Skocz do zawartości
Wichura

Kultura gwałtu. Czym jest właściwie i czy mamy ją w Polsce?

Rekomendowane odpowiedzi

Duszek
Godzinę temu, Grey79 pisze:

Matriarchat w starożytności jest teorią a nie pewnikiem:)

można tak uważać, bo nie istniało wówczas piśmiennictwo, bazujemy na odkryciach archeologicznych i badaniach antropologicznych - a ja mówiłam o tym matriarchacie we wspólnotach pierwotnych (paleolit, czas jego trwania - nie pamiętam 20 000 - 30 000 tysięcy lat) i wówczas matriarchat wynikał z interesu grupy - ponieważ śmiertelność wśród mężczyzn wychodzących na polowania (skrót myślowy) i wówczas rola kobiety była pierwszoplanowa bo to ona była odpowiedzialna za przetrwanie społeczności i to było głównym motorem istnienia matriarchatu - interes społeczny

 

idąc bliżej czasów współczesnych, wprowadzania pojęcia gromadzenia majątku (chociażby, znowu skrót myślowy), dziedziczenia (we wspólnotach pierwotnych "wszystkie dzieci były nasze" a wymiana partnerów biologicznie następowała co ok. 4 lata - czysty atawizm (znowu stosuję ogromne skróty myślowe) )

 

i tak to powstał patriarchat, do tego dołożyły się religie w ograniczaniu roli kobiety (a i owszem)

 

także idąc tym tropem za chwilę dojdę do konkluzji, że za całe zło świata odpowiedzialni są mężczyźni - ich rządza władzy, bogacenia się i nie umiejętność współpracy z innymi :D  (gruuubo ironizuję jakby co)

 

lecz @Grey79 wybacz proszę... bo ja znowu muuuuuuuuuusiałam

 

PS. zdaje się, że dzisiaj jeszcze społeczeństwa matriachalne można spotkać u Indian - lecz i tam dociera ta nasza, "lepsza" cywilizacja...

 

przepraszam z OT - dziko uparta iko :D

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi
3 godziny temu, iko pisze:

 

muuusiałam.... była również okres matriarchatu bardzo długo ów okres trwał   także ten - jeden schemat Ci właśnie wycięłam :D

Tak, tak... i nie bylo wtedy zadnych wojen i wszyscy sie kochali ;)

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi
32 minuty temu, Z piernika Paź pisze:

Tak, tak... i nie bylo wtedy zadnych wojen i wszyscy sie kochali ;)

No trzymając się teorii Bachofena o których pisze Iko to w sumie tak niby było;)

 

Tyle, że to wszystko  teorie, bo to na tyle dawno było, że żadnych twardych dowodów na nie nie ma:)

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi
1 godzinę temu, Grey79 pisze:

No trzymając się teorii Bachofena o których pisze Iko to w sumie tak niby było;)

 

Tyle, że to wszystko  teorie, bo to na tyle dawno było, że żadnych twardych dowodów na nie nie ma:)

Dlatego wlasnie tak napisalem. Kraina mlekiem i miodem plynaca ;)

... a potem przyszli faceci, sila odebrali i nastapil czas przemocy i pogardy. Az do dzis.

Ale... ale... nie wszystko stracone. Wedle wierzen hindu ten czas jeszcze nadejdzie. Cykl sie zakonczy i znowu to Kobiety rozpoczna panowanie.

 

Ps. Wole wizje matriarchatu Bachofena niz projekcje Machulskiego zawarta w seksmisji ;)

 

  • Lubię 1

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Świetny temat i żałuję tylko że jestem już dzisiaj zbyt zmęczona, żeby odnosić się do poszczególnych wypowiedzi. 

 

Czy to kultura, czy zjawisko, w moim odczuciu nadal głęboko zakorzenione w naszej świadomości społecznej jako narzędzie manipulacji i przymusu. 

 

Osobiście znam co najmniej dwie kobiety, które były molestowane przez ojców za cichym przyzwoleniem matki, która wmawiała córce, że ma nie fantazjować. Przypadek kobiety, która jako nastolateka była gwałcona przez kuzynów. Przypadek innej, która miała dwóch "dobrych wujków". Siostrę, której brat wchodził do łóżka... 

 

Znam też przypadki nadużyć względem mężczyzn, choć są one mniej liczne. Chłopaka oskarżonego o gwałt do którego nigdy nie doszło. Mężczyzn wykorzystywanych seksualnie przez swoje szefowe ku aprobacie kolegów z biura. Liderów dużych firm, którzy zaciągnięci do łóżka zdradzali nie tylko żony ale i strategie biznesowe. Chłopca, który był wykorzystywany przez wujka.

 

Ofiary pigułek gwałtu płci obojga. Przykładów mogę przytoczyć więcej... 

 

Kobiety gwałcą inaczej niż mężczyźni, ale też to robią. I robią to z o wiele większą perfidia i wyrachowaniem. Mężczyźni są za to brutalniejsi - stosują przemoc i zastraszają. Policja absolutnie nie chroni ofiar, a osoby postronne wolą się nie mieszać. 

 

Dlatego też moim zdaniem każdy przypadek należy rozpatrywać indywidualnie. Często granica pomiędzy tym kto właściwie jest ofiarą a kto katem, jest bardzo cienka. 

  • Lubię 4

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

"Kultura, która mówi nam, że musimy dbać o swoje bezpieczeństwo, ubierać się niewyzywająco, nie możemy chodzić w niektóre miejsca, to kultura, która toleruje gwałty i wini ofiary" - mówią aktywistki.

Akcja podziela moje zdanie - istnieje kultura gwałtu i przyzwolenie na niego. 

stringi-jako-dowod-w-procesie-o-gwalt-kobiety-w-irlandii

  • Lubię 1
  • Dziękuję 1

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Zagotowało się we mnie. 

 

Przytoczę cały artykuł, bo zapewne wkrótce ciężko będzie go znaleźć:

Podwójny gwałt na Wiktorii

"Wiktoria mówi to z pełnym przekonaniem: „Gdyby to się stało jeszcze raz… to znaczy, jeśli znów padłabym ofiarą gwałtu, to tym razem nikomu bym o tym nie powiedziała”.

Gdynia, 12 października 2018, godz. 4:29

Wiktoria zgłasza gwałt.

Rozmowa z numerem alarmowym 112.

Dyspozytorka: W czym mogę pomóc?

Wiktoria: Jestem Wiktoria… (słychać płacz)

Dyspozytorka: No słucham, dzwoni pani na telefon alarmowy.

Wiktoria: Wiktoria… (słychać płacz)

Dyspozytorka: Ale proszę panią, ja nie wiem, co się dzieje. Może pani opisze, co się dzieje?

Wiktoria: Ktoś mnie zgwałcił... (słychać płacz)

(..)

Dyspozytorka: Pani jest w tym miejscu, gdzie to się stało?

Wiktoria: Nie, doszłam do domu.

Dyspozytorka: Musi to pani zgłosić na komisariat. (...)

Wiktoria: No dobrze... Dałam się namówić chłopakowi, żeby to powiedzieć, ale dobrze, powiem na komisariacie… (słychać płacz)

Dyspozytorka: No trzeba z policjantem porozmawiać. Pani dzwoni na numer alarmowy. Ja nie jestem policjantką, naprawdę nie mogę nic zrobić. Iść na najbliższy komisariat!

Koniec połączenia.

 

Zgłoszenie

Wiktoria ma wtedy 24 lata. Zostaje zgwałcona przez nieznanego sprawcę około czwartej nad ranem. O godz. 4:29 zawiadamia o tym policję. Zbliża się piąta rano, gdy tuż po gwałcie, pobrudzona, z nasieniem napastnika na kurtce, bez jednego buta i bez okularów, które zgubiła na miejscu zbrodni, po ciemku musi szukać komisariatu, by złożyć zeznania.

Oto rzeczywistość ofiar gwałtu w Polsce chwilę po tym, gdy decydują się zgłosić napaść.

 

Wieczór

Jak na środek października, było bardzo ciepło. Termometry wskazywały 15 st. C, wcześniej przez cały dzień niebo było bezchmurne. W ogóle cała tamta jesień była wyjątkowo pogodna.

Wiktoria wieczór spędzała w domu z Michałem, swoim chłopakiem. Pół roku wcześniej razem wynajęli mieszkanie przy ul. Morskiej w Gdyni. Z relacji Wiktorii wynika, że do ok. 20:30 siedziała w domu sama. W tym czasie Michał pojechał do taty pomóc mu w remoncie. Gdy wrócił, wziął się za malowanie ich mieszkania. Potem siedzieli w dwójkę, oglądali telewizję, gadali, popijali piwo.

Wypiła dużo. Pierwsze piwo jeszcze z Michałem wczesnym popołudniem. Potem dwa somersby pod jego nieobecność. Na koniec, gdy byli już razem, otworzyli kolejne. Musiała wypić łącznie 8-9 piw, nim w środku nocy pokłócili się o jakąś drobnostkę. Dziś nawet nie pamięta dokładnie o co, chyba o to, że miała ochotę zapalić papierosa przed klatką, a jemu nie chciało się wyjść razem z nią.

Wyszła więc sama, tylko na moment, tak jak często bywało to wcześniej. Przewietrzyć się, zaciągnąć dymem, wrócić do łóżka i zasnąć.

 

Gwałt

Po czasie wszystko kotłuje się w głowie. Mózg filtruje resztki informacji przez ból, szok, rozpacz, wypity alkohol i mijające od tamtego dnia kolejne miesiące i lata.

Nie potrafi opisać tego mężczyzny. Było ciemno. Na pewno miał na sobie kaptur – to jedyne, co wyraźnie pamięta. Wiktoria podczas licznych przesłuchań odbywających się tuż po gwałcie, powtarzała, że sprawca był „przeciętny”: szczupły, średniego wzrostu i właściwie niczym się nie wyróżniał.

Po trzeciej w nocy zapaliła papierosa przed klatką i wtedy, po krótkiej chwili, oboje wpadli na siebie. Zaczęli rozmawiać, przeszli razem kilkanaście metrów. Wiktoria opowiedziała później policjantom, że przypadkowo napotkany mężczyzna pozwolił się jej wygadać. Dopiero po jakimś czasie zaczęła się niepokoić. Szli bez celu, w kierunku estakady i przystanku autobusowego. Wtedy po raz pierwszy w myślach zapytała sama siebie: „Po co my tam idziemy?”.

Zaczęła nerwowo rozglądać się dookoła. Zauważył to. Chwycił ją mocno poniżej piersi i przycisnął do siebie. Od tej pory wyraźnie ciągnął ją w jakieś miejsce. Gdy się opierała, zaczął jej grozić śmiercią. „Nie straciłam wtedy sił, ale uwierzyłam, że może coś mi zrobić” – opowie potem na komisariacie. Dziś pamięta, jak szeptał jej do ucha: „Jeśli nie przestaniesz krzyczeć, to cię zabiję”. Przeszli razem najwyżej kilkadziesiąt metrów. Gwałt miał miejsce ledwie kawałek od jej domu, przy tej samej ulicy, tuż za budynkiem należącym do PZU.

Została przewrócona na ziemię. Pamięta moment, gdy leżała twarzą do podłoża i widok liści, które przylegały jej wtedy do ust. Zsunął jej spodnie, rozerwał kawałek majtek i zgwałcił.

 

Strach

Michał, chłopak Wiktorii, mówi później policji: – Ona chciała się przejść i dlatego wyszła z domu. Ja byłem już rozebrany do snu. Wróciła po około 40 min. Była roztrzęsiona, płakała. Powiedziała mi, że została zgwałcona. Zaczęła zdejmować z siebie ubrania. Miała piasek na policzku. Gdy stała w majtkach, widziałem, że były one rozdarte w kroku. Wziąłem nóż i przeciąłem je z boku, żeby mogła je zdjąć. Wtedy kazałem jej zadzwonić na policję.

Majtki odłożyli na blat kuchni. Później stały się jednym z dowodów w sprawie.

Jest więc godz. 4:30, Wiktoria za namową Michała dzwoni na numer 112. Oboje do dziś są przekonani, że kazano im udać się na miejsce zbrodni i tam oczekiwać na funkcjonariuszy. Tak to zrozumieli. Ze stenogramów wynika jednak, że mieli udać się na policję. Z perspektywy czasu nie wiadomo, co gorsze. Wiktoria chwilę wcześniej została zgwałcona, na zewnątrz było ciemno.

Żeby jechać na komisariat, musiałaby wzywać taksówkę. Jest w domu i zastanawia się, co robić. Płacze.

W końcu prosi Michała, żeby poszedł z nią na miejsce zbrodni. Razem chcą znaleźć rzeczy, które zgubiła. Błąkają się po okolicy, po 20 minutach dzwonią po pomoc jeszcze raz. Tuż przed piątą rano dyspozytor, w trakcie trzeciej rozmowy z Wiktorią, nareszcie zgadza się, by to radiowóz przyjechał do niej. Z Michałem mają czekać w miejscu, gdzie doszło do gwałtu.

Oczekując na policję martwią się, czy napastnik ciągle nie grasuje gdzieś w pobliżu.

W końcu policjanci przyjeżdżają. Wiktorię i Michała pakują do radiowozu, wiozą na komisariat.

Czy policja nie powinna zaopiekować się ofiarą gwałtu, zamiast kazać jej błąkać się samej po nocy, narażając na kolejny atak? – pytamy Grażynę Biskupską, byłą funkcjonariuszkę, niegdyś szefową Wydziału Ds. Walki z Terrorem Kryminalnym.

– To wydaje się oczywiste, prawda? Powinni przyjechać po nią, zabrać na obdukcję, zabezpieczyć ubrania, pozwolić się umyć i dopiero na końcu przesłuchać. A w międzyczasie zadbać o jej komfort psychiczny. Tak powinna wyglądać rzeczywistość, ale rzeczywistość niestety często odbiega od naszych wyobrażeń – mówi Biskupska.

 

Załamanie

Można spróbować wczuć się w sytuację Wiktorii. Załamana, po namowie swojego chłopaka, zadzwoniła na policję, żeby zgłosić gwałt. Rozmowa z dyspozytorką była szorstka, miała na własną rękę iść i szukać komisariatu. Nie spotkała się nawet z odrobiną empatii w momencie, gdy potrzebowała jej jak tlenu.

– Większość osób po takim przeżyciu dałaby sobie spokój ze zgłaszaniem gwałtu. Niestety – twierdzi mec. Adam Kuczyński z Fundacji Przeciw Kulturze Gwałtu, który pro bono pomagał Wiktorii.

 

Przesłuchanie

Opracowana przez pełnomocnika rządu ds. równego traktowania procedura postępowania policji z osobą, która doświadczyła przemocy seksualnej głosi, że funkcjonariusze w pierwszej kolejności powinni ustalić, czy pokrzywdzona nie potrzebuje pomocy lekarskiej.

Wiktorię najpierw wzięto na komisariat. Policjanci przynieśli alkomat i kazali jej dmuchać. Wyszły ponad 2 promile. W tej sytuacji przesłuchać jej nie mogli. Przyjęli tylko ustne zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa.

Pamięta, że na spotkanie z policjantką czekała 40 min. Sama, na korytarzu, bo Michała wzięli do innego pomieszczenia i już później się nie widzieli. Wtedy, 12 października około godz. 6 rano, po raz pierwszy ze szczegółami opowiedziała, w jaki sposób została skrzywdzona. To najtrudniejszy moment, trzeba odpowiadać na intymne pytania i opisywać, jak dokładnie wyglądał gwałt. Potrzebne są szczegóły, liczy się każde wspomnienie.

Ale dla ofiary gwałtu to dopiero początek. Wiktoria jeszcze wielokrotnie będzie pytana, w jaki sposób została zgwałcona, choć wszystko, co pamiętała, opowiedziała już za pierwszym razem. Z tej pierwszej rozmowy z policjantką na komisariacie pamięta jeszcze tyle, że nie pozwolono jej zapalić papierosa.

 

Po przesłuchaniu funkcjonariusze przewieźli ją z powrotem na miejsce zbrodni, ciągle w tych samych ciuchach i coraz bardziej zmęczoną. Wtedy też po raz ostatni przed powrotem do domu Wiktoria widziała się ze swoim chłopakiem. Czemu Michałowi nie pozwolono jechać razem z nią? To jeszcze jedna rzecz, której z tego poranka nie potrafi zrozumieć.

 

Oskarżenie

Ul. Morska w Gdyni, teren PZU. Jest ósma rano, ponad trzy godziny po zdarzeniu. Już dawno po wschodzie słońca, teraz można dokładniej przyjrzeć się miejscu, w którym doszło do napaści.

Wiktoria siedzi sama na krawężniku i przygląda się pracy policjantów. Patrzy beznamiętnie przed siebie. Dziesięć metrów stąd została zgwałcona. Rozgląda się i szuka jakichś przyjaznych spojrzeń – kogokolwiek, kto zauważy jej obecność, zaopiekuje się nią albo spyta, jak się czuje. W myślach liczy na policjantki, bo to przecież kobiety, to może łatwiej ją zrozumieją? Ale potem wpatruje się już tylko w krawężnik. Raz dopytuje jeszcze o Michała i prosi, żeby przywieźli go na miejsce, bo wtedy będzie jej raźniej. Bezskutecznie.

Na Morską przyjeżdżają funkcjonariusze z pionu kryminalnego. Szybko łapią z nią kontakt, od razu mówią do niej po imieniu, traktują jak starą koleżankę.

W pewnym momencie biorą ją na bok.

Wiktoria: – I nagle jeden z nich, do dziś mam zapisany numer jego odznaki policyjnej, mówi do mnie: „Skoczyłaś w bok, ale nie przejmuj się, nic nie powiemy Michałowi. Wszystko da się odkręcić”. Zamurowało mnie.

A potem – wspomina Wiktoria – spytał, czy zdarzało jej się płacić w życiu inną walutą niż złotówkami.

– Podejrzewali, że stosunek rzeczywiście miał miejsce, ale odbył się za twoim przyzwoleniem i za pieniądze? – pytam Wiktorię.

– Tak to przedstawili. Mieli mnie za pijaną laskę, która puściła się z obcym kolesiem. Uważali, że z obawy przed Michałem zmyśliłam sobie, że to był gwałt – mówi Wiktoria.

Z „Procedury postępowania policji z osobą, która doświadczyła przemocy seksualnej”: "Należy zaniechać jakichkolwiek komentarzy dotyczących zdarzenia, wyglądu czy zachowania osoby pokrzywdzonej, a także osądzania i oceniania sytuacji”.

Wiktoria pamięta, że na miejscu zbrodni znowu – podobnie jak wcześniej na komisariacie – nie pozwolono jej zapalić papierosa. Rozumiała to tak: była pod wpływem alkoholu i policjanci nie chcieli, by dodatkowo zaciągała się jeszcze nikotyną – żeby nie była „jeszcze bardziej pijana”. Później prosiła o wodę, bo zapomnieli, że po całej nocy mogła być spragniona. W końcu napisała wiadomość do Michała, on był już w domu, po chwili przyniósł jej butelkę.

– Wtedy powiedzieli, że nie mogę z nim porozmawiać. I że on nie może zostać ze mną na miejscu – wspomina Wiktoria. – Czemu? Nie mam pojęcia.

Tymczasem przy ul. Morskiej w pewnym momencie biegający po całej okolicy policyjny pies odnajduje leżące na ziemi rzeczy, które zgubiła w trakcie gwałtu: okulary i jednego buta. Wtedy Wiktoria krzyczy do policjantów: „Może teraz mi uwierzycie?!”.

 

Upojenie

Policjant Witek ma na oko jakieś 35 lat, jest profesjonalny i jako jedyny nie unika jej wzroku. Wiktoria do dziś wspomina go jako jedynego funkcjonariusza, który tamtego poranka okazał jej życzliwość. Teraz wiezie ją na badania ginekologiczne.

Od gwałtu minęło już kilka godzin, Wiktorii ciągle nie pozwolono się umyć i zmienić ubrań. Z Witkiem wchodzą do szpitala w gdyńskim Redłowie. Tam zostaje sama. Musi się rozebrać do naga i oddać wszystkie rzeczy, może sobie zostawić tylko skarpetki.

Po czasie okaże się, że badania ginekologiczne Wiktorii, przeprowadzone rankiem 12 października, kilka godzin po gwałcie, ze względu na rażące błędy policji będą miały w śledztwie niemal zerową wartość.

Po pierwsze, badał ją nie biegły medycyny sądowej, a zwykły lekarz ginekolog.

Po drugie, ów lekarz nigdy w życiu nie przeprowadzał obdukcji.

Po trzecie, policja zignorowała prośby lekarza, by Wiktorię przewieźć do Zakładu Medycyny Sądowej, bo tylko tam panują odpowiednie warunki do wykonania obdukcji.

Złożone później w prokuraturze zeznania ginekologa są porażające. Wynika z nich, że przeprowadzone przez niego badania Wiktorii z punktu widzenia śledztwa były w dużej mierze zmarnowanym czasem, a dla niej samej – jeszcze jednym upokorzeniem. Pobrał jej wymazy z intymnych części ciała, ale nie wykonał wielu czynności, które mogłyby pomóc ustalić okoliczności gwałtu.

„Ja się nie zajmuję zbieraniem śladów, pobieraniem materiału biologicznego innego niż z narządu rodnego” – tłumaczył się później w śledztwie lekarz. „Dostałem zlecenie przeprowadzenia badania ginekologicznego, a nie obdukcji, do wykonania której nie mam kompetencji”.

I dalej: „Pytałem policjantkę z patrolu, czy pacjentka nie powinna pojechać w pierwszej kolejności do Zakładu Medycyny Sądowej lub biegłego sądowego. Policjantka powiedziała, że gdzieś zadzwoni zapytać”.

Gdy o nieprofesjonalnie przeprowadzonych badaniach Wiktoria napisała na Facebooku, a temat podchwyciły media, do sprawy odnieśli się gdyńscy policjanci. W rozmowie z portalem Nasze Miasto zasugerowali, że obdukcja została przeprowadzona, a kobieta może tego nie pamiętać, bo była pijana i „nie pamięta dokładnego przebiegu niektórych czynności”.

Ich wersja wydarzeń ukazała się w portalu tego samego dnia, gdy ginekolog zeznał w prokuraturze, że żadnej obdukcji nie było, a ofiarę należało skierować do Zakładu Medycyny Sądowej.

Sprawę skomentował także rzecznik prasowy gdyńskiej policji. On także podważał zarzuty postawione przez Wiktorię i zwalał winę na „stan upojenia ofiary”. „Z udziałem zgłaszającej zostały wykonane wszystkie niezbędne czynności” – zapewniał Wirtualną Polskę kom. Krzysztof Kuśmierczyk.

Potem dodał: „Policjanci zaangażowali się w te czynności od samego początku, mimo że ze zgłaszającą był utrudniony kontakt, wynikający między innymi ze stanu jej nietrzeźwości”.

W innym miejscu komentował: „Dwa i pół promila to dosyć sporo jak na kobietę. Nie wiem, jak to było z jej świadomością”.

– To niedopuszczalne, żeby w tak delikatnych sprawach policjanci ujawniali pochodzące z postępowania informacje dotyczące osoby pokrzywdzonej – komentuje mec. Adam Kuczyński. – Takie działanie nie tylko narusza przepisy tajemnicy postępowania, ale także może wywoływać niekorzystne skutki dla osoby pokrzywdzonej. I wręcz rzutować na jej zdrowie psychiczne – dodaje.

 

Drugie oskarżenie

Po badaniach Witek odwozi wyczerpaną Wiktorię do domu. W czasie jazdy pociesza ją, wspiera. Ale nagle dostaje telefon: ma ją przywieźć z powrotem na komisariat.

Po chwili są na miejscu. Policjanci proszą Wiktorię do swojego gabinetu. Trzymają w ręku jej telefon. – Zapytali mnie wtedy: „Jak to jest możliwe, że po twoim wyjściu z domu masz wychodzące połączenie na telefonie?” – wspomina Wiktoria. – Nogi się pode mną ugięły. Mieli teraz nową teorię – wspomina Wiktoria. – Uważali, że po tym, jak wyszłam na papierosa w środku nocy, wykonałam telefon i umówiłam się z kimś na seks w krzakach.

– To było wstrząsające. Czemu znowu coś przeciwko mnie? Zamówiłam sobie później billingi z mojego telefonu, przyszły do mnie w wersji papierowej. Do nikogo w nocy nie dzwoniłam! – mówi Wiktoria.

Wtedy na komisariacie odpowiada policjantom, że o żadnym połączeniu nie pamięta. Ale już sama nie wie, jest zmęczona, marzy tylko, żeby wrócić do domu i wziąć prysznic. Wybija godz. 13, gdy wreszcie jest w swoim mieszkaniu.

Zasypia dopiero późnym wieczorem. Wcześniej długo rozmawia z Michałem. Chłopak się obwinia, nie może sobie darować, że nad ranem nie zszedł z nią na papierosa i nie ustrzegł przed gwałtem.

Po pięciu dniach od zdarzenia w końcu lekarz medycyny sądowej przeprowadza obdukcję. Wiktoria wspomina, jak tuż przed badaniem zapytał ją, czy kąpała się od czasu gwałtu. Otworzyła szeroko oczy. Tłumaczyła, że od tamtego momentu nie robiła prawie nic innego.

 

Lucyna

Gdy Wiktoria już śpi, dokładnie w piątek o godz. 23:40, na Facebooku Lucyny, nieznanej jej młodej mieszkanki Gdyni, pojawia się taki oto wpis:

"Uwaga! Dziewczyny-Gdynianki, zwracam się głównie do was, uważajcie na grasującego zboczeńca! Dzisiaj o godz. 6 nad ranem zostałam zaatakowana w drodze do domu. Napastnik napadł mnie pod klatką, w bloku, w którym mieszkam. Nie chciał nic ukraść, chociaż miał do tego okazję. Chciał czegoś innego – dokładnie wiecie czego. Mnie udało się obronić, ale z tego, co dowiedziałam się na policji, inna dziewczyna nie miała takiego szczęścia, została zgwałcona, a napastnik to najprawdopodobniej ta sama osoba! Proszę was, uważajcie!".

Wiktoria, gdy następnego dnia sama trafia na post Lucyny, jest w szoku. Wychodzi na to, że tamtego poranka nie była jedyną ofiarą.

Dziewczyny szybko nawiązują kontakt na Messengerze. Ustalają, że będą razem szukać sprawcy. Lucyna została zaatakowana rano, gdy było już jasno, więc miała więcej czasu, by przyjrzeć się twarzy napastnika. Dzięki temu przesłuchujący ją policjanci szybko sporządzili rysopis, udało się także uzyskać jego zdjęcie. Jego wizerunek trafił do mediów. Wierzyły, że dzięki temu mężczyznę uda się szybko odnaleźć.

Tymczasem Lucyna na Messengerze długo rozmawia z Wiktorią. Pisze jej: „Boże, jak on mógł ci to zrobić!Jest mi tak przykro. Mnie udało się obronić...”.

 

Rozczarowanie

17 października 2018 r. w życiu Wiktorii i Lucyny mają miejsce dwa przełomowe wydarzenia.

Wiktoria uznaje, że „czas przestać się ukrywać” i pod wpływem postu Lucyny o tym, co ją spotkało, sama pisze pod imieniem i nazwiskiem na Facebooku. Chce dodać otuchy innym ofiarom gwałtów, a przy okazji opowiedzieć, w jaki sposób została potraktowana przez policję.

Fragment wpisu Wiktorii:

„(..) Długo się zastanawiałam, czy napisać tego posta, bo znajomi będą wytykać palcami, bo wstyd, bo, bo, bo... ale jeśli ta odważna kobieta pierwsza by się nie ujawniła, wróciłabym do domu zgwałcona, powiadomiła policję i leżałabym w łóżku patrząc w ścianę.

Dnia 12.10, w nocy, naiwnie pozwoliłam się temu zboczeńcowi zagadać na głównym, dużym skrzyżowaniu Morska-Estakada. (..) Dopiero dziś (17.10!!!) zostałam wezwana na obdukcję. NIE W DZIEŃ ZDARZENIA. Zdaniem lekarza, to niewyobrażalne, że nie było obdukcji w momencie wizyty u ginekologa.

Do dziś policja nie kontaktowała się ze mną, choć z Lucyną funkcjonariusze z innego posterunku na początku kontaktowali się po kilka razy dziennie. To tyle ze szczegółów, o których chciałabym mówić na forum. Jak ja – ofiara gwałtu, zostałam potraktowana przez niektórych funkcjonariuszy z innej komendy – to temat na książkę.

Czemu piszę ten post nieanonimowo? Bo to nie ja powinnam się wstydzić, ukrywać. Zawsze znajdzie się ktoś, kto zrobi z tego plotkę/wyśmieje/nie uwierzy. Ważne dla mnie jest to, żeby żaden zwyrodnialec nie czuł się bezkarny (...)”.

W dniu, gdy Wiktoria publikuje swój post, dyżur w Komendzie Miejskiej w Gdyni pełni asp. szt. Remigiusz Manowski. Tuż przed godz. 17 zgłasza się do niego mężczyzna, który na opublikowanym przez policję wizerunku sprawcy rozpoznał swojego kolegę. Manowski szybko ustala, że to Aleksander O., który na co dzień pracuje w jednej z lokalnych restauracji McDonald's. Restaurację prosi o przesłanie zapisu monitoringu, na którym będzie można przyjrzeć się jego twarzy. Szybko ustala, że prawdopodobnie udało się odnaleźć sprawcę.

Tak, to Aleksander O. zaatakował Lucynę.

Ale gdy jakiś czas później biegli porównują DNA pochodzące z jego nasienia z tym, które zostało pobrane z ciała Wiktorii, okazuje się, że materiały genetyczne do siebie nie pasują. Gwałtu na Wiktorii dokonał ktoś inny. Dla dziewczyn to szok, już przyzwyczaiły się do myśli, że odnalazły tego samego sprawcę obu napaści.

 

Przesłuchania

Dla ofiary gwałtu śledztwo to droga przez mękę. Psychiczna tortura, która polega na ciągłym powracaniu do najbardziej bolesnych wspomnień. Mogłoby się wydawać, że o szczegółach wystarczy opowiedzieć raz – i więcej już nie trzeba, bo przecież służby i tak wszystko spisują i protokołują. W teorii tak to właśnie powinno wyglądać.

Wiktoria tylko w samym październiku 2018 r. o tym, w jaki sposób została zgwałcona, musi opowiedzieć – na przemian policjantom, prokuraturze i w sądzie – aż pięć razy. A później jeszcze raz to samo w grudniu. A potem w styczniu.

Jest pytana o intymne szczegóły. O rodzaj gwałtu. Czy był analny, oralny czy waginalny. I w kółko o to, kiedy wyszła z domu, kiedy wróciła, jakie przedmioty zgubiła i czy pamięta twarz sprawcy. No więc w kółko mówi im wszystkim to samo.

Po raz pierwszy pęka 31 października, gdy przed gdyńskim sądem składa zeznania w towarzystwie biegłego psychologa.

Oto fragment zeznań: „Nie pamiętam, czy miałam ręce w kieszeni. (...) Gdy próbował wsadzić penisa do moich ust, to nie wiem, w jakiej pozycji był, może klęczał. (...) Nie pamiętam, czy byłam skrępowana. (...) Nie jestem w stanie sobie przypomnieć, jakie miał spodnie. (...) Nie wiem, czy używał prezerwatywy. (...) Jestem siedemdziesiąty piąty raz przesłuchiwana i już niczego nie jestem pewna”.

Raz o gwałcie musi opowiedzieć też w czasie obdukcji, bo policja w końcu ją przeprowadza, po kilku dniach zmarnowanego czasu. Jednak w mediach już na zawsze pozostaje przekaz o pijanej dziewczynie, która nic nie pamięta.

Z tamtego okresu Wiktoria pamięta jeszcze jedno nieprzyjemne zdarzenie. Była już po obdukcji, więc musiało się to zdarzyć w drugiej połowie października. Zadzwonili do niej z policji, by zjawiła się na komisariacie uzupełnić zeznania. Odmówiła, miała już dość. Powiedziała, że jeśli bardzo im zależy, to żeby przysłali po nią radiowóz.

Faktycznie policyjny wóz podjechał pod jej dom. Wsiadła do niego razem z Michałem, bo bała się jechać sama. Zerknęła na miejsce pasażera z przodu i szybko rozpoznała znajomą twarz: to policjant, który w dzień zdarzenia wziął ją na bok i zasugerował, że oddała się komuś za pieniądze. Teraz to on miał jechać z nią na komisariat. Zrezygnowana zapytała tylko, czy nie mogli wysłać po nią kogoś innego. Potem poprosiła o jego numer legitymacji. Raz wyrecytował niewyraźnie, później już dokładnie i powoli, więc spokojnie zanotowała kolejne cyfry.

— Nie lubię pana – wymsknęło się jej jeszcze. Michał szturchnął ją i pokazał wyraźnie, że już mogła sobie darować.

– Ja nie jestem od lubienia – odparł policjant. I pojechali jeszcze raz pogadać o gwałcie.

 

Przeklęte pytania

Gdy o wszystkich szczegółach opowie się już policjantom i prokuratorom, przychodzi czas na specjalistów z zakresu psychiatrii i psychologii. Ich zadaniem jest określić, czy badana przejawia zachowania charakterystyczne dla ofiary gwałtu oraz czy posiada „skłonność do fantazjowania i kłamstwa”.

W grudniu Wiktoria spotyka się z biegłą psycholog. Mija chwila i na start słyszy przeklęte pytanie: —Co pamięta pani z chwili, gdy doszło do gwałtu?.

Psycholog w podsumowaniu pisze, że Wiktoria w czasie badania nie próbowała nic zafałszować i „nie przedstawiała siebie w lepszym świetle”. Nie stwierdziła też, by przejawiała skłonność do opowiadania kłamstw. Wniosek: w śledztwie należy traktować jej zeznania jako wiarygodne.

Jednak wkrótce kolejna psycholog zostaje poproszona o sporządzenie jeszcze jednej analizy psychologicznej Wiktorii. Ma ją przygotować na podstawie swoich obserwacji poczynionych w czasie zeznań. Bo w styczniu szykują się nowe zeznania. Wiktoria tym razem ma stawić się w sądzie i po raz siódmy w ciągu trzech miesięcy opowiedzieć o gwałcie.

No więc stawia się w wyznaczonym terminie, ma przed sobą panią sędzię, panią protokolantkę, panią prokurator i panią biegłą psycholog, która będzie od teraz wnikliwie przyglądać się jej ruchom i przysłuchiwać każdemu wypowiedzianemu słowu.

Ale jest inaczej niż zawsze, bo tym razem pytanie „jakiego rodzaju był stosunek w dniu zdarzenia, czy był to gwałt analny, oralny, waginalny czy inny” pada nie od razu, ale dla odmiany mniej więcej w środku przesłuchania.

Pani prokurator pyta ją też, czy współżyła pomiędzy dniem zdarzenia a zleconym przez policję badaniem medycznym. Wiktoria odpowiada instynktownie, że przecież gwałt miał miejsce o godz. 4 rano, a badanie o godz. 8, że w międzyczasie płakała, dzwoniła po pomoc i zeznawała, więc nie, w tym czasie nie uprawiała seksu.

Prokuratorka doprecyzowuje: „Ale chodzi o to badanie, które było połączone z oględzinami ciała kilka dni później”. A więc jednak: pierwsze spotkanie z ginekologiem – w czasie którego zdaniem rzecznika policji wykonano „wszystkie niezbędne czynności”, a Wiktoria może ich nie pamiętać, bo była pijana – teraz i dla organów ścigania nie mają już żadnej wartości.

Odpowiada, że nie, ani rankiem 12 października, ani w ciągu następnych dni w oczekiwaniu na oględziny ciała nie współżyła z Michałem.

Kilka innych pytań, które jej zadano, po trzymiesięcznym śledztwie:

– Czy w dniu zdarzenia spożywała pani alkohol?

– Czy zażywała pani jakieś leki?

– Czy zdarza się pani odwiedzać strony pornograficzne?

– Jakiego typu to są strony?

– Czy zdarzały się pani fantazje erotyczne z elementem przemocy?

Półtorej godziny męczarni.

Biegła, która słuchała zeznań Wiktorii, we wnioskach do swojej opinii pisze: „W zakresie stanu psychicznego objawów psychopatologicznych, które mogłyby deformująco i zniekształcająco wpływać na optykę i treść wypowiedzi, u Wiktorii nie obserwuje się”.

 

Śledztwo

Jest kilka powodów, dla których policja uznała Wiktorię za osobę niegodną zaufania. Splot kilku zdarzeń sprawił, że organy ścigania dostrzegły w niej nie ofiarę gwałtu, a skłonną do fantazjowania nimfomankę. Takie myślenie zaważyło później na całym przebiegu śledztwa.

Po pierwsze, Wiktoria była pijana. Stąd wzięły się niestosowne komentarze funkcjonariuszy na miejscu zbrodni, a potem medialne sugestie, że ofiara atakuje policję, bo wskutek upojenia pomyliły jej się fakty.

Pytania o pornografię w czasie ostatniego przesłuchania też nie wzięły się znikąd. Policjanci przejrzeli historię jej telefonu i tam natrafili na strony z filmikami przedstawiającymi przemoc. To pozwoliło przyjąć teorię, że Wiktoria sama dążyła do gwałtu. Równocześnie to założenie przeczyło wcześniejszej teorii, jakoby dobrowolnie „skoczyła w bok” lub uprawiała seks dla pieniędzy, a gwałt zmyśliła jedynie z obawy przed gniewem swojego chłopaka.

Monitoring przy odrobinie złej woli także mógł świadczyć przeciwko Wiktorii. Policji udało się odtworzyć moment, na którym widać mężczyznę stojącego w okolicy miejsca zdarzenia. Ze względu na dużą odległość nie udało się ustalić jego danych, jednak zdaniem policjantów jego zachowanie wskazywało, że „wyraźnie na kogoś czekał”. Po pół godziny inna kamera zarejestrowała tego samego mężczyznę, przechodzącego przez przejście dla pieszych, w towarzystwie kobiety – prawdopodobnie Wiktorii. Skoro „wyraźnie czekał”, to może się umówili?

Nie ma jednak na to żadnych dowodów, a logika wydarzeń wskazuje, że to mało możliwy wariant. Wiktoria wróciła do domu roztrzęsiona, bez jednego buta i bez okularów. Natychmiast powiadomiła policję i wskazała prawdziwe miejsce zbrodni, gdzie po krótkich poszukiwaniach policyjne psy odnalazły zgubione przedmioty.

Następnie, początkowo z Lucyną, inną ofiarą seksualnej napaści, robiła wszystko, by odnaleźć sprawcę. Na każdym etapie konsekwentnie współpracowała z organami ścigania. A obie panie psycholog nie stwierdziły, by była osobą skłonną do konfabulacji.

Ale Wiktoria była pijana – i to zaważyło.

Z „Procedury postępowania policji z osobą, która doświadczyła przemocy seksualnej”: "Wobec ofiary należy okazać empatię i unikać okazywania swoim zachowaniem stosunku do sprawy; trzeba mieć na uwadze wyjątkowy stan emocjonalny, w którym znajduje się osoba pokrzywdzona”.

Mec. Adam Kuczyński z Fundacji Przeciw Kulturze Gwałtu zwraca uwagę, że w sprawach o przemoc seksualną bardzo dużo uwagi poświęca się wcześniejszemu życiu osoby pokrzywdzonej. A to potęguje u niej poczucie przytłoczenia i presji ze strony organów ścigania.

Sam proponuje prosty eksperyment: czy ktokolwiek uznałby za normalne i dopuszczalne, by w sprawie, która dotyczy wypadku drogowego, badać, czy kierowcy grali wcześniej w gry komputerowe i czy w wirtualnym świecie z lubością rozbijali samochody, a może nawet rozjeżdżali pieszych? No nie, przecież to absurd.

– Te swoiste uprzedzenia mogły nawet nie być w pełni uświadomione przez funkcjonariuszy, bo wszyscy wyrastamy w kulturze, w której skrzywdzenie kobiety będącej pod wpływem alkoholu jest traktowane nie dość poważnie, a wina jest odruchowo przypisywana pokrzywdzonej osobie – mówi mec. Kuczyński. – Trzeba pracy nad własną świadomością i uważnością, by takie stereotypy składające się na kulturę gwałtu dostrzegać i eliminować z własnego myślenia – uważa.

Skierowaliśmy do policji 14 szczegółowych pytań dotyczących sposobu, w jaki przebiegało śledztwo. Rzecznik prasowy gdyńskiej komendy odmówił odpowiedzi i skierował nas do prokuratury.

Prokuratura w Gdańsku poinformowała nas, że zachowanie policjantów zostało objęte postępowaniem wyjaśniającym, które nie wykazało, by funkcjonariusze dopuścili się jakiegokolwiek przewinienia dyscyplinarnego.

Jednak w odpowiedziach prokuratury znalazło się przynajmniej kilka nieścisłości.

Śledczy twierdzą na przykład, że Wiktoria nigdy nie została zapytana przez nich o to, czy przegląda strony porno. Tymczasem dowód na to znajduje się w samych aktach sprawy.

Zdaniem prokuratury Wiktoria zgłosiła gwałt, przebywając ciągle na miejscu zdarzenia. Wtedy – jak przekonują nas śledczy – ustalono, że przyjedzie po nią patrol policji. To nieprawda, Wiktoria dzwoniła z domu. Na miejsce zbrodni udała się dopiero później w poszukiwaniu utraconych rzeczy, już po tym, gdy dyspozytorka numeru 112 kazała jej samotnie iść na komisariat. Dowody na taki bieg zdarzeń także są w aktach.

 

Nie oceniać

Grażyna Biskupska to jedna z najbardziej doświadczonych polskich policjantek. Na przełomie wieków dowodziła Wydziałem ds. Walki z Terrorem Kryminalnego. Wsławiła się wieloma śledztwami. Biła się ze słynną mafią mutantów, szukała sprawców zabójstwa Tomka Jaworskiego, uczestniczyła w bolesnych wydarzeniach w Magdalence.

W czasie swojej kariery niejednokrotnie pracowała przy gwałtach. – Policja nie jest od tego, by oceniać ofiarę, tylko od tego, żeby znaleźć sprawcę. A w przypadku tak bolesnych sytuacji kluczowe jest zadbanie o jej komfort psychiczny. To nie miejsce na uleganie stereotypom! Każda sugestia, która da ofierze podstawy do myślenia, że sama jest podejrzana, to przykład skrajnego braku profesjonalizmu – mówi Biskupska.

 

– Policjant ma podejrzenia, że historia jest zmyślona? To niech zachowa to dla siebie i znajdzie na to dowody. Jeśli są ku temu przesłanki, niech przyjmie sobie taką wersję. Nie można jednak zakładać takiego scenariusza tylko na podstawie tego, że ofiara była pod wpływem alkoholu albo odwiedzała strony pornograficzne. I jeszcze dodatkowo ją za to nękać – przekonuje była policjantka.

Sama wspomina, jak przed laty komenda, w której pracowała, prowadziła sprawę zgwałcenia warszawskiej prostytutki. Trudne śledztwo, bo w społeczeństwie wciąż pokutuje myślenie, że prostytutki zgwałcić się nie da. Ofiara nie kryła swojej profesji, ale opowiedziała, jak wyglądało jej spotkanie z klientem. Brał ją siłą, stosował przemoc. Komenda podeszła do sprawy bez uprzedzeń. Dziewczynę otoczyła opieką, a napastnik usłyszał zarzuty i ostatecznie został skazany. – Bo co to ma za znaczenie, czym zajmuje się w życiu ofiara, czy w trakcie gwałtu była pijana albo wyzywająco ubrana? Nie ma żadnego – mówi Grażyna Biskupska.

 

Gwałtu bym nie zgłosiła

Pani Iwona, mama Wiktorii, mówi, że od początku miała wrażenie, jakby jej córce„chciano udowodnić kłamstwo”. Traktowano ją nie jak ofiarę, tylko tak, jakby sama była winna.

– To były powtarzające się przesłuchania i ciągłe pytania o to samo. No i te obrzydliwe sugestie, że umówiła się na seks za pieniądze – wspomina Iwona. – Pod koniec była już bardzo zmęczona. Zniszczyły ją te przesłuchania. Wtedy powiedziała mi: „mamo, żałuję, że poszłam z tym na policję”. Wzdrygnęłam się. Dopowiedziała: „dziś bym już tego nie zrobiła”. Wie pan, co jest najgorsze? Patrząc na to, jak ją traktowali, ja sama teraz uważam tak samo. Rozumiem wszystkie kobiety w Polsce, które nie zgłaszają gwałtów. Sama bym nie zgłosiła – żeby nie musieć przechodzić przez ten koszmar.

Mama Wiktorii mieszka na wsi, z dala od miasta i zabudowań. Wokół jest pusto, nie ma żadnych sąsiadów, przed wejściem stoi płot, a po ogrodzie biega pięć psów, w tym dwa duże owczarki. Już bezpieczniej żyć się nie da. Gdy córka bywała u niej, nieraz późnym wieczorem wychodziła się przewietrzyć i zaciągnąć papierosem. Teraz, gdy do niej wpada, też wychodzi po zmroku, ale już nie dalej niż na taras. Stoi i pali tuż obok drzwi, tak żeby zawsze mieć je w zasięgu wzroku. Boi się. Cała ufność, którą miała do ludzi, zastąpił lęk.

Stop przemocy

Jest 1 lipca 2020 r., gdy spotykam się z Wiktorią w Gdyni. Zgodziła się, by nasz fotograf zrobił jej zdjęcia. Do miasta przyjechała dzień wcześniej. Wróciła z Niemiec, gdzie na wiele miesięcy uciekła przed traumą.

Policji i prokuraturze nigdy nie udało się odnaleźć gwałciciela. Jednak wydaje się, że organy ścigania już nie podejrzewają Wiktorii o kłamstwo. Tak przynajmniej wynika z uzasadnienia o umorzeniu śledztwa. Pani prokurator zapewnia w nim, że postępowanie ruszy na nowo, jeśli tylko uda się odnaleźć mężczyznę, którego rankiem 12 października 2018 r. prawdopodobnie w towarzystwie Wiktorii zarejestrowały kamery miejskiego monitoringu.

 

Jadę z Wiktorią na miejsce zbrodni. Po drodze zastanawiam się, skąd bierze w sobie siłę, by jeszcze raz skonfrontować się z najgorszymi wspomnieniami. Błysk flesza, kolejne zdjęcie. Fotograf mówi mi później, że kilka razy odpuścił, nie zrobił zdjęcia, gdy w oczach Wiktorii zaczęły się zbierać łzy.

Już kończymy. Jeszcze na odchodne Wiktoria krzyczy do mnie: „Zobacz, co tu jest!”.

Skręcając ze skrzyżowania ul. Morskiej i Estakady Kwiatkowskiego pod PZU i idąc wzdłuż budynku fragmentem poniszczonej drogi, dochodzi się do czarnej, stalowej bramy, chroniącej przed wejściem na teren posiadłości.

Wiktoria pokazuje mi ustawiony tuż przed tą bramą zardzewiały znak drogowy z napisem „STOP”. Ktoś obok dopisał sprayem słowo: „PRZEMOCY”. Teren, gdzie rozegrał się gwałt, dzisiaj jest strzeżony przez firmę ochroniarską.

 

W 2018 r. na Pomorzu odnotowano największy roczny wzrost gwałtów w skali kraju. Było ich aż o 49 więcej niż w roku 2017.

Zdaniem Grupy „Ponton” Polska wciąż ma problem z tzw. kulturą gwałtu – czyli przekonaniem, że to ofiary same są sobie winne ze względu na sposób ubioru, ilość wypitego alkoholu czy samotne spacery po ciemnych ulicach.

W 2019 r. twórcy amerykańskiego serialu „Unbelievable” spopularyzowali historię 18-letniej Marie Adler – ofiary gwałtu, która pod wpływem agresywnych działań policji zeznała, że zmyśliła zgłoszony wcześniej gwałt. Kobieta następnie została skazana za składanie fałszywych zeznań. Zwrócono jej honor po latach, gdy inni policjanci znaleźli sprawcę i udowodnili, że od początku mówiła prawdę."

 

https://wiadomosci.onet.pl/tylko-w-onecie/podwojny-gwalt-na-wiktorii/dzn86gq

Autor: Janusz Schwertner

Źródło: Onet.pl

 

I w artykule mamy odpowiedź na tytułowe pytanie.

Ale i na to dlaczego wiele kobiet nie chce zgłaszać gwałtu.

A teraz dodajmy sobie do tego oglądane przez  wielu z nas porno, niemonogamiczny styl życia, BDSM, fantazje o gwałtach, alkohol na spotkaniach... 

 

 

  • Lubię 2
  • Smutny 4
  • Dziękuję 2

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Aż dziw, że wcześniej nie wypowiadałam się w tym temacie.

 

Tak, w mojej ocenie w Polsce funkcjonuje kultura gwałtu.

 

Wynika ona ze stereotypizacji, braku poszanowania dla odmowy, seksualizacji wymykającej się poza takt i kulturę osobistą, poza poszanowanie drugiego człowieka i jego osobistych granic.

 

Można klepnąć, można "żartobliwie" skomentować, można pomacać - jeśli kobieta czuje się z tym niewygodnie, to przesadza. Przecież sama prowokuje tym, że w ogóle istnieje. Tym, że ma piersi. Że nosi sukienki. A jak jest nieco pijana, to już w ogóle - sama się prosi. A jak jest żoną i śpi nago, to przecież można jej wkładać kutasa "na śpiocha" nawet wtedy, jeśli ten temat nigdy nie był wcześniej przegadany.

 

Boimy się zgłaszać nadużycia, boimy się nawet o nich rozmawiać w szerszym gronie (lecz wśród bliskich również). Artykuł wklejony wyżej przez @Zouzapokazuje jakże dobitnie, dlaczego się boimy.

 

Nie wiążę walki z kulturą gwałtu z radykalnym feminizmem, bo moim zdaniem po uszach dostaje się także mężczyznom - przez fakt, iż istnieje stereotyp mężczyzny gotowego i chętnego na seks zawsze i wszędzie. Maczyzm też sprzyja nadużyciom. Mężczyźni boją się odmawiać, żeby nie nadszarpnąć statusu swej męskości... Pewnie jest to inna skala, niż w przypadku kobiet; przez różnice między płciami jest to zupełnie inne zagadnienie - nie mniej jednak, również bardzo ważne. Pokazujące, jak strasznie niezrozumianym wyrażeniem jest konsensus. Świadoma zgoda.

 

Jak walczyć? Samoświadomość, asertywność, budowanie pewności siebie (własnej wartości, pomimo wszystko!) i wsparcie najbliższego otoczenia, także (szczególnie!) wtedy, gdy służby nie działają tak, jak powinny. EDUKACJA. Edukacja i jeszcze raz edukacja.

 

Lula.

  • Lubię 2
  • Dziękuję 4

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Co do wpływu alkoholu i podejściu policji mogę przytoczyć jeszcze jedną historię którą znam z pierwszej ręki (a nawet kilku pierwszych rąk). Małe miasteczko w którym odbywa się spory festiwal. Akcja ma miejsce na festiwalowym polu namiotowych którejś nocy. Zabawa, alkohol, dużo ludzi. W tych okolicznościach dochodzi do próby gwałtu - dziewczyna woła o pomoc która nie pozostaje bez echa. Szybko zbiega się sporo osób a sprawca jest odciągany i pacyfikowany. Znajomi i przypadkowe osoby trzymają go a dziewczyna dzwoni po policję. Policjanci przyjeżdża po jakiejś godzinie, słuchają co miało miejsce i badają wszystkich alkomatem. Jest ofiara, jest sprawca, są świadkowie - wszyscy jednak pod wpływem. Policjanci zatem mówią, że teraz zeznań przyjmować nie będą, sprawcę mają puścić bo nie ma żadnych podstaw aby go brać na dołek a ofiarę "jak bardzo chce" zapraszają na komisariat rano "jak wytrzeźwieje i się ogarnie" zaznaczając, że zeznania świadków nie będą miały pewnie żadnej wartości gdyż wszyscy byli pod wpływem. Wprost sugerują przy tym, że inaczej pewnie inaczej by do sprawy podeszli gdyby był jakiś trzeźwy świadek. 

 

Opis sytuacji potwierdza 2 moich znajomych którzy właśnie byli świadkami. Dalszego ciągu historii (o ile jakiś był) nie znam. Ciężko to skomentować w kulturalnych słowach...

 

 

 

 

A jeżeli już jesteśmy przy artykułach to zamieszczę jeszcze jeden felieton dający do myślenia:

 

"Polska gwałcąca"
 

Gwałt i przemoc seksualna wobec kobiet są w Polsce zjawiskami powszechnymi.

Na początek miałbym do was prośbę, żebyście wyobrazili sobie pięć znajomych kobiet (z Polski). Nie znacie tylu kobiet? To wyobraźcie sobie pięć nieznajomych kobiet. Już? To teraz uświadomcie sobie, że prawdopodobnie jedna z nich została kiedyś zgwałcona. Wiecie, która? Co zrobiliście, żeby jej pomóc? Co zrobiliście, żeby temu zapobiec? Co trzecia kobieta w Polsce przeżyła próbę gwałtu. Powtarzam: co trzecia. Niezależnie od miejsca zamieszkania, wykształcenia i wieku, jeśli jesteś kobietą i mieszkasz w Polsce, to masz ponad trzydzieści procent szans, że ktoś będzie chciał Cię zgwałcić, a ponad dwadzieścia, że mu się to uda. A może już Mu się to udało?

 

Gwałt i przemoc seksualna wobec kobiet są w Polsce zjawiskami powszechnymi. Tak bardzo powszechnymi, że zetknęło się z nimi ponad 90 procent kobiet. Nie wiem, czy kiedykolwiek spotykałem dziewczynę, która nie byłaby tak czy inaczej molestowana. Jeśli nie tatuś/wujek/koledzy/ksiądz, to przynajmniej z zaskoczenia palec w cipce albo jakiś pan w parku musiał im pokazać swoje genitalia, bo już się nie mógł powstrzymać. Penis jest po to, żeby sterczał dumnie i żeby go pokazywać. Kobieta jest po to, żeby penisowi ulżyć. Tak przynajmniej zdaje się chyba sądzić większość mężczyzn w tym kraju, skoro pozwalają sobie na to, aby obecna sytuacja trwała. A niektórzy nawet decydują się jej aktywnie bronić.

 

„Każda narracja ze strony kobiet, które doświadczyły przemocy seksualnej, prowokuje pojawienie się kontr-narracji, pochodzącej często ze strony rozeźlonych oprawców, sprawców przemocy i dyskryminacji, którzy stoją na straży obecnego status quo”, czytamy w raporcie Przełamać tabu, z którego pochodzą przytoczone powyżej dane. Panów na twitterze bardzo śmieszy, że „opowiadanie nieprzyzwoitych dowcipów” zostało określone jako forma przemocy seksualnej. Bo przecież jak oni opowiadają sprośne żarty, to nikogo nie molestują, tylko dostarczają paniom wysokojakościowej rozrywki i chwili oddechu od trudów codziennego znoju. Tylko, że nie. Takie postawienie sprawy w raporcie wynika z tego, że same kobiety odczuwały pewnego rodzaju „dowcipy” za formę molestowania.

 

Ale pewnie czytają to panowie, którzy mi nie wierzą. Ale dlaczego mi nie wierzą? Pewnie nikt ich dobrze nie wyruchał, hehe.

Twardy bolec w dupce takiego niedowiarka od razu by mu pozwolił szybciej ruszać mózgiem, co nie? Blondyni już tak mają, że trzeba najpierw złapać ich za członka, żeby ruszyli z myśleniem. Niesmaczne? Ale ja przecież tylko jajcuję. To był taki dowcip. Nie złapaliście żartu? To pogadamy jak wam cycki urosną. I ktoś będzie sobie o nich opowiadał dowcipy. Czy teraz już panowie rozumieją, że opowiadanie żartów może być formą molestowania?

 

Zapewne wciąż nie wszyscy i idę o zakład, że nawet wśród komentatorów na naszym lewicowym portaliku znajdą się tacy, którzy będą podważać doświadczenia kobiet. Zapewne nie spodoba im się, że do większości gwałtów dochodzi w rodzinie, wśród znajomych. Bo większość gwałtów ma miejsce w mieszkaniach prywatnych, a gwałciciele są partnerami albo były partnerami ofiar. Mimo powszechnego potępienia dla gwałtów w sferze publicznej, w sferze prywatnej zaczyna się sprawę niuansować. Czy można zgwałcić małżonkę? A byłą małżonkę? Przecież istnieje obowiązek małżeński i że cię nie opuszczę aż do śmierci. Zaprawdę będziesz uprawiał seks z dziewczyną, nawet gdy ona sobie tego nie życzy. Czy nie tak Pan Jezus powiedział? Z tego, co pamiętam, to mówił trochę inaczej. Po dwóch tysiącach lat istnienia Kościoła katolickiego wiemy już jednak, że nie jest najlepszą etyczną instancją, do której należałoby się odwoływać w kwestii gwałtów.

 

Dziś już z całą stanowczością możemy powiedzieć, że gwałt służy podtrzymaniu podporządkowania kobiet mężczyznom we wszystkich społeczeństwach patriarchalnych. Przemoc seksualna służy podtrzymywaniu pozycji władzy. Jeśli mężczyźni próbowali zgwałcić co trzecią kobietę w tym kraju, to kobiety w tym kraju zdecydowanie mają się czego bać. I o to właśnie chodzi. Bo mężczyznom wciąż się wydaję, że będzie im lepiej, gdy kobiety się boją. Ale to nieprawda. Gwałt odbiera poczucie własnej wartości, poczucie bezpieczeństwa, może stanowić traumę na całe życie. Czy naprawdę chcemy żyć w społeczeństwie pełnym straumatyzowanych kobiet, które w siebie nie wierzą? Pewnie niektórzy faceci by woleli, ale wciąż wierzę, że jednak większość z nas, chciałaby żyć w świecie, gdzie kobiety są zadowolone, czują się bezpiecznie i mają poczucie własnej wartości. Więc dużo roboty przed nami.

 

Ponad 90% gwałtów oraz prób gwałtów nigdy nie została zgłoszona na policję. Zastanówmy się, co nam to mówi o policyjnych statystykach. W 2014 roku Komenda Główna Policji zarejestrowała 2444 postępowania wszczęte na podstawie art. 197. Z raportu Przełamać tabu wynika, że to tylko jakieś 8 procent spośród zaistniałych w Polsce. Wychodziłoby, że co roku w Polsce gwałcone jest 30 tysięcy kobiet. Serce me od razu kieruje się ku Kolonii, gdzie w noc sylwestrową migranci mieli masowo molestować kobiety. Ile dni i tygodni musieliby je molestować, żeby dogonić Polaków gwałcących byłe partnerki w ich własnych domach? To okrutne kalkulacje, ale zawsze nóż otwiera mi się kieszenie, gdy czytam komentarze Polaków broniących czci kobiet. Gdzie są Ci Polacy, gdy ich kobiety mówią im „nie”? Przyciskają je łokciem i wpychają w kaloryfer.

 

Nic zresztą dziwnego, że większość kobiet nie zgłasza gwałtów. Atmosfera ku temu nie jest sprzyjająca. Choć większość kobiet, które zdecydują się o tym powiedzieć, spotyka się ze wsparciem bliskich, to wciąż co trzecią spotyka kpina i lekceważenie. Nawet w przypadku szczególnie okrutnych gwałtów zbiorowych zapadają stosunkowo łagodne wyroki. W absolutnej większości mężczyźni pozostają całkowicie bezkarni. Istniejący system nie jest przygotowany na niesienie pomocy kobietom doświadczającym przemocy i nie stawia w centrum ich potrzeb. Dla wielu kobiet niezgłoszenie przemocy jest sensowną i racjonalną decyzją, gdyż jej zgłoszenie może w konsekwencji prowadzić do kolejnych upokorzeń w stylu konieczności opowiedzenia całej sytuacji policjantowi, który jest kolegą gwałcącego męża.

 

Bardziej jednak wstrząsające niż statystki są dla mnie historie molestowanie i słowa „nie pamiętam, żeby ktoś stanął w mojej obronie”. Gdzie wtedy byliśmy? Dlaczego nie reagowaliśmy? A może tylko głupio się śmialiśmy? Wiem, że tak, bo sam czasem nie wiem, co zrobić, gdy widzę przemoc. Jednak wiem, że tylko danie kobietom możliwości opowiedzenia o ich doświadczeniach może tę sytuację zmienić.

 

Opowiadanie o przemocy seksualnej może stanowić wzmocnienie i odzyskanie poczucia własnej wartości. Dlatego mówcie o tym głośno i bez strachu. Opowiadajcie jak zostałyście skrzywdzone.

 

Choć gwałt jest w Polsce zjawiskiem powszechnym, to wcale nie musi nim być. Kobiety w Polsce naprawdę nie muszą być codziennie gwałcone i chyba wszyscy się z tym zgadzamy, więc każdy z nas może coś z tym zrobić. Na przykład przestać opowiadać raniące dowcipy. Czyż nie, panie Ziemkiewicz?

 

 

źródło: https://krytykapolityczna.pl/felietony/jas-kapela/polska-gwalcaca/

  • Lubię 4
  • Dziękuję 3

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Jestem w szoku. :diablo3:

 

Kto daje sobie prawo do robienia takich zdjęć i umieszczania ich w sieci?

 

Retoryka licznych komentarzy: "sama jest sobie winna, że tak wygląda i prowokuje".

 

Kultura gwałtu w czystej postaci. Jakże łatwo pójść krok dalej.

 

Może zacznę robić zdjęcia męskich rozporków w komunikacji publicznej i założę o tym bloga? Też to będzie przyjemny temat do heheszków?

 

Lula.

FB_IMG_1597848831034.jpg

  • Lubię 1
  • Smutny 3
  • Dziękuję 2

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Cuckoldplace Poland © 2007 - 2024

Jesteśmy szanującym się forum, istniejemy od 2007 roku. Słyniemy z dużych oraz udanych imprez zlotowych. Cenimy sobie spokój oraz kulturę wypowiedzi. Regulamin naszej społeczności, nie jest jedynie martwym zapisem, Użytkownicy stosują się do zapisów regulaminu.

Cookies

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.

Polityka Wewnętrzna

Nasze Forum jest całkowicie wolne od reklam, jest na bieżąco monitorowane oraz moderowane w sposób profesjonalny przez ekipę zarządzającą. Potrzebujesz więcej informacji? Odwiedź nasz Przewodnik. Jednocześnie przypominamy, że nie przyjmujemy reklamodawców. Dziękujemy za wizytę i do zobaczenia!

×
×
  • Dodaj nową pozycję...