Skocz do zawartości
rumcajs69xxl

Lekcja erotyki

Rekomendowane odpowiedzi

Świetne opowiadanie z netu - zwykły seks, ale może być wspaniałym poradnikiem

 

Lekcja erotyki

Autor  -  Dorian Hill

Rozdział 1 - Pocałunek

 



Podczas półrocznego stażu w Centrum Medycznym Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles, poznałem Margaret Qualley, sympatyczną i zwariowaną Amerykankę.

Margaret organizowała u nas różne akcje charytatywne. Podczas jednej z nich odwiedziła naszą klinikę. Dosłownie wpadliśmy na siebie na korytarzu.

Pars minuta secunda. Wystarczyła dosłownie jedna sekunda do wywołania lawiny biochemicznych procesów odurzających.

Widząc moje zakłopotanie i pustkę myślową, uśmiechnęła się. To jeszcze bardziej pogłębiło mój paraliż emocjonalny. Gdy odzyskałem świadomość, Margaret już nie było. Jedyne co po niej zostało to wizytówka fundacji w mojej ręce. Na odwrocie zobaczyłem numer telefonu wraz z prośbą o pilny kontakt w sprawie współpracy.

Nazajutrz postanowiłem zadzwonić pod wskazany numer. Zaproponowałem spotkanie w The Rooftop at The Standard Downtown LA.

Pierwszy raz piłem kawę tak długo i w tak miłym towarzystwie. Rozmawialiśmy, jakbyśmy znali się od lat, a do tego można było wyczuć w powietrzu aurę swobody i lekkości, która towarzyszyła nam już od początku. W momencie, gdy podziękowałem za tak urocze spotkanie, pewnym ruchem wyciągnęła dłoń w moim kierunku i delikatnie przejechała palcami po moich ustach, rozbrajając moją czujność.

- Co wiesz o pocałunku? – zapytała niespodziewanie Margaret.
- Pocałunku? – spytałem lekko zakłopotany.
- Tak, pocałunku – powtórzyła z uśmiechem.
- Pocałunek definiuję jako intymną formę wyrażenia swoich emocji, w tym wrodzonego pragnienia bycia rozpoznawalnym i budowania relacji - odpowiedziałem. - Uważam, że forma pocałunku wiele mówi o uczuciach.
- Ciekawe - uśmiechnęła się.
- Intuicyjnie wyczuwam intensywność namiętności, ale też zobojętnienie. Po sposobie całowania mam możliwość dowiedzieć się coś więcej o partnerze – kontynuowałem.
- Czego się możesz dowiedzieć? – spytała.
- Czy jest osobą dominującą, pewną siebie, kontrolującą sytuację, gdzie każdy ruch jest przemyślany? Czy może kimś uległym, biernym, przewidywalnym? – odpowiedziałem.
- Konkretny facet, konkretna odpowiedź! – podsumowała. – Ciekawe, do jakiej grupy zakwalifikowałbyś mnie?
- Jeszcze nie wiem – uśmiechnąłem się. – Musiałbym sprawdzić – dokończyłem.
- Poproszę o rachunek! – równocześnie krzyknęliśmy, co wywołało szczery śmiech.

Mile zaskoczony takim przebiegiem rozmowy, zapłaciłem rachunek i wyszliśmy na zewnątrz.

Dźwięki ulicy ucichły.

Podniecenie intensyfikowało się. Do dziś pamiętam, jak namiętnie wtedy pachniała. Zaproszenie na spektakl erotycznej zmysłowości przyjęły delikatnie muskające się usta a po chwili pieszczące siebie wzajemnie języki. Synchronizujące się emocje, dawały poczucie jedności. W momencie, gdy zaczęła ssać moje ucho, lekko je gryząc, przeszły mnie dreszcze rozkoszy.

Wszystko to było dopiero przyprawą dla wykwintnego dania.
 

 

Rozdział 2 - Gra wstępna

 



Upojną ciszę przerwały brawa i okrzyki radości na przemian z gwizdami. Okazało się, że staliśmy kilkanaście metrów od przepełnionego przystanku autobusowego. Musieliśmy nieźle zaszaleć, ściągając na siebie uwagę gapiów. Na ulicy zatrzymało się parę samochodów, aby sobie popatrzeć. I tak świat ruszył dalej. Staliśmy nieobecni. Zachowywaliśmy się jak para nastolatków.

- Odprowadzisz mnie do hotelu? – spytałem. Nogi miałem jak z waty. Podniecenie nie mijało.
- Odprowadzę – uśmiechnęła się.

Droga liczyła około 100 metrów. Pokonanie jej zajęło nam 15 minut. Jak zakochana para szliśmy spleceni dłońmi, zerkając na siebie.

- Masz ochotę pogadać jeszcze w pokoju? – powiedzieliśmy równocześnie co jeszcze bardziej zbliżyło nas do siebie.

W hotelowym lobby wyciągnąłem kartę do pokoju z dużymi cyframi 69. Margaret spojrzała na kartę, potem na mnie i delikatnie przejechała języczkiem po górnej wardze. Przeszedł mnie miły dreszcz.

Wszystko działo się tak szybko, co stanowiło przeciwieństwo mojej osobowości.

- Może trochę zwolnimy? – zadając pytanie, doszło wtedy do mnie, jakim drętwym i nudnym facetem jestem.

Margaret uśmiechnęła się i przejęła inicjatywę. Chwyciła mnie za rękę i zaprowadziła do pokoju z magicznym numerem 69. Pewnym ruchem otworzyła drzwi i wepchnęła mnie do środka. Zrzuciła z siebie płaszcz i ściągnęła moją kurtkę. Stała w czarnej koszulce a ja w białej koszuli jak dwie pierwotne i przeciwne, lecz uzupełniające się siły. Wtuliliśmy się w siebie.

Staliśmy tak w przedpokoju. Dalej była już tylko sypialnia z wielkim łóżkiem. Przestawałem oponować i oddałem się w pełni tej zmysłowej chwili.

- Uwielbiam, jak zagryzasz wargi. Uwielbiam, jak wyciągasz lekko języczek i jak go nadgryzasz – mówiłem spokojnie.

Hamulce puszczały. Pożądanie coraz bardziej kusiło rozum. Przestawałem kontrolować i ważyć słowa na poczet zmysłowości, jakiej nie zaznałem nigdy dotąd. Brama do skrywanej seksualności powoli zaczęła się otwierać.

- Usta kobiety to doskonała replika warg sromowych w stanie silnego podniecenia. A Ty masz śliczne i bardzo ponętne usta – szepnąłem, czując, jak uśpione fantazje wychodzą z betonowego mroku anoreksji seksualnej.

Kończąc słowo "usta", zacząłem lekko ssać jej dolną wargę, potem górną. Jednocześnie dotykałem ich swoim ciepłym językiem. Wyobrażałem sobie, jakbym całował Margaret tam na dole. Robiłem to z wyczuciem i delikatnością.

Stanąłem za jej plecami. Biodra zbliżyły się do siebie. Wpasowały się idealnie. Całując Margaret po szyi, odpiąłem guziki przy jej spodniach.

Wszystko działo się harmonijne i spójne, jak w scenariuszu a my byliśmy tylko aktorami, doskonale odgrywającymi swoje wcześniej zaplanowane i wyreżyserowane role. Łatwość i lekkość, z jaką oddawałem się tej grze, była głównie zasługą mojej partnerki.

Nadal staliśmy w tym samym miejscu spleceni erotycznym transem. Kolejne minuty poświęciliśmy na pieszczoty z całowaniem, podgryzaniem, drapaniem, lizaniem. Ssaniem. Z małymi przerwami na delikatne szepty. Wszystko to wzmagało moje pożądanie, a wzajemne dmuchanie nawilżonych wcześniej miejsc tylko dopełniało całości.

Usiadłem na skraju łóżka. Nadal szarmancko prowadziłem moją partnerkę w tym beztroskim transie.

Ściągnąłem jej spodnie. Stała tak przede mną w koszulce, majteczkach i skarpetkach. Dłuższą chwilę wpatrywaliśmy się w siebie. Wizualizowałem kolejne ruchy. Badałem jej kształty.

- Jesteś idealna. Gdybym miał talent malarski, uwieczniłbym Twoje proporcje, aby mieć ciebie na zawsze – powiedziałem, obracając Margaret tyłem do siebie.

Doskonały w swej naturze kształt pośladków, jak magnes przyciągną moje dłonie, palce, usta, język i myśli. Delikatnie wypięła się w moim kierunku. Dodatkowo zauważyłem, że jej pośladki pokryły się gęsią skórką. Wszystko to spowodowało, że przez chwilę zapomniałem oddychać. Odpłynąłem jak pilot narażony na duże przeciążenia.

Podniosłem się. Jedną ręką objąłem jej piersi, drugą wsunąłem w majteczki, a zębami nadgryzłem opuszki ucha. Namiętny hat-trick.

Palcami zacząłem masować jej wilgotną łechtaczkę. Czułem, jak się rozpływa. Po chwili wyciągnąłem rękę i włożyłem palce do swoich ust.

- Smakujesz tak, jak myślałem. Zmysłowością, żarliwością i rześkością – oznajmiłem.

Studiowałem Margaret. Chciałem zapamiętać każdy moment, każdy jej smak, ruch, zapach, dotyk, dźwięk.

- Przy tobie czuję się wyjątkowa – szepnęła ciepłym i czułym głosem – czuję się autentycznie i kobieco – dodała.
- Sprawiłaś, że na nowo zdefiniowałem znaczenie "gry wstępnej" – dokończyłem.

 

Rozdział 3 - Pieśń nad Pieśniami

 



Margaret wtuliła się we mnie.

- To jest ta chwila, ten moment – powiedziała ściszonym głosem – pełne odsłonięcie swych pragnień, marzeń erotycznych, wprowadzenie w życie każdej zachcianki, fantazji – dodała.
- Marzenia spełniają się – odparłem – pomocna przy tym jest cierpliwość.

Milcząc, spojrzeliśmy sobie w oczy. Początkowo trwało to parę sekund. Sekundy zamieniły się w minuty. Nigdy wcześniej nie doznałem takiego uczucia. Emocje zwariowały, nie radząc sobie z nową sytuacją. Pragnąłem podzielić się z Margaret nowym doświadczeniem, lecz ciało odmówiło posłuszeństwa. Nie potrafiłem wydobyć z siebie żadnego słowa. Czułem, jakby nasze dusze rozmawiały ze sobą. Przypominało to przedstawienie The artist is present Mariny Abramović.

Nadal wpatrzeni w siebie, zbliżyliśmy się. Jej ciało przyjemnie dotykało mojego. Stanęliśmy tak, aby nasze serca mogły się spotkać. Z początku biły swoim rytmem. Z czasem się zestroiły. Zaczęły stanowić jedność. Tak samo, jak nasz oddech. To było niesamowite. Całe to nasze spotkanie było magiczne.

- Są chwile w życiu ludzkim, podczas których milczenie... - moją wypowiedź przerwała Margaret.
- …zastępuje najwznioślejszą mowę – dokończyła, łamiąc kolejne zabezpieczenia mojego serca, umysłu a przede wszystkim duszy.

Uśmiechnęła się łagodnie. Delikatnie rozpięła mój pasek i opuściła lekko spodnie. Przez bokserki objęła dłonią mojego pulsującego penisa.

- Teraz moja kolej. Chcę go poczuć. Posmakować Twoje pożądanie – powiedziała.
- Jeszcze nie teraz – odpowiedziałem – marzenia potrzebują cierpliwości, pamiętasz? – przypomniałem.

Życie jest jedną, wielką niespodzianką. Linie losu, dwóch niezależnych od siebie bytów, kompletnie obcych sobie i do tej pory biegnące w swoim nakreślonym kierunku, oddalone od siebie kilometrami i godzinami, inną pracą, innymi ludźmi, innymi zainteresowaniami, pasjami, łączą się w bezmiarze i bogactwie doczesnej wędrówki. Jedna linia dosłownie pokrywa się z drugą. Splatają się. Zespolone biegną dalej tym samym rytmem i tempem – z tą samą energią.

Położyłem Margaret na łóżku. Ściągnąłem jej koszulkę, majteczki i skarpetki. Dłońmi zacząłem masować jej stopy. Łydki. Uda. Pośladki. Czułem jej odprężenie.

- Uczucia i emocje, jakie doświadczam należą do najprzyjemniejszych doznań, jakie miałam w życiu - szepnęła – dodatkowo wszystko naraz i jeszcze ze wzmocnioną siłą – dokończyła mrucząc.

Rozchyliłem jej uda i zacząłem pieścić ją swoim ciepłym językiem. Ponownie, ale z większym wyczuciem ssałem jej idealną łechtaczkę. Czułem, jak się wiła z rozkoszy. Wtuliła dłonie w moje włosy.

Jednostajnie i harmonijnie lizałem, ssałem, lekko nadgryzałem, muskałem, delikatnie dmuchałem jej całą cipkę. Ciało Margaret w dobitny sposób ukazywało synchronizację doznań: prężąc się, drżąc, skręcając, wyginając, miotając i jęcząc jednocześnie.

- Dochodzę – wyszeptała.

Chwyciłem jej uda mocniej. Ssałem ją szybciej. Intensywniej. Wbiła paznokcie i we mnie i w łóżko.

Drżała silniej. Jęczała głośniej. Wygięła biodra maksymalnie do góry. Traciła resztki kontroli nad ciałem.

- Dochodzę - poszeptywała – Dochodzę! – powiedziała donośniej – Dochodzę!!! – krzyknęła na cały głos.

Ekstaza w czystej formie. Dostosowałem się do jej ruchów. Muskałem językiem łechtaczki w rytm jej orgazmu. Czułem, jak przechodzi nas fala ciepła i dreszczy od najmniejszego palca u stopy, aż po koniuszki włosów – każdego z osobna. Jęki łączyły się z głośnym łapaniem powietrza. Trwało to wieczność.

Przez dłuższą chwilę mruczała. Napięcie schodziło.

- Wiesz? – zapytała po dłuższej chwili – Twój ciepły język mistrzowsko pokazał, czym jest szczęście. Czym jest radość. Czym jest orgazm – powiedziała, uśmiechając się do mnie.
- Reakcje chemiczne odpowiedzialne za wybuch bomby ekstazy w moim mózgu były darem. Były iskrą boskości – dodała.
- "Linia twych bioder jak kolia, dzieło rąk mistrza. Łono twe, czasza okrągła: niechaj nie zbraknie w niej wina korzennego!" - zacytowałem Pieśń nad Pieśniami.

Margaret wtuliła się we mnie. Odlecieliśmy.

* "Pieśń nad Pieśniami" jest księgą wchodzącą w skład Starego Testamentu, która tak naprawdę jest erotykiem nasyconym namiętnością i która zawiera bezpośrednie odwołanie do "cunnilingus" (łac. cunnilinctio) - a to jest nic innego niż metoda seksu oralnego polegająca na stymulowaniu (pieszczeniu) narządów płciowych partnerki, zwłaszcza jej łechtaczki, za pomocą ust oraz języka.
 

 

Rozdział 4 - Pas de deux

 



Po krótkim odpoczynku, Margaret usiadła na mnie, ponownie przejmując inicjatywę.

Dłonie delikatnie rozpoczęły swój taniec. Swoistą formę baletu. Muzyką stał się nasz oddech. Pas de deux z każdym elementem. Wejście, część wolna, wariacja męska, jak i żeńska oraz coda. Nasze zapachy nałożyły się na siebie, uwalniając przy tym pożądanie w czystej, zwierzęcej postaci. Przypływ emocji wykraczał poza doznania fizyczne i cielesne, otwierając drogę do bardziej świadomego i satysfakcjonującego kontaktu, uwalniając się od lęków i napięć wewnętrznych.

- Pachniesz i smakujesz bardzo męsko – powiedziała, rozpoczynając tym swoją grę.
- W pełni oddaję się twoim fantazjom – odpowiedziałem z zaciekawieniem.

Pieściła moje włosy, muskała noskiem po twarzy. Czułem, jak nadal drżało jej ciało, co tylko wzmagało moje pożądanie. Próbowała mnie języczkiem, jednocześnie wodząc włosami po każdym miejscu, które wcześnie całowała. Powoli pieściła mnie coraz niżej.

Oddawała wszystko to, czym napełniłem ją wcześniej.

Ściągnęła moje bokserki. Powoli zaczęła kąsać i ssać mój pępek. Bardzo czule przesuwała swoje nawilżone wargi w okolice prącia, dłońmi głaskając moje ciało.

Delikatnie wzięła członka do ust, masturbując się przy tym. Języczkiem badała jego kształty. Z czasem zaczęła całować go z jeszcze większym pożądaniem, aż wydobyła ze mnie pierwsze jęki. Wtuliłem palce w jej włosy. Głaskałem czule, ale zdecydowanie.

Naprężające się ciało wskazywało, że za chwilę osiągnę orgazm. Ścisnęła prącie dłonią w górnej jego części, odczekała parę sekund, powstrzymując moje szczytowanie. Zrobiła tak parokrotnie.

Uczucie, którego wtedy doświadczyłem, było szczytem podniecenia seksualnego z rozładowaniem pobudzenia, któremu towarzyszy bardzo intensywne odczucie przyjemności.

- Jestem ciekawa, jak smakujesz – szepnęła – wypełnij mnie całą – dodała.

Trzymając penisa w buzi, lekko muskała języczkiem, doprowadzając do bardzo treściwego i konkretnego wytrysku. Ciepła sperma wypełniła całą jej buzię, potem gardło. Wytrysk nie ustawał. Niespodziewanie Margaret zaczęła dochodzić.

Tak jak wcześniej bicia serca, ciała, oddechy – nawet nasze orgazmy się zgrały. Dochodziliśmy razem. Oderwani od rzeczywistości, wspólnie tańczący w wymiarze rozkoszy, przenikaliśmy się.

Odpowiednie miejsce. Odpowiedni czas. Kosmiczne zgranie najmniejszych elementów, z jakich nas zbudowano. Każdy atom znalazł w swoim partnerze drugą połówkę.

Harmonijny spektakl kochanków.

Uśmiechnięta, szczęśliwa, zrelaksowana, westchnęła i zamruczała flirtowanie. Chwilę później usiadła na brzegu łóżka, wpatrując się we mnie.

Czułem powracającą falę ciepła i podniecenia.

- Rozkoszuję się tobą – powiedziała spokojnie – tworzysz kojącą atmosferę. Otaczasz mnie aurą niesamowitego poczucia bezpieczeństwa – dodała, kładąc nogi na moich udach.

Całując i muskając języczkiem po jej łydce, zaprosiłem Margaret ponownie do tańca.

Ostrego i dynamicznego.

Silnego i gwałtownego.

Tańca ekstazy w stylu Jazz.

Zgodziła się.

 

Rozdział 5 - Jazz

 



Wachlarz doznań tego dnia charakteryzował się wyjątkowym nasyceniem zmysłów w wymiarze przenikniętym wszechobecną energią sensualną i erotyczną.

- Lubisz Jazz? – zapytałem.
- Lubię – odpowiedziała.
- A taniec jazzowy?
- Tak. Szczególnie jego lekkość.
- Mógłbym prosić ciebie do tańca? – zaproponowałem.
- Z przyjemnością – oznajmiła, uśmiechając się przy tym zalotnie.

Nasze oczy wspólnie przenikały się, prowadziły wzajemnie po całym pokoju, dopełniały się. Muskały swym blaskiem, rzucając sobie wzajemnie iskry, których produkowania nie mogły zaprzestać. Oczy oddały prym, splecionym w tańcu językom. Końcówkami dotykały się, oddając nagromadzoną energię. Raz mocniej, raz delikatniej prowadziły swoją taneczną grę.

Margaret usiadła na mnie. Czułem całą jej kobiecość. Twardą i jędrną. Zarówno piersi, jak i pośladki. Tak natura tworzyła piękno. Delektowałem się każdym milimetrem jej piersi. Boża doskonałość. One mówiły do mnie – przemawiały. Tak jak przemawiał ich kształt, tak przemawiała ich słodka symetria.

Przerobiliśmy fragmenty poradnika Van de Velde'a. Margaret namiętnie przechodziła od jednej praktyki w kolejną. Robiłem wszystko aby za nią nadążyć.

Próbując wynagrodzić starania mojej partnerki, postanowiłem przejąć inicjatywę i pewnym siebie ruchem przełożyłem Ją pod siebie, nie dając możliwości oponowania. Czułem jej odprężone ciało. Z ogromną przyjemnością zjechałem w dół.

Jęki intensywnie wypełniały pokój. Dla mnie stanowiło to afrodyzjak. Im bardziej się wiła, tym bardziej sprawiała mi radość. Trzymałem Jej uda mocno, aby bardziej kontrolować całość. Czułem, że to działa. Nie przestawałem ssać i lizać jej słodką łechtaczkę. Po kilku minutach doszła.

Po dłuższym odpoczynku, Margaret ponownie znalazła się na górze i wzięła penisa do ust. Poczułem cały ocean niewiedzy. Mrowienie od czubka głowy, aż po końcówki stóp. Fale ciepła rozkoszy uderzające z lewej burty ciała po drugą. Leciałem. I był to lot doskonały. Na najwyższym pułapie lotu widziałem i rozmawiałem z aniołami. Nie pamiętam o czym, ale były to anioły. Pamiętam blask ich skrzydeł. Trwało to dłużej niż wieczność. Potem dowiedziałem się, że dość szybko doszedłem. Kompletne zamroczenie.

Po wylądowaniu na ziemię, Margaret uklękła tyłem do mnie. Jej wysportowane ciało oddawało co najlepsze.

- Wejdź we mnie! – powiedziała bardzo pewnie.

Delikatnie wszedłem w nią, sprawiając, że nasze ciała i dusze zespoliły się w idealną całość.

W jednej chwili, przestały istnieć znane nam prawa fizyki. Pojęcie czasu stało się nielogiczne i niespójne. Określenie "miejsce" utraciło swoje znaczenie. Podobnie dźwięk i grawitacja.

Wszystko nabrało nowego znaczenia.

Czułem, jakbyśmy lewitowali w bliżej nieokreślonym wymiarze.
Istnieliśmy tylko My. Ona i Ja, jako czysta energia, gdzieś we wszechświecie, napędzana spotęgowaną dawką radości i namiętności. Oddychałem nią, ona mną. Nasze serca i umysły stały się jednością.

Staliśmy się idealną formą chwili, stworzoną z pożądania, wypełnioną potęgą i magią seksu.

Odmienne stany świadomości i reakcje chemiczne towarzyszące procesowi ujednolicenia, nasilały się, ewaluowały. Świadomy umysł wyłączył się, a podświadomy rozkwitł, wchodząc w stan głębokiej relaksacji.

Dryfowaliśmy w bezmiarze ekstazy. Seksualnym transie. Bezgranicznym błogostanie.
Wyjątkowość podróży stanowiła jej kulminacja. Istny huragan rozkoszy.

Stan, który odczuwałem, cechował się niesamowitością doznań. Wybuchem nadzwyczajnych kolorów. Echem wspaniałych dźwięków. Rytmem naszych serc.

Szczytowałem. Szczytowałem długo. Intensywnie. Cały.

Orgazm, którego doświadczałem, ujarzmiał moje ciało, poskramiał duszę. Penetrował granice możliwości mojego Ja. Dojrzewał we mnie przy akompaniamencie niekontrolowanych jęków.

Czułem naprężające się ciało Margaret. Dochodziła wraz ze mną.

Idealnym dopełnieniem całości stał się wspólny, niekończący się orgazm. Zatańczył swój ostatni taniec w pełnym ekspresji, wyrazistym a zarazem delikatnym i subtelnym spektaklu kochanków.

Położyłem się obok Margaret, objąłem ramieniem i przytuliłem. Zasnęliśmy, zahibernowani transformacją instynktownych, seksualnych popędów.

Całkowitym zjednoczeniem.
 

 

dorian hill

 

  • Lubię 1

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Cuckoldplace Poland © 2007 - 2024

Jesteśmy szanującym się forum, istniejemy od 2007 roku. Słyniemy z dużych oraz udanych imprez zlotowych. Cenimy sobie spokój oraz kulturę wypowiedzi. Regulamin naszej społeczności, nie jest jedynie martwym zapisem, Użytkownicy stosują się do zapisów regulaminu.

Cookies

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.

Polityka Wewnętrzna

Nasze Forum jest całkowicie wolne od reklam, jest na bieżąco monitorowane oraz moderowane w sposób profesjonalny przez ekipę zarządzającą. Potrzebujesz więcej informacji? Odwiedź nasz Przewodnik. Jednocześnie przypominamy, że nie przyjmujemy reklamodawców. Dziękujemy za wizytę i do zobaczenia!

×
×
  • Dodaj nową pozycję...