Skocz do zawartości
Wichura

Poliamoria

Rekomendowane odpowiedzi

Zgadzam się, że to stan odmienny, inny rodzaj uczucia i więzi. Jednak obrazuje, że miłość jako taka wcale nie musi się zamykać w zbiorze dwuosobowym.

Fakt, tylko tematem nie jest jedynie miłość. Poniżej:

 

No właśnie... miłość nie musi być jednaka wobec wszystkich ale pozostaje miłością. Miłość rodziców do dzieci nie spełnia faktycznych warunków dla definicji poliamorii ale pozwala chyba sądzić, że ogólnie jesteśmy zdolni do lokowania różnych rodzajów uczucie wobec więcej niż jednej osoby.

Zdolni do miłości wielu osób naraz oczywiście jesteśmy. Ale to nie tylko o miłość chodzi w poliamorii. Jak rozumiem z definicji, jest to związek więcej niż dwóch osób. I o ile kochać się wszyscy mogą, to sam związek, czyli budowanie relacji, jest moim zdaniem bardzo trudny w takim układzie. Chodzi mi tu o wszystkie kwestie "docierania się", przyzwyczajania do swoich nawyków, różnych kwestii życiowych, które w związku - oprócz miłości - są niezwykle istotne. Już związek dwóch osób często jest bardzo trudny nie ze względu na brak miłości, tylko na różnice charakterów, oczekiwań itd. A w związku, gdzie są 3 osoby albo więcej to już w ogóle te wszystkie kwestie "docierania się" (nie lubię tego terminu za bardzo, stąd ten cudzysłów, ale jakoś nie chce mi się teraz myśleć nad innym) są jeszcze trudniejsze do ogarnięcia.

Doskonale Ciebie rozumiem, jak podkreślałem ja też nie wierzę abym był zdolny do tego rodzaju więzi, baaa nie odczuwam nawet takiej potrzeby. Zauważyć jedynie chciałem, że to wszystko opiera się o nasze założenia wobec siebie i racjonalne osądy postaw choć oparte na doświadczeniu to jednak nie zweryfikowane w praktyce. Np. ja nie zakochałem się w nikim równolegle, nie stałem przed wyborem, które uczucie jest ważniejsze i nie wybierałem żadnego z pośród nich. Stąd w rozważaniach pozwalam sobie na wątpliwości.

Na szczęście też nigdy przed takim wyborem nie stanąłem. Jak kocham, to naprawdę na zabój i mój mózg od razu nastawia się na jedną, konkretną osobę.

Nie pamiętam kiedy ostatnio z kimś zgadzałem się niemal bez zastrzeżeń. To co napisałeś o mechanizmie jaki kształtuje taki związek jest chyba najistotniejszą kwestią. Zgadzam się, że to nie wybór, nie świadome działanie tworzą związki poliamoryczne, bo jeśli wyznacznikiem takowych jest miłość to chyba racjonalne, planowane działania się wykluczają.

Tak, uwaga Elizjum jest bardzo celna. Sam podszedłem do tego w dość naiwny sposób z początku, sugerujący, że wszyscy siadamy i się teraz umawiamy na wzajemną miłość. :-) A przecież takie relacje na ogół nie są zaplanowane, tylko tworzą się w wyniku różnych okoliczności, naszych wyborów czy wyborów innych osób, niezależnych przecież od nas.

  • Lubię 1

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

 

Zdolni do miłości wielu osób naraz oczywiście jesteśmy.

 

Jesteśmy.... czyli poliamoria nie jest niemożliwa. 

 

 

Ale to nie tylko o miłość chodzi w poliamorii. Jak rozumiem z definicji, jest to związek więcej niż dwóch osób. I o ile kochać się wszyscy mogą, to sam związek, czyli budowanie relacji, jest moim zdaniem bardzo trudny w takim układzie.

 

Przecież nikt nigdzie nie sugeruje, że to łatwe. Miłość między dwojgiem bywa trudna i burzliwa i czasami nawet ona nie wystarcza by życie razem było harmonijne i satysfakcjonujące dla obojga. Każda kolejna osoba w "równaniu" to dodatkowe zmienne i komplikacje... to oczywiste.

 

 

Jak kocham, to naprawdę na zabój i mój mózg od razu nastawia się na jedną, konkretną osobę.

 

 

Czyli wykluczasz możliwość zakochania się w kimś będąc już w relacji z kimś innym? Pozwól, że poteoretyzuje trochę. Przypuśćmy, ze masz partnerkę/a, z którym tworzycie stały związek będący skutkiem uczucia... czyli kochasz. Po jakimś czasie, kiedy chemia mózgu już osiągnie jakiś balans, minie euforia, mnie początkowy stan całkowitego pieprznika na punkcie tej osoby, kiedy miłość ze stanu początkowej wariacji przejdzie w stan uporządkowanej więzi sądzisz, że nie mógłbyś poczuć "czegoś" wobec innej osoby? Ja takiej pewności nie mam (wobec siebie), a właściwie rozważam taką opcję jako  teoretycznie możliwą. I właśnie w tym miejscu zastanawiam się, czy zrezygnowałbym z ugruntowanej miłości, trwałego związku na rzecz nowego uczucia lub odwrotnie a może byłbym wstanie kochać obie te osoby jednocześnie.  :sciana:

  • Lubię 2

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Czyli wykluczasz możliwość zakochania się w kimś będąc już w relacji z kimś innym? Pozwól, że poteoretyzuje trochę. Przypuśćmy, ze masz partnerkę/a, z którym tworzycie stały związek będący skutkiem uczucia... czyli kochasz. Po jakimś czasie, kiedy chemia mózgu już osiągnie jakiś balans, minie euforia, mnie początkowy stan całkowitego pieprznika na punkcie tej osoby, kiedy miłość ze stanu początkowej wariacji przejdzie w stan uporządkowanej więzi sądzisz, że nie mógłbyś poczuć "czegoś" wobec innej osoby? Ja takiej pewności nie mam (wobec siebie), a właściwie rozważam taką opcję jako  teoretycznie możliwą. I właśnie w tym miejscu zastanawiam się, czy zrezygnowałbym z ugruntowanej miłości, trwałego związku na rzecz nowego uczucia lub odwrotnie a może byłbym wstanie kochać obie te osoby jednocześnie.  :sciana:

 

Ja bardzo rzadko cokolwiek "wykluczam". :-) Wolę pisać, że "nie wyobrażam sobie" albo "nie sądzę", co nie znaczy, że nigdy nie doświadczę czegoś. Miałem taki moment, że uczucie do drugiej osoby, z którą już jakiś czas byłem w związku, osiągnęło ten poziom balansu, czyli po prostu minęło zakochanie. Ale nawet wtedy nie zdarzyło mi się obdarzenie głębszym uczuciem kogoś innego. Gdyby tak się stało, to zacząłbym zastanawiać się, czy to pierwsze uczucie się jednak zupełnie nie wypaliło albo może mocno przygasło.... I co bym zrobił, jaką decyzję bym podjął? Kompletnie nie jestem w stanie na to pytanie obecnie odpowiedzieć. I nawet zastanawianie się nad tym chyba jest mi niepotrzebne, bo jeszcze ugruntuję w sobie bezsensownie jakieś przekonanie, a życie mi pokaże, że się kompletnie myliłem.

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

 

I co bym zrobił, jaką decyzję bym podjął? Kompletnie nie jestem w stanie na to pytanie obecnie odpowiedzieć.

 

 

Tak.... tu mamy podobnie też nie jestem wstanie na to pytanie udzielić kategorycznej odpowiedzi.

 

 

I nawet zastanawianie się nad tym chyba jest mi niepotrzebne, bo jeszcze ugruntuję w sobie bezsensownie jakieś przekonanie, a życie mi pokaże, że się kompletnie myliłem.

 

Tu się zgodzić nie mogę. Człowiek zastanawiając się, czyniąc założenia (nawet błędne) a później zestawiając to z doświadczeniem, czy nową wiedzą rozwija się i podąża na przód. To nas rozwija, to rozwija człowieczeństwo jako całość. Dzięki zastanawianiu się nad istotą natury kiedyś polecimy do gwiazd;-)

  • Lubię 2

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Tu się zgodzić nie mogę. Człowiek zastanawiając się, czyniąc założenia (nawet błędne) a później zestawiając to z doświadczeniem, czy nową wiedzą rozwija się i podąża na przód. To nas rozwija, to rozwija człowieczeństwo jako całość. Dzięki zastanawianiu się nad istotą natury kiedyś polecimy do gwiazd;-)

 

No widzisz, ogólnie masz rację. Ale teraz znów napiszę o sobie i z czego u mnie to wynika: jestem osobą, która zdecydowanie za dużo w swoim życiu analizowała, teoretyzowała, filtrowała, filozofowała, rozważała wszystkie za i przeciw i każdą sytuację, nawet teoretyczną rozkładała wiecznie na najdrobniejsze cząstki atomów. :-) Potrzebne mi jest zatem czasem pozostawienie w spokoju pewnych tematów, w których nie mam żadnego doświadczenia albo mam znikome doświadczenie i wykluczenie teoretyzowania i rozważania z czysto egoistycznych pobudek, po prostu dlatego, że łatwiej mi w ten sposób funkcjonować.

 

Co do ogólnego stwierdzenia, że "dzięki zastanawianiu się nad istotą natury kiedyś polecimy do gwiazd;" - z tym ciężko się w jakikolwiek sposób nie zgodzić. :-)

 

[edit]: Dodam jeszcze, że oczywiście całkowite wykluczenie zastanawiania się na dany temat, zarzucony przez kogoś jest tak samo skuteczne jak próba zastosowania się do prośby (słynny już przykład) nie myślenia przez minutę o różowym słoniu. Chodzi mi więc bardziej o ograniczenie rozważań w pewnych tematach, o których mamy bardzo blade pojęcie, aby zwyczajnie nie przeciążać niepotrzebnie umysłu i nie odciągać do od istotnych spraw bieżących. Ale ogólnie zboczyliśmy z tematu, więc już nie będę tego dalej rozwijać, chyba że w osobnym wątku. :-)

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi
Duszek

Nie daleko pada jabłko od jabłoni. Skoro człowiek z pierwotnej natury jest poligamistą to i poliamoria powinna być mu relatywnie bliska.

 

tu znowu się z Tobą zgodzę Husband, jak i z konkluzją, którą przedstawił Kiki

 

 

Konkluzja... Czytając te serię miałem wrażenie, że ograniczanie uczucia do jednej osoby nie tylko jest nielogiczne ale jakby powoduje ograniczenie możliwości człowieczych.

 

z tego kawałka wnioskuję, że autor po prostu odwołał się do czystej atawistycznej predyspozycji człowieka, która jedynie przez współczesne czasy / kulturę / pieniądz (też...!) doprowadziły do tego, że wielomiłość jest postrzegana jako postawa niepożądana

 

dawno temu wyczytałam w jakiejś książce obowiązkowej dla studentów archeologii... że w czasach matriarchatu, ludzie żyli w "komunach", wszystkie dzieci były wspólne, nie liczyło się wprost kto jest ojcem a przetrwanie plemienia, mężczyźni szli na polowania, kobiety dbały o osadę i uprawy, wówczas naturalna wymiana partnerów następowała średnio co cztery (czy z przyczyn naturalnych bo zginął na polowaniu czy z przyczyn genetycznych, dalszego rozwoju członków plemienia etc...) 

 

za tym przemawiają współczesne badania nad feromonami u człowieka, które w momencie zakochania się wydzielają.. i tak do ok. 4 lat ów proces trwa... nie powtórzy się on ponownie przy tej samej osobie... 

 

 

Ja sobie tego u siebie nie wyobrażam z kilku względów:

 

osobiście mi się wydaje, że mało kto to sobie wyobraża dopóki nie stanie sam przed uczuciami, które nim zaczynają targać, kwitnąć... tak przecież jest z większością naszych tych mocniejszych doświadczeń psychicznych (można sobie dywagować, wyczuwać siebie lecz prawdę o sobie poznajemy w momencie doświadczenia) 

 

 

Nie, nie da się kochać tak samo np. dwóch mężczyzn. bo każdy z nich jest inny i każdego kochamy za co innego - w czym innym jest dla nas pociągający.

 

 

I właśnie o to mi chodziło, kochać można za co innego, aczkolwiek wartościować i skalować miłość/? tego sobie nie wyobrażam.

 

Jak dla mnie to jednym głosem mówicie :) Nie da się skalować czy wartościować. Kto miał szczęście kochać więcej niż jeden raz (partnera) wystarczy, że  sobie przypomni, że było inaczej. Nie lepiej, nie gorzej. Inaczej. Interakcja emocjonalna była pomiędzy innymi jednostkami, ba! również na różnych drogach swojego życia i z różnym bagażem doświadczeń i samoświadomości doświadczamy emocji – to co nas samych kształtuje ma również wpływ na to jak kochamy. Tak to widzę…

 

 

Tak sobie myślę, że im mocniej się angażujemy w relacje z drugą osobą, tym mniejszą mamy ochotę na tworzenie drugiego związku, który byłby równie mocny. To wymaga naszego zaangażowania, także czasowego, jak i ponoszenia sporych kosztów, nie tylko emocjonalnych.  

 

 

zburzę… ku dalszej rozmowie… przez lekką prowokację..

 

miłość partnerska ewoluuje, przez czas, przez wspólne doświadczenia, etc… żar feromonów gaśnie… tym nie mniej oboje są mocno dojrzali psychicznie i nagle trafia się on / ona, co wnosi świeży powiew… emocji, żaru, zauroczenia.. przyjaciel / przyjaciółka rodziny (uproszczenie celowe, chodzi o pojawienie się i budowanie wspólnej relacji pary z kolejną osobą, która coraz mocniej za ich i jej zgodą wchodzi w ich życie i to może u dojrzałych osób otworzyć listę pytań.. co do rodzaju zażyłości, rodzaju emocji jaki w tej trójcy występuje… a u odważniejszych / świadomie chcących przeżyć swoje życie… związek

 

 

Natomiast w życiu dzieją się różne rzeczy i nie raz przychodziło mi weryfikować poglądy na sprawy, co do których byłem przekonany o  ich niezachwianej słuszności.    

 

 

Oooo… tyle to i ja już wiem o swoim życiu :facepalm: i nic ponadto :)

A z każdą dekadą jego trwania coraz więcej we mnie pokory doświadczeń i wydawania opinii wszelakich  (boszszsz ależ musiałam być wówczas wkurwiająco nieznośna, skoro i dzisiaj też przy wypowiadaniu własnych opinii potrafię wburzyć :P ).

 

 

Ale zaraz, zaraz. Kto powiedział, ze taki związek ma być z góry zaplanowany, idealnie symetryczny i wszyscy jego uczestnicy mają być super szczęśliwi?

 

Wg mnie, żadna miłość nie jest z góry zaplanowana. Ona (przynajmniej mnie) dopadała w najmniej oczekiwanym momencie a ostatnim razem to nawet wobec osoby, która mnie wkurwiała na maksa :) ja ją zresztą też :facepalm:

 

Zatem ilość osób nie ma znaczenia, Zmienia się prawdopodobieństwo wystąpienia wielomiłości :)

 

 

Wiem, że się troszkę czepię, wiem że zmieniam nieco kontekst ale.... Czy miłość matki do dzieci nie jest polimiłością? I jeśli matka zdolna jest kochać dzieci w ilości znacznej to czy ta zdolność nie wskazuje , że kochać więcej niż jedną osobę można i na płaszczyźnie partnerskiej?

 

wg mnie nie jest, to jest atawizm - innego logicznego uzasadnienia nie potrafię znaleźć; takim samym atawizmem jest dla mnie pragnienie potomstwa  (taka dygresja)

 

 

Po jakimś czasie, kiedy chemia mózgu już osiągnie jakiś balans, minie euforia, mnie początkowy stan całkowitego pieprznika na punkcie tej osoby, kiedy miłość ze stanu początkowej wariacji przejdzie w stan uporządkowanej więzi sądzisz, że nie mógłbyś poczuć "czegoś" wobec innej osoby? Ja takiej pewności nie mam (wobec siebie), a właściwie rozważam taką opcję jako  teoretycznie możliwą. I właśnie w tym miejscu zastanawiam się, czy zrezygnowałbym z ugruntowanej miłości, trwałego związku na rzecz nowego uczucia lub odwrotnie a może byłbym wstanie kochać obie te osoby jednocześnie. 

 

zupełnie przypadkowo, dałam inny poteoretyzowany przykład powyżej, takiej kombinacji, jednak świadomie siebie nie wprowadziłam w stan zastanawiania się :)    

jak mi się w życiu zadzieje to się jak Scarlett O'Harra pomartwię o to... jutro 

tym nie mniej.. wydaje mi się to cholernie skomplikowane doznanie...

 

 

Konkluzja... Czytając te serię miałem wrażenie, że ograniczanie uczucia do jednej osoby nie tylko jest nielogiczne ale jakby powoduje ograniczenie możliwości człowieczych. W dzisiejszych czasach obowiązuje ideał prawdziwej i jedynej miłości, miłości aż po grobową deskę ale czy to jest wszystko na co Nas stać? Czy miłość nie blednie z czasem przeistaczając się z uczucia w przyzwyczajenie? A co jeśli tę miłość, to uczucie można by potęgować? Czy nie bylibyśmy lepszymi ludźmi wiedząc, że możemy kochać i być kochani bez ograniczeń? 

 

Taka mi przyszła spontaniczna myśl przyszła, że wraz z rozwojem cywilizacji pojawił się pieniądz. Stał się on i przyczyną wojen, celibatu a i zapewne ograniczeń w tworzeniu związków (dziedziczenie majątku / władzy) - to taka luźna refleksja, do której doprowadziły mnie Twoje słowa.

 

Czy miłość z biegiem lat blednie? U niektórych wygasa całkowicie. U niektórych okazuje się, że to wcale nie była miłość. U innych dojrzewa jak dobra whisky i z każdym rokiem związku umiesz z niej czerpać smak i doznania (nowe, co było to nie wróci, doświadczamy, sami się zmieniamy, partnerzy również, życie stawia nas w wielu sytuacjach - one może nie tyle nas tworzą, co my wówczas z siebie wydobywamy wiedzę o sobie, partnerze i tym co łączy lub nie). 

 

Jest wiele twarzy tego co zwykło nazywać się miłością (skupiam się wyłącznie na miłości dwojga ludzi, odchodzę od miłości rodzicielskiej - ta jest inna, bezwarunkowa).

 

Moim zdaniem miłość nie blednie. Można ją potęgować. Nie każdy potrafi jedynie.

 

Co do wielomiłości. Wydaje mi się, że jak ona się pojawi to już nie masz na to wpływu. Idzie... Idzie tsunami... Pytanie jak osoby, które tego doświadczą się zachowają i którą ścieżkę dla siebie wybiorą...  

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

 

z tego kawałka wnioskuję, że autor po prostu odwołał się do czystej atawistycznej predyspozycji człowieka, która jedynie przez współczesne czasy / kulturę / pieniądz (też...!) doprowadziły do tego, że wielomiłość jest postrzegana jako postawa niepożądana

 

Wręcz przeciwnie... Jak wspomniałem pierwotne mechanizmy konsolidujące rodziny dla tej społeczności były warunkowane otoczeniem i warunkami życia. Ewolucja jednak trwała przez stulecia a mimo to wielomiłość nie stała się jedynie odwołaniem do przodków a reakcją na kulturową agresję innych cywilizacji. Wartości jakie dostrzeżono w tego rodzaju relacji przetrwały nie przez tradycyjną kulturę a przez rozwój społeczny i technologiczny.

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi
Duszek

Wręcz przeciwnie... Jak wspomniałem pierwotne mechanizmy konsolidujące rodziny dla tej społeczności były warunkowane otoczeniem i warunkami życia. Ewolucja jednak trwała przez stulecia a mimo to wielomiłość nie stała się jedynie odwołaniem do przodków a reakcją na kulturową agresję innych cywilizacji. Wartości jakie dostrzeżono w tego rodzaju relacji przetrwały nie przez tradycyjną kulturę a przez rozwój społeczny i technologiczny.

 

znowu mnie nie zrozumiałeś lub ja użyłam zbyt dużego skrótu myślowego... nie byłabym sobą gdybym zmilczała :facepalm:

 

chodziło mi o to, że wg mnie autor podparł się w swojej fabule, rzeczywistą wiedzą na temat funkcjonowania takich wspólnot i wplótł ją w powieść... że po prostu tego sobie nie wymyślił :)

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

 

nie byłabym sobą gdybym zmilczała

 

Jak nigdy nie mam uwag. Racja, prawda najprawdziwsza  :lach:

 

 

chodziło mi o to, że wg mnie autor podparł się w swojej fabule, rzeczywistą wiedzą na temat funkcjonowania takich wspólnot i wplótł ją w powieść... że po prostu tego sobie nie wymyślił

 

To, że takich związków nie wymyślił to pewne ale czy poparł je rzeczywistymi przesłankami antropologicznymi tego nie wiem. Zgrabnie i sensownie wykreował ową społeczność i mechanizmy jej kształtowania. Myślę, że gdyby to były autentyczne przesłanki to już dziś mielibyśmy takie społeczności.  

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi
Duszek

 

Myślę, że gdyby to były autentyczne przesłanki to już dziś mielibyśmy takie społeczności.  

 

bodajże Elizjum wspominał, że poliamorystów jest około 500 0000 w Ameryce, dając stosowne linki do owych badań / publikacji, kilka postów wcześniej

 

i choć wikipedia nie jest ostateczną wyrocznią, w nie również jest o tym wspomniane :D

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Cuckoldplace Poland © 2007 - 2024

Jesteśmy szanującym się forum, istniejemy od 2007 roku. Słyniemy z dużych oraz udanych imprez zlotowych. Cenimy sobie spokój oraz kulturę wypowiedzi. Regulamin naszej społeczności, nie jest jedynie martwym zapisem, Użytkownicy stosują się do zapisów regulaminu.

Cookies

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.

Polityka Wewnętrzna

Nasze Forum jest całkowicie wolne od reklam, jest na bieżąco monitorowane oraz moderowane w sposób profesjonalny przez ekipę zarządzającą. Potrzebujesz więcej informacji? Odwiedź nasz Przewodnik. Jednocześnie przypominamy, że nie przyjmujemy reklamodawców. Dziękujemy za wizytę i do zobaczenia!

×
×
  • Dodaj nową pozycję...