Skocz do zawartości
tarantUla

Godzina Wilka.

Rekomendowane odpowiedzi

Gdy lipcowe niebo wygładziło się nocnym granatem, upał doskwierający od tygodni, ani trochę nie zelżał.
Uciszoną okolicę pogórza wciąż otulało ciężkie, gorące powietrze, a przewiewne lniane ubrania skrojone średniowiecznym wzorem, nie pomagały uporać się z dokuczliwą aurą.

W akompaniamencie aksamitnego śpiewu kobiet, biesiadowali przy wspólnym ogniu. Z rąk do rąk krążyły rogi wypełnione po brzegi złocistym miodem, a bukłaki wina rozweselały twarze zgromadzonych, wyostrzając spojrzenia z biegiem czasu.

Dostrzegał je. Widział, jak jego wódz popatruje na profil jego żony. Widział, jak ona co chwilę trzepocze rzęsami, rzucając mu z ukosa sygnały, jak wydyma usta, przygryza i co chwilę oblizuje wargi. Widział i nie mógł protestować.
Westchnął ciężko, wstał i oznajmił, że ma już dość, że wraca i, ku jego zaskoczeniu, zarówno żona, jak i Kniaź ruszyli za nim do prywatnego namiotu tego ostatniego.

Nie mogli spać. Od dłuższego czasu wszyscy przewracali się pośród baranich skór, nie mogąc znaleźć sobie dogodnej pozycji. Słyszał westchnięcia, nieregularne oddechy. Postanowił udawać. Wyrównał oddech i znieruchomiał, czekając na rozwój wydarzeń.

Gdy byli już przekonani, że śpi, wymknęli się - najpierw ona, a zaraz za nią dowódca. Nasłuchiwał oddalających się kroków, a kiedy miał pewność, że odległość zamarkuje stąpanie jego nóg, ruszył za nimi w kierunku, z którego chrzęściła wysuszona ściółka leśna.
Wiedział, że nadchodzi godzina Wilka, najtrudniejszy czas w ciągu nocnych wart i że wkrótce nastąpi atak wrogiej drużyny. Tym wyjściem ryzykowali utratę dwudniowych zapasów żywności całego obozu, jeśli wrogowie napadną na nich, a w pobliżu nie znajdzie się nikt do wydawania rozkazów - wróg wedrze się w samo serce chaosu i tym sposobem zagarnie prowiant, kobiety i alkohol.

Trzeci strażnik widział, że skrada się za umykającą parą kochanków.
Wiedział... ale na hasło-odzew, uczynnie odkrzyknął Dowódcy: "Czysto!"
Sunęli w dół zbocza, a wyschnięte gałązki trzaskały pod skórzanymi podeszwami, zdradzając ich obecność poza ostrokołem. Z drugiej strony wzgórza wyraźnie było już słychać lekkozbrojny podjazd. Wróg nadchodził nie dość cicho, lecz nadal był w bezpiecznej odległości.
Ostrożnie zatoczył krąg, starając się korzystać z odgłosów, które maskowały jego obecność. Podkradł się do tych dwojga i przycupnął przy kępie gęstych jałowców, by zza gęstej przesłony wonnych gałązek, głodnym wzrokiem pochłaniać nadchodzące wydarzenia.

Widział, jak tamten ciągnął ją za usztywniony nadgarstek, że asekuruje i chroni ją całym sobą przed upadkiem. Odbił się od jednego z drzew i oparł plecami o chropowatą korę następnego, a ona bezwładnie przywarła do jego spoconego ciała. Gorąca, miękka i zapewne pachnąca - dymem ogniska i obietnicą. Zakleszczył jej barki w wyćwiczonych, mocnych ramionach i gwałtownym ruchem obrócił, przypierając jej plecy do wyrastającego za nimi drzewa. Męskie dłonie tamtego natychmiast powędrowały na jędrne uda jego małżonki, ściągając w palcach ubrudzony materiał jej sukni.

Widział, jak błądzi dłońmi po jej ciele, jak dotyka skóry jej brzucha, a ona rozkosznie wzdychała przyjmując ochoczo te gesty. Widział to wszystko i zesztywniały z emocji, drętwiał, skulony przy krzakach coraz bardziej. Jego palce bezwiednie powędrowały do zamocowanego u paska noża. Zaciskały się na rękojeści broni z taką mocą, że kostki jego palców pobielały.  

Daleko, ponad nimi ciszę nocy rozdarły ostrzegawcze okrzyki tych, którzy warowali na swych stanowiskach, pilnując obozowiska oraz śpiących, podchmielonych rzemieślników i posługantów.

Kniaź wczepił się zachłannymi wargami w jej usta, a z każdą chwilą, gdy namiętność między nimi rosła, dzikie pożądanie w nim nabrzmiewało coraz intensywniej, stawiając go w sztywnej gotowości na samą myśl o tym, że palce innego zsuwają się na jej podbrzusze.
Wiedział, że precież nie miała bielizny w taki upał i myśl ta piekła go rozgoryczonym żalem pod powiekami. Żalem, gniewem i podnieceniem, że to nie on jest na miejscu tamtego.

Dostrzegł, jak palce obcego mężczyzny osuwają się i muskają kielich rozkosznego łona jego żony, jak pieści badawczo jej gibkie, smukłe ciało. Przez chwilę łudził się, że może będzie się opierała, ale nie... Tamten zagłębił się opuszkami w rozognionej wilgoci.
Jęknęła głucho, nie powstrzymując natarcia. Choć nie mógł tego dostrzec, przymknęła oczy, delektując się wprawnymi ruchami, które przybierały na sile i rozpalały ją do granic.
Dobiegło go sapnięcie, głuche i rozkoszne. Kobiecy głos, choć bez słów - dosadnie dopraszał się głębszej penetracji, mocniejszych doznań.

Ze wzgórza dobiegały już wyraźne, nerwowe wrzaski. Rozpoznawał głos posadnika, który rozkazującym tonem starał się wydawać sensowne komendy. Pieklił się, że zbyt wielu jest pijanych, a liczba obrońców niewystarczająca.

Zobaczył ruch dłoni i domyślił się, że oblepione śliską warstewką jej podniecenia palce wysunęły się z wnętrza kobiety. Zwarł boleśnie szczęki, kiedy słychać było wyraźnie, że mężczyzna szarpie czymś przed nią, a po chwili, wokół kostek tamtego zagrzechotał pas, który wraz z całym podręcznym ekwipunkiem rozpłożył się wespół z lnianymi spodniami na ściółce.

Tumult powyżej ich głów narastał z każdą chwilą, a pełne pasji okrzyki wzywały do boju.

Dowódca chwycił jego żonę za dłonie i przycisnął do pnia tuż powyżej jej włosów. Przysunął się do drżącego ciała i naparł lędźwiami, by poprzez płatki jej kobiecości bezbłędnie odnaleźć drogę do rozochoconego wnętrza.
Westchnęła i na ten jeden dźwięk, jego ciałem wstrząsnął dreszcz. Klęcząc w oddaleniu od żony i jej kochanka, coraz bardziej bezradny i boleśnie skamieniały pomiędzy udami, gryzł wargi do krwi, by nie krzyknąć i nie zdradzić swej obecności.

Ten sam dźwięk, który przed chwilą wyrwał się z płuc dziewczyny, drugi mężczyzna poczytał, jako dezaprobatę i wysunął się z niej odrobinę, niepewny jej odruchu, ale gdy tylko poczuł, jak miękkie łono dociska się do niego zachęcająco, zaszarżował znów. Mocniej, głębiej, ze wzmożoną chciwością. W warknięciu, które dobyło się z jej krtani, tym razem wyraźnie dźwięczała nuta zadowolenia.

Kłębowisko ludzkich nawoływań mąciło niewzruszoną ciszę garbatego wzgórza.

Młoda kobieta pojękiwała coraz donośniej, rozpierana od środka stężałym i namiętnym kształtem nowego doznania.

Ukryty w plątaninie gałązek, zdradzany mąż toczył swój własny wewnętrzny bój.

Gdzieś w oddali poniósł się metaliczny zgrzyt skrzyżowanych ze sobą mieczy.

Drugi mężczyzna zawarczał krotko, z drapieżną zachłannością w głosie.

Rozpoczął się pierwszy nocny atak...


 

  • Lubię 19

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

zarabiste;) pisz dalej. normalnie jakbym sredniowieczna ksiazke czytal... tylko ktos rozdzial zaebal;)

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Niewiele jest tu opowiadań, które doczytam z wielkim zaciekawieniem do końca.

 

 

Coś czuję, że jest ono Twojego autorstwa. Masz kobieto talent! Czekam na więcej.

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Moja osobista Porno-Cherezińska :)

  • Lubię 3

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Pięknie napisane - poetycko wręcz czasami. Świetna narracja. Klimat historyczny dodaje jeszcze więcej smaku. Z pewnością będę śledził temat :)

  • Lubię 2

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

ogolnie to bardzo cierpliwy jestem ale dalsza czesc przeczytac bym chcial...

  • Lubię 1

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

@Tarantulo - Ja wciąż czekam na ciąg dalszy ;)

  • Lubię 1

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Prawdopodobnie nie tego się spodziewaliście, a w dodatku nadal nie będzie końca. Ale niech tam... od czegoś trzeba zacząć dokańczanie tego "dzieła".

Miłej lektury. :)

 

Odbiła się sprężyście barkiem od pnia drzewa i wpatrywała się przez chwilę w ciemny kształt sylwetki Kniazia, biegnącego na ugiętych kolanach, nisko, czujnie. Podnoszący się znad wzgórza różowawy blask leniwie wstającego słońca zmuszał ją do mrużenia oczu. W zaciśniętych palcach wciąż mięła podwiniętą suknię, jakby analiza splotu lnianego płótna była teraz czymś szalenie istotnym.

W jej świadomość wwiercał się szept kochanka: "Wiesz, co się z tobą stanie, jeśli znajdą cię tu samą."

"Nie znajdą mnie tu samej. A nawet jeśli, to będzie oznaczało, że idą w moją stronę zwycięzcy, razem z naszymi zapasami, czyli z głodu nie zdechnę. Najwyżej zaruchają mnie na śmierć."  - tak wybrzmiała odpowiedź skwitowana jej złowróżbnym chichotem, która utwierdziła dowódcę, że powinien już wracać na stanowisko i przejąć obronę grodziska.

Westchnęła bezwiednie uśmiechając się do swych myśli.

- Możesz już wstać. - ochrypłym, zgłuszonym głosem odezwała się w przestrzeń przed sobą.

Nie drgnął.

- No! - warknęła krótko. - Rusz się, bo faktycznie nas znajdą!

Ocknął się w jednej chwili i podźwignął z klęczek wespół z paskudnym chrupnięciem zastygłych w bezruchu kości.

- Nie sądziłem... - zaczął jakoś niezgrabnie, nie tak, jak to sobie zamierzył tkwiąc w jałowcach. Zaskoczyła go.

- A ja liczyłam na to. - nie czekała, aż zbierze się w sobie. - Chciałam, żebyś widział.

- Ale skąd... - znów nieporadnie. Zaklął w duchu, ale nim dokończył, zdążyła już wtrącić:

- Nie usypiasz tak prędko bez rozkoszy w lędźwiach, mój drogi. - zaśmiała się lodowato, uderzając w punkt z siłą śnieżnej zamieci.

Pękł. Ruszył na nią rozsierdzony, zapominając na ułamek sekundy, że to jego własna żona. Szybkim, niczym myśl ruchem oćwiczonej ręki chwycił ją za gardło i pchnął gwałtownie. Uderzyła plecami o drzewo, aż powietrze z jej płuc umknęło ze świstem. Przyparł jej ciało do pnia i docisnął swym ciężarem, zaglądając w oczy. Dziko i płomiennie lecz z trudnym do określenia dystansem.

- Nie zasłużyłaś na to, by cię trzasnąć w ten śliczny pysk. - powiedział dziwnym, zmatowiałym głosem. Jego uścisk zelżał, lecz nie wypuścił jej całkowicie.

- A na co zasłużyłam? - wycharczała półszeptem.

- Na karę. - rozciągnął jedną połowę ust w nieładnym grymasie. Przetoczył spojrzeniem po okolicy i zbadał sytuację za ostrokołem, gdzie wrzało coraz mocniej. Ludzkie krzyki dławiły się w gęstwinie lasu, ostatnie słowa rozkazów gubiły się w huku uderzeń stali o deski tarcz. Przymrużył lekko oczy i zdawał się coś ważyć w myślach. Przeniósł wzrok na uwięzioną pod jego żelaznym chwytem kobietę i widząc w jej wodnistych, siwych oczach mieszaninę oczekiwania i strachu, zadecydował w jednej chwili. Za oboje.

Pochylił się nieco i napotkał na drodze swej dłoni jej kolano, które musnął niedbale i ku swemu zdziwieniu odkrył, że dotyk ten wprawił żonę w drżenie. Ośmielony, powiódł opuszkami palców po zewnętrznej krawędzi jej uda, umyślnie wolnym ruchem. Dotarł aż do pośladka, który ścisnął tak gwałtownie, że dziewczyna napięła całe swe ciało, sycząc przez zęby ostrzegawczo. Przymknęła jedynie

 powieki, kiedy wierzchem dłoni zawrócił po miękkim łuku jej biodra i bez pytania o pozwolenie, wsunął palce pomiędzy kształtne nogi i spotkał tam pomieszane ze świeżym podnieceniem, wciąż ciepłe wspomnienie cudzej obecności. Wymalowane na gładkiej skórze mlecznobiałe dzieło najwprawniejszego z wojów, lepkie trofeum biegłości, z jaką uwiodła najbardziej zatwardziałego w boju, niepokonanego ze stalą w dłoni.

- Dostałaś nagrodę? - omiótł gorącym szeptem jej szyję, ale pytanie zderzyło się z ciszą. - Odpowiadaj! - zażądał, a bezkompromisowość tego rozkazu przypieczętowały nachalnie wdzierające się w jej łono dwa spośród jego palców.

Jęknęła mimo woli, otworzyła oczy szerzej i po chwili ociągania odpowiedziała przytłumionym szeptem - Nie...

"Więc jednak można cię pokonać." - pomyślał z rozbawieniem o dowódcy i nie zadając więcej pytań, odsunął od niej obie dłonie tylko po to, by dopasować je do talii stojącej przed nim niewiasty. Zmarszczył pod palcami falbany i uniósł ku górze kurtynę sukni, obnażając dla swej uciechy widowisko jej rozedrganego ciała.

Oparła potylicę o chropowatą korę, podczas gdy on przyklęknął i przysunął wstęgę swych ust do jej uda, by ciepłem pocałunków zostawić wilgotny trop na gładkiej skórze niewieścich nóg. Wciąż drżąca, nie do końca rozumiała, co się dzieje i w przypływie tak nieoczekiwanego w tym momencie wstydu, ścisnęła ze sobą nogi, broniąc dostępu do dowodów uniesienia, które pozostawił po sobie kochanek.

Język męża spowijał miękkość jej klejnotu. Kradł spomiędzy wysmukłych ud wspomnienia, delektując się gorącym pożądaniem, jakim poczęstowała przed chwilą kogoś innego.

Czuła, jak jej policzki płoną wstydem tak kuriozalnym, że niemożliwym do uwierzenia w prawdziwość tej sytuacji.

Podniósł się i obrócił ją tyłem do siebie. Przycisnął dłoń do jej podbrzusza zmuszając, by wypięła ku niemu krągłości pośladków. Kobieta wsparła się jedną ręką o pień drzewa, zaś drugą przytrzymywała kurczowo swe suknie. Dygocząc w ekscytacji mięła materiał pomiędzy piersiami bezwiednie, rozumiejąc coraz lepiej, że nie co innego, jak zażenowanie rosi jej wnętrze coraz to nową falą podniecenia, spływającą po nogach kleistą wilgocią.

Wtargnął w nią gwałtownie i bez ostrzeżenia, wypełniając w całości gorącą niecierpliwością ruchów. Parł bezlitośnie, sięgając najgłębszych zakamarków. Wściekle tłoczył i napierał zupełnie, jakby próbował nasycić swą chuć po raz pierwszy w życiu. Oparł czoło pomiędzy łopatkami żony, posapując coraz donośniej trząsł się cały, a ona nie śmiała przeciwstawić się tej żądzy.

Rozpychał się w niej bez umiaru, pokrywając znamiona rozsądku pierwotnym, niemożliwym do okiełznania, zwierzęcym głodem.

Znała jego ciało i mogłaby przysiąc, że zdawał się być bliski porwania kulminacji tego uniesienia, ale niewidzialna siła dawała mu moc zadawania jej coraz głębszej przyjemności. Takiej, która rodzi się na granicy bólu i przerażenia pod osobą jakże wielce kochaną lecz jakże odmienioną pod wpływem nowych doznań.

 

I byłby pewnie osiągnął spełnienie, by zmazać poniżenie i złość, gdyby nie wysoki dźwięk gwizdka, który wdarł się w jego uszy, jak drzewce ciśnięte w treningową kukłę ze słomy, mordując pożądanie swym mobilizującym piskiem.

Odskoczył od żony i stanął na równe nogi wierny wojennej melodii, wściekły na swe bezwarunkowe posłuszeństwo, które nie pozwalało mu pozostawać w tym miejscu już dłużej.

- Ukryj się tak, żebyś mogła obserwować namiot z jedzeniem. Gdyby kradli, wiesz co robić. - posłał jej ostre, ponaglające spojrzenie.

 

Skinęła głową krótko, założyła rąbek giezła za pas, by w biegu nie potknąć się o fałdy materiału i ruszyła przed siebie cichaczem klucząc między pniami w wyuczony sposób, który nie pozwalał przewidzieć drogi, jaką obrała.

"Zuch dziewczynka." - pomyślał o swej ruskiej żonie i puścił się galopem na grodzisko. Doświadczenie pozwalało nie myśleć. Zebrał w pędzie z ziemi broń, tarczę i hełm, wgięty na dzwonie, z pękniętym trokiem, ale pasujący do głowy. Znalazł dowódcę drużyny wzrokiem i zbrojnym ramieniem wycinał sobie drogę, by móc stanąć w szyku.

Dobrnął na swe zaszczytne miejsce po lewicy Kniazia wyszczerzony w euforii walki. Oblizał obłąkańczo z zębów posokę wroga i uśmiechnął się wilczo do przywódcy, który w zgiełku rzucił jedynie:

- Olga?!

"Suczy synu, nawet teraz pytasz o nią? Mało ci?!" - zawył w duchu, ale otrzeźwiał w jednej chwili i kiwnął głową porozumiewawczo, upewniając Kniazia, że na straży jedzenia ktoś pozostaje.

Zmęczenie rosło wraz z każdym rozścielonym pod stopami truchłem wroga. Oddechy charczały wokół, ale najazd spychano coraz bliżej częstokołu, wypluwając z krwawego łona osady równie umęczonych, co oni, przeciwników, niby kobieta rodząca w bólach niechcianego bękarta.

I wtedy posłyszeli to, czego bardzo słyszeć nie chcieli. Olga hałłakowała co sił w płucach, ostrzegając przed kradzieżą zapasów, bez których ciężko utrzymać przy życiu drużynę i rodziny stacjonujące tymczasowo na pograniczu. W umówionym szczekliwym nawoływaniu zdradzała swą coraz bliższą pozycję. Wiedział, że pędzi, tracąc siły na krzyk.

 

Krzyk, który raptownie urwał swą nutę w połowie dźwięczącego ostrzeżenia.

 

A potem wszystkie dźwięki wokół rozpierzchły się, umykając pomiędzy drzewa.

 

Kilku wojów popędziło tam, gdzie ostatni raz słyszeli głos kobiety, lecz na miejscu znaleźli jedynie kamień wielkości męskiej garści umazany błyszczącą świeżością posoką.

- Bladź! Piździec! - wrzeszczał z daleka Kniaź - dorwali ją!

Powróciwszy na pobojowisko, wódz ocenił sytuację, jako bezpieczną. Zrzucał już z siebie tarczę i hełm, odkładał miecz. Zastał go wrytego i pobladłego, niezdolnego do uczynienia kolejnego kroku. Podszedł ostrożnie i położył mocarne dłonie na barkach swego kwatermistrza.

- Odbijemy. We dwóch, na lekko. Bierz toporek i łuk ze strzałami. No! - potrząsnął przyjacielem solidnie i uderzył go pięścią w klatkę piersiową, by ten wreszcie ocknął się z otępienia - Zjedz mało, napełnij bukłak, weź dla niej bandaże - wpatrywał się w niewidzący wzrok rozszerzonych do granic możliwości źrenic męża swej kochanki - Sierhij! - huknął nań za ostro, lecz w lot pojął, że musi inną drogą dotrzeć do przyjaciela - No... brateńku - poklepał go łagodnie po policzku - Najdziem ją, weź się w garść.

- Dobrze ci w niej było? - zapytał Sierhij znienacka spierzchniętymi ustami tak cicho, że jedynie Kniaź mógł to słyszeć. Patrzył, jak dowódca otwiera, a potem zamyka usta, zupełnie jak ryba wyciągnięta z wody na powierzchnię, jak wykrzywia się dziwnie, a jego twarz tężeje, bo w jednej chwili pojął wiele rzeczy na raz i zupełnie poważnie odpowiedział:

- Dobrze - pokiwał zdawkowo głową, ale i uśmiechnął się mimochodem. Pod naporem świeżych wspomnień dodał zupełnie szczerze - Zacna żona.

Kwatermistrz zmrużył oczy w odpowiedzi na dźwięk tych słów. Z zadowoleniem.

Bez gadania już, oddalił się, by wykonać polecenia Kniazia.

Ruszali za pół miarki świecy.

 

***

 

Obiecała sobie, że nie uroni ani jednej łzy. Nie zobaczą jej uciemiężonej, poniżonej, ani zrozpaczonej. Obiecała to sobie, gdy oberwała z całej siły kolczą rękawicą w twarz po tym, jak napluła im pod nogi.

Szeleszcząca mowa Lachów przypominała ich śpiewną, ruską w znacznym stopniu, ale z jakichś powodów postanowiła, że nie przyzna się, ile rozumie. Nie wiedziała, o czym rozmawiają tak dokładnie, jakby tego chciała, aczkolwiek powłóczyste spojrzenia, jakie jej posyłali, mówiły aż nazbyt wiele. Spośród gardłowych śmiechów i dziwnie brzmiących zdań, jedno odrażające słowo zabrzmiało tak okrutnie znajomo.

 

Branka.

 

Och, jak szczerze nienawidziła tego słowa!

 

Tyle razy patrzyła, jak Kniaź, ba - czasem nawet jej własny mąż zdobywa tę samą bitwę po raz kolejny na ciele jakiejś bezimiennej kobiety z podbitej wioski. To było czymś tak normalnym, tak codziennym, że nie wywierało na niej żadnego wpływu. Spoglądała w nabrzmiałe od płaczu oczy dziewcząt i widziała jedynie dumne zwycięstwo swoich wojów.

Mężczyźni, którzy wlekli ją w dół rzeki, jak worek skradzionego żyta nie odnieśli zwycięstwa w boju. Podstępem pochwycili ją, kiedy nierozważnie zdradziła swą pozycję między drzewami. Spod jej czepca wykruszała się zaschnięta krew, pamiątka po uderzeniu kamieniem w skroń, które to powaliło ją na ziemię i pozwoliło na ten godny pożałowania czyn porwania.

Przypomniała sobie własne słowa, w których nie dopuszczała myśli o tym, że jej wojsko mogłoby przegrać. Drwiła, że jeśli ją znajdą, to razem z zapasami jedzenia, które wydarliby spomiędzy poległych ciał ruskich wojów.

Tymczasem, wojowie pewnikiem żyli, jedzenie obroniła, a ją samą wieziono na końskim grzbiecie wzdłuż rzecznego brzegu.

Rozważała swą sytuację ze spokojem, o który by siebie nie podejrzewała. Wiedziała, że jeśli w ogóle ją nakarmią, to jedynie dlatego, że będzie przydatna.

 

A umiała niejedno...

 

Była żoną kwatermistrza i miała oficjalne pozwolenie podążania z wojskiem na wyprawy. Kniahini strzegła zamku i polityki możnowładców, gdy Kniaź ruszał w bój, a ona, pierwsza matrona, pilnowała ognia, zarządzała obozowiskiem, utrzymywała je w gotowości, zarówno do zwinięcia i ucieczki, jak i do przyjęcia rannych, kiedy jej mąż stawał w szyku z dowódcą. Po jego lewej, zaszczytnej stronie. Rezerwowanej dla najwprawniejszego obrońcy. Najlepszego przyjaciela, który swoim życiem i umiejętnościami pilnuje, aby głowa z karku głównodowodzącego, nie spadła.

Wiedziała, jak gotować, jak leczyć, ostrzyć bronie. Znała się na układaniu zwierząt bojowych, tkała i śpiewała. Umiała sprawić zwierzę do uczty i przygotować martwe ciało do pochówku. Potrafiła szyć z łuku i pić na umór do towarzystwa.

Ale która z tych umiejętności mogłaby ją obecnie uchronić przed parszywym losem?

"Skradnę wino i urżnę się do nieprzytomności. To pomaga na wszystkie smutki" - zachichotała nerwowo w duchu.

Zwiesiła głowę pozwalając, by koński chód ukołysał ją do odpoczynku. Nie mogła przewidzieć wszak, kiedy nadarzy się okazja do ucieczki. A gotowa być musiała. W każdej chwili.

 

Do prowizorycznego obozu dotarli, kiedy promienie zachodzącego słońca lizały czerwonymi językami spody liści. Omiotła okolicę doświadczonym spojrzeniem i skrzywiła się na niedbałość i pośpiech, z jakim zaplanowano w tym miejscu popas. Jakieś silne ramiona zdjęły ją z konia i ustawiły na ziemi, po czym pchnęły w stronę wiaty rozbitej nad dołem wyłożonym sosnowymi gałęziami.

Nad ledwie tlącymi się węgielkami siedział tam lepiej ubrany, niż inni, rosły mężczyzna w wierzchniej tunice wyszywanej jedwabną nicią, którego stać było na sprowadzenie zielonego i niebieskiego barwnika jedynie po to, by zużyć go na bojowy strój z przeznaczeniem na zmarnowanie.

Westchnęła cichutko i ruszyła z uniesionym wysoko podbródkiem na spotkanie, wyglądało na to, że ich dowódcy.

Kiedy stanęła z nim twarzą w twarz, bardzo starała się, aby w jej spojrzeniu nie zdołał dostrzec nawet cienia pogardy. Stała dumna i wyprostowana, ale znała prawa wojny i wiedziała, że buta jej nie pomoże. Czekała.

Mężczyzna zapytał, skąd jest, ale nie odpowiedziała, wpatrując się weń uważnie. Milczenie przedłużało się do chwili, gdy spadł na nią znienacka cios osoby, która najwyraźniej przypatrywała się scenie i postanowiła zareagować. Upadła w piach, a świat zawirował pod powiekami tysiącami iskier, jakie wystrzeliły w jej głowie.

- Co robisz, Wojmirze? - zagrzmiał głos z niecki. Władczy, ale spokojny.

- Ona cię obraża, książę - tłumaczył się agresor.

- Obraża mnie to, że moi dowódcy nie umieli zgładzić grodowych wilków, a nie nieznajomość naszej mowy - krótkim skinieniem głowy odesłał tego, którego przed chwilą nazwał Wojmirem. Popatrzyła odruchowo za tamtym, a jej pamięć odbiła ślad jego sylwetki, barwę głosu i sposób, w jaki się poruszał.

Zadający pytania podniósł się ze swego posłania, podszedł i ostrożnie pomógł jej podnieść się z ziemi. Podprowadził ją do żaru i posadził wpatrując się z góry. Podciągnęła pięty pod pośladki, otrzepała suknię i wyprostowała plecy, a on uśmiechnął się pod wąsem widząc, jak się zachowuje.

 

Kiedy zostali sami, ku jej bezbrzeżnemu zdziwieniu, odezwał się w jej własnej mowie. I choć mówił narzeczem zabużańskim, rozumiała go o niebo lepiej, niż pozostałych Lachów.

- Jak cię wołać, niewiasto?

Przez chwilę rozważała, czy powinna podawać swe prawdziwe imię, a potem przypomniały się jej wszystkie biedne dziewczęta, którym nie dano szansy bycia kimś w położeniu, w jakim znajdowała się właśnie ona w tym momencie.

- Olga - odpowiedziała zwięźle. - A ciebie? Jak wołać?

Jego oczy zwęziły się niebezpiecznie. Wiedziała doskonale, że nie wolno jej zwracać się bez tytułów. Ale cóż o tytułach mogła wiedzieć Rusinka. Tak sobie tłumaczyła.

- Nie zdołasz wymówić prawidłowo mojego imienia - pomieszał jakąś breję, która bulgotała coraz śmielej w glinianym dużym kubku. Pokiwała głową ze zrozumieniem i nie odzywała się, wpatrzona w jedzenie.

- Ale możesz mówić do mnie po prostu, książę.

- Książę wilczego dołu - rozejrzała się po wykopie, w którym rozmawiali, a on zaśmiał się gromko i szczerze, zaś jego cała drużyna zaniepokojona czymś niecodziennym zwróciła oblicza w ich kierunku.

- Twoje srebrne zausznice, kabłączki i kolia ze szklanych paciorków mówią, że jesteś kimś ważnym, Olgo - rzucił jej przenikliwie mądre spojrzenie.

Nierozwaga Olgi wymierzyła właśnie w jej pychę policzek tak siarczysty, że zapiekł po stokroć mocniej, niż jakiekolwiek żgnięcie, któregokolwiek z mężczyzn. Powinna była wyrzucić w błoto po drodze wszystkie ozdoby, kamuflując pochodzenie. Tymczasem, podała się im na tacy, jako łasy kąsek do przeżucia i całkiem dobry powód do żądania okupu lub układów. Westchnęła bezradnie i oszacowała natychmiast, że kłamstwa jej nie pomogą.

- Jam jeno kwatermistrzowa. - z głębokowschodnim akcentem próbowała umniejszać swej roli pomiędzy swemi.

Wpatrywał się w nią wzrokiem, w którym błyszczała rozwaga, ciekawość ale i coś, co przypominało wielki głód.

- Nie boisz się?

- Martwy tylko trwogi nie czuje.

- A ty martwa nie jesteś.

- Ani ty - spauzowała efektownie. Uniosła hardo nań oczy i kiedy udało jej się uwięzić jego spojrzenie w swych szarych źrenicach, dopiero wtedy dodała - Książę.

Wstał nieco zbyt gwałtownie, potrącając naczynie z szarej gliny i jednym mocnym chwytem podniósł swą rozmówczynię z siedziska.

- Tutaj spać nie będziesz. Idź między konie, czy gdzie chcesz. Daleko w kieckach nie ujdziesz - zawahał się na moment i dokończył - A na swoich ziemiach znajdziemy cię prędzej, niż możesz przypuszczać - wyprowadzał ją już spod swej wiaty.

- Brania nie będzie? - zapytała wprost, a on zatrzymał się, jak wryty i przekręcił ją twarzą do siebie.

- Będzie, Olgo - odpowiedział z tak wielkim smutkiem w głosie, że wszystko w niej zadrżało z przerażenia. - Będzie, ale to przywilej zwycięzcy, a nie szabrownika - obrócił ją i miękko popchnął w stronę koniowiązu, a sam powrócił do wilczego dołu, jak to przezwała książęce legowisko Rusinka.

 

Szła na ugiętych nogach, wpatrzona w dal wzrokiem, który nie widział. Tabuny myśli napastowały jej głowę, która zaczynała dokuczać z nadmiaru wrażeń i z głodu, którym warczał złowieszczo jej żołądek. Miała mętne wrażenie, gdzie mogła się teraz znajdować, a brak znajomości terenu nie pomagał układać planów ucieczki.

Osoba głównego dowódcy Lachów burzyła jej spokój tym mocniej, im bardziej wydawał się stateczny w swym doświadczeniu.

 

Las rozbrzmiewał odgłosami nocy.

 

Nadeszła godzina sowy.

 

Czas cierpliwego wyczekiwania w ukryciu, aż nieświadoma ofiara sama wpadnie w szpony drapieżcy.

 

 

 

 

  • Lubię 8

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Cuckoldplace Poland © 2007 - 2024

Jesteśmy szanującym się forum, istniejemy od 2007 roku. Słyniemy z dużych oraz udanych imprez zlotowych. Cenimy sobie spokój oraz kulturę wypowiedzi. Regulamin naszej społeczności, nie jest jedynie martwym zapisem, Użytkownicy stosują się do zapisów regulaminu.

Cookies

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.

Polityka Wewnętrzna

Nasze Forum jest całkowicie wolne od reklam, jest na bieżąco monitorowane oraz moderowane w sposób profesjonalny przez ekipę zarządzającą. Potrzebujesz więcej informacji? Odwiedź nasz Przewodnik. Jednocześnie przypominamy, że nie przyjmujemy reklamodawców. Dziękujemy za wizytę i do zobaczenia!

×
×
  • Dodaj nową pozycję...