Skocz do zawartości
rita

Maki

Rekomendowane odpowiedzi

Gratuluję i czekam na więcej. PISZ JAK NAJWIĘCEJ !!!   :poklon:  :poklon:  :poklon:

To polecam Ci rity opowiadanie "Jeżyny"... Będzie Pan zadowolony.

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Fenomenalne opowiadanie Rita.

Czytałem zupełnie zafascynowany, wyobrażając sobie tą atmosferę pełnej znoju pracy na polu. I budzące się między bohaterkami najpierw zaciekawienie, potem przyjaźń i uczucie.

Wspaniale piszesz. Pełna profeska ;)

Gratuluję i czekam na więcej. PISZ JAK NAJWIĘCEJ !!!   :poklon:  :poklon:  :poklon:

 

 

To polecam Ci rity opowiadanie "Jeżyny"... Będzie Pan zadowolony.

 

...potem Rita wraca z pracy a tu 16 powiadomień.

Co do...

 

...a to Raist znalazł "Jeżyny" ;D

 

Oj wy wy... ;):*

 

Uwoelbiam czytac Twoje teksty. Dzieki

 

:*

  • Lubię 1

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

To polecam Ci rity opowiadanie "Jeżyny"... Będzie Pan zadowolony.

 

Jestem zadowolony !!!

To chyba mało powiedziane. Jestem i zaskoczony, pod kompletnym wrażeniem i... chyba też troszkę podniecony (kusząc się o analizę  :-P )

Dzieki iko za polecenie  :kwi:

 

Może nie powinno się w ogóle próbować porównywać, ale Maki podobały mi się jeszcze bardziej.

Rita - JESTEŚ WIELKA !!!

  • Lubię 1

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

O jak miło że komuś subtelna polska wieś spodobała się bardziej niż małomiasteczkowe rżnięcie kocicy, dziękuję  :bukiecik:   :rolleyes:

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Ja się boję, co z tego dalej wyjdzie, ale zobaczymy.

 

---

 

Nic nie pamiętam z uroczystości.

Patrzyłam z uporem na wejście do zachrystii, dokąd się udała wracając. Miałam nadzieję, że jeszcze wyjdzie.

Nic z tego.

Dopiero kiedy wszystko się skończyło, państwo młodzi ruszyli do wyjścia a tłum za nimi zobaczyłam, jak bezszelestnie wysuwa się, przyklęka a potem gasi świecie i sprząta jakieś rzeczy.

Mąż już był pod głównymi drzwiami razem z przebierającymi niecierpliwie nogami synami i patrzył na mnie znacząco.

Miotałam się.

 

-No? Idziemy? – podszedł do mnie i zapytał zniecierpliwiony.

-Wydaje mi się że ta zakonnica która tu była to moja znajoma.

-Jaka zakonnica? – zamrugał.

-Pewnie nie zwróciłeś uwagi, była jedna. Idźcie, dogonię was.

-Jak dogonisz? Gdzie mamy iść? Przecież trzeba podjechać autem pięć kilometrów do sali, nie wygłupiaj się – syknął, złapał maluchy za ręce i ruszył oglądając się na mnie.

 

Zła wsiadłam do samochodu i patrzyłam tempo w kondukt weselny przed nami.

 

---

 

Sala jak sala. Pełna balonów, wstążek i kwiatów. Rosół, schabowy, ciasto z lodami, pierwszy taniec. Jadłam, biłam brawo i tańczyłam jak na rozkaz.

 

Czekałam.

 

Kiedy wybiła dwudziesta druga i udało się nakłonić synów do spania, wróciłam ocenić swoje szanse.

Mąż dopijał kolejny kieliszek ze szwagrem i tak jak przewidywałam świata póki co poza tym nie widział.

Ojciec, matka i pozostała bliska rodzina świetnie bawili się w swoim towarzystwie.

 

-Położę się na godzinkę bo jestem zmęczona i wracam, ok?

-Co?

-Że idę się położyć, będę za godzinę.

-No! Idź! – mąż machnął ręką i wrócił do krojenia śledzia.

 

Więc poszłam.

Z kluczykami do auta w kieszeni.

 

----

 

Nie wiem czego oczekiwałam. Pod kościołem stał dom sióstr zakonnych. Był prawie środek nocy. Wielki, romański budynek budził respekt odcinając się na tle ciemnego, bezgwiezdnego nieba. Oświetlała go nieznacznie jedynie uliczna latarnia.

W domu natomiast paliło się pojedyncze światło w oknie. Podeszłam bliżej, ale widać było tylko parapet i jakieś pudełko leżące na nim. Mijały minuty, nie działo się nic. A przecież nie zapukam o tej godzinie.

 

Co ja tu w ogóle robię…

 

Wtedy usłyszałam zgrzyt klucza, skrzypnięcie zawiasów i na podwórze wyszła jakaś postać w habicie z wiadrem w ręku. Zniknęła na dłuższą chwilę za budynkiem, skąd słyszałam jakieś stuknięcia i szuranie. Kiedy wracała stałam już przy drzwiami.

 

-O matko przenajświętsza! – złapała się za serce – Ale mnie pani przestraszyła! I teraz mam drugie przykazanie na sumieniu – prychnęła ni to żartem ni to serio uspokajając się z trudem.

 

To nie była ona.

 

-Szczęść Boże – w nerwach zaczęłam wyłamywać palce – Ja…Ja widziałam dzisiaj na weselu siostrę, która chyba jest moją koleżanką ze szkoły. Bardzo chciałam z nią porozmawiać a jutro już nas tu nie będzie. Ja wiem, że jest późno..

-Siostrę Angelikę? – przerwała mi opierając się o futrynę ale widać było, że coś zmieniło się w jej postawie. Wyprostowana i z błyskiem w oku zaczęła przyglądać się mi uważniej. Od razu przed oczami stanęło mi jezioro, dwójka ludzi na brzegu, latami ciągnące się, pełne obrzydzenia spojrzenia.

-Nie wiem, nie miała tak na imię ale chyba siostry je zmieniają, prawda?

-Poza mną jest tu dzisiaj jeszcze tylko siostra Angelika ale nie wiem, czy już nie śpi, mogę sprawdzić – powiedziała powoli.

-Jakby siostra mogła. Nie wiem jak będzie lepiej, jak tu poczekam czy jak wejdziemy?

-Zdecydowanie niech pani wejdzie i usiądzie – wskazała na oświetlone pojedynczą żarówką pomieszczenie w głębi, najwidoczniej służące za jadalnię. Usiadłam na jednym z czterech krzeseł przy prostym, drewnianym stole a siostra zniknęła na schodach wiodących na piętro.

 

Wpatrywałam się w żółtą ścianę ozdobioną kalendarzem z papieżem i krzyżem zbitym z dwóch deseczek. Na piętrze słychać było kroki i ściszone rozmowy. Po chwili dźwięki dało się słyszeć na schodach.

 

Serce zaczęło mi bić szybciej.

 

Kiedy weszła nawet nie spojrzałam. Uniosłam wzrok dopiero, jak usiadła naprzeciw mnie z zaskoczonym wyrazem twarzy, ubrana w pistacjowy szlafrok i z warkoczem zarzuconym na plecy.

 

Na drugim krześle usiadła siostra, która mnie tu przyprowadziła i widać było, że nie zamierza się stąd nigdzie ruszać.

 

-Justyna – mówi zdumiona a potem uśmiecha się szeroko i widać, że chciałaby mnie złapać za rękę, ale powstrzymuje się i zaplata dłonie pod stołem – Ile to już lat?

-Dużo – mówię a głos mi drży. Rzucam okiem na naszą przyzwoitkę. Ma surowy wyraz twarzy. Jest młoda, twarz ma drobną ale spojrzenie twarde, nieprzyjemne – Nie widziałyśmy się od szkoły.

-Yhym – mruknęła tylko.

-Teraz masz na imię Angelika? – zapytałam grzecznie.

-Takie wybrałam – skinęła głową – Justyna, do kiedy tu jesteś?

-Jutro niestety już wyjeżdżamy, dlatego tak późno tu przyszłam, przepraszam.

-Nic się nie dzieje, naprawdę – pośpieszyła z zapewnieniem – Ale faktycznie może przyjechałabyś chociaż na poranną mszę? Potem mam godzinę wolną, mogłybyśmy…

-…zjeść z nami śniadanie – dokończyła za nią druga z sióstr jakby o czymś jej przypominała.

-Tak, zapraszamy – odpowiedziała nad wyraz grzecznie.

 

Póki co nie rozumiałam, co jest między nimi dwiema, ale nie zamierzałam rezygnować z żadnej okazji.

 

-To o której?

-Msza jest o siódmej, śniadanie jemy o ósmej trzydzieści, od siódmej trzydzieści sprzątamy i je robimy.

-To przyjadę pomóc – teraz to ja jestem zasadnicza i wstaję, zanim nasza towarzyszka zacznie protestować – Będę o siódmej.

 

Odprowadzają mnie do drzwi.

Na plecach czuję ich spojrzenia.

Jedno pełne radości.

Drugie napięcia.

  • Lubię 3

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Wspaniale się czyta.

Taka wciągająca historyjka, ciekawe jak potoczą się dalsze losy

Mam nadzieję że długo nie będziemy czekać na dalszy ciąg.

W końcu zakonnice to też ludzie i mają swoje potrzeby.

  • Lubię 1

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Nikt nie zauważył mojego zniknięcia. I dobrze. Trudniej było wyjaśnić mężowi, co będę robić rano.

 
-Na mszę?! - patrzył na mnie ze zdumieniem przecierając oczy. Obudziłam go stukaniem obcasów o drewnianą podłogę.
-Tak, idę na mszę. Niedziela jest.
-Ale to musisz teraz? Może lepiej popołudniu?
-Idź spać, chłopcy pewnie nie wstaną przed dziewiątą, pójdę, wrócę, jaki problem?
-Żadnego - burknął i zakopał się pod kołdrą.
 
Trasę pokonałam w rekordowym czasie modląc się już wtedy, aby nie było po drodze policji.
 
Msza jak msza. Niski, okrągły ksiądz produkował się dla garstki wiernych, którzy mieli siłę wstać na tak barbarzyńską godzinę. I tak go nie słuchałam. Wpatrywałam się uporczywie w ławę pod ołtarzem, gdzie ze spuszczoną głową siedziała Ka...Angelika razem z kilkoma innymi zakonnicami i dwoma ministrantami.
 
Po wszystkim zakrzątały się wokół ołtarza, przeżegnały i wróciły do zachrystii.
Pogoniłam natychmiast na zewnątrz niemal na nie wpadając.
 
-Szczęść Boże! - rzuciłam zasapana i uśmiechnęłam się szeroko na widok koleżanki. Ta odpowiedziała mi równie szerokim uśmiechem.
-Daj Boże - mruknęła bez przekonania poznana już wczoraj siostra - Pani z nami pójdzie.
 
Sunęłyśmy w milczeniu do domu zakonnego przepełnionego zapachem pasty do podłogi, starości i kadzidła. W kuchni zostałam zaopatrzona w nóż, warzywa i polecenie, by pomóc kroić, jeśli łaska.
Z zapałem zabrałam się do pracy z Angeliką u boku.
 
-Nie wiem od czego zacząć...
-Może: "Kaśka, jak to się stało, że stoisz tu dzisiaj w habicie?!" - powiedziała cicho i rzuciła mi rozbawione spojrzenie - Masz to prawie wypisane na czole.
-Przepraszam - zarumieniłam się.
-Zwariowałaś? Każda normalna osoba od tego by zaczęła - wrzuciła skrojoną cebulę do miski trąc jednocześnie oczy.
-A od jak dawna...
-Wybrałam taką drogę zaraz po liceum - powiedziała a w jej głosie usłyszałam zadowolenie.
 
Rzuciłam okiem na jej profil. Nic nie wskazywało na to, by żałowała swojej decyzji.
 
-Skąd ci się to wzięło?
 
Teraz dla odmiany ona zrobiła szybkiego zeza w bok. Inne siostry niby pilnie zajmowały się swoimi sprawami, ale to, że nas podsłuchują było jasne jak słońce.
 
-Czy po śniadaniu będziesz miała chwilę? - powiedziałam nieco głośniej.
-Tak, może z pół godziny, nie więcej.
 
Odetchnęłam z ulgą i zaczęłyśmy rozmawiać o mało znaczących sprawach. Opowiedziałam jej o moich studiach, mężu i dzieciach. Pogratulowała mi i z kolei podzieliła się kilkoma informacjami o tym jak dostała się do zakonu i jak wyglądało jej ślubowanie na siostrę.
 
Śniadanie zjadłyśmy w milczeniu po krótkiej modlitwie. Niecierpliwie wyszłyśmy przed dom na ławkę, gdzie usiadłam z ulgą.
 
-Atmosferę można kroić nożem - uznałam.
-Trafnie ujęte - poprawiła welon.
-Kaśka...o co chodzi?
-Angelika - poprawiła odruchowo, ale potem machnęła ręką - Wiesz...nie było cię tu po wakacjach - stwierdziła i spojrzała mi w oczy.
 
Teraz to ja się zarumieniłam. Aluzja do naszego ostatniego spotkania była aż nazbyt oczywista.
 
-Tu nie, ale byłam w swoim domu.
-No tak, 
 
Wyczułam w jej głosie coś jakby pretensję.
 
-Nie mogłam się z nikim spotykać, potem mnie pilnowali a potem... - zawahałam się.
-Tak. Potem trzeba żyć dalej - skinęła głową.
 
Siedziałyśmy przez chwilę w milczeniu.
 
-Nie wiem jak ty, ale ja nie mogłam jeszcze długo o tym zapomnieć - usłyszałam jak mówię coś, czego mówić nie chciałam. Serce mi zamarło.
-A teraz? Zdążyłaś zapomnieć?
 
Patrzę na nią i widzę Kaśkę. Przebraną, ale Kaśkę. Jej uśmiech, wesołe ogniki w oczach. Przełykam ślinę.
 
-Nie.
-To postaraj się.
 
Zatkało mnie. Zaśmiała się krótko.
 
-Justyna, przecież to grzech. Miałam dużo czasu, żeby wszystko sobie przemyśleć. Odkąd pogodziłam się z tym, że taki krzyż został mi przeznaczony a przez co nie założę rodziny... odtąd wszystko zrobiło się spokojniejsze. We mnie i wokół mnie. Teraz czuję, że jestem we właściwym miejscu. A tamto... - zawiesiła głos - Tamto było pomyłką.
 
Lodowaty chłód zmroził mnie całą.
"Pomyłką".
Chłód zaczął ustępować zażenowaniu i wściekłości na siebie.
Co ja tu robię?!
 
Wstałam.
 
-Dziękuję, że mogłyśmy o tym porozmawiać. Nie chcę cię dłużej zatrzymywać, pewnie masz sporo obowiązków - powiedziałam sztywno.
-Matka przełożona się o mnie martwi - powiedziała spokojnie i wstała - Zna moją historię i jest bystra. Nie zabroniła mi z tobą rozmawiać, ale nie jest z tego zadowolona. Ale zostań jeszcze, porozmawiajmy...
 
Czyli o to się rozchodziło. A na dodatek już każdy w tym miejscu wie, że ja...
Natychmiast wyjęłam kluczyki z auta.
 
-Szczęść Boże, Angeliko - rzuciłam zimniej, niż bym chciała i zostawiłam ją zdumioną przed ławką. Sama ruszyłam biegiem przed siebie i niemal wskoczyłam do samochodu ruszając z piskiem opon.
  • Lubię 4

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi
Następne dni mijały mi na wracaniu do rzeczywistości. Praca, dom, praca, dom… Na początku chodziłam wzburzona i podminowana, ale napięcie zaczęło znikać. Byłam pomyłką? Jakimś grzechem?! 

Powoli przechodziłam nad tym do porządku dziennego a wspomnienia traciły swoje ciepło. Nakładał się na nie wyjątkowo gorzki filtr zniechęcający do ich ponownej kontemplacji.

 

I kiedy już wszystko zaczęło się układać nadszedł ten dzień. Czwartek, południe. Akurat odkładałam obiad do lodówki i szykowałam się do pracy, kiedy ktoś zadzwonił do drzwi. Zdziwiłam się. Kogo niesie o tej porze? Listonosz? Świadkowie Jehowy?

 

Szybko zarzuciłam na siebie płaszcz i porywając z krzesła torebkę.

 

-Idę, już idę!

 

Szarpnęłam za klamkę i świat znowu wywrócił się do góry nogami.

Stała przede mną ubrana w znoszone jeansy i podkoszulek oraz trampki. Miała włosy związane na głowie w koczek, twarz nietkniętą makijażem oraz wygłodniałe spojrzenie.

 

-Co tu robisz? - wydusiłam w końcu z siebie.

-Przyjechałam się wytłumaczyć i nie mam dużo czasu - powiedziała cicho - Ale widzę, że wychodzisz…?

 

W milczeniu cofnęłam się do mieszkania, wpuściłam ją, wyciągnęłam komórkę i przekręciłam do firmy.

 

-Nie mogę dzisiaj przyjść, zdaje się, że mam jelitówkę...tak...tak...od lekarza, tak, dostarczę...przepraszam, wezmę potem nadgodziny...dziękuję, Marzena, pa.

 

Rozłączyłam się.

 

-Oby to było tego warte, bo ciężko jest teraz załatwić lewe L4.

 

Wskazałam jej na krzesło, ale nie usiadła. Nie spuszczała ze mnie wzroku.

 

-Nie mogłam ci wszystkiego powiedzieć - usłyszałam - Nie miałaś o tym pojęcia, ale ciągle byłyśmy podsłuchiwane. Nie mogłam z tobą pójść nigdzie, gdzie nie mogłyby przynajmniej otworzyć sobie okna, żeby wszystko się niosło.

 

Patrzyłam na nią i milczałam.

 

-Do głowy by mi nie przyszło, żeby iść do jakiegokolwiek zakonu, gdyby nie rodzice. Oni...oni byli już tym przerażeni - zapatrzyła się tym razem na ścianę za mną - Nie wiedzieli, co robić. Poszli do księdza. Podpowiedział im, że przecież i tak nie założę rodziny, że jak mam żyć w grzechu, to może lepiej byłoby dla mnie… A potem zaczęli mnie namawiać. Prosić. Przekonywać. Naciskać. Raz i drugi zabierali na rozmowy z siostrami. Chyba nie byłam wtedy do końca sobą. Zgodziłam się pójść na próbę. Jak idziesz do nowicjatu, to jeszcze możesz odejść. Chciałam tak zrobić, mieć tylko chwilę świętego spokoju.

-I co się stało?

 

Przeniosła na mnie wzrok.

 

-W zasadzie nic. Przywykłam. 

-Przywykłaś? Tak po prostu? .

-Tak po prostu - wzruszyła ramionami - Każdy był dla mnie miły, życie płynęło spokojnie, zawsze gdzieś w tle każdy miał w głowie, czemu tam jestem, plotki szybko się roznoszą - westchnęła i uśmiechnęła krzywo - Ale trafili na taki moment w moim życiu, gdzie zgadzałam się na wszystko, bylebym nie była ciągle wytykana palcami.

-Gdzie twój habit?

-W torbie - pokazała mi plecak, którego cienkie ramiączka znikały w przepastnej koszulce - A ciuchy mam ze szmateksu. 

-Skąd wiedziałaś, gdzie mieszkam?

-Chwaliłaś się, jak masz teraz na nazwisko i gdzie mieszkasz. Pokopałam za adresem, popytałam ludzi. 

-I przyjechałaś specjalnie do mnie?!

-Nie - pokręciła głową - Oficjalnie jestem tutaj z wizytą w parafiI. Podałam im nieco późniejszą godzinę przyjazdu. Musiałam poczekać na taką okazję.

 

Teraz usiadła obok mnie i tak siedziałyśmy w milczeniu. 

 

-Więc - przełamałam je w końcu - Czy faktycznie byłam pomyłką?

 

Powoli na jej twarzy wykwitł cierpki uśmiech.

 

-Miałam nadzieję, że akurat w to nie uwierzysz. Jak mogłabyś? Jesteś moim najwspanialszym, najczulszym wspomnieniem. Jednym z niewielu, do których wracam.

 

To co powiedziała zawisło między nami i krzyczało w ciszy, jaka nastała. Za oknem przejechał skuter, ktoś kosił trawnik, słońce odbijało się w szkle a my patrzyłyśmy na siebie wiedząc, że jeśli którakolwiek się poruszy, to wszystko wybuchnie.

 

Pierwsza wyciągnęłam rękę.

 

I wszystko wybuchło.

 

---

 

Dotknęłam aksamitnej skóry jej twarzy i palcami zaznaczyłam usta które zaczęłam całować. Usłyszałam jej głośne westchnienie a potem lekko opadła mi na ramiona. Odszukałam jej język czując, że budzi się coś od wielu lat uśpionego. Coś, czego do tej pory nie mógł mi dać żaden mężczyzna. Oderwałam się od niej z trudem i chwyciłam za rękę. Zrzucając po drodze szpilki wciągnęłam ją na piętro czując się tak, jakbyśmy były nadal dwiema nastolatkami które właśnie psocą niewinnie, gdy rodzice nie patrzą. 

 

Gdy otworzyłam drzwi i zobaczyła łóżko pierwszy raz się zawahała. 

 

-Ja jeszcze nie... - zaczęła, ale nie dałam jej skończyć. Przyciągnęłam ją do siebie i zaczęłam na nowo całować z taką mocą, że ugięły się pod nią nogi. Przez te lata ona jakby nabrała onieśmielenia. Ja czułam się w pełni kobietą, matką, pełną potrzeb kochanką. Szybkim ruchem podciągnęłam jej do góry koszulkę odkrywając dwie nieduże półkule w prostym, tanim staniku nie oddającym ich słodkości. Zanim zdążyła zaprotestować odsunęłam palcami ramiączka pozwalając im opaść na łokcie. Dopiero teraz na nią popatrzyłam.

 

W oczach miała głód.

 

-Ja jeszcze tego nie robiłam - skończyła wreszcie, ale bez lęku czy skromności, bardziej z rezygnacją i tęsknotą w głosie - Nadal. Chociaż ludzie chcieliby widzieć to inaczej - prychnęła.

-Pora to zmienić - podsumowałam.

 

Delikatnie odsłoniłam koronkę. Pod długimi paznokciami przesunęły się malutkie, różowe sutki. Odpięłam zamek pozwalając opaść bezużytecznej szmatce. Objęłam jej piersi dłońmi lekko zaciskając na nich paznokcie. Westchnęła i chwyciła mnie dłońmi w pasie. 

Pochyliłam się i nie puszczając jej piersi zaczęłam lizać maleńki dołek nad jej obojczykiem stopniowo przesuwając się do płatka ucha. Nie wydała z siebie żadnego dźwięku, ale jej sutki zaczęły twardnieć. Muskałam ustami całą szyję czujac tylko, jak przekręca głowę tak, żebym dotarła do wszystkich jej zakamarków. Dopiero po chwili dotarło do mnie że czuję, jak lekko unosi się i opada na palcach stóp przez co pociera piersiami o moją bluzkę. 

Szybko pochyliłam się i zaczęłam je ssać.

 

Teraz jęknęła rozdzierająco i przycisnęła mi do nich twarz. Czułam pod językiem twarde kuleczki wieńczące wciąż jędrne, równie twarde piersi. Zeszłam niżej, przez jej brzuch do pępka gdzie całując podbrzusze spokojnie rozpięłam guzik spodni. Opadły z bioder ukazując białe, bardzo mokre figi. Objęłam teraz dłońmi jej pośladki wbijając język pomiędzy uda tak, jak czasami podpowiadała mi wyobraźnia w noce, kiedy przepełniała mnie jakaś nieznana tęsknota.

 

Jej palce zacisnęły się na moich włosach. Jęczała słodko nie śmiejąc się poruszyć mimo tego, że znowu poczuła niecierpliwe ruchy przybliżające mnie do źródła tego niepokoju.

 

Nieśpiesznie zsunęłam delikatny materiał po czym wstałam kontemplując widok przed sobą. Oddychała ciężko z nieprzytomnymi od pragnienia oczami, z ciemnym puchem  kiędzy nogami, którego nie próbowała nawet zakrywać, naga, piękna, delikatna.

 

Pociągnęłam ją na łóżko i rozchyliłam jej nogi zdecydowanie przesuwając językiem od kolana do samej góry.

 

Krzyknęła, kiedy jego czubek szybko przemknął po jej dziurce, drobnych wargach i dotarł do wieńczącego je groszka. Z lubością się nim zajęłam.

 

Zaciskała palce na narzucie. 

Odczepiłam od niej jedną z jej dłoni i położyłam sobie na głowie. Mimo braku doświadczenia doskonale wiedziała, jakie tempo lubi przyciągając mnie do siebie rytmicznie i tracąc dech, kiedy wsunęłam się w nią językiem. 

 

Pieściłam ją nim na tyle długo, że dwukrotnie poczułam przetaczającą się przez nią falę. Taka spragniona, taka chętna… 

 

Wreszcie musiałam zadać to pytanie.

 

-Czy mam na ciebie uważać?

 

Zamrugała wyrwana z osobistego raju. Bramy tego, do którego wiodło ją życie zakonne zdaje się, że z hukiem sobie zatrzasnęła. 

 

-Proszę?

-Jak wiele mogę z tobą zrobić? - zadałam to pytanie inaczej, wymownie pieszcząc palcami wejście do jej nietkniętego wnętrza. 

 

Zawahała się. 

 

-To takie straszne, jak mówią? - próbowała zażartować.

-Nie ze mną - zapewniłam - A na pewno chcę się starać. 

-Ty ciągle jesteś ubrana - zmieniła temat, ale słusznie. Powoli zdjęłam z siebie bluzkę, spódnicę, rajstopy. Zsunęłam ubrane dzisiaj body, na które zapatrzyła się z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Niestety nie mogłam się z nią równać. Moje piersi zdążyły już opaść, biodra poszerzyć, skóra stracić swoją jędrność.

-Czuję się przy tobie, jak dziewczynka - uznała.

-I teraz nie wiem, czy to komplement czy nie.

-Wyglądasz tak, jak powinno się wyglądać w naszym wieku. Jesteś przepiękna. A po mnie - wzruszyła ramionami - Po mnie widać tylko tyle, że nigdy nikt mnie nie zamienił w kobietę.

 

Przygarnęłam ją do siebie. Natychmiast objęła udami moje biodra i poczułam jej mokre podbrzusze na swoim.

 

-Musimy to zmienić.

 

---

 

Położyłam ją pod sobą całując, uspokajając. Wsunęłam najpierw najdrobniejszy z palców, co i tak spowodowało, że natychmiast przyspieszyło jej tętno.

 

-W ten sposób nic ci nie zrobię - mruknęłam i lekko przesuwałam palcem po jej mokrym wnętrzu. Rozluźniła się i po chwili zaczęłam czuć, jak odpowiada mi delikatnym ruchem bioder.

 

Teraz ostrożnie dodałam drugi palec i poczułam niewielki opór. Już wiedziałam, że kolejny go przełamie. Ona zadygotała przez moment, ale ufnie kontynuowała swój taniec na mojej dłoni pojękując od czasu do czasu.

Wyciągnęłam je z niej, zsunęłam się, podciągnęłam wysoko jej uda i jeszcze raz weszłam w nią językiem czując słodki posmak wypływajacych z niej soczków. Wsunęłam na nowo jeden palec, potem drugi, popieściłam ją tak przez dłuższą chwilę po czym bez ostrzeżenia dodałam trzeci i docisnęłam.

 

Tak jak myślałam krzyknęła zaskoczona, ale szybko je z niej wyciągnęłam i przytuliłam ją do siebie głaszcząc po włosach.

 

-I już po wszystkim.

 

Spojrzała w dół.

 

-Wyburdzę ci pościel.

-Nie martwi mnie to specjalnie.

 

Teraz już tylko się całowałyśmy, nie miałaby już dzisiaj z tego przyjemności.

 

-Chcesz skoczyć pod prysznic?

-Muszę.

-Mam go obok pokoju, te drzwi.

 

Wyszła przez nie pośpiesznie, drobiąc śmiesznie.

 

Życie.

 

Złożyłam narzutę i pościel, odłożyłam je na krzesło do prania. Słuchałam plusku wody i zastanawiałam się właśnie, czy do niej nie iść, kiedy usłyszałam znajomy dźwięk. Tknięta złym przeczuciem wyjrzałam przez okno.

 

Samochód męża stał na podjeździe.

 

I zanim zdążyłam zareagować zdarzyły się trzy rzeczy na raz. 

 

Po pierwsze wyszła z łazienki zupełnie naga, ociekająca wodą i z wesołym uśmiechem na twarzy.

 

Po drugie zobaczyłam, że z rzuconego niedbale plecaka wypadł i leżał na środku pokoju jej habit.

 

A po trzecie na to wszystko patrzył zszokowany, stojący w progu pokoju mąż. 
  • Lubię 8

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Nie zawiodłem się na Twojej wyobraźni :) Tyle ode mnie :*

  • Lubię 1

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Cuckoldplace Poland © 2007 - 2024

Jesteśmy szanującym się forum, istniejemy od 2007 roku. Słyniemy z dużych oraz udanych imprez zlotowych. Cenimy sobie spokój oraz kulturę wypowiedzi. Regulamin naszej społeczności, nie jest jedynie martwym zapisem, Użytkownicy stosują się do zapisów regulaminu.

Cookies

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.

Polityka Wewnętrzna

Nasze Forum jest całkowicie wolne od reklam, jest na bieżąco monitorowane oraz moderowane w sposób profesjonalny przez ekipę zarządzającą. Potrzebujesz więcej informacji? Odwiedź nasz Przewodnik. Jednocześnie przypominamy, że nie przyjmujemy reklamodawców. Dziękujemy za wizytę i do zobaczenia!

×
×
  • Dodaj nową pozycję...