Skocz do zawartości
SplitKiM

Dzieci - owszem, są ważne ale czy najważniejsze ?

Rekomendowane odpowiedzi

Do założenia tego tematu zainspirowała mnie @iko i nasze dygresje w temacie związanym z budowaniem czegokolwiek z żonatym mężczyzną, który nie chwali się żonie swoimi zdradami.  Zacytuję te dwie wypowiedzi na wstępie: 

 

6 godzin temu, SplitKiM pisze:

odpowiedzialność ponoszą później wszystkie strony, a najdotkliwsze konsekwencje ponoszą dzieciaki. Jak ktoś sobie myśli, że romans z żonatym facetem, to świetna zabawa i neverending story, to gratuluję. Nie polecam nikomu, kogo emocjonalnie nie stać na poniesienie związanych z tym konsekwencji. 

5 godzin temu, iko pisze:

dzieci owszem, są ważne  lecz czy aby najważniejsze ?  gdy związek jest spierdolony po całości to warto dla nich żyć z osobą z którą się nie chce być? życie mamy jedno a dzieci się wcześniej czy później z domu wyprowadzą..

 

nie ma zero jedynkowych rozwiązań, tam gdzie wchodzą uczucia a stan cywilny wg mnie nie ma żadnego znaczenia 

Zakładam, że jeśli ktoś decyduje się na zdradę (o której partner/ka nie wie), a jego priorytetem jest zachowanie rodziny, to mamy do czynienia z następującymi sytuacjami: 

1 - Dobrze tej osobie tak jak jest, ale ma większe/inne potrzeby niż druga strona związku; 

2 - W związku jest źle, ale z uwagi na dobro dzieci obie strony zachowują pozory; 

3 - W związku jest średnio, ale wszyscy się do tego przyzwyczaili i tkwią w tym z własnej wygody. 

 

Jak znam życie, pewnie wynajdziecie jeszcze milion innych wariantów :) - nie mam nic przeciwko. Tak czy siak, kiedy w związku pojawiają się dzieci to decyzja "zostać czy odejść" z nieudanego związku, staje się o WIELE trudniejsza. Złośliwość porzuconych żon i mężów nie zna granic - obserwuję to na co dzień. Fundują swoim dzieciom taki cyrk, że to się w głowie nie mieści, jeśli ktoś tego nie widział na własne oczy. Oczywiście, zdarzają się też pary, które potrafią się rozstać z klasą i nie obciążać dzieci swoim żalem - spotkałam taką parę raz. Natomiast zdecydowana większość par, które od lat chowają do siebie drobne urazy, w momencie kiedy pojawia się odrzucenie, którejś ze stron lub właśnie zdrada wychodzi na jaw, robią z tych uraz jedno wielkie kombo i zaczynają zatruwać tym głowy swoich dzieciaków. Oczywiście musiałabym tu powołać się na konkretne przykłady, żeby to było czytelniejsze, ale póki co nie chcę tego robić. 

 

Mając świadomość, że druga strona może emocjonalnie nie udźwignąć rozstania i zrobić z tego teatr przed całą rodziną, znajomymi i dziećmi, nie dziwię się, że niektórzy dla dobra swych pociech wolą tego uniknąć. Decydują się na odejście dopiero, gdy już jest bardzo, bardzo źle i nawet ten cały cyrk wydaje się być lepszy, niż to co mają w domu. Jednak są to bardzo trudne decyzje. 

 

A żeby nie było, że sobie od czapy wymyślam tematy...  przez długi czas byłam kochanką żonatego faceta, którego przed odejściem powstrzymywało głównie dziecko. Przerobiłam ten temat wzdłuż i wszerz. Łącznie z ich rozstaniem i patrzeniem jak dziecko jest bezrefleksyjnie manipulowane. Bardzo bliska mi kobieta jest obecnie w trakcie rozwodu i jest dokładnie to samo. Wydaje mi się, że w takich sytuacjach nie ma dobrego wyjścia, jest tylko złe albo bardzo złe. 

 

W takich dyskusjach też zawsze pojawia się argument, lepiej żeby rodzice żyli osobno niż byli nieszczęśliwi razem. Tylko, że to najczęściej jest zdanie dorosłych, nie tych dzieci. Serce pęka jak słyszysz od dziecka "Mamo/Tato, ja nie chcę dwóch domów, chcę mieć jeden". Tym "optymistycznym" akcentem, zapraszam do dyskusji... Chętnie poczytam o waszych doświadczeniach i przemyśleniach związanych z tą kwestią.

  • Lubię 7

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Jeśli decyduję  się na zdradę to nie wyobrażam sobie sytuacji że nie zabezpieczam się w odpowiedni backup. Zakładamy że w związku w którym żyje wszyscy znamy się jak łyse konie, często zderzamy się z sytuacjami ekstremalnymi, więc jeśli zdradzam martwię się że w razie "W" wszyscy wylądują bezpiecznie, bez turbulencji-zwlaszcza dzieciaki, jeśli dorośli są dojrzali emocjonalnie zawsze będą potrafili się dogadać.  

  • Lubię 1

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Tak jak napisałaś to są bardzo trudne tematy i tak na prawdę nie sposób przewidzieć wszystkiego.

Przykłady można mnożyć bo mam wrażenie, że każdy się styka z podobnymi sytuacjami. Ludzie potrafią sobie tak rozpieprzyć życie, że przekracza to wszelkie pojęcie.

Z własnego doświadczenia - dzieci są najważniejsze, ale to w ocenie rodziców leży czy jest sens trwać w związku mimo problemów, czy atmosfera robi się już taka, że to dziecko wyjdzie pokaleczone z tej rodziny i będzie się musiało latami leczyć, a kto wie czy nie powtórzy takiego samego schematu, bo przecież tak wygląda "normalny" związek.

Wychodzę z założenia, że jeśli dla obojga rodziców dziecko jest ważne, to nie odczuje rozstania bo oboje stworzą mu takie warunki, że będzie się czuło ważne, kochane i zauważone. Podobnie jak dzieciaki żyją w rodzinach, gdzie jedno z rodziców np. dużo wyjeżdża ze względów zawodowych. Nie ma go jakiś czas, ale potem daje dziecku tyle ciepła, uwagi i wsparcia, że te wyjazdy nie mają większego znaczenia. Więc da się - znam takie przypadki.

Natomiast jeśli rodzice mają w zwyczaju dopierdalanie sobie o wszystko i wywlekanie niepozmywanych garów sprzed trzech dekad to dramat będzie zawsze. A już katastrofa jest jak sobie rodzice robią z dziecka powiernika i opowiadają co to ten tatuś/mamusia nawyprawiali. Jak do tego dalsza rodzina jest zaznajomiona z detalami to tym gorzej, bo będą z dzieci próbować robić informatorów.  Nie zapominajmy też o życzliwych sąsiadach i kolegach ze szkoły. Cały wachlarz sposobności do zrycia dziecku psychy.

 

Uważam, że zdrada czy to kontrolowana, czy niekontrolowana to zawsze jest spore ryzyko. Chyba, że małżonkowie pochodzą z rodzin gdzie dziadkowie swingowali, rodzice i teściowie organizowali urodzinowe orgie, a szwagier ze starszą siostrą mają klub BDSM - wtedy większość pojebanych sytuacji jest już przepracowana i wchłonięta z genami ;)

W innych przypadkach zazwyczaj nie jesteśmy świadomi ryzyka jakie podejmujemy. I tu też mój własny przykład na potwierdzenie tez i dodatkowo przynajmniej kilka par, które uważały, że doskonale wiedzą co i jak i im to się nic nie przytrafi - obecnie są już w nowych związkach.  Więc jest to dość powszechne i najważniejsze jest to, że jak już się coś spieprzy to dzieci nie są temu winne w żaden sposób i wypadało by mieć na tyle poukładane w głowie, żeby nie dokładać tylko w jakiś sposób starać się zrekompensować im skutki decyzji, które się kiedyś podjęło.

  • Lubię 10

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Temat przewałkowany już wielokrotnie, jestem ciekawa, czy znowu zakończy się konkluzją: "Jak związek jest ...ujowy to należy się rozejść, amen, każde inne zdanie będzie podważane".

 

A jestem właśnie w opozycji i zanim zacznie podnosić się ciśnienie, to pokażę do którego momentu ja się z tym nie zgadzam.

 

Najpierw z własnego poletka: znam z autopsji cyrk na kółkach gdzie razem z rodzeństwem byliśmy zgodni i to przekazaliśmy, że dla dobra wszystkich najlepiej jakby rodzice się rozwiedli. Albo przynajmniej poszli w separację. Cyrk trwa dalej, pozostało nam dorosnąć, zaakceptować i wiać na swoje. Więc wiem, jak bardzo toksyczny związek odbija się na życiu i tu jest jedna z granic.

 

Z poletka mojej pracy: gro moich klientów to dzieci rozwodników i sądzę, że jak ukuto termin DDA to powinno być i DDR - Dorosłe Dzieci Rozwodników. I w pracy i poza nią poznałam jak do tej pory tylko jedną osobę, której ta sytuacja doświadczona w dzieciństwie nie zrujnowała psychiki.  Stąd wynika moje poniższe zdanie.

 

Moje zdanie: dzieci to cholerna odpowiedzialność. Żyjesz w XXI wieku. Środków antykoncepcyjnych jest od metra i ciut. Jest społeczne (tak, jest) pozwolenie na mieszkanie bez ślubu i poznawanie się na każdym polu. Czujesz, że coś poszlo w twoim życiu nie tak i nie do końca możesz dobrze wybierać partnera lub mieć problemy z relacjami? Psychoterapia już czeka.

Więc skoro jest tyle opcji przed, to dla mnie rozchodzenie się z innych powodów jak zagrożenie zdrowia, życia lub majątku rodziny albo rażące zakłamanie rzeczywistości (np. prowadzenie drugiej rodziny na boku) to bardzo często (podkreślę: nie w 100% przypadków) objaw niedojrzałości, pochopnego zawierania związku i decyzji o dzieciach, "jakośtobędziostwa" i jego następstw albo "są problemy, to się rozchodzimy".

 

W moim świecie, gdzie mialabym JA podejmowac decyzję "mamy inne potrzeby" to nie argument. Sorry. Zdecydowaliśmy się wziąć odpowiedzialność za życie nowo powołanej istoty. Że on kiedyś był wesołkiem-bawidamkiem a dziś się nudzę, bo spoważnial, to dla mnie nie powod, by rujnować dzieciom życie.

 

"Bo przyłapałam go na zdradzie" - rozumiem u innych, ale w moim świecie tego nie kupuję. Coś idzie nie tak, szukam czegoś, czego mi brakuje. Temat do pracy, może do ułożenia życia w otwartym związku, ale nadal bym się nie rozeszła, dopóki dziecko nie dorośnie.

 

"A więc chcesz żyć w piekle dla dzieci i sądzisz, że będą szcześliwe?" - primo nie w piekle, tylko w takim-sobie-związku, bo nam nie wyszło i spokojnie, choć może nie w pełni szczęśliwie i tak uważam, że dziecko w takim-sobie-ale-pogodzonym-z-tym związkiem będzie mialo więcej szansy na spokojne życie, jak dziecko które doświadcza rozwodu.

Tu też mam historię z życia - mojemu byłemu rodzice rozeszli się, jak tylko skończył 18 lat. Szok dla wszystkich, ale każdy sobie z tym poradził, bo już był dorosły i nie potrzebował rodziców by mu rodzicowali i tworzyli konstrukt świata. Potrafili to sobie poukładać.

 

No to tyle ode mnie. Nie zdziwią mnie mocne wypowiedzi na ten temat, tylko fajnie byloby widzieć kulturalne, wyważone posty, pozbawione jadu i hejtu. Mam świadomość niepopularności i lecenia w prawo mojej opinii. Jeśli kogoś to martwi to zapraszam do innych wątków, gdzie idą ostro w lewo i są frywolne ;) 

  • Lubię 8

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Znam rozwodników i  dzieci rozwodników. Sądzę, że klu sprawy to sposób w jaki ludzie się rozchodzą. Dla dziecka  jest to trudne oczywiście ale można to skomplikować do granic absurdu. Sakcząc sobie do gardeł, robiąc sceny, manipulując dziećmi i wreszcie  grając nimi  jak kartą przetargową.  A można inaczej.  Tylko mało kto potrafi. Bo zwylke ludzie są poranieni i szukają odwetu lub myślą tylko o sobie.

Nie sądzę aby człowiek nieszczęśliwy w związku musiał się w nim męczyć dlatego że ma dzieci. Zwykle jednak jedna ze stron bardzo komplikuje rozwód lub zwyczajnie się mści.  To jest tak na prawdę bolesne dla dzieci.  Ta szarpanina rodziców.

Rita życie, jak to określiłaś w takim sobie związku, do czasu pełnoletności dzieci uważam za farsę i pewnego rodzaju nieuczciwość (chyba że jest to świadoma decyzja obu stron).  To takie małżeństwo na czas określony. Jak wyrok. 

  • Lubię 9

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

A ja pozostaję przy swoim zdaniu, już wielokrotnie na forum wyrażanym, które zbieżne jest ze stanowiskiem Iko.

Związek należy ratować tylko do momentu, gdy obie strony tego szczerze pragną.

Wcale nie uważam, że związek (ten na papierze, bo de facto może on już nie istnieć, raczej współlokatorstwo - pół biedy, jeśli zgodne) należy ratować za wszelką cenę i dla tzw. dobra dzieci.

To tylko dorosłym się wydaje, że dzieci nic nie rozumieją, nic nie wiedzą, nic nie wyczuwają.

To, że dzieci "wyfruną z gniazda", a rodzice pozostaną w tej kupie guana, często w wieku, w którym już niezwykle trudno ułożyć sobie ponownie życie, już pominę. 

Dodam tylko, że nie teoretyzuję, ale tego już nie będę rozwijała. 

 

  • Lubię 8

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi
Duszek
6 godzin temu, SplitKiM pisze:

Zakładam, że jeśli ktoś decyduje się na zdradę (o której partner/ka nie wie), a jego priorytetem jest zachowanie rodziny, to mamy do czynienia z następującymi sytuacjami: 

A czym w takim przypadku różni się osoba dzieciata zdradzająca za zgodą małżonka? Czy jej / im nie zależy na zachowaniu rodziny? 

6 godzin temu, SplitKiM pisze:

Jak znam życie, pewnie wynajdziecie jeszcze milion innych wariantów

Jak widzisz, wcale nie odnoszę się do wskazanych przez Ciebie wariantów motywacji prowadzących do zdrady, bo nie one są przedmiotem rozmowy a dzieci :).

 

6 godzin temu, SplitKiM pisze:

Tak czy siak, kiedy w związku pojawiają się dzieci to decyzja "zostać czy odejść" z nieudanego związku, staje się o WIELE trudniejsza

Tylko, że dzieci są też w związkach legalnie uprawiających zdradę kontrolowaną i ryzyko u tych osób zauroczenia / zakochania / popadnięcia w miłość dozgonną jest takie samo jak wspomnianym przez Ciebie przykładowym mężczyźnie zdradzającym bez wiedzy partnerki.

 

Tu podtrzymuję swoje twierdzenie  - stan cywilny oraz to czy się jest czy nie jest rodzicem nie zmniejsza ryzyka zauroczenia w innej osobie.

6 godzin temu, SplitKiM pisze:

Złośliwość porzuconych żon i mężów nie zna granic - obserwuję to na co dzień. Fundują swoim dzieciom taki cyrk, że to się w głowie nie mieści, jeśli ktoś tego nie widział na własne oczy.

I dochodzimy do sedna - do pytania o ważność dzieci.

 

Czy nie uważasz, że takie osoby deklarujące że dobro dzieci jest najważniejsze a jednocześnie fundujące pełną gamę złych postaw będących dość popularnym zachowaniem na etapie przechodzenia traumy rozstania (awantury, sączenie jadu, lodowata oziębłość, szantażowanie kontaktami z dziećmi czy wspomniane przez Ciebie angażowanie dzieci w sytuację między rodzicami a co najgorsze, wymaganie od nich by postawili się po którejś ze stron, etc... bo to mnożna mnożyć w nieskończoność).

 

Czy takie właśnie osoby, tak postępujące nie są zwykłymi hipokrytami?

Czy aby na pewno w tej fazie dzieci są dla nich najważniejsze?

Jedno mówią a drugie czynią - prawda? Dla mnie czysta hipokryzja 

(że o braku własnej godności i szacunku do samego siebie nie wspomnę - bo latach związku, który zapewne miał swój okres szczęśliwości i miłości, uderzać w tę osobę - dla mnie to jest tak jakby przekreślić wszystko co było dobre, zdeprecjonować samego siebie i swój życiowy wybór, odrzeć ze wszystkiego dobrego i zalać szambem rozstania, plus na deser oceniam to jako totalny brak klasy).

6 godzin temu, SplitKiM pisze:

Mając świadomość, że druga strona może emocjonalnie nie udźwignąć rozstania i zrobić z tego teatr przed całą rodziną, znajomymi i dziećmi, nie dziwię się, że niektórzy dla dobra swych pociech wolą tego uniknąć.

 

A ja owszem, dziwię się i to bardzo że tkwi.  Jeśli bym wiedziała, że druga strona tak postąpi to tym szybciej ucięłabym tę patologię bo trwanie w takim związku, ze strachu jest tylko i wyłącznie odłożeniem wyroku w czasie - wcześniej czy później to buchnie a im więcej będzie żalu i mniej wzajemnego szacunku do siebie to promień rażenia będzie tylko szerszy...

 

Znowu - uważam że osoby, które sieją na zewnątrz są bez honoru i godności - bo plując na ojca / matkę swoich dzieci obrażają również siebie - tak to widzę ja.

6 godzin temu, SplitKiM pisze:

Jednak są to bardzo trudne decyzje. 

Każda decyzja o rozstaniu jest trudna. I tym trudniejsza im związek był dłuższy. Miłość koroduje a nie spala się szybkim płomieniem.  Iskry są przeznaczone dla zauroczenia, zakochania, nie dla miłości - ta ma zupełnie inne wymagania, regularnego dokładania by płomień ogrzewał, nie palił i nie spalał. A to ciężka, obustronna i wieloletnia praca.

 

Zatem im dłużej, tym więcej wspólnego - przeszłość i choćby teraźniejszość rodzicielska i oczywiście pełne spektrum prozy życia codziennej. I to prawda, gdy są dzieci i one tak naprawdę, nie z własnej winy tracą fundamenty swojego życia. Tak, dla dzieci to jest bardzo trudny czas. I znowu, jeśli dla rodziców (skłóconych, nie kochających się, etc.. są NAPRAWDĘ ważne), to wiem że tacy dorośli będą umieli te dzieci wspólnie przeprowadzić przez rozpad rodziny, wytłumaczyć im że one nie są niczemu winne, jak również dbać o te dzieci dalej wspólnie i wypracować nowe ścieżki kontaktów, wzajemnie się wspierając bo właśnie mają na uwadze DOBRO DZIECI a nie działając przez pryzmat animozji wzajemnych. Tylko do tego potrzeba szacunku do siebie i do tego, że kiedyś chciało się z tą osobą założyć rodzinę i że się ma wspólne dzieci i że to się nigdy nie zmieni. 

 

Nie chcę tu rozmawiać o błędach popełnianych przez dorosłych ale o podejściu do dzieci na etapie rozpadu związku, bo śmiem twierdzić że jakakolwiek zostanie tu przytoczona sytuacja jak bardzo ludzie potrafią demolować sobie życie to nigdzie nie znajdziemy szczegółowego opisu jak oni wówczas podchodzili do dzieci, czy szukali choćby wiedzy psychologicznej jak z nimi rozmawiać, czy w ogóle w szale rozstania umieli usiąść i porozmawiać o tym jak to dzieciom zakomunikować i jak postępować gdy za tydzień / dwa / siedem dzieci się zaczną sypać, gdy pojawią się u nich objawy somatyczne, czy zrozpaczony rodzic w ogóle będzie umiał uważnie przyglądać się temu co się dzieje z dziećmi a nie z nim....  tego bym chciała posłuchać - gdzie wtedy wg nich są ich dzieci.

 

6 godzin temu, SplitKiM pisze:

Wydaje mi się, że w takich sytuacjach nie ma dobrego wyjścia, jest tylko złe albo bardzo złe. 

Jest i dobre rozwiązanie. Jeśli ludzie potrafią mądrze postępować i faktycznie myślą o dzieciach a nie o swoim cierpieniu. Tylko ono wymaga współpracy obojga rodziców i ta praca będzie dożywotnia i tego trzeba mieć świadomość. 

 

Czy jeśli obie strony się nie kochają to pozostanie w związku, podtrzymywanie fikcji rodziny aby na pewno jest dobre? Chętnie posłucham co w takim związku może być dobrego dla dziecka poza rodzicami pod jednym dachem. Dzieci są jak radary. One czują gdy między dorosłymi nie gra, nawet gdy są dla siebie uprzejmi i poprawnie zachowują. 

 

5 godzin temu, avionicspl pisze:

Zakładamy że w związku w którym żyje wszyscy znamy się jak łyse konie,

To ja Ci gratuluję pewności tego, że znasz samego siebie jak łysego konia a co dopiero drugą stronę; zwłaszcza w kontekście wchodzenia w relacje seksualne z innymi osobami i doświadczania wciąż świeżości nowych osób, ich entuzjazmu i że tak ujmę wersji eksportowej - bez bólu brzucha, złych humorów i stresu zawodowego - wyłącznie w sytuacjach przyjemnych lub też poznawanie na podstawie rozmów o ich postawach czy na piętnastu randkach pełnych przyjemności i rozrywki - łatwo odlecieć, bo taka osoba zawsze będzie atrakcyjniejsza niż partnerka w domu, która czeka na naprawę zlewu i właśnie przyniosła z wywiadówki wieści, że dziecięciu nie po drodze do szkoły i ma dwa w sumie miesiące wagarów... aaa jeszcze ... słuchaj przyszedł list komorniczy za Twoje nie płacone mandaty :D .

 

5 godzin temu, avionicspl pisze:

ięc jeśli zdradzam martwię się że w razie "W" wszyscy wylądują bezpiecznie, bez turbulencji-zwlaszcza dzieciaki, jeśli dorośli są dojrzali emocjonalnie zawsze będą potrafili się dogadać.  

 

Turbulencje są możliwe i wpisane w taki tryb życia bez względu na stan cywilny, będę to podkreślać z uporem maniaka :D.

Lecz zgodzę się, że dojrzali emocjonalnie zawsze będą potrafili się dogadać - wypracować metodę ratowania sytuacji lub zamknięcia tego rozdziału ich wspólnego życia - jak pisałam wcześniej.

 

2 godziny temu, rita pisze:

Więc wiem, jak bardzo toksyczny związek odbija się na życiu i tu jest jedna z granic.

 

To dlaczego gdyby w Twoim życiu zabrakło zgodnie po obu stronach woli do wspólnego życia (przyczyny drugorzędne, ważny jest brak uczucia) to byś w nim chciała trwać? Jakie korzyści z tego miałoby dziecko - które jak pisałam wcześniej jest emocjonalnym radarem i nawet tam gdzie nie ma awantur a jest poprawność postaw otrzymuje beznamiętny, zimny wzorzec małżeństwa? Gdzie tu jest troska o dziecko, które wychowywane jest w jednak zaburzonej relacji rodziców? Czym to się różni od mądrego i kulturalnego przeprowadzenia dzieci przez rozstanie rodziców? Przecież oba modele są niezdrowe w porównaniu ze związkiem w którym wszystko gra.

 

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Kiedyś pewna osoba powiedziała coś, co odcisnęło się na moim życiu - " Szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko".

  • Lubię 7

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

To może ja tak od siebie...

 

Po pierwsze jestem dzieckiem rozwiedzionych rodziców. Dzieckiem, które widziało okrucieństwo, cierpienie, słyszało słowa, których nigdy nie zapomniałem.  To trwało i rosło wraz ze mną, było choć tego nie rozumiałem a strach i bezsilność  czyniły mnie kalekim.  Zapytałem więc wprost mojej rodzicielki dlaczego, po co??? Odpowiedziała mi dla ciebie synu... Nic bardziej okrutnego nie mogła mi powiedzieć! Dla mnie do kurwy nędzy, ja jestem powodem, przyczyną że dawała się katować i poniewierać?

 

Zatem pytam wszystkich tych, którzy dla "dobra dzieci" chcą ratować popieprzone związki (nie tylko te patologiczne) co Wam te dzieci uczyniły takiego, ze chcecie je obarczać  taką odpowiedzialnością??? Sądzicie, że tam gdzie jest obłuda kłamstwo, brak ciepła i miłości dziecko jest szczęśliwe bo mama i tata mijają się w przedpokoju?

 

 

Druga kwestia...

 

Jestem żonaty i nie wtajemniczam żony w moją pozamałżeńską aktywność. To moja decyzja, moje powody i moja za nie odpowiedzialność a żona nie jest ich  przyczyną .  Jestem świadomy, ze narażam rodzinę na konsekwencje, których nie są powodem, jestem świadomy wagi swoich poczynań. Nigdy w "zdradkowym" świecie nie ukrywam mojego stanu cywilnego, nigdy relacji z tej strony nie dopuszczam tam i odwrotnie.  Żyję ze świadomością własnej niegodziwości ale nie zamierzam tym obarczać kochanki a za swoje czyny gotowy jestem przyjąć odpowiedzialność. To paradoksalnie miedzy innymi jest powód, który przyciągnął mnie w klimaty ZK... jestem odpowiedzialny wyłącznie za siebie.  Może iluzorycznie chcę tej podłości postawy oszczędzić innym.

  • Lubię 10
  • Dziękuję 3

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

A ja uważam, że nie ma co generalizować. Ameryki tym nie odkryję ale nie można powiedzieć głosem z niebios:

"Jak jest źle w związku i są dzieci to trzeba ten związek ciągnąć dla ich dobra"

tak samo jednak nie można powiedzieć tym samym głosem:

"Jak jest źle w związku i są dzieci to nie ma co tego ciągnąć i odsuwać w czasie zasłaniając się dobrem dzieci".

 

Wychowywanie dzieci (specjalnie nie używam tu słowa "posiadanie" bo posiadać może prawie każdy) to ogromna odpowiedzialność i każdy się tu zgadza. Związek, dojrzałe partnerstwo czy małżeństwo to także pewna odpowiedzialność choć z oczywistych powodów mniejsza bo "zasilana z dwóch stron". Jednocześnie są to dla mnie nurty które nie muszą być silnie i nierozerwalnie połączone ze sobą. Nie można powiedzieć, że dzieci rozwodników są mniej szczęśliwe niż te z pełnych rodzin. Są pełne rodziny które są szczęśliwe i jest to wiadomo ideał który wszyscy byśmy chcieli. Są jednak też rodziny "pełne" ale co z tego jeżeli ojciec lub matka pije, bije, lub w mniej ostrych wersjach rodzice po prostu się nie kochają, skaczą sobie do gardeł, żyją niby razem a jednak osobno. Dzieci przecież to widzą i nie uważam, żeby czerpały z tego jakieś zajebiste wartości. Można się rozejść w cywilizowany i mądry sposób - oczywiście zawsze będzie to dla dziecka ciężkie przeżycie ale to jak ciężkie ono będzie zależy już od mnóstwa czynników które źródło mają natomiast głównie w nas samych. Można się też naturalnie rozwieźć obrzucając się błotem, wzajemnymi pretensjami, wyrzutami czy włączając dzieci w nasze gierki, kupowanie ich czy manipulowanie. Tylko czy tego samego wiele osób nie robi pozostając wciąż w formalnych związkach...

 

Ja osobiście nie jestem typem męczennika. Uważam jednak, że "ciężkość przeżycia" ew rozstania lub pozostania razem rodziców zależy w krótkiej mierze od tego jak je przeprowadzimy (co oczywiste) ale także od tego jak przez te wszystkie wcześniejsze lata funkcjonował nasz dom i związek oraz w jaki sposób wychowywaliśmy dziecko.

  • Lubię 5

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Cuckoldplace Poland © 2007 - 2024

Jesteśmy szanującym się forum, istniejemy od 2007 roku. Słyniemy z dużych oraz udanych imprez zlotowych. Cenimy sobie spokój oraz kulturę wypowiedzi. Regulamin naszej społeczności, nie jest jedynie martwym zapisem, Użytkownicy stosują się do zapisów regulaminu.

Cookies

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.

Polityka Wewnętrzna

Nasze Forum jest całkowicie wolne od reklam, jest na bieżąco monitorowane oraz moderowane w sposób profesjonalny przez ekipę zarządzającą. Potrzebujesz więcej informacji? Odwiedź nasz Przewodnik. Jednocześnie przypominamy, że nie przyjmujemy reklamodawców. Dziękujemy za wizytę i do zobaczenia!

×
×
  • Dodaj nową pozycję...