rozbitego nosa...
- Wiesz co, ja to brzydzę się przemocą i chętnie tylko bym cię zajebał... ale moi koledzy nie mają takich ograniczeń...
- Powiem...
- My już wszystko wiemy... jesteś nam niepotrzebny...
- Przemoc jest niepotrzebna...
- Jeśli sądzisz, że przemoc jest niepotrzebna, to znaczy, że za słabo bijesz... z nami nie będzie tego problemu...


Zrozumieli, koniec przedstawienia... podeszli i zaczęli go tłuc...
Metodycznie... powoli... w brzuch, nerki...
Otto złamał mu rękę... Iwan nogę...
Naprawdę nie lubię już przemocy... ale widok tego gnoja był radością...
Miałem to zrobić za pierwszym razem, jego siostra nie połączyła by faktów... a... może by połączyła... kurwa... zjebany los..


Chłopaki wiedzieli jak bić, robimy stary numer, wiedzą, co mogą złamać... i to łamią...
Żebra... zęby... już nawet się nie ruszał... teraz to ścierwo do kopania... i obojętnie kiedy zdechnie...
Ale gnój dychał... i dobrze... niech wie do końca, co się z nim stanie...


Kluczyki do jego auta leżały na stole.
Poszedłem do garażu... ok... toyota... brama działa...
Odpaliłem... chodzi...
Wróciłem do nich... już go nie bili...
- Otto, bierzemy go do auta, a wy posprzątajcie...
Posadziliśmy go z przodu, na miejscu pasażera, Otto został, a ja wróciłem...
Dobrze posprzątane... popsikałem jeszcze wybielaczem, ręczniki do worka i do toyoty...


Zamknąłem dom, Borys, Iwan i tłumacz poszli do naszego auta i przynieśli nam kaski...
Otworzyłem bramę, ubraliśmy kaski... i wyjechaliśmy...
Otto trzymał go za głowę, chociaż gość już nie kontaktował... pełen odpływ... cholera...
Z nogi wystawało mu otwarte złamanie... e...
Wyciągnąłem trochę amfy i dałem mu wciągnąć...
Obudził się... dobrze... jedziemy...


Po 100 metrach był skręt w las... idealnie...
Zacząłem przyśpieszać... widzę... dobre drzewo...
- 10 sekund...
- 5...
- 2...
- Już...


Walnąłem... kurwa... poduszki wybuchły...
To i tak bez znaczenia...
- Co się dzieje... ?
Obudził się na dobre... pewnie przez hałas z poduszek...
- Kończymy... pamiętasz... ? ... nawet pył po tobie nie zostanie...
Przełożyliśmy go na miejsce kierowcy... bez pasów...
- Zostawcie mnie... muszę do lekarza...
Oszołomienie po amfie, po bólu i resztka walki organizmu o przeżycie... znam to...
Borys zaczął rozlewać benzynę...
- Co jest... ?


Spojrzał się na mnie... nie chciałem nawet się odzywać... tylko rzuciłem zapałkę...
Kiedyś, gdy odbierałem komuś życie, mówiłem jakieś mądre słowa... ale przestałem...
Wsiedliśmy do auta i wtedy jego krzyk przypomniał mi moje życie...
Zbyt dużo razy... nawet nie miałem satysfakcji z tego... zwykła mechaniczna czynność...
Oni gadali, a ja myślałem tylko o Karolinie.
Będę kiedyś musiał jej to opowiedzieć... i wtedy ona zacznie nosić w sobie te obrazy...
I będzie jej tak samo ciężko, jak mi teraz.



*************


Szef nawet nie zapytał się... tylko skinąłem głową...
Jeszcze tego samego dnia zebrali się i pojechali.
Rodzina, dzieci, pani Jola i Renata, i Wojtek, praktycznie zamieszkaliśmy razem.
Życie wracało do normalności, chociaż nigdy już nie będzie normalne.


Raz wieczorem, przy winie Renacie wymknęło się...
- A jak dokończycie sprawę ?
- Już jest po sprawie... temat zamknięty... żyjemy dalej... aż Karolina wróci...

 

  • Lubię 1

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Cuckoldplace Poland © 2007 - 2024

Jesteśmy szanującym się forum, istniejemy od 2007 roku. Słyniemy z dużych oraz udanych imprez zlotowych. Cenimy sobie spokój oraz kulturę wypowiedzi. Regulamin naszej społeczności, nie jest jedynie martwym zapisem, Użytkownicy stosują się do zapisów regulaminu.

Cookies

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.

Polityka Wewnętrzna

Nasze Forum jest całkowicie wolne od reklam, jest na bieżąco monitorowane oraz moderowane w sposób profesjonalny przez ekipę zarządzającą. Potrzebujesz więcej informacji? Odwiedź nasz Przewodnik. Jednocześnie przypominamy, że nie przyjmujemy reklamodawców. Dziękujemy za wizytę i do zobaczenia!

×
×
  • Dodaj nową pozycję...