Skocz do zawartości
SplitKiM

Dzieci - owszem, są ważne ale czy najważniejsze ?

Rekomendowane odpowiedzi

W dniu 16.09.2019 o 10:49, jennaro_ pisze:

Naprawdę nie ma?, była i wygasła, skończyła się jak płyn do mycia naczyń?,  pyk i nie ma. 

Żeby była miłość, musi być praca, miłość jest efektem pracy w przeciwieństwie do zauroczenia, które jest efektem wyglądu i projekcji potrzeb których nam brakuje bo nie umiemy za pomocą pracy ich otrzymać

Miłość nie jest efektem pracy. Nie mamy 18go wieku.

Owszem, na początku są te motylki w brzuchu. I ludzie je mylą z głębszym uczuciem. I może być tak, że jedno lub oboje mieli wyimaginowany obraz partnera.

 

Może być też tak, że z biegiem lat realia i oczekiwania się zmieniły. Bo widzisz (jak już w Ci powiedziałam), kochamy kogoś za to jaki jest dla nas - z nami w tym momencie lub wcześniej. Lata byłe, zaszłe to wspomnienia piękne, ale nie zawsze są lekarstwem na związek. Bo jak się oczekiwania rozmijają, to i nie ma z czego dorzucić do pieca.

  • Lubię 2

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

A dla niektórych miłość, to stan psychiczny opisany w klasyfikacji chorób ICD-10 pod kodem F63.9.

 

Na necie piszą, że podobno etap zakochania trwa maksymalnie około 2 lata. Mozliwe bjawy somatyczne, to: "Pocenie, drżenie rąk, całodobowa aktywność, która w ogóle nas nie męczy."

A poza tym "Zakochani wykonują wszystkie czynności, nawet najdziwniejsze, żeby być razem, bo bliskość stymuluje właśnie wydzielanie hormonów. Nieobecność powoduje natychmiast depresję. Nie pisze, nie wysyła SMS-ów, dwa dni jej nie było, już mnie nie kocha, wpadam w depresję."

 

"Jeżeli wiodący hormon, czyli fenyloetyloamina spada, a nie wytworzymy innych powiązań w tym biochemicznych, to zakochanie mija i szukamy innego partnera. Jeżeli wytworzymy inne związki, na bazie których wytwarzają się inne hormony czyli endorfiny, to wtedy ten czas zakochania przechodzi w miłość.

 

trzeba być razem. Kontakty seksualne są wiodące, ale także dopasowanie życiowe, częste przebywanie razem, trzymanie się za ręce, pocałunki, wzajemna adoracja, wspólne życie po prostu powodują, że są wyrzucane te endorfiny czyli morfina wewnętrzna. To zaś wpływa na stałą akceptację i zacieśnianie związku do końca życia."

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

KrzysiekMagda, a jaki macie stosunek do tematu?

  • Lubię 2

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Posiadanie pieska zobowiązuje. A posiadanie dzieci zobowiązuje jeszcze bardziej. Więc należy zrobić wszystko co w naszej mocy, by dzieci miały jak najlepiej. Rozstanie powinno być ostatecznością i zrealizowane jak najmniejszą stratą dla dzieci. Rozumiem rozstanie, gdy mąż jest skrajnie toksycznym hazardzistą czy alkoholikiem ciągnącym rodzinę w dół. Albo ma dwie lewe ręce. A pojawił się naprawdę solidny kandydat na męża. Wówczas jest to lepsze wyjście zarówno dla żony, jak i dla dzieci. Ale rozstania normalnych, wartościowych ludzi z powodu romansów czy zdrad, gdy mamy dzieci, są dla mnie niepoważne.

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi
5 godzin temu, KrzysiekMagda pisze:

Ale rozstania normalnych, wartościowych ludzi z powodu romansów czy zdrad, gdy mamy dzieci, są dla mnie niepoważne.

A gdy małżonkowie już się wzajemnie nie kochają, a kochają tę/tego trzecią/trzeciego? 

  • Lubię 2

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi
10 godzin temu, KrzysiekMagda pisze:

Ale rozstania normalnych, wartościowych ludzi z powodu romansów czy zdrad, gdy mamy dzieci, są dla mnie niepoważne.

a czym jest normalność? kim są normalni wartościowi ludzie???

dla mnie to tak strasznie subiektywne pojęcie...

10 godzin temu, KrzysiekMagda pisze:

posiadanie dzieci zobowiązuje jeszcze bardziej.

oczywiście, że tak! więc jeśli w małżeństwie dzieje się źle, my nie umiemy grać (bo tu pojawia się pytanie, czy gra faktycznie jest dobra?) czy na siłę trwać i pokazywać dzieciom obraz małżeństwa, który tylko z pozoru jest dla ich dobra? Czy chcemy uczyć dzieci, że wystarczy kogoś tolerować? że mamy tłumić swoje emocje? że mamy zabijać wewnątrz siebie? swoje uczucia? swoje potrzeby? 

dla mnie posiadanie dzieci nie przekreśla bycia szczęśliwym!

dla mnie moja dwójka dzieci jest priorytetem! ale zanim osiągną jeszcze pełnoletność minie 10 lat, czy oznacza to po 1. że te 10 lat mam być w nieszczęśliwym związku i pokazywać im jednocześnie świat jaki nie jest (że muszą coś zrobić, w czymś trwać nawet jak nie chcą?), czy odpowiedzialność znika ze mnie za dzieci jak osiągną 18 lat? nie...to oznacza, że dużo dłużej musiałabym tkwić w związku którego nie chcę... Czy tego chciałabym uczyć moje dzieci? 

nie! chciałabym uczyć, że mogą być szczęśliwe i w każdym momencie mogą podjąć decyzję wyjścia ze związku.

Zdecydowanie uważam, ze szczęśliwy rodzic to szczęśliwe dzieci. I nie musi być współmałżonek hazardzista czy toksyczny/patologiczny człowiek. Odpowiedzialność ma wiele obliczy. I wcale nie świadczy o braku miłości względem dzieci. Wręcz odwrotnie.

10 godzin temu, KrzysiekMagda pisze:

Albo ma dwie lewe ręce.

faktycznie takie cechy powodują, że ktoś jest człowiekiem niewartościowym???

panuje przekonanie, że kobieta musi umieć szyć, prać, prasować, gotować...

jasny korek...

nie szyję, nie znoszę i nie umiem...nie prasuję, bo zawsze spalę coś albo siebie przypalę żelazkiem... - czy to mnie czyni niewartościową? czy mam się teraz obawiać, że E. zacznie szukać solidniejszej kandydatki na żonę? 

To nie jest wszystko takie zero-jedynkowe, zarówno w posiadaniu tego pieska jak i dzieci, bo ludzie mają różne życiowe sytuacje i nigdy nie jesteśmy w ich skórze, nigdy nie wiemy co dzieje się od A do Z, więc nie mamy prawa wręcz wypowiadać się - trwaj w małżeństwie, bo to dobre dla dzieci!

L.

  • Dziękuję 6

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi
Duszek
W dniu 21.09.2019 o 23:44, Dragonfly pisze:

Miłość nie jest efektem pracy. Nie mamy 18go wieku.

 

Oczywiste jest, że w związku, w którym nie ma już nic,albo jest jakaś toksyczność,  pozostanie dla dzieci i udawanie nie jest dobre. 

Tylko, że w większości przypadków, rozwodnicy tylko aktualnie czują, że wszystko wygasło , zawsze będą bronic tego argumentu, że nie ma sensu żyć razem  dla dzieci w udawaniu i nieszczęściu.  Jak jest najczęściej -  w związku jest troszkę nudno, ktoś pragnie się zakochać bo chcę poczuć motyle których nie czuł 20 lat, albo nie chciał   ale  pojawiła się  piękna fascynująca kobieta/facet i najpierw wewnętrzne pozwolenie sobie na flirt, a potem motyle i za jakiś czas gadka, że przecież  wygasło, dla dzieci samych nie ma sensu żyć w kłamstwie. A miłość wymaga pielęgnacji , właśnie tej pracy od początku związku, praca która pozwala na własne dojrzewanie i rozwój , którego efektem jest szczęście z posiadania dzieci i tych wspólnych rodzinnych chwil, samoistne, spontaniczne, odczuwanie tego jako coś bardziej wartościowego i przyjemnego , bardziej potrzebnego  niż motyle.

  • Lubię 1

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi
3 minuty temu, jennaro_ pisze:

A miłość wymaga pielęgnacji , właśnie tej pracy od początku związku, praca która pozwala na własne dojrzewanie i rozwój , którego efektem jest szczęście z posiadania dzieci i tych wspólnych rodzinnych chwil, samoistne, spontaniczne, odczuwanie tego jako coś bardziej wartościowego i przyjemnego , bardziej potrzebnego  niż motyle.

Zgodzę się po raz wtóry, że miłość wymaga pielęgnacji, lecz zrozum - ludzie mają różne pojęcie idealnej rodziny. W rożny sposób dążą do szczęścia. 

 

Lula.

  • Lubię 2

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi
Duszek
3 minuty temu, Sailor&Lula pisze:

lecz zrozum - ludzie mają różne pojęcie idealnej rodziny.

Trudno mi sobie  wyobrazić,  że jest inny model, rodzinę się zakłada po to żeby trwała do końca życia  , (nie musi to kolidować z praktykami typu zk itp).  rozmawiamy tutaj o roli dzieci w związku, bo czym innym są małżeństwa, które dzieci nie chcą i nie mają , ale tutaj rozmawiamy że dzieci już są i jest związek.

  • Lubię 2

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi
24 minuty temu, jennaro_ pisze:

Tylko, że w większości przypadków, rozwodnicy tylko aktualnie czują, że wszystko wygasło , zawsze będą bronic tego argumentu, że nie ma sensu żyć razem  dla dzieci w udawaniu i nieszczęściu. 

A to ciekawe. 

Wielu moich znajomych się rozwiodło i wszyscy odwlekali tę decyzję najdłużej jak się dało. Właśnie "dla dzieci". Niektórzy doszli do ściany i uznali, że tak  dłużej żyć się nie da. Jednak część "obudziło się" dobrze po 40-tce, czasem po 50-tce, gdy dzieci były już dorosłe i uciekły z domu, deklarując (te dzieci), że nigdy nie będą jak rodzice. 

  • Lubię 2
  • Dziękuję 1

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Cuckoldplace Poland © 2007 - 2024

Jesteśmy szanującym się forum, istniejemy od 2007 roku. Słyniemy z dużych oraz udanych imprez zlotowych. Cenimy sobie spokój oraz kulturę wypowiedzi. Regulamin naszej społeczności, nie jest jedynie martwym zapisem, Użytkownicy stosują się do zapisów regulaminu.

Cookies

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.

Polityka Wewnętrzna

Nasze Forum jest całkowicie wolne od reklam, jest na bieżąco monitorowane oraz moderowane w sposób profesjonalny przez ekipę zarządzającą. Potrzebujesz więcej informacji? Odwiedź nasz Przewodnik. Jednocześnie przypominamy, że nie przyjmujemy reklamodawców. Dziękujemy za wizytę i do zobaczenia!

×
×
  • Dodaj nową pozycję...