Skocz do zawartości
rita

...i wtedy okazało się, że to jednak nie był najlepszy pomysł...

Rekomendowane odpowiedzi

Dętka wymiata :D Tylko nie odpłyńcie, omen nomen, od głównego założenia, czyli że początkiem był pomysł po czasie oceniony jako fatalny w skutkach :) 

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Omg. Było trochę tych mikrozłychposunięć..

- wejście na drabinę w stodole trzymając palcami dwa ocierające się o siebie korki obrane z ochronnej otoczki. Pamiętający jeszcze co to korki (podpowiedź: leżały na odpustach koło kapiszonów) mają u mnie talon na piwo :)

- odkrywanie właściwości prądu zmiennego za pomocą profesjonalnie przygotowanych drucików,

- próba zaimponowania dziewczynie w wesołym miasteczku poprzez zajęcie pozycji na człowieka witruwiańskiego w dużym obotowym cylindrze z młodzieńczą pewnością, że spokojnie uda się wykonać pełen obrót czego efektem były krwawiący nos, potrzaskane okulary i boleśnie obita dupa. Duma,

- z cyklu kuchenne rewolucje, odpalenie na full miksera z jajkami, mąką i olejem ale bez przykrywki bo śpieszno do naleśników, naukowa weryfikacja miejskiej legendy jokoby wrzucenie większej ilości mentosów do coli light miałoby mieć spektakularne skutki (prawda, o ile porządnie zakręci się butelke i ma się zarezerwowane drugie pół dnia na ogarnięcie chaosu).

- wejście na drabinę trzymając tym razem korki w drugiej ręce (tej nie poparzonej) wychodząc z założenia (błędnego), że teraz musi się udać.

A najlepsze to, że do dziś nie pamiętam po jakiego cepa ja tam musiałem wchodzić z tymi korkami.

Udanych pomysłów.

K.

  • Haha 7

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Jednym z mich najciekawszych pomysłów, na wakacjach u cioci babci była zabawa z saletrą i cukrem, ponieważ robiło się różne rzeczy na podwórku z kolegami, to wiedziałem co i jak. Najpierw wypróbowałem mieszankę na blacie w kuchni, było ok dziura wypalona, więc działa, następnie postanowiłem wziąć szklaną litrową butelkę od Pepsi Coli i ją wypełnić po brzegi specyfikiem, później pozostała kwestia gdzie i jak to odpalić, więc nie wiele myśląc wyszedłem do osiedlowego śmietnika, odpaliłem, zakręciłem i w nogi... Taki był wybuch, że przyjechała policja, straż i pogotowie, obserwowałem wszystko z okna... Nigdy więcej nie kupiłem saletry. Blat próbowałem wyczyścić zanim Ciocia wróciła, lecz ze słabym skutkiem. Nigdy się nikt nie dowiedział że to ja, na szczęście. 

  • Lubię 2
  • Haha 8

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Z zegarkami podobne żarty przeżyłam mieszkając w internacie, to jeszcze, ale wybicie dziury celem żeru mnie pokonało :D 

 

Co mi przypomniało moją wesołą mlodość.

Ponieważ każda współlokatorka w pokoju w internacie wymiękała pod wpływem mojej aparycji (czarno), obuwia (ciężkie), muzyki (jeszcze cięższa) i poglądów (dla większości abstrakcyjnych) wyprowadzały się jedna za drugą. W końcu przyszła kierowniczka przybytku zrobić mi poważną rozmowę i też wymiękła. Spytała tylko, kogo w takim razie ma mi kwaterować, bo to nie może być tak, że mieszkam sama w pokoju 4 osobowym, bite 15 metrów kwadratowych, bo każdy woli się gnieździć w mniejszych trójkach jak ze mną :P

Niewiele myśląc odparłam:

 

-Nie może mi tu pani kwaterować nikogo normalnego, bo ze sobą na pewno nie wytrzymamy.

 

Trzeba przyznać, że kobieta wzięła sobie do sera moje slowa. Przez pokój przewinęły mi się przez to:

 

-starsza dziewczyna z internatu przy hufcu pracy, której przeniesienie do normalnego internatu traktowała jako internowanie do obozu pracy, bo tu trzeba było się meldować na godziny, uczyć się, sprzątać etc. A wyleciala, bo wdala się w rękoczyny z opiekunem, poza tym była fantastyczna ;)

 

-dziewcze, ktore zawsze chciało iść do akademii wojskowej a rodzice wymarzyli sobie dla niej szkołę muzyczną, więc na zmianę szła do szkoły, grała mi na flecie i robiła rano oraz wieczorem ostrą musztrę nie rezygnując z marzeń,

 

-przyszłą kucharkę malego bufetu uzależnioną od komórki i smsów. Dzień, gdy potrącił ją samochód przebiegł tak, że wstała, wróciła do pokoju i nigdzie niczego nie zgłosiła, bo bardziej rozpaczala nad tym, że przez dwa dni była pozbawiona telefonu (roztrzaskał się).

 

Wyprowadzkę z masówki na rzecz mieszkania z Wichurą przyjęłam z ogromną ulgą :D

  • Lubię 1
  • Haha 3

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Bardzo dobrym pomysłem było wyprawienie dzieci na wakacje i udanie się we dwoje na wycieczkę rowerową. Dość szybko okazało się, że klucze, telefon, portfele zostały w domu a my do dyspozycji mamy tylko rowery i uchylone okno w sypialni na piętrze.    W ramach prób dostania się do okna Frodo wraz z sąsiadem ustawili konstrukcję ze stołów ogrodowych i palet a na samym szczycie krzesło.  Dokładnie jak w bajce sąsiedzi.  Cała ta piramida chwiała się w posadach. Mój bohater wdrapał się na nią ale na szczęście budowla okazała się za niska.  Na ratunek przybyli sąsiedzi którzy mieli wystarczająco wysoką drabinę. I tym oto sposobem włamałam się w biały dzień do własnego domu przy akompaniamencie braw sąsiadów.  Okazaliśmy się bohaterami osiedla. Zawłaszcza, że po dwóch tygodniach ponownie pożyczaliśmy drabinę :D

  • Lubię 1
  • Haha 11

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Młoda byłam, ale chyba nie aż tak młoda, bo sięgnęłam wtedy do kontaktu w łazience, który mój wysoki ojciec zamontował w miejscu wygodnym dla siebie ;) Ojciec był elektrykiem i miał taki fajowy śrubokręt, któremu się świeciła dioda po wlożeniu do gniazdka, w którym jest prąd. Bajer! Tylko trzeba znaleźć ciemne miejsce to testów, bo w pokoju za dnia słabo to świeci, a ja chciałam, żeby świeciło mocno. 

Poszłam do łazienki i zaczynam gmerać w gniazdku, żeby wsadzić tam ów magiczny śrubokręt. Gmaram, ale jest ciemno i nie mogę trafić. No przecież światła nie zapalę, bo nie o to mi chodzi, więc zaczynam gmerać tam i drugą ręką. Nagle trafiam w dziurkę gniazdka, ale w tamtym momencie moja druga ręka dotyka właśnie nieizolowanej części śrubokrętu.

Bardzo mocno poczułam co się z człowiekiem dzieje, jak go jebnie prąd. Wyszłam na miękkich nogach z łazienki i zastanawialam się, czy umrę od razu, czy za chwilę.

 

Oczywiście nikomu się nie przyznałam, zwłaszcza ojcu, który zawsze strasznie się o mnie bał. Chyba słusznie :D

 

Kiedyś też zabrałam się za wymienianie wtyczki w lampce. No mówię, córka elektryka. Kupiłam sobie na targu staroci taką piekną, ale miała wtyczkę bez miejsca na uziemienie. Starych gratów w domu nie brakowało, więc urypałam wtycznę od-czegoś-tam, urypałam wtyczkę nowej-starej lampce, oskubałam izolację i dawaj skręcać kabelki. Rrr i ja byliśmy już wtedy parą i nie raz widziałam, jak robił takie myki. Mój ojciec też robił to wiele razy. Musi się udać. 

 

Coś jednak się nie tak zaizolowało i po próbie włączenia wysadziło korki. Ze spektakularnym hukiem. Dzwoniłam do taty, trochę się śmiejąc, trochę się trzęsąc z wrażenia, z pytaniem, gdzie u nas w domu jest główny włącznik, bo dom był nowym nabytkiem i nie wiedziałam ;)

 

Rrr dowiedział sie o mojej partyzantce po kilku latach :D Już nie grzebię w kabelkach...

 

 

  • Lubię 2
  • Haha 10
  • Dziękuję 1

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi
50 minut temu, Złota Rybka pisze:

Kupiłam sobie na targu staroci taką piekną, ale miała wtyczkę bez miejsca na uziemienie.

 

Akurat w lampce brak uziemienia to jest pikuś. Gorzej gdy nie jest uziemiona pralka, lodówka, lub inne urządzenie, które pobiera znaczne ilości prądu, bo może NAPRAWDĘ zabić, brak uziemienia. Uziemienie (nie mylić z odgromieniem) służy temu, że gdy na obudowie metalowej urządzenia, (za które możesz złapać ręką) pojawi się faza (czyli to co kopie), to wtedy wybija korki właśnie, bo obudowa urządzenia, jest przyłączana do uziemienia. Lub przynajmniej być powinna, zawsze, ale "czasami nie jest" bo np bolec w kontakcie jest tylko bolcem, do niczego nie podłączonym. Też kiedyś jako dziecko, władowałem śrubokręt do gniazdka, też mnie kopnął prąd mocno, też się nikomu nie przyznałem do tego co zrobiłem a wrażenie po porażeniu było... dziwne :D

 

Ale mam jeszcze jedną historię, też prądową. Związaną właśnie z uziemieniem, źle zrobionym, w domu (jednorodzinnym, nie w bloku) to było u tej samej dziewczyny (mojej pierwszej) którą nastraszyłem tak, że mi rozkwasiła gębę. Miała w łazience prysznic. Normalka, no prysznic jak prysznic. Ale, gdy się brało kąpiel pod tym prysznicem a się zamknęło oczy, to widziało się czasem błękitne łuny. Później się okazało, że było przebicie fazowe do rury wodnej, nie uziemionej, która była miedziana, więc była idealnym przewodnikiem prądu. Na szczęście przebicie było mocno stłumione i to było ledwie, coś około 80 voltów o ile dobrze pamiętam. Przez to "widziało się" łuny ale prądu się nie czuło na tyle, by raził. Po naprawie i uziemieniu, łuny zniknęły :)

 

Podciągnę to pod myśl że to "nie był dobry pomysł", by brać prysznic tam i zachwycać się błękitnymi łunami, ale de facto, długo nie wiedzieliśmy o tym co się dzieje, było to bagatelizowane.

 

To takie akcje w stylu "dotknij jednocześnie kranu i obudowy pralki a Cię popieści lekko". W bardzo wielu łazienkach występuje takie zjawisko, a to oznacza że nie ma uziemienia i można przez to zostać porażonym. Bo to Ty, stajesz się przewodem który powinien spowodować wybicie korków.

 

 

  • Lubię 4
  • Dziękuję 1

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Złota Rybka przypomniała mi o mojej akcji z lampką i  włącznikiem  przy którym brakowało dolnej części,odkładałem naprawe aż mnie pokarało i chwytając zamknąłem obwód i dłuższa chwilę nie moglem puścić Druga przygodę z prądem mialem na praktykach, mój przełożony ostrzegał że jedna ze spawarek jedt zepsuta a ja bylem madrzejszy i roztargniony bo pomyliłem spawarki gdy ją połączyłem i chciałem przestawić dowiedziałem sie dlaczego jest zepsuta jak mnie pierdalneło to do wieczora chodziłem pobudzony

 

  • Lubię 3
  • Haha 3

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi
15 minut temu, Widar pisze:

gdy ją połączyłem i chciałem przestawić dowiedziałem sie dlaczego jest zepsuta jak mnie pierdalneło to do wieczora chodziłem pobudzony

 

W takim razie, ciesz się że żyjesz, bo porażenie prądem stałym (takim ze spawarki o znacznym natężeniu) może spowodować krzepnięcie krwi, a w efekcie zator do serca i śmierć po kilku godzinach. Były już takie przypadki. Pewnie nie poszedłeś do lekarza po porażeniu, co było BARDZO ZŁYM pomysłem ;)

 

Okazuje się, że wiele mam prądowych historii, ze spawaniem też mam jedną. A było to w czasie, gdy pracowałem na Kopalni, ale w tamtym czasie, w Dziale Remontowym na powierzchni. Najczęściej spawaliśmy wozy. Takie kopidolskie wozy, które zjeżdżają na dół i potem wyjeżdżają z urobkiem albo gratami z dołu, hehe. Wozy wrzucała nam na halę z placu "Fadroma". Na łychę brała wóz i nam wrzucała ich kilka na halę. Niejednokrotnie mokre, ośnieżone, albo chuj wi co jeszcze. Więc wiadomo. "Masę" spawarki się przykręcało gdzieś, gdzie wóz nie był na wskroś zardzewiały, potem elektroda do uchwytu i heja z tym koksem. Nie raz nas popieściła spawarka, ale LEKKO, bo przez buty, po prostu zawilgocone, mokre, gdy wszystko mokre łącznie z rękawicami, to czasem potrafiło popieścić.

 

Wtedy się wpierdalało do woza kawałek płozy drewnianej, albo paletę, i się na tym stawało, byle było suche i z drewna.

  • Lubię 3
  • Dziękuję 1

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Cuckoldplace Poland © 2007 - 2024

Jesteśmy szanującym się forum, istniejemy od 2007 roku. Słyniemy z dużych oraz udanych imprez zlotowych. Cenimy sobie spokój oraz kulturę wypowiedzi. Regulamin naszej społeczności, nie jest jedynie martwym zapisem, Użytkownicy stosują się do zapisów regulaminu.

Cookies

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.

Polityka Wewnętrzna

Nasze Forum jest całkowicie wolne od reklam, jest na bieżąco monitorowane oraz moderowane w sposób profesjonalny przez ekipę zarządzającą. Potrzebujesz więcej informacji? Odwiedź nasz Przewodnik. Jednocześnie przypominamy, że nie przyjmujemy reklamodawców. Dziękujemy za wizytę i do zobaczenia!

×
×
  • Dodaj nową pozycję...