Skocz do zawartości
mik61

Dawni "koledzy" z podwórka.

Rekomendowane odpowiedzi

Chyba każdy mieszkaniec większego a może i mniejszego miasta znał lub zna choćby z widzenia gości, których głównym życiowym celem jest całodzienne, grupowe popijanie piwka.

Tacy, w dzieciństwie zawsze byli najlepszymi podwórkowymi graczami w nogę, zapewne dlatego, że gdy tacy jak ja siedzieli w szkole na lekcjach, oni wagarowali kopiąc piłkę. No cóż, jak to mówią, trening czyni mistrza. Mecze tamtych, ze starych, poniemieckich budynków z nami – łebkami z nowego spółdzielczego bloku kończyły się zawsze naszą przegraną. Po meczach każda ekipa szła w swoją stronę.

Jestem przekonany, że gdy minęło kilka lat piłka się im znudziła a zaczęło się tanie winko i papieroski. Pewnie też znacznie wcześniej niż u pozostałych rówieśników rozpoczęły się ich „bliższe” kontakty z mniej wybrednymi przedstawicielkami płci przeciwnej.

Dzisiaj panowie przeważnie są grzeczni, czasem nawet ponad miarę. Kłaniają się z daleka tak głośno, że chyba pół osiedla słyszy. Nikogo jednak nie zaczepiają ani nie nagabują o datki. Czasem tylko któryś bardziej wstawiony rzuci w stronę przechodzącej kobiety jakiś niewybredny komplemencik, oczywiście w formie żartu. Grupka zazwyczaj znajduje sobie takie miejsce, w którym są, jak im się wydaje mało widoczni, samemu mając pod obserwacją okoliczny teren. Ma im to zapewnić bezpieczeństwo na wypadek pojawiającej się sporadycznie policji. Gdy czasem podjeżdża radiowóz panowie bez wpadania w panikę ale dość żwawym krokiem rozchodzą się w różnych kierunkach.

Plusem ich spotkań jest to, że stojąc tak cały dzień odstraszają potencjalnych amatorów cudzego mienia.

Są też niestety mankamenty posiadania w swojej okolicy takiego towarzystwa. Czasem, gdy w weekend w okolicy domu, w którym się mieszka zbierze się większa grupka takich jegomości, człowiek mimo zamkniętych okien jest skazany na bierne uczestniczenie w dyskusjach o polityce, gospodarce i niesprawiedliwościach tego świata. Musi wysłuchiwać przekleństw, których tamci bez przerwy używają jako przerywników w wypowiadanych zdaniach. Notorycznym jest też bekanie, odkrztuszanie i spluwanie pod nogi. Na szczęście wymiotowanie zdarza się sporadycznie.

Pozostaje jeszcze ostatnia niedogodność a mianowicie sikanie gdzie popadnie.

Zapewne delektujący się piwkiem mniemają, że są zbyt ważnymi uczestnikami rozmów i dlatego nie mogą sobie pozwolić na opuszczenie towarzystwa na dłużej niż minutę np. udając się za potrzebą do swojego domu, który zazwyczaj znajduje się w zasięgu wzroku.

W swojej okolicy takich „kolegów” mam i ja. Pamiętam ich jeszcze od szkolnych czasów. Prawie wszystkich znam z imienia. Niektórzy są nieco ode mnie starsi, inni nieco młodsi.

I tak, idę do pracy – stoją, wracam z pracy – stoją. Za co piją? Nie mam pojęcia.

-------------------------------------------------

Wychowałem się na tym podwórku a dziś z żoną od ślubu, czyli od 10 lat zajmujemy mieszkanie po moich rodzicach. Starych sąsiadów zostało niewielu ale i tak jest tu swojsko. Moi podwórkowi rówieśnicy ci, z którymi kiedyś trzymałem, rozjechali się. Z nowymi sąsiadami bliższych kontaktów nie utrzymujemy.

Żona pracuje w instytucie immunologii a ja pozyskuję klientów na powierzchnie nowo budowanych przez międzynarodową korporację wielkich centrów handlowych.

Żyje nam się bardzo dobrze. Kasy nie brakuje na nic. Mamy przyzwoity samochód, wakacje spędzamy w przyjemnych miejscach a nasz obecnie dziewięcioletni syn ma wszystko, czego zapragnie.

Któregoś sobotniego przedpołudnia Marta wieszała w pokoju od podwórka nową firankę.

Nie zwróciło by to zapewne mojej uwagi ale zauważyłem, że firanka już dawno wisi a Marta nadal stoi na stole przy oknie i na coś patrzy. Podszedłem zaciekawiony, stanąłem za stolikiem i rozejrzałem się po podwórku.

Musiała nie usłyszeć kiedy podszedłem, chociaż wcale się nie skradałem bo nie zareagowała wciąż na coś patrząc.

Zobaczyłem i ja. Przy śmietnikowej wiacie stał Oskar, jeden z grupy „kwiatu młodzieży”. Jedną ręką opierał się o ścianę wiaty chcąc utrzymać równowagę a w drugiej trzymał wyjętego z rozporka siusiaka. Ledwie stojąc opryskiwał moczem przybrudzoną, kremową ściankę wiaty, której kolor ciemniał pod wpływem wilgoci.

Pomyślałem, że moja żona jest wzburzona tym czynem wandalizmu ale gdy się nieco wychyliłem i spojrzałem w górę na jej twarz zobaczyłem jak przygryza dolną wargę a lewą dłoń trzyma na podbrzuszu.

Zobaczyła mnie.

Ale mnie wystraszyłeś – niemal krzyknęła i niezdarnymi ruchami zaczęła poprawiać legginsy, które miała na sobie. – już wisi. I jak ci się podoba? - spytała wskazując na firankę a spoglądając na mnie.

Miała wypieki na twarzy i nie mogła utrzymać ze mną kontaktu wzrokowego.

Udałem, że na nic nie zwróciłem uwagi. Fachowym wzrokiem obmiotłem nową firankę i z miną naszego prezydenta z aprobatą pokiwałem głową. Pomogłem żonie zejść ze stołu.

Oboje z większej odległości oceniliśmy wygląd nowego zakupu. Było ładnie.

Dzień mijał w swoim rytmie. Marta dość często zagląda do pokoju od podwórka pewnie dlatego, że sprawdzała, jak nasz syn bawi się z kolegami na znajdującym się z tamtej strony ogrodzonym placu zabaw.

Zapewnie bym szybko zapomniał o dziwnym zachowaniu żony w czasie wieszania firanki gdyby nie fakt, że jakiś czas później moja żona znów przez dłuższą chwilę spoglądała przez okno z głową odwróconą nie w stronę placu zabaw. Wyszła gdy ja wchodziłem do pokoju. Tym razem ja podszedłem do okna. Z lewej strony placu zabaw Krzyś grał w piłkę z kolegą. Popatrzyłem w drugą stronę. Zobaczyłem świeżą plamę moczu na ścianie śmietnikowej wiaty i Oskara oddalającego się chwiejnym krokiem w kierunku stojącej nieopodal grupki pijaczków.

Coś we mnie drgnęło. Czyżby ona patrzyła na niego? A w zasadzie na jego fiuta. ….Nieeee, to niemożliwe.
Nie w jej przypadku. Ma wszystko. Z resztą, gdyby nawet jej coś strzeliło do głowy to na pewno nie z takim.
Nie ta liga. Z resztą o czym ja myślę?... Bzdura. Marta by się nie zainteresowała innym facetem.

……….

A gdyby jednak?.....Jeżeli już to gdzieś na wyjeździe na jakąś konferencję. Tam sami garniturowcy, część zapewne przystojnych i chętnych. Ale niee….. Nie ona. Nigdy nie narzekała na nasze współżycie.

A gdyby nawet… nigdy by nie poszła na całość. Może by pozwoliła pod stołem położyć rękę na udzie, chociaż wątpię. Może by się dała w czasie tańca pocałować w szyję lub złapać za tyłek. Musiałaby być chyba nieźle wstawiona ale i tak wątpię. Gdyby nawet, to nie poszła by się z kimś miętosić w łazience. Przecież w takim kiblu to kobieta zaraz ląduje na klęczkach w pałą w ustach a po chwili oparta o brudną deskę z majtkami opuszczonymi do kolan i z fiutem w cipce. To niemożliwe, nie w jej stylu, nie ona.

Ze zdumieniem stwierdziłem, że mój kutas jest w pełnym wzwodzie. Te bezsensowne rozważania tak mnie nakręciły, że sam siebie zaskoczyłem reakcją.

Kilka lat temu, gdy jakiś facet dłużej na nią spoglądał albo nie daj boże rzucił jakąś niewybredną uwagę co do jej pociągającego wyglądu włączał mi się tryb agresji a teraz? Fiut mi stanął na myśl, że moja żona łajdaczy się z jakimś białym kołnierzykiem. Koszmar.

Pozwoliłem nieco opaść emocjom. Poszedłem do kuchni.

Wstyd się przyznać ale zawsze patrzyłem na Martę jak moją żonę, matkę naszego syna, tą która dbała o dom. O wszystko, nawet o podtrzymywanie naszych znajomości.

A ja? Od dawna nie spojrzałem na ją jak na kobietę. Zadumałem się.

Stanąłem w drzwiach i ramieniem oparłem się o framugę. Marta krzątała się po kuchni. Ubrana była „po domowemu”, na luzie, w legginsy i bawełnianą bluzkę. Ze zdumieniem odkryłem, że bluzka kryje wciąż apetycznie wyglądające niezbyt duże piersi a pod legginsami znajdują się zgrabne, szczupłe nogi i kształtna pupa. Niejedna młodsza mogłaby pozazdrościć figury mojej bądź co bądź trzydziestosześcioletniej żonie.

Podszedłem do niej o objąłem z tyłu.

Zaskoczyło ją to.

Nie przeszkadzaj bo obiadu nie będzie – uśmiechnęła się.

Nie będzie obiadu to ciebie schrupię – odparłem i powoli jednym ruchem wsunąłem dłoń pod gumkę legginsów i jednocześnie majtek.

Zaskoczona Marta pisnęła i odruchowo chciała przykucnąć lecz zanim zdążyła to zrobić dotarłem palcami do jej gniazdka.

Wariacie, co robisz zaśmiała się Marta. Dobrze, że Krzysia nie ma w domu. Pomyślałby, że tatuś zwariował.

Też się zaśmiałem ale wyraźnie na wierzchniej stronie palców poczułem chłodną wilgoć z jej majtek a na wewnętrznej stronie środkowego palca ciepły śliski śluz. Była podniecona. Nie przeze mnie, nie zdążyła by. Więc musiała wcześniej, tam przy oknie.

Ta myśl kołatała mi się po głowie do końca dnia.

W zasadzie bardziej nurtowała mnie reakcja mojego organizmu. Zajrzałem do internetu gdzie znalazłem, jak się okazało, wiele informacji na ten temat. Podniecanie się wyobrażeniem żony z innym mężczyzną lub nawet świadomość faktycznego współżycia żony z innym mężczyzną często w obecności męża jest zjawiskiem dość powszechnym. Nazywa się to syndromem rogacza.

Nie chcę być rogaczem ale z drugiej strony jak tylko pomyślę że Marta szczytuje w czasie seksu z innym mężczyzną to mój fiut jest twardszy niż w czasie seksu z żoną.

Co robić? Nie mogę też jej powiedzieć o moich fantazjach bo może pomyśleć, że mi całkiem odbiło.

Postanowiłem nie robić nic i zapomnieć o wszystkim.

Kolejne tygodnie mijały normalnie. Matra we czwartki miała w instytucie dyżur popołudniowy i kończyła pracę o 20. Z pracy było niedaleko więc zwykle 15 – 20 minut po 20 była już w domu.

Któregoś czwartku jednak przyszła przed 21. Powiedziała, że musiała zajrzeć do Kauflanda bo w domu nie było płatków owsianych. Zdziwiło mnie to, bo sama je dzień wcześniej kupiła i znów pewnie bym o wszystkim zapomniał gdyby w następny czwartek znów nie przyszła później.

Moja wyobraźnia znów zaczęła działać. Ma kochanka w pracy. Zostaje po godzinach i figlują. Nie, nie może, bo instytut zamykają dość punktualnie a później załączają alarmy, więc nie. To może idą gdzieś na jakieś randki do restauracji…. A tam kibel, kolana, buzia, kibel, wypięty tyłek, i od tylca….

A może idzie do kogoś. Rzucają się na wielkie łoże i kotłują w jedwabnej pościeli….

Nie wytrzymałem. Zamknąłem się w łazience i waliłem konia jak opętany.

Postanowiłem to sprawdzić. Na kolejny czwartek zorganizowałem „spontaniczną” wizytę Krzysia u jego kolego z sąsiedniej klatki i o 19:30 udałem się pod instytut.

Prawie punktualnie o 20 w drzwiach ukazała się grupka kobiet a przy nich starszy pan z ochrony, który zamknął drzwi za wychodzącymi. Cztery kobiety, w tym moja żona udały się w kierunku przystanku.

Z zadowoleniem stwierdziłem, że Marta przedstawiała się najlepiej z nich. Najzgrabniejsza, i najlepiej ubrana. Czarna, wąska spódnica podkreślała kształt zgrabnych bioder i kształtnej pupy a biała bluzka uwydatniała niezbyt duże piersi.

Udało mi się niepostrzeżenie dotrzeć za nimi na przystanek a następnie wsiąść do drugiego wagonu tramwaju, skąd miałem dobry widok na wszystkie panie. Moja żona wysiadła jako pierwsza. Na naszym przystanku wysiadało niewiele osób i obawiałem się, że zostanę zauważony. Na poczekaniu wymyśliłem bajeczkę, że niby nudziło mi się i przyszedłem po nią na przystanek. Na szczęście nie zauważyła mnie. Szybkim krokiem udała się w kierunku naszego domu i już zdawało mi się że wymyśliłem sobie całą tą sytuację, gdy nagle moja żona zwolniła a następnie zatrzymała się ze 100 m od naszego domu przy jednej z bram starej poniemieckiej kamienicy. Rozejrzała się wokół.

Pomyślałem, że czegoś zapomniała ale w tym momencie z bramy wytoczył się podchmielony Oskar.
Stanął przed nią, coś powiedział kłaniając się przy tym nisko o mało nie przewracając. Marta przytrzymała go za rękę a on jak tylko odzyskał równowagę pociągnął ją w kierunku ciemnej bramy przytrzymując zamykające się ciężkie skrzydło drzwi.

Gdy zniknęli wewnątrz podbiegłem za nimi najciszej jak tylko potrafiłem ale usłyszałem tylko szczęknięcie zaskakującego języka zamka. Na szczęście wiedziałem, że od drugiej strony budynku jest nie zamknięte wejście do piwnicy skąd można było wejść na klatkę schodową. Momentalnie byłem z drugiej strony budynku. Pochylony skradałem się niskim, ciemnym korytarzem piwnicznym.

Wokół roznosił się ostry zapach pleśni charakterystycznej dla starych budynków i niestety moczu.

Za zakrętem, w mizernym świetle piwnicznego oświetlenia ujrzałem część sylwetki Oskara. Wstrzymałem oddech i powoli wyjrzałem zza załomu ściany korytarza. To co zobaczyłem zmroziło moją krew a serce zaczęło łomotać w niesamowitym tempie. Fiut momentalnie wypełnił całą wolną przestrzeń w spodniach.

Moja żona Matra opierała się łokciami o stojącą pod ścianą starą skrzynię. Podciągnięta do pasa spódnica odsłaniała odznaczającą się w półmroku gołą pupę. Majtki zwinięte wokół kostki prawej nogi leżały na ziemi w węglowym pyle.

Oskar miał nieco opuszczone spodnie i rozchylone poły swojej nieśmiertelnej flanelowej koszuli. Spod materiału wystawał czubek wyprężonej pały. Podsunął się bliżej Marty, przykucnął łapskami rozchylił pośladki i splunął pomiędzy nie. Wstał, napluł na swoją dłoń i roztarł ślinę po fujarze, którą przystawił do wypiętej pupy Marty i pchnął.

Marta jęknęła, pochyliła się nieco do przodu i ugięła nogi w kolanach. On naparł ponownie i znów Matra westchnęła. Po którymś z kolei pchnięciu ciasny srom Marty ustąpił wpuszczając go do środka. Usłyszałem charakterystyczne klapnięcie bioder o pośladki. Marta zaczęła mruczeć.

Oskar się nie spieszył. Jego kołysanie było powolne, jakby od niechcenia. Wygięty lekko do góry penis niknął by po chwili, niespiesznie wysunąć się ze sromu Marty, ponownie znikał i pojawiał się błyszczący od śluzu.

Marta dyszała coraz głośniej próbując dłonią wygłuszyć dźwięk, który i tak niósł się po piwnicznych zakamarkach. Sporadyczne klapnięcia bioder Oskara o nagie pośladki Marty wplatały się w jej pomrukiwanie.

Widziałem jego penisa. Był długi. Nawet gdy Oskar odchylał się od Marty, czubek jego pały ani razu nie wyskoczył z wnętrza pochwy.

Na zakurzoną posadzkę zaczęły spadać pierwsze krople spienionego śluzu a Oskar, jakby od niechcenia kiwał się nadal. Raz, dwa, raz, dwa. W to co robił nie wkładał żadnej namiętności, żadnego zaangażowania. Sprawiał wrażenie jakby bardziej ciekawiły go pająki na ścianie niż fantastyczna dupa mojej żony. Było to zwykłe, mechaniczne rżnięcie.

Zupełnie inaczej zachowywała się Marta. Na nią, to co się działo, działało zupełnie przeciwnie. Jej przygięte w kolanach nogi wyraźnie drżały. Głowę oparła na skrzyżowanych na skrzyni rękach a jej dyszenie zaczęło przechodzić w rzężenie. Bełkotała też coś niewyraźnie ale dało się zrozumieć jej prośby:

„O taaak, rżnij mnie tą wielką pałą, jeb mnie jak najmocniej. Potrzebuję tego.”

Nie wiem dlaczego ale byłem zafascynowany tym widokiem. Wpadłem na pomysł, że przecież mogę wszystko nagrać więc pospiesznie wyjąłem telefon i włączyłem kamerę.

Tak, tak pani magister, wiedziałem, że się w końcu spotkamy – rzekł Oskar swoim lekko ochrypłym z przepicia i od papierosów głosem.

Widziałem jak podglądałaś mnie przez firankę kiedy lałem za kubłami. Trzeba mnie było wtedy zawołać. Ja zawsze chętnie pomagam sąsiadom.

Oskar objął dłońmi nagie biodra Marty, kilka razy energicznie pchnął, po czym zatopił się w niej po same jądra i pozostał wewnątrz zapewne opróżniając zawartość wielkich jaj. Odsunął się chwiejnym krokiem a wtedy jego flaczejący penis wyśliznął się z cipki Marty dyndając pomiędzy jego udami. W tym samym momencie z Marty wyciekła na posadzkę duża ilość białej spermy. Jej ciałem wstrząsały spazmy orgazmu.
Osunęła się na kolana. Dyszała wtulona twarzą w oparte na skrzyni ręce.

Oskar chowając sflaczałego kutasa leniwymi ruchami podciągnął spodnie.  

Mimo nędznego oświetlenia wyraźnie widziałem gęstą spermę Oskara wciąż wyciekającą spomiędzy warg sromowych Marty. Kolejne długie, białe sople kołysząc się powoli wydłużały się by na koniec się oderwać i spaść na zabrudzone pyłem węglowym majtki.

Marta w końcu zaczęła się podnosić. Była cały czas odwrócona tyłem do Oskara i powoli obciągała spódnicę. Prostowała fałdy materiału i otrzepywała z kurzu.

Kiedy się pani magister pojawi znowu? Spytał Oskar.

Dam znać ale nie wcześniej niż za miesiąc. Częściej nie mogę, bo mąż może się zorientować. Tu jest dla pana 200 zł. Mam nadzieję, że to wystarczy powiedziała i podała wyjęty z torebki banknot.

Za tyle to pani magister powinna dostać znacznie więcej. Następnym razem muszę pani magister zapewnić większe atrakcje.

Muszę już wracać do domu, proszę mnie teraz stąd wyprowadzić,  - powiedziała Marta podnosząc z posadzki brudne majtki i chowając je do torebki.

Chodźmy tędy – odrzekł Oskar i ruszył w kierunku schodów i wyjścia. Marta poszła za nim.

Ja w pośpiechu wycofałem się drogą, którą przyszedłem. Od razu poszedłem dwie klatki dalej po Krzysia.

Syn bawił się świetnie i kolega nie chciał go wypuścić. Niestety, dochodziła już 21 więc nie było dyskusji a ja miałem doskonałe alibi na moją nieobecność w domu.

Gdy wróciliśmy Marta już była. Brała prysznic. Jej bluzka i zmięta spódnica wisiały na krześle. Podniosłem je i powąchałem. Pachniały starą piwnicą. Znów wezbrała we mnie fala podniecenia.

Upewniłem się, że Krzysiu pakuje zeszyty do szkoły, przymknąłem drzwi od pokoju i zacząłem się onanizować bluzką żony. Byłem bardzo podniecony więc dosłownie po kilkunastu ruchach zalałem biały materiał gorącą spermą. Bluzkę odwiesiłem na miejsce.

Gdy Marta wyszła z łazienki wziąłem Krzysia do mycia a później sam wziąłem prysznic.

Kiedy wyszedłem Marta leżała w łóżku. Bluzki i spódnicy na krześle już nie było.

Udawałem, że niczego się nie domyślam, o niczym nie wiem.

Jak minął dzień? Spytałem wskakując do łóżka – dziś znów dłużej nie wracałaś.

Tak, wiem, zagadałam się z koleżankami z pracy. Obiecuję, że to się nie powtórzy. A ty gdzie byłeś z Krzysiem. Jak wróciłam to was nie było.

A, Krzysiek bardzo chciał pobawić się z tym Jackiem z trzeciej klatki. Trochę się zagapiłem ale tak się ładnie bawili, że nie chciałem im przeszkadzać. Mam nadzieję, że rano nie będzie marudził z niewyspania.

Stęskniłem się za tobą – powiedziałem – obróciłem się w stronę Marty i powoli wsunąłem rękę pod kołdrę. Dotknąłem jej płaskiego brzucha. Drgnęła jakby czekając, w którą stronę przesunę dłoń. Przywarłem ustami do jej gorących warg. Nasze języki splotły się. Dłoń przesunąłem na piersi. Były twarde a brodawki naprężone z podniecenia. Pieściliśmy się przez jakiś czas ale gdy chciałem przełożyć nogę przez jej biodra, zgięła nogę w kolanie uniemożliwiając mi to.

Co jest kochanie? - mruknąłem kokieteryjnie do ucha żony, - nie mogę dziś pofiglować z własną żonką?
Czyżby kochanek zaspokoił wszystkie Twoje potrzeby? - Zaśmiałem się – przyznaj się….

Zauważyłem, że Marta na moment się zmieszała. Nie chciałem jednak wyprowadzać jej z przeświadczenia, że jej tajemnica jest nadal tajemnicą.

W końcu nie mógłbym się dziwić – szepnąłem jej do ucha – każdy by się połasił na taki zgrabny tyłeczek a w tej słodkiej cipeczce chętnie by zagościła jakaś wielka pała.

Po słowach „wielka pała” jej oddech wyraźnie przyspieszył.

Chciałabyś, żeby jakaś maczuga zagościła w twoim ciasnym gniazdku?

Marta mruknęła i przeciągnęła się opuszczając nogę.

Powoli zacząłem przesuwać dłoń z piersi żony na brzuch a następnie niżej. Tym razem nie było oporu.
Moja dłoń w końcu zjechała pomiędzy gorące uda Marty. Pod palcami wyczułem aksamitną, dokładnie wygoloną bruzdę. Była gorąca i wilgotna. Wiedziałem dlaczego. Lekkie naciśnięcie wystarczyło żeby śliskie wargi rozstąpiły się otwierając drogę do łechtaczki.

Jesteś dziś wyjątkowo gorąca, kochanie. Lubię jak jesteś taka napalona. Czy to na myśl o tej wielkiej pale? – to mówiąc wcisnąłem dwa palce w gorące wnętrze cipki.

Marta jęknęła i rozsunęła uda.

Czyli tak, mała lubieżnico. Chcesz żeby wielka pała rozpychała tą gorącą cipkę i wbijała by się po same jądra.
To mówiąc wcisnąłem  cztery palce w lepką grotę masując ją od wewnątrz.

Marzysz o wielkim kutasie, co? – ciągnąłem dalej, masując wnętrze cipki palcami jednocześnie kciukiem pieszcząc łechtaczkę.

Marta podkurczyła kolana i jeszcze szerzej rozchyliła nogi.

Słyszałaś co mówiłem? Powiedz mała lubieżnico, lubisz wielkie kutasy?

Tak, lubię, szepnęła Matra, a ty co lubisz, świntuchu? Odrzekła, przejmując inicjatywę w figlach.

Wiedziała co odpowiem. Chciała w ten sposób odwrócić moją uwagę i zainteresowanie obolałą cipką.

Wiesz co lubię, odparłem przewracając się na plecy. Marta zaczęła się obracać głową w kierunku moich lędźwi ale przytrzymałem ją i nakierowałem ją do przyjęcia pozycji 6/9.

Choć z oporami, przełożyła kolano nad moją głową i pochyliła się przywierając ustami do czubka mojej naprężonej pałki a dłonią chwyciła u nasady. Poczułem gorącą wilgoć jej ust i języka. Mruknąłem z rozkoszy. Ona poruszała rytmicznie głową a pieszczoty wspomagała dłonią.

Nie chcąc pozostać dłużnym w pieszczotach podciągnąłem jej koszulę nocną odsłaniając kształtna pupę.

Miałem teraz przed oczami jej niedawno rżniętą cipkę. Wargi były cały czas czerwone, lekko obrzmiałe i naciągnięte. Mimo zapachu mydła i kosmetyków do pielęgnacji ciała dało się wyczuć woń podniecenia.

Wyobraziłem sobie wielkiego penisa Oskara rozciągającego tą do tej pory tylko moją cipkę.

Delikatnie przeciągnąłem czubkiem języka pomiędzy wargami. Marta wyprężyła się jak kotka i wypuściła mojego penisa z ust, za moment jednak znów podjęła pieszczoty.

Teraz z całej siły przywarłem twarzą do gorącej cipki mojej żony. Śliskie wargi rozstąpiły się a mój język wszedł do jej dziurki. Poczułem słonawo cierpki smak. Był nieco inny niż zwykle. Odsunąłem buzię, palcami rozchyliłem mięsiste wargi i napawałem się widokiem otwartej czeluści. Po chwili, u zbiegu warg sromowych zaczęła zbierać się gęsta wydzielina wyciekająca z jej wnętrza. Wiedziałem, że może to być sperma Oskara ale byłem tak podniecony i sparaliżowany tym widokiem oraz świadomością, co to może być, że nie drgnąłem. W ostatnim momencie odwróciłem głowę na bok a kropla białego śluzu kapnęła na mój policzek.

Podniecona lecz nie świadoma tego co ja, Marta opadła na mnie przyciskając cipkę do mojej twarzy rozcierając po niej lepką maź.

Stało się. Poczułem w ustach ten smak.

Marta przyspieszyła ruchy ust i dłoni doprowadzając mnie do orgazmu. Moje mięśnie kurczyły się wyrzucając kolejne salwy nasienia.

Nie wytrzymałem i zacząłem językiem pieścić gniazdo mojej żony nie zwracając uwagi na to, że „Oskar cały czas z niej wyciekał”.

Po szybkim, wspólnym prysznicu Marta powiedziała, że dawno nie byłem taki zapalczywy w pieszczotach i że dawno tak obficie nie strzeliłem ze swojej armatki.

Oczywiście nie przyznałem się jej co mnie tak napaliło.

Od tamtej pory, czyli od pół roku, w każdy pierwszy czwartek miesiąca wieczorem Krzysiu spotyka się z Jackiem u niego w domu, a w tym czasie ja czaję się w piwnicznym korytarzu obserwując  jak rozwija się seksualny układ mojej żony z Oskarem, by wieczorem, gdy młody już śpi, dać upust nagromadzonym wcześniej emocjom.

Dziś jest kolejny pierwszy czwartek miesiąca…………

  • Lubię 15
  • Dziękuję 3

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Rozkręcasz się mik... I bardzo dobrze bo w zalewie miernoty która tu w większości panuje ty i robeks wyrastacie na gwiazdy... Kolejne bardzo ciekawie poprowadzone opowiadanie może nie do końca w moim klimacie ale jednak fantastycznie budujące napięcie naprawdę gratuluję i szczerze liczę na kolejne objawy talentu.

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Cuckoldplace Poland © 2007 - 2024

Jesteśmy szanującym się forum, istniejemy od 2007 roku. Słyniemy z dużych oraz udanych imprez zlotowych. Cenimy sobie spokój oraz kulturę wypowiedzi. Regulamin naszej społeczności, nie jest jedynie martwym zapisem, Użytkownicy stosują się do zapisów regulaminu.

Cookies

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.

Polityka Wewnętrzna

Nasze Forum jest całkowicie wolne od reklam, jest na bieżąco monitorowane oraz moderowane w sposób profesjonalny przez ekipę zarządzającą. Potrzebujesz więcej informacji? Odwiedź nasz Przewodnik. Jednocześnie przypominamy, że nie przyjmujemy reklamodawców. Dziękujemy za wizytę i do zobaczenia!

×
×
  • Dodaj nową pozycję...