Skocz do zawartości
rita

Jeżyny

Rekomendowane odpowiedzi

Tak trochę nieśmiało ale chętnie podzielę się czymś co piszę w wolnej chwili do folderu (taka szuflada ;) ). Może jak będzie zainteresowanie to mnie zmotywuje żeby nie zaprzestawać pisania.

 

Pierwszy raz zobaczyłam go jak stał oparty o spękany mur starej kamienicy pijąc coś z butelki, której logo zasłaniał dłonią. To w sumie na tę dłoń zwróciłam uwagę. Była duża, silna a na palcu nosił srebrną obrączkę.

Rozmawiał z kilkoma osobami, jakąś parą około trzydziestki i z dwojgiem mężczyzn w podobnym wieku. Sam również nie mógł mieć mniej jak trzydzieści kilka lat, może czterdzieści. Jego związane w kucyk włosy były już pełne siwych pasemek, podobnie jak przystrzyżona broda.

Śmiali się z tego, co opowiadał im tak żywo przy tym gestykulując, aż niewiele brakowało by wylał na siebie to, co akurat pił. Czarna koszula i spodnie oraz wojskowe buty wyglądały na nim, jakby był to jego strój codzienny. Trudno było orzec, czy jest postawny czy ma początki problemów z nadwagą, ale w oczy bardziej rzucało się wesołe spojrzenie kontrastujące z lodowatym błękitem oczu. Śmiał się gromko co jakiś czas przypominając sobie najwidoczniej co lepsze momenty tego, o czym opowiadał.

Przechodziłam obok ale nie zwrócił na mnie uwagi. Może dlatego że szłam za rękę z wieloletnim partnerem, który był jego dokładnym przeciwieństwem. A ponieważ nie charakteryzowała go paranoiczna zazdrość zauważywszy jak przyglądam się temu mężczyźnie uśmiechnął się tylko półgębkiem, puścił moją rękę i objął w pasie.

Przelotne zainteresowanie prędko mi umknęło. Mijał drugi dzień rozkosznie kiczowatego festiwalu na który zjeżdżali się miłośnicy kłów, fantastyki, osobliwych outfitów i wszelkiego dziwactwa. Miałam wrażenie, że alkohol powoli zastępuje mi krew i limfę a upał jaki akurat panował wyżera resztki myśli. W głowie brzęczały mi świerszcze bezmyślności i początku kaca.

Było bardzo wczesne popołudnie, pora obiadowa. Szliśmy poszukać miejsca gdzie da się zjeść w klimatyzowanym pomieszczeniu i przemyśleć dwie opcje: pójścia na miejskie kąpielisko lub zaszycia się w dusznym mieszkaniu na drzemkę przed wieczornym szaleństwem w klubach. Zgarnialiśmy ze sobą po drodze coraz więcej znajomych, także siadając do stolika z zamówionymi, lepkimi od dżemu naleśnikami była nas całkiem spora gromadka. Snuliśmy rozmowy o niczym od czasu do czasu z lubością wtykając szpile w nieobecnych.

-Nie wiecie w ogóle co się działo wczoraj w parku…

-Tak?

-Podobno jakaś parka przepłoszyła wszystkich lokalnych dresów. Zwijali się z ławek wyzywając ich od

Wszyscy roześmieli się szyderczo. Nie od wczoraj było wiadomo, że na festiwal ten przyjeżdżają także osoby, które mają…hmm…co najmniej osobliwe skłonności. Po każdym krążyły opowieści o epickich imprezach na wynajętej kwaterze, cudach jakie działy się za zamkniętymi drzwiami, orgiach w pobliskim lesie czy jak w tym przypadku – parku.

-Ktoś tam ładnie dogadzał jakiejś pannie. Znając życie nieźle wstawionej, spalonej i napalonej.

-Niekoniecznie w tej kolejności…

-Ciekawe czy to ktoś z Warszawki..

-Czemu akurat z Warszawy?

-Wiesz..

-No nie wiem właśnie – zaperzył się dumny przedstawiciel.

-No co? To komplement miał być. Przecież to u was jest najwięcej takich imprez. Mało razy docierały do nas opowieści z dark roomów?

-Przesadzone.

-Czy ja wiem – zamyśliła się zielonowłosa dziewczyna, na co dzień przykładna pracownica znanej korporacji – Znam parę wiarygodnych osób które potwierdzą, że na przykład ostatnio…

Popłynęły opowieści pełne biczów, skór i uniżenia. Ziewnęłam czując się jak pełny bąk i planując wrócić jednak do mieszkania, przespać się a potem odświeżyć. Nagle przy stoliku obok usiadła widziana wcześniej na rynku gromada. Sięgnęli po menu i oddali lekturze, czekając na kelnerkę.

-Ooooo, ten to mógłby wam wiele opowiedzieć – powiedział półgłosem warszawiak – Ten siwy. Kilka moich koleżanek już wspominało, że jak przyjeżdża na imprezy, to wychodzi minimum z dwiema, trzema na kwaterę. Bywa że do domu wracają kilka dni po fakcie.

-A ten – siedzący obok kolega z kolczykiem w uchu obrzucił go krótkim spojrzeniem – Znam go. Jest w porządku. Kolekcjonuje broń białą. Zna się na temacie.

-A właśnie, kupowałeś coś ostatnio?

Wszystkie siedzące przy stole dziewczyny jęknęły głośno aż kilka osób obejrzało się na nas w tym dziewczyna z gromady siwowłosego. Zlustrowała nas z góry do dołu po czym odwróciła się widocznie znudzona. On nawet nie popatrzył.

My natomiast postanowiłyśmy się ścieśnić i obejrzeć jakość wykonania naszych hybryd, podczas gdy panowie męczyli wątek poruszany mniej więcej kilka razy na dobę. Noże, miecze i broń w ogóle była ich konikiem zaraz po samochodach. Miałam wrażenie że wkrótce obudzona w środku nocy będę w stanie opowiadać o nich na wyrywki. Zanim skończyli minął blisko kwadrans, każdy zjadł już swój obiad i ruszyliśmy w obranych wcześniej kierunkach.

+

Na naszej kwaterze było równie gorąco, jak na wielu innych. Bardzo stare budownictwo zamieszkiwane głównie przez emerytów nie sprzyjało montażowi klimatyzacji. Często starsze panie nie miały nawet wiatraczków, także kisiliśmy się niesamowicie. Z ulgą przyjęłam więc informację, że za zarobione w ubiegłym roku pieniądze nasza gospodyni zakupiła i zamontowała nowoczesny natrysk, który bardzo sobie chwaliła po latach męczenia się z wanną. Wskoczyłam pod niego, wyszorowałam się malinowym płynem do ciała i owinięta w ręcznik, kapiąc z mokrych włosów, weszłam do naszego pokoju. Oprócz mnie i mojego chłopaka nocował tam także znajomy, ale pojawiał się i znikał w zupełnie nieoczekiwanych momentach.

Tym razem go nie było a z relacji gospodyni wynikało, że odmaszerował kilka minut przed nami z dmuchanym kołem pod ręką. Uznaliśmy więc, że poszedł na pływalnię i nie będzie go prawdopodobnie przez dwie lub trzy godziny. Położyłam się na kanapie i sięgnęłam po otwarte zeszłego wieczoru, zwietrzałe już wino.

-Chce ci się jeszcze? – zdziwił się uprzejmie mój partner ledwie uchylając powieki.

-Zamierzam nie trzeźwieć do końca weekendu – mruknęłam dopijając zawartość butelki – Należy mi się po tej orce jaką mieliśmy w pracy przez ostatnie trzy miesiące.

Kiwnął głową i zamknął oczy. Przypatrywałam mu się znad dzióbka oblizując usta. Miał na sobie teraz tylko jeansy i skórzany pasek. Pięknie wyrzeźbiona klatka piersiowa kusiła, półdługie, lekko skręcone pasma włosów spadały niefrasobliwie na twarz. Mimo iż obecnie kończył studia miał wciąż urodę młodego chłopaka, który myśli właśnie nad doborem przedmiotów maturalnych. Z tego powodu wielokrotnie mylono jego prawdziwy wiek i spoufalano się bardziej, aniżeli należałoby ze względu na metrykę. Bawiło go to niezmiernie.

Pochyliłam się i przejechałam językiem powoli od jego pępka przez mostek do podbródka. Zamruczał zadowolony.

-Wiesz że nie wiemy, kiedy tamten tak naprawdę wróci?

-Wiem.

-A jak wejdzie?

-To spytam czy się przyłączy.

Usłyszałam jego zduszony śmiech. Nie zdziwiłam się. Nasz kolega był rasową dziewicą. Porządny tak bardzo, że nie pasował tutaj zupełnie. A jednocześnie tak ubrany, wygolony i wytatuowany, że niejedna wieszała się na nim zdumiona później tym, jak bardzo nie był zainteresowany przypadkowymi kontaktami z kobietami.

Nie wiedzieć czemu upodobał sobie nasze towarzystwo wierząc głęboko, że mamy podobne wartości będąc ze sobą nieprzerwanie od wielu lat. Zagadką pozostawało czy bardziej zasmuciłby go czy zdziwił fakt, że regularnie pieprzyliśmy się z innymi parami u nas, u nich bądź w wynajętych na mieście pokojach.

Mieliśmy ogromny apetyt na akcje w większym gronie.

Muskając delikatnie jego usta przypomniałam sobie, jak niedawno dogadzał nimi piszącej z rozkoszy rudowłosej pannie. Drobna i zwinna nie pozostawała mu dłużna. Miałam niezłe przedstawienie a potem masę radości, kiedy wymęczywszy siebie nawzajem zajęli się moją osobą.

Zdecydowanie kolega byłby zdruzgotany.

Niedbale rzuciłam ręcznik w kąt pokoju i zabrałam się za rozpinanie wspomnianych już spodni, ale napotkałam łagodny opór.

-Wieczorem, błagam, bo teraz padam, jest za gorąco.

Westchnęłam i wstałam poszukać jakiejś bielizny i lekkiej sukienki. Widziałam, że jemu zbiera się na drzemkę. Wcześniej miałam w planach podobną aktywność, jednak prysznic rozbudził mnie a sen odpłynął.

-To ja przejdę się na miasto.

-Nie jesteś śpiąca? Coś wspominałaś, że jesteś wcześniej.

-Byłam, byłam, ale mi przeszło. Zobaczę co ludzie robią.

-A co mogą teraz robić – mruknął już w poduszkę – Toczą się i czekają na wieczór aż upał zelżeje.

 

+

 

Miał rację, niemniej na zewnątrz od czasu do czasu powiewał wiatr a w centrum rynku była fontanna otoczona drzewami, co pozwalało nieco odetchnąć czego nie mogłam powiedzieć o opuszczonym właśnie pokoju. Przy fontannie zgromadził się spory tłumek osób, którzy zdawali się mieć podobny pomysł na imprezę jak mój i nie trzeźwieli od momentu przybycia. Pili jednak zdecydowanie więcej przez co stanowili teraz obraz nędzy i rozpaczy. Uznałam, że postoję tu chwilę i uciekam, inaczej ludzie skłonni pomyśleć, że coś mnie z nimi łączy.

Wpatrywałam się w pluszczącą wodę nie myśląc o niczym konkretnym, kiedy naprzeciw coś się poruszyło. Podniosłam wzrok i zobaczyłam, że po jej drugiej stronie opiera się widziany wcześniej mężczyzna. Jego świta siedziała kawałek dalej paląc coś wyjątkowo cuchnącego. Dym dotarł aż tutaj i skrzywiłam się odruchowo.

-Aż taki jestem paskudny? – powiedział cicho uśmiechając się półgębkiem. Miał niski, spokojny głos.

-Ty nie, ale to co oni tam palą to jakieś wyjątkowe świństwo.

-Zgadzam się – powiedział krótko, schylił się i wyciągnął z wody butelkę coli. Odkręcił, upił z lubością, zakręcił i odłożył w to samo miejsce.

-Niezły patent!

-Tak. Dopóki któryś z tych tutaj jej nie znajdzie i nie zrobi z niej zapojki do bimbru.

-Spokojnie. Oni nigdy nie zapijają.

Popatrzyliśmy w tej samej chwili na toczącą się w naszą stronę postać chudego, mocno zawianego chłopaka. Zatrzymał się na fontannie, przewiesił w dół i wsadził na moment głowę pod wodę, po czym wrócił do swoich towarzyszy ociekając nią cały.

-Hm… w sumie racja.

Przez chwilę patrzyliśmy na otaczających nas ludzi po czym poczułam się w obowiązku przedstawić.

-Marysia – podałam mu rękę przechylając się przez fontannę.

Popatrzył zdumiony, parsknął krótkim śmiechem, obszedł naokoło murek, po czym chwycił mnie lekko za zawieszoną wciąż rękę i ucałował z galanterią.

-Radek.

Nie mając wyrobionego zdania na temat takich gestów uśmiechnęłam się niepewnie.

-Miło poznać. Pierwszy raz tutaj?

Znowu się roześmiał.

-Żartujesz? Chyba piąty albo szósty raz… musiałbym pomyśleć.

-Serio? Nie widziałam cię wcześniej a jestem po raz trzeci.

-Jak po raz trzeci to się nie dziwię. Ostatnie dwie edycje spędziłem głównie na kwaterach i wychodziłem tylko nocą na koncerty.

-No to wiele wyjaśnia. My siedzieliśmy na pływalni i w klubach, nie było dla nas nic ciekawego koncertowego.

-Nas?

-Dla mnie i mojej ekipy.

Hm. W sumie mogłam mu wspomnieć, że w tej ekipie znajduje się mój chłopak. Ale zaczęło mi się podobać to, że nie spuszczał ani na moment wzroku i patrzył intensywnie w oczy tymi swoimi tęczówkami przywodzącymi na myśl zimowe niebo.

-Żartujesz chyba? W zeszłym roku był chyba najlepszy skład, jaki kiedykolwiek zebrali.

-Niby w którym miejscu?

Następne dziesięć minut spędziliśmy na niezobowiązującej wymianie zdań która ujawniła, że może i lubimy podobny nurt w muzyce, ale zupełnie różne zespoły go reprezentujące. Przy okazji potwierdziło się, że był ode mnie blisko dekadę starszy, kiedy stwierdził:

-Można się poczuć staro po trzydziestce, ale jak się słucha was, młodych, to jestem prawie pewny, że za rok, dwa zestarzeje się zupełnie. Nie rozumiem, co podoba się wam w tym łubudubu. Klasyka zawsze się obroni.

-Elektronika bardziej kopie.

-Kopie, kopie – zirytował się – Jest pusta jak życie ćpuna i syntetyczna jak bluzka z Lidla.

-Przesadzasz.

-Bynajmniej. W instrumentach jest życie. Co to za koncert, kiedy na całej scenie jest tylko jeden kurdupel z laptopem i kręcące się wokół niego gołe dupy?

Wzruszyłam ramionami. Albo coś się czuje albo nie. Każdy jest inny, każdy odbiera muzykę inaczej więc to chyba dobrze, że może mieć różne opcje do wyboru? On wydawał się jednak wzburzony, że próbuje się zmieniać coś, co w jego mniemaniu było już najlepsze i wystarczające.

-A jak ci się podobają imprezy w klubach? – zmieniłam temat.

-Bardzo fajne. Poprawili się z nagłośnieniem. Ludzie też fajnie się bawią, jest dobra atmosfera – pochwalił i ponownie sięgnął po zimną colę – Chcesz łyka?

-A z czym jest? Bo ja już trochę dziś wypiłam, nie chce mieszkać.

Roześmiał się.

-Z niczym, nie piję.

-No proszę – mruknęłam z uznaniem i chętnie sięgnęłam po butelkę. Napój był przyjemnie zimny – Chwali się.

-Dla mnie to normalne. Nie potrzebuje wspomagaczy, żeby się dobrze bawić.

Ja w sumie też nie, ale lubiłam stan po wspomagaczach więc kiedy mogłam, to z nich korzystałam. Nie czułam jednak potrzeby, żeby się z tego tłumaczyć.

-Radeeeeeek – zza drzew dało się słychać marudzące zawodzenie.

-Co? – ledwie się odwrócił.

-Nie stercz tam, chodź do nas.

Przechyliłam się nieco i zobaczyłam że krzyczącą jest ta sama dziewczyna, która tak krytycznie obejrzała nas sobie w restauracji. Teraz też nie wyglądała na zadowoloną z faktu, że rozmawiamy. Patrzyła to na niego, to znowu na mnie, tyle że na niego z utęsknieniem a na mnie z pogardą.

-Przyjdę – powiedział krótko i nie ruszył się z miejsca. Dopił jeszcze trochę coli, zakręcił nieśpiesznie butelkę i odstawił ją do wody.

-Idź, idź, wydaje się zazdrosna – mruknęłam żartobliwie.

-Bo myśli że jestem jej własnością, niech sobie poczeka, dobrze jej to zrobi – powiedział bez emocji rozglądając się po rynku.

Oparłam się wygodniej o fontannę. Miło jest wiedzieć, że kogoś trafia szlag z twojego powodu. A przynajmniej ja lubię to uczucie i bezwstydnie się w nim pławiłam. Mając możliwość przyjrzenia się mojemu rozmówcy baczniej dostrzegłam drobne detale których nie zauważyłam wcześniej. Guzik z rzeźbieniem przy kołnierzyku, dokładnie wygolony kark, nienagannie spiłowane paznokcie. Jego postawa i ton wypowiedzi sugerowały osobę pewną siebie i nie poddającą się presji otoczenia. Poza tym z jednej strony fizycznie budził respekt, był zarówno wysoki jak i szeroki w barach, ale z drugiej wesołe iskierki w jego oczach wyraźnie zdradzały wesołą lub cyniczną naturę. Jedno zresztą nie wykluczało drugiego.

-O, cześć Marysia!

Za plecami wyrósł mi nagle mój współlokator. W samych spodenkach do kolan, klapkach i z przewieszonym przez ramię podkoszulkiem. W ręce trzymał materiał koła z którego spuścił powietrze.

-O cześć! Jak na pływalni?

-Darowałem sobie. Tłok taki, że nie da się wejść a na brzegu wytrzymać. Znacie się z Radkiem?

-A wy się znacie? – zdziwiłam się.

Oboje roześmiali się i uścisnęli serdecznie.

-Jak tu się nie znać? Poznałem go chyba ze trzy lata temu pod sceną. Darł się najgłośniej ze wszystkich.

-Tak, to był koncert… - rozmarzył się mój rozmówca i uśmiechnął jeszcze szerzej.

-No proszę. To może przyłączysz się do nas wieczorem? Będziemy w Grocie od…20? 21? Pamiętasz może? – zwróciłam się do kolegi, który w tym czasie starał się związać niesforne włosy.

-20. Wolę wcześniej, potem chce iść w inne miejsce.

-Zobaczymy – powiedział Radek – Nie wiem jak moi znajomi.

-Spoko, rozumiem.

-Raaaadeeeekkk! – marudząca dziewczyna zawołała go znowu, tym razem jeszcze bardziej poirytowana. Ten westchnął głęboko i wzniósł oczy do nieba.

-Idę, bo gotowa się zaraz obrazić i pójść w cholerę. Jakby co to do zobaczenia, miło było poznać.

Znowu ucałował mnie w dłoń, tym razem na pożegnanie. I w tej chwili zobaczyłam dwie rzeczy. Przez dosłownie ułamek sekundy podniósł przy tym oczy i popatrzył wyzywająco w moje po czym odwrócił się szybko i poszedł do swoich znajomych.

Drugą rzeczą była wściekła mina marudy, która w tym czasie zdążyła już wstać i zobaczyć tę scenę.

 

+

-Trzymałbym się z daleka.

-Co?

-Trzymałbym się z daleka – powtórzył kolega postukując klapkami na bruku, kiedy wracaliśmy na kwaterę.

-Od kogo albo czego?

-Od Radka.

-A podobno jesteście dobrymi kolegami – zakpiłam.

-Jedno drugiego nie wyklucza – odparł spokojnie – Radek to naprawdę fajny facet. Zna się na broni…

-BŁAGAM!

-…broni…no dobra, już nie będę, wiem jak cię to irytuje – zamachał rękami – Mamy wspólne zainteresowania i podobne poczucie humoru, moim zdaniem. Ale to nie jest odpowiedni facet dla ciebie.

-Chce ci przypomnieć, że ja już mam faceta.

-To mam na myśli. Jeśli go już masz, to od niego lepiej trzymaj się z daleka. Na każdym festiwalu zalicza przynajmniej 3-4 dziewczyny. Nierzadko na raz.

-No cóż, to w tym roku ma wyjątkowego pecha. Sądząc po tej która go wołała nie będzie miał od niej chwili wytchnienia do końca imprezy.

-Baśka? Założę się o dychę, że spławi ją zanim jeszcze zrobi się ciemno.

-To i ją znasz?

-Jej trudno nie znać, jeśli rozglądasz się za dziewczyną. Ćma barowa jakich mało. Wisi na każdym, kogo tylko sobie upatrzy i zaciąga do łóżka tak szybko, jak tylko się da – wzdrygnął się jakby coś mu się przypomniało.

-Ciebie też?

-Nie ma opcji. Z nią czy z grzybiarkami z obwodnicy, dla mnie bez różnicy. Ona siebie nie szanuje, bierze co popadnie. Nie zdziwiłbym się, jakby była już nosicielką co najmniej kilku rzeczy.

-No tak. Kolega zalicza to jest ok, ona zalicza to…

-Nie myliłbym tego ze sobą – przerwał mi – Radek nie zalicza byle czego. Baśka poluje na niego już chyba drugi rok. Gada z nią, czasem ponakręca dla zabawy a potem spuszcza po brzytwie. Ale ona nadal wierzy, że coś z tego będzie. A w międzyczasie śpi z każdym kto zechce. Radek siebie szanuje.

-Yhym – stwierdziłam krótko.

W mieszkaniu nadal panowała duchota. Mój facet spał więc dla zabicia czasu zaczęłam czytać książkę wachlując się jakąś ulotką. Tak zleciała mi godzina po której jednak ścięło mnie całkiem. Spałam kolejne dwie i kiedy się ocknęłam na zewnątrz zapadał już zmrok.

Współlokator właśnie malował sobie oko. Jedno, już skończone, miał artystycznie rozmazane. Do tego założył już skórzane spodnie i obcisły podkoszulek. Cmoknęłam wymownie a on skrzywił parszywie.

-Kolejny rok, kolejne nadzieje.

-Trzymam kciuki, żebyś wreszcie spotkał jakąś lejdi – ziewnęłam szeroko – Która jest?

-Dziewiętnasta.

-Dziewiętnasta?! I mnie nie budzisz?! Jak mam zdążyć się zrobić przed dwudziestą?! – wystrzeliłam z łóżka i dopiero wtedy zauważyłam brak mojego towarzysza – A ten gdzie poszedł?

-W łazience. Kąpie się – odparł spokojnie chowając eyeliner – Możemy być i po dwudziestej, jakie to ma znaczenie?

W sumie żadnego, ale jakoś tak miałam ochotę znowu spotkać Radka i zdążyłam się już na to nastawić. Szybko przeanalizowałam jaka stylizacja nie zajmie mi więcej niż trzydzieści minut i w końcu zdecydowałam się na szpilki, rurki i bluzkę na ramiączkach. Do tego kilka bransoletek i krótki wisiorek a rozpuszczone blond włosy, które sięgały mi do połowy pleców, zrobiły swoje. Makijaż był już bardziej skomplikowany bo lubiłam dobrze zrobione oko. Miłość mego życia wróciła w samym ręczniku kiedy właśnie do niego zasiadałam.

-Wyrobimy się na tą dwudziestą? – spytał oceniając krytycznie moje położenie.

-Tak.

-O to coś nowego – mruknął uśmiechając się półgębkiem a ja prychnęłam. Lubiłam się „zrobić”, co na to poradzę?

  • Lubię 16

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

No to podsumujmy... jestes piekna, masz gust, jestes hotka, masz talent pisarski ... no wyglada na to, ze tu diamencik nam wyladowal!!! Jestes jak 500€ jak to u nas mowia, wszyscy o nim mowia ale malo kto je widzial!!!

Buziaki

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Klub to było za dużo powiedziane. Sala służąca na co dzień do wszelakich zgromadzeń, wesel, chrzcin i innego cholerstwa była co roku wynajmowana i dostosowywana do potrzeb organizatora. Dwóch ochroniarzy na wejściu, rozlewnik piwa w kącie razem ze znudzoną barmanką oraz ratujący sytuacje głęboki mrok przecinany laserami. Do tego zasłona dymna i sporo wypitego alkoholu, które pozwalały wyobrazić sobie, że jest się w czymś bardziej ekskluzywnym.

W takim otoczeniu na parkiecie bujały się pojedynczo i grupami dziewczyny w lakach i na wysokich obcasach oraz panowie w czarnych portkach i koszulkach z zespołami. Może i tandetnie, może i naiwnie, ale połowę znałam już z twarzy, część po imieniu a resztę chętnie bym poznała. Było swojsko, niemalże rodzinnie. Cokolwiek się tu mogło stać, tu by zostało.

Przeliczyłam zapas gotówki. Powinna mi wystarczyć na całą noc o ile gdzieś po drodze nie urwie mi się film a włączy hojność. Kupiłam duże, zimne piwo i pociągnęłam spory łyk zapatrzywszy się na tańczące pary i bez żalu porzucając chęć nie mieszania dzisiaj alkoholi. Obok mnie moi znajomi ustawiali się w kolejce do baru. Przepatrywałam leniwie tłum ale nigdzie nie widziałam ani Radka ani jego grupy. Nieco rozczarowana wzruszyłam ramionami.

-Idziesz na parkiet?

Pytała jedna z moich bliskich koleżanek. Chwyciłam ją za rękę i powędrowałyśmy na sam środek, gdzie przez następnych 15 minut wiłyśmy się w układzie, jaki ćwiczyłyśmy jeszcze w liceum dla zabawy. Wiedziałyśmy, że skupiamy uwagę ludzi wokół i bardzo nam to odpowiadało.

Spocona oparłam się o ścianę. Karina, bo tak się nazywała, poszła tymczasem uzupełnić zapas piwa.

-Niezły dałyście pokaz.

Aż podskoczyłam. Radek stał obok, ale w tak ciemnym kącie, że w pierwszej chwili go nie zauważyłam.

-Chcesz, żebym dostała zawału?!

-Ty? Ja widziałem tu kilku takich, co przez ostatni kwadrans dostali go już dwa razy. O ten na przykład-dyskretnie skinął głową w stronę wyjątkowo upiornego faceta stojącego pod drzwiami-Stoi sobie i patrzy na ciebie odkąd weszłaś. Jeszcze nigdy nie widziałem, żeby był taki ożywiony.

-Wygląda jakby miał zaraz umrzeć – z przerażeniem odkryłam, że faktycznie się na mnie gapi.

-No właśnie – uśmiechnął się szeroko – A zwykle ma tak bogatą mimikę, jakby nie żył już od dawna.

Prychnęłam śmiechem i dopiłam co tam jeszcze było w plastikowym kubku. W głowie kręciło mi się już znacznie.

-A ty co? Chcesz dzisiaj całkiem popłynąć? – skomentował moje lekkie zachwianie się.

-Zdecydowanie – mruknęłam, ale chyba usłyszał bo pytająco uniósł brew – Ciężki rok w pracy – machnęłam ręką – A ty tu tak sam?

-A nie, moja ekipa jest tam – machnął ręką wskazując jakiś punkt w tłumie na parkiecie – Ja póki co czekam, aż wyjdzie stąd ta moja urocza, rudowłosa diablica. Wtedy będę mógł spokojnie się pobawić. Inaczej nie da mi spokoju i zaraz się przyczepi.

Z jego głosu przebijało znużenie.  Szybko rozejrzałam się gdzie jest mój chłopak. Bawił się w najlepsze co jakiś czas rozmawiając ze swoim kumplem.

-Taki męczący egzemplarz?

-Nawet nie wiesz, jak bardzo – westchnął – A ty?

-Co ja?

-Też sama? Chociaż nie, przecież byłaś z koleżanką…

-Moi znajomi dla odmiany są tam – teraz ja machnęłam ręką – Ale póki co nie czuję się na siłach żeby wracać na parkiet. Muszę odpocząć.

Przez chwilę obserwowaliśmy tłum w milczeniu. Nie przebrał się, odkąd go widziałam, albo miał zestaw podobnych ubrań. Nie czułam od niego żadnych perfum. W ręce miał butelkę z wodą. Widać było zresztą, że jest trzeźwy jak niemowlę.

-Chyba jednak stąd pierwsza nie wyjdzie – przerwał milczenie – Pora ewakuować się w inne miejsce tak, żeby tym razem nie zobaczyła, gdzie idę. Cholerne podchody jak w podstawówce..

-To po co z nią gadałeś?

-Bo mi jej szkoda – powiedział i popatrzył na mnie uważnie – Słuchaj, a może pokazałabyś się ze mną na chwilę? To może się wkurzy i wyjdzie, ona tak ma…

-Gimbaza.

-Nawet gorzej, podstawówka co najwyżej ale zaczynam chyba być zdesperowany.

-Pokazanie się ze mną to szczyt desperacji?!

-Cholera, ja to potrafię czasem strzelić – palnął się w czoło a następnie bez pytania chwycił mnie za rękę i pociągnął na parkiet – Przepraszam, nie to miałem na myśli. Jakoś ci to wynagrodzę.

Ze zdumienia nawet nie zdążyłam zaprotestować. Na szczęście DJ jakby wyczuł moment i nadymił od serca, tak że ludzie nie widzieli siebie nawzajem. Zewsząd usłyszałam okrzyki ni to zachwytu, ni irytacji.

Puścili coś odrobinę wolniejszego i nagle zdałam sobie sprawę, że jestem niedaleko rudej kusicielki obejmowana przez siwowłosego, który sprawnie poprowadził mnie do tańca zdumiewająco pasującego do muzyki, która do tej pory kojarzyła mi się tylko z samotnym trzęsieniem tyłkiem na parkiecie.

Dookoła zapłonęły błękitne światła w których jego oczy wydawały się jeszcze zimniejsze. A patrzył na mnie w skupieniu, lekko przy tym uśmiechając. Ogrom wypitego alkoholu robił swoje i spowalniał mój tok myślenia ale nie na tyle, żebym nie rozejrzała się, czy na pewno mój chłopak nas nie widzi. Nie bardzo chciało mi się mu tłumaczyć w tej chwili.

Nigdzie go nie widziałam, za to ruda widziała nas doskonale. Zauważywszy swój cel szybko zbliżyła się w jego kierunku, po czym stanęła jak wryta widząc go z kimś innym. Popatrzyła jeszcze przez chwilę z nienawiścią, po czym obróciła się i ruszyła do wyjścia.

-Cel osiągnięty. Wyszła – poinformowałam go.

-Świetnie! Teraz mogę wreszcie zacząć wieczór.

I fajnie, ale mnie nie puścił. Dalej patrzył a jego uśmiech nieco się poszerzył. Dym zaczął opadać natomiast moje ciśnienie znacząco wzrosło.

-Hm.. – mruknęłam nie wiedząc, co teraz. Kawałek zaczął się mieć ku końcowi, kiedy nachylił się nade mną i powiedział prosto w ucho:

-Pachniesz trochę strachem a trochę ciekawością, Marysiu.

Puścił mnie i znowu z galanterią ucałował w dłoń.

-Dziękuję za taniec. A teraz przepraszam, idę nadrobić zaległości towarzyskie.

Zostawił mnie na parkiecie i odmaszerował do swojej grupy. Stałam tak kompletnie ogłupiała kiedy podeszła do mnie Karina.

-Fiuuuuuu – gwizdnęła znacząco.

-No co?

-O dziewczyno… brałabym.

-To bierz, wolna jesteś.

-No sorry, to nie do mnie podszedł – wywaliła język.

-A do mnie tylko dlatego, że już wcześniej się poznaliśmy – wzruszyłam ramionami.

-Na pewno?

Zabrałam jej z ręki to, co akurat piła, skosztowałam i skrzywiłam.

-Na pewno. Co to za syf?

-Normalne piwo tylko z sokiem imbirowym.

-Fuuuu…

-O tu jesteś!

Wtuliłam się w ramię mojego chłopaka. Przyjaciółka tylko lekko ruszyła brwią. Odpowiedziałam jej tak samo. Temat był póki co zakończony.

-Dymią jakby dotację na wkłady dostali. Jak się bawicie?

-Super! – powiedziałyśmy w tej samej chwili i zaczęłyśmy się śmiać.

We trójkę poszliśmy potańczyć. We trójkę, ale oddzielnie.

A ja wciąż miałam wrażenie, że czuję dłoń tamtego na biodrze. Popatrzyłam w oczy mojemu partnerowi. Szybko złapał moje spojrzenie, uśmiechnął się i popatrzył gdzie indziej.

Tamten patrzył na mnie tak, jakby nie bał się niczego. A już najbardziej nie tego, co sobie o nim pomyślę.

Rozejrzałam się. Po Radku i jego znajomych nie było śladu. Po rudej także.

  • Lubię 14

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Zbliżała się północ. Szliśmy przez rynek trzymając się pod ręce. Robiliśmy przy tym niewielkie odchylenia to w prawo to w lewo, bo wszyscy mieliśmy już w czubie. Swój oceniłam jako już dość konkretny i nie wymagający poprawiania. Wszystko lekko mi wirowało a każdy krok wydawał się, jak robiony przez sen.

-To gdzie teraz?

-Do Babuszki.

Radości było co nie miara. W tym roku podnajęli salę w restauracji o tej właśnie nazwie. Niewielka, mieszcząca może ze 40 osób nastawiona była bardziej na chillout i złapanie oddechu przed pójściem gdzie indziej, jak poważną zabawę. Uznaliśmy, że to dobry wybór. Każdy miał już ochotę odpocząć. Wtoczyliśmy się do środka prawdopodobnie robiąc sporo zamieszania. Wysłaliśmy jednego z chłopaków, żeby przyniósł wszystkim po soku ale prędko uznali, że zmieszczą jeszcze po kieliszku wódki.

Ja już zrezygnowałam. Oparłam się wygodnie o ścianę i poddawałam rozkołysanej świadomości. Leniwie przypatrywałam się obecnym tu ludziom, kiedy nagle zobaczyłam kogoś znajomego. Musiałam się skupić i zmrużyć oczy ale tak – znałam tę twarz. Tylko skąd?

Naraz mnie olśniło. To nie mój znajomy, tylko Radka. Jeden z ich ekipy. Podszedł do swojej dziewczyny i zaczęli o czymś rozmawiać z ożywieniem. Obok nich usiadła jakaś para a obok nich…

Zakręciło mi się lekko w głowie. Obok nich siedział Radek a na kolanach usiadła przodem do niego jakaś długowłosa blondynka. Nie widziałam jej twarzy, ale patrząc od tyłu miałyśmy podobną stylizacje i niemal takie same włosy. Wyglądało to ciekawie.

Tymczasem przy naszym stoliku zaczęła się dyskusja na jakiś błahy temat, którego nie podjęłam. Chwyciłam mojego za rękę i delikatnie dałam do zrozumienia, że jestem znużona, dlatego nie będę rozmawiać. Takie komunikaty wyłapywaliśmy między sobą już szybko, więc uścisnął mi dłoń i nie zadręczał pytaniami.

Przerzuciłam więc spojrzenie na blondynkę. Oparła ramiona o jego barki tak, że była nad nim pochylona. Włosy nieco zsunęły się na boki. Jego dłonie obejmowały ją po bokach za biodra. Rozmawiali w ten sposób i widać było, że sprawia im to przyjemność. Dziewczyna roześmiała się z czegoś i kilka kosmków widocznie opadło jej na twarz, bo puścił jej biodro, podniósł rękę i bardzo powoli zaczesał je za ucho.

Nie spuszczając z niej wzroku.

Ona przesunęła równie powoli swoje dłonie po jego barkach. Nie poruszył się nawet, tylko lekko uśmiechnął się samym kącikiem ust. Rozmawiali dalej.

Poczułam jak gdzieś w granicach pępka rozchodzi mi się przyjemne mrowienie. Znałam je. Zawsze od tego zaczynał mi się nastrój na coś więcej. Na ekscytującą noc we dwoje, na ryzykowne posunięcia. Upiłam łyk soku, był jabłkowy. Jego słodycz rozlała mi się w ustach i zmieszała z posmakiem alkoholu. Miałam chęć na coś bardziej wytrawnego.

Próbowałam przypomnieć sobie tamten taniec. Szorstkość materiału jego koszuli. Silny nacisk dłoni. Szczypanie zarostu, gdy musnął nim mój policzek. Ale wciąż pamiętałam przede wszystkim przeszywające mnie spojrzenie. Trochę cyniczne, trochę wyzywające.

Chciałam je poczuć na sobie raz jeszcze.

On jednak nie spuszczał go z blondynki. Obróciła się na moment i aż westchnęłam. Wyglądała jak elf. Eteryczna buzia z wielkimi oczami. Nic tu po mnie.

Podnieśli się oboje. On podał i założył jej lekki płaszczyk. Ona kilkoma całusami pożegnała się z paroma osobami. Kierując się do wyjścia minęli nas, ale chyba mnie nie zauważył. Wyszli a mnie przeszła ochota na dalsze imprezowanie, co powiedziałam na głos.

-Coś się stało? – zmartwili się.

-Nie, wypiłam już chyba za dużo, wrócę już na kwaterę. Nie musisz wracać ze mną – zwróciłam się do mojego chłopaka, bo zaczęła wydłużać się mu mina – I sama dojdę. Mam ochotę na dłuższy spacerek, nie masz nic przeciwko?

-Na pewno dojdziesz sama? – przypatrzył mi się z powątpiewaniem.

-Najwyżej będę się trzymać muru – prychnęłam ze śmiechem i odrzuciłam trzy inne propozycje odprowadzenia do mieszkania.

Noc była przyjemnie chłodna po upale, jaki panował w dzień. Lubiłam letnie noce. Były przesycone aromatem kwiatów, lekko wilgotne a tutaj wibrowała w niej także muzyka i dziesiątki radosnych głosów. Trochę jak wesele na świeżym powietrzu.

Od ścian odbijał się stukot moich obcasów. Poirytowana zdjęłam buty i szłam dalej boso. Od razu lepiej! Myślami byłam coraz bliżej miękkiej pościeli i szklanki zimnej wody. Może nawet i dwóch. Skręciłam w mniej uczęszczaną uliczkę, przeszłam parę kroków…i nie podejrzewając się o taki refleks schowałam pośpiesznie za kolumną.

Stali tam.

Ona opierała się nonszalancko plecami o ścianę starego domu. Po jej prawej stronie było okno w którym migał telewizor. On opierał się rękami o mur kładąc je po bokach jej głowy. Świeciła tu tylko jedna latarnia, akurat za nimi, dlatego widziałam głównie obrys ich postaci. Rozmawiali ściszonym głosem, ale słowa docierały do miejsca, gdzie stałam.

-Śmieszny jesteś.

-Myślisz że jak się za ciebie zabiorę, to dalej będzie ci do śmiechu?

-Nie boję się ciebie.

-A powinnaś.

Zapadła cisza, rzuciłam okiem ze swojej kryjówki. Jego dłoń zsunęła się na jej udo i przesuwała pomalutku w górę.

-I czemu nie masz sukienki? Zobacz, jak sama sobie utrudniłaś życie.

-Sobie albo tobie.

-Nie ja wskakiwałem ci na kolana w klubie.

-Padalec.

Nagle złapał ją za włosy i pociągnął tak, że musiała odchylić głowę. Był od niej wyższy, więc pochylił się teraz nad jej twarzą.

-Traktuj mnie z szacunkiem inaczej będziesz przychodzić do mnie na czworakach i błagać o chwilę uwagi.

Puścił jej włosy i gwałtownie okręcił do okna. Jedną ręką objął na wysokości piersi a drugą sięgnął do zamka spodni. Rozpiął je sprawnie i wsunął do środka dłoń.

-Ale majteczek nie masz. Tak, jak prosiłem. Grzeczna…

Ona sapnęła i wygięła się w łuk.

-A teraz popatrz sobie co też tam oglądają i lepiej bądź cicho, inaczej cię zobaczą.

Niby stali nieruchomo ale widziałam, jak jego dłoń szybko porusza się w spodniach dziewczyny. Drugą wciąż ją trzymał i nie pozwalał się wyrwać. Chociaż nie stawiała większego oporu. Z rozchylonymi ustami i walcząc sama z sobą stała naprzeciw okna i tylko co jakiś czas słyszałam głębszy oddech po którym uginały jej się kolana, ale zaraz stawiał ją do pionu.

Wszystko to trwało może trzy, cztery minuty po których niemal upadła na kolana i sapnęła głośno, ale poza tym nie wydała z siebie żadnego dźwięki. Znieruchomieli na moment po czym puścił ją i wyjął dłoń z jeansów. Odsunęła się od okna i zaparła rękoma o ścianę oddychając głęboko, ale on okręcił ją łagodnie w swoją stronę i powoli oblizał każdy palec, który jeszcze przed chwilą w niej był. Dokładnie cztery. Kciuk wsunął jej w usta i powiedział coś cicho a ona zaczęła go delikatnie ssać. Następnie przejechał nim jej po policzku do ucha, przeciągnął w dół przez szyję i objął ją w pasie pozwalając się do siebie przytulić.

-Tylko nie zapomnij zapiąć spodni – usłyszałam jeszcze a ona zachichotała. Przytuliła się na chwilę po czym wyprostowała, zapięła guzik i chwycili się za ręce, żeby odejść jakby nigdy nic.

Dopiero wtedy zorientowałam się, że stoję z dość bezmyślnym wyrazem twarzy.

A może by tak wrócić i potańczyć jeszcze?

+

Wróciłam do pierwszego klubu w jakim byliśmy nie dopuszczając do siebie myśli że robię to z nadzieją, że znowu go spotkam. Czułam się tym zażenowana. Takie podchody kojarzyły mi się jeszcze ze szkołą. Czatowanie na konkretnej ulicy o konkretnej godzinie, bo podobno on tamtędy wraca ze szkoły. Jeżdżenie tym samym autobusem. Dobrze że nie zapisywanie się na kółko modelarskie, choć i to przychodziło mi do głowy żeby poderwać takiego jednego…

Po blisko dwóch godzinach miałam dość. Wytoczyłam się i przeszłam przez rynek pełen niedobitków. Widziałam, że na naszej kwaterze nie pali się światło, także jeszcze nikt nie wrócił. Na szczęście. Nie chciało mi się tłumaczyć.

Przeszukiwałam właśnie kieszenie nie pamiętając gdzie włożyłam klucze, kiedy usłyszałam znajomy głos. Stał kawałek dalej pod drzewem przysłuchując się jakiejś rozmowie. Narzucił na siebie prostą, czarną katanę, ręce wsadził w kieszenie. Zawołałam go a kiedy popatrzył pomachałam dłonią. Odmachał a ja szłam dalej przed siebie.

-I jak wieczór?

Odwróciłam się zaskoczona. Zrównał się ze mną i szliśmy dalej razem.

-A udany, dzięki. A twój?

-A jak co roku. Powtarzalnie ale przyjemnie.

Nieźle podsumowane…

-Wracasz na kwaterę?

-Taa…widzę że moich jeszcze nie ma ale chyba już pora na mnie. Z drugiej strony mówię to dziś po raz trzeci i ciągle się rozmyślam.

Zaśmiał się a ja uznałam, że śmiech ma równie fajny, jak powierzchowność.

-Jutro ostatni dzień. Na twoim miejscu bawiłbym się do oporu.

-Czuję że ten opór już się zbliża.

Stanęłam pod drzwiami.

-W takim razie nie będę ci przeszkadzał.

-Nie przeszkadzasz – wyrwało mi się i zaraz poczułam się głupio, za to on uśmiechnął się szeroko i oparł ręką o ścianę.

-To mówisz że co planowałaś? Położyć się spać? Byłbym za duży na misia.

-Czy ja wiem? Mój ulubiony miś miał z półtora metra.

-No ja mam więcej jak półtora.

-Hmmm..ciemno jest, nie widzę.

-I chciałabyś sprawdzić?

-A dalej rozmawiamy o wzroście?

Tym razem jego śmiech odbił się od ścian. Miło było się tak poprzekomarzać tylko w którą to stronę pójdzie?

-A o czym być wolała?

-W sumie… - zamyśliłam się – Jako że cię prawie nie znam to tematów byłoby sporo. Z drugiej strony mamy prawie czwartą rano – sprawdziłam komórkę.

A smsów żadnych. Muszą się srogo bawić w takim razie.

-I słońce już wstaje. Ale bary dalej czynne. To może jedno małe na koniec nocy?

-Ale jedno. I małe.

+

Były trzy i duże w dodatku do siódmej rano. Nie mając nic do ukrycia (czego w sumie trochę żałowałam) napisałam po prostu że jednak jestem tu i tu ze znajomym i zapraszam wszystkich do nas, jak już się wyszaleją. Trudno było mi przyznać samej przed sobą że liczę na to, iż nie przyjdą wcale. A byli piętnaście minut później. Szli już w zasadzie trzymając się jeden drugiego i podśpiewując coś, czego nie znałam a co widocznie przekręcali ile mogli, bo co chwila mylili słowa i śmiali się z tego jak dzieciaki.

Zapoznałam go ze wszystkimi poza wspólnym kolegą. Tak jak przypuszczałam zaraz temat zszedł na broń. Jedna z koleżanek wymownie ziewnęła i położyła głowę na stole. Nawet jeśli żartowała, to zasnęła w dwie minuty. Druga zaczęła przeglądać komórkę. Panowie w tym czasie wymieniali spostrzeżenia i chwalili się co mają w domach.

Korzystając ze sposobności patrzyłam na niego bezwstydnie znad kufla. Silnie zarysowana szczęka. Zarys mięśni pod koszulą. Ręka na kolanie…

Ręka na kolanie?!

Nie, nie wydawało mi się. Dyskretnie rozejrzałam się na boki. Po lewej siedział mój partner, ale w jednej ręce trzymał piwo a w drugiej papierosa. Po prawej koleżanka przeglądająca komórkę. Obiema dłońmi.

Podniosłam na niego oczy i nasze spojrzenia skrzyżowały się na moment. Dosłownie na sekundę uśmiechnął się półgębkiem po czym popatrzył znowu na swojego obecnego rozmówce i pociągnął łyk soku.

Trzymanego jedną dłonią.

Druga była pod stołem.

Na moim kolanie.

Najpierw po prostu tam leżała. Potem podjął jakiś emocjonujący wątek i zagarnął całą uwagę przy stole jednocześnie odwracając ją ode mnie. Wtedy poczułam, jak palcami głaszcze je i nieco wyżej wnętrze uda. Im bardziej coś podkreślał, tym silniej na nie naciskał.

-…dlatego już nigdy więcej od niego nic nie kupię! – zakończył podkreślając to pacnięciem wolnej dłoni w stół. Chłopaki podnieśli larum.

A on przesunął rękę wyżej, ponad kolano, jednym zaledwie palcem głaszcząc mnie w okolicy szwu na spodniach.

Trochę przyśpieszył mi oddech a kropelka potu spłynęła po szyi.

Mój partner nie zwracał na nas uwagi.

-…mnie nie zawiódł. Nawet kiedyś jak paczka nie doszła, to sam się pofatygował żeby…

Nie wiem o czym rozmawiali. Zsunęłam dyskretnie swoją rękę i złapałam za jego. Znieruchomiał ale na jego twarzy nie dało się poznać, co dzieje się pod stołem.

Przesunęłam ją dobrych pięć centymetrów wyżej i splotłam dłonie pod podbródkiem, czekając co się wydarzy.

Przez chwilę nie działo się nic a potem zaczął gładzić wnętrze mojego uda od tego miejsca w dół i do góry, w dół i do góry.

Przymknęłam lekko powieki. Bardzo to było przyjemne…

-Chyba musimy się już zbierać.

-No, mnie też już muli, chodźmy.

-Tą budzimy czy tak zostawiamy?

Wszyscy zaczęli się podnosić i dopijać co mieli w kuflach i kieliszkach, narzucać okrycia, sprawdzać czy nadal mają telefony i portfele. Jego dłoń jeszcze raz delikatnie przejechała po mojej nodze po czym wynurzyła się spod stołu i zaczęła sięgać po inne, żegnające się z nim dłonie. Moją jak i przedtem ujął z galanterią i ucałował, nie obdarzywszy mnie ani jednym spojrzeniem.

-Chciałem powiedzieć „do jutra” ale dotarło do mnie, że już prawie siódma – ziewnął szeroko nasz współlokator – Pa stary, prześpij się i ty.

-No to pa – mruknął i tylko wtedy, na dosłownie sekundę, popatrzył na mnie, narzucił katanę i wyszedł pierwszy, żeby przytrzymać drzwi przede mną i wynoszoną na ramionach kolegów koleżanką.

Tak zwany pijacki savoir vivre…

  • Lubię 8

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Dobre naprawdę dobre, nie nachalne i swoj ładunek emocjonalny ma, niecierpliwie czekam na dalszy ciąg.

  • Lubię 1

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

W suficie były dwa małe pęknięcia. Wpatrywałam się w nie odkąd się obudziłam. W pokoju był jeszcze chrapiący współlokator. Mój poszedł się odświeżyć i po bułki do sklepu.

Dochodziła dwunasta i upał robił się nieznośny. Leniwie poszturchiwałam stopą głowę kolegi, ale ten ani drgnął, takie miał spanie. Byłam w samych bokserkach i krótkim podkoszulku ale i tak było mi gorąco.

Wciąż myślałam o ręce wędrującej po wnętrzu mojego uda.

Przesunęłam nogę w bok i metodycznie ściągałam nią po kolei kusą sukienkę, majtki i stanik a na końcu próbowałam przetransportować tak do łóżka bransoletkę, niemniej spadła na ziemię i potoczyła się pod łóżko. Zaklęłam.

-Poranna gimnastyka?

-Ciii – złapałam się za głowę – Jak się podnoszę to mnie mdli.

-Ok – zaszemrał i przysiadł na łóżku, patrząc na mnie z rozbawieniem. Ja natomiast przesunęłam stopę wzdłuż kanapy do jego krocza i delikatnie zaczęłam nią pocierać. Uniósł brwi i wymownie spojrzał na śpiącego obok kolegę. Wzruszyłam ramionami i przyłożyłam palec do ust.

„Nic nie mów”.

Oparł się więc wygodnie o ścianę i rozpiął guzik od spodni po czym założył ramiona za szyję i z rozbawieniem czekał, co będzie dalej. Wsunęłam stopę we wnętrze zamka i udało mi się go nieznacznie rozpiąć tak, że mogła sięgnąć głębiej. Poduszkami palców masowałam jego męskość tak daleko, jak tylko dotarłam a on uśmiechał się coraz szerzej. Poczułam, że zaczął twardnieć, jednak w tym momencie z łóżka obok usłyszeliśmy chrapnięcie, stęknięcie i ciche „O Jezu…”. Nieśpiesznie wyjęłam stopę a mój zapiął spodnie. Spod kołdry wynurzyła się spocona zjawa.

-Która jest?

-Po dwunastej.

Upadł na nowo w pościel i leżał przez chwilę bez ruchu po czym przekręcił się na plecy trzymając za głowę.

-Za stary jestem na to.

-Akurat.

-Poważnie. Nie mam już zdrowia. I nie mam nadal żadnej panny na oku. Bez sensu.

-Jak to nie masz? A te dwie co się wczoraj na tobie wieszały?

-Ktoś się na nim wieszał? – zainteresowałam się z obłudnym zdziwieniem.

-Taka ruda desperatka… Opowiadałem ci o niej wczoraj – popatrzył na mnie przekrwionymi oczami – I jej koleżanka. Ale ta druga to chyba próbowała ją ze mnie ściągać, a nie próbowała na mnie wieszać.

Zgarnęłam swoje rzeczy i zostawiłam panów samych. Wsunęłam się do łazienki, odkręciłam wodę pod prysznicem, ustawiłam na letnią temperaturę, zrzuciłam rzeczy i z ulgą zniknęłam w jego wnętrzu.

Co za noc…

Nie miałam w zwyczaju dawać się tak traktować. Co więcej – nigdy nikt nie odważył się mnie tak traktować. Miałam opinię żylety o ciężkiej pięści kiedy uznałam, że ktoś próbuje mnie obrazić lub oczernić. Nie raz i nie dwa byłam wyciągana prawie że za włosy z kotła który sama zorganizowałam, gdy jakaś panienka próbowała sobie na mnie podkręcić swoje marne ego.

Mój facet zdaje się za to mnie właśnie pokochał. Nie dawałam sobie wejść na głowę jak i potrafiłam żyć między ludźmi. Jego też to dotyczyło więc czasami unosiłam się na niego, ale wtedy rozbrajał mnie śmiechem, bagatelizował to albo po prostu przytulał i dawał całusa.

Nie bał się mnie, jak większość facetów, czasami obracał wszystko w żart, czasami traktował serio. Zawsze szanował. Jeśli przesadziłam – potrafił mi to wytknąć. Raz po prostu się spakował, wyszedł i poczekał, aż przeproszę.

Radek też się mnie nie bał. Ale i nie dałam mu chyba powodów. Dopiero teraz zauważyłam, że przy nim zachowywałam się bardzo miło i sympatycznie. Wręcz ulegle. Wręcz kokieteryjnie.

No tak.

Co mógł sobie o mnie pomyśleć?

No ale.. Było paru takich, którzy moje zachowanie odebrali podobnie. I krótki plaskacz w twarz olśnił ich, że chyba sobie za dużo dopowiedzieli, kiedy próbowali mnie złapać to tu to tam.

Pytanie w takim razie, czy ja po prostu sama tego nie chciałam?

Zostawiając je otwarte uznałam, że to i tak nie zwalnia go z określenia jako nazbyt śmiałego, żeby tak się zachowywać wobec mnie. A on zdaje się w ogóle się tym nie przejmował.

Nic a nic.

I nie wyobrażałam sobie podnieść na niego ręki i dać mu tego „plaskacza”.

Moja wyobraźnia pokierowała mnie raczej w tę stronę, gdzie to on przypiera mnie do ściany i uderza, kiedy pozwoliłam sobie na zbyt wiele. Tylko co by to miało być wobec niego?

Namydlona ręka zabłądziła mi w okolicy krocza.

A gdybym była wtedy w sukience, zdjęła buty i stopami wjechała między jego uda tak, jak to zrobiłam kilka minut temu? Lub gdybym nie szła z nim do baru, tylko złapała za koszulę, przyciągnęła do siebie i zaczęła całować? Robiłam już tak z innymi i zwykle rozochoceni oddawali się w moje ręce.

To miłe, ale teraz byłam niemal pewna, że on odepchnąłby mnie mniej lub bardziej łagodnie, zaśmiał się i kazał ochłonąć. Bo to on zaczyna. On bierze. To nie życzliwość, nie pożądanie mojej osoby, nie zauroczenie. Byłabym dla niego kolejną laską do zaliczenia. Ale na jego warunkach. Tak przynajmniej czułam.

Tego jeszcze nie grali…

-Bardzo mnie pan urzekł, panie Radku – mruknęłam i pozwoliłam, żeby twarz zalał mi strumień wody.

+

-Zombie…zombie nation!

Zadudniło z przejeżdżającego auta i pasowało idealnie do tego, jaki obraz sobą prezentowaliśmy. Pięć bladych postaci ze zmrużonymi od słońca oczami, pchającymi się pod koronkową parasolkę znajomej bez względu na przynależność do jakiej płci deklarowaliśmy.

-Won!

-No weź się. Nie da rady z kacem w taki upał.

-Won, mówię! Było sobie kupić własną!

Spod kolejnego auta uniósł się tuman – syn kurzu i wiatru. Zakaszlałam i chwyciłam się mocniej mojego towarzysza. Czułam, jak tusz spływa mi z rzęs a plecy zaczynają się lepić, ale za nic nie wyszłabym dzisiaj nie zrobiona i w byle czym, byleby było chłodniej. Jak sukienka, to ta najbardziej przekombinowana, jak makijaż, to po całości. Wachlowałam się w poczuciu beznadziejności jakąś ulotką i brnęłam w wysokich obcasach po piachu w kierunku głównej sceny. Pożegnalne koncerty zawsze były najbardziej spektakularne.

Pod bramką tłoczyło się już całkiem sporo osób. Wyłapywałam głodne spojrzenia zawieszające się na moim dekolcie ale podejrzewam, że koleżanka z parasolką chroniącą ją przed palącym słońcem i tak byłaby teraz większym obiektem pożądania.

Zademonstrowaliśmy posiadane bransoletki i z ulgą opadliśmy na drewniane ławki w podcieniu zamawiając na start po zimnym piwie dla każdego.

-Co za pogoda. Mogło przez ten czas chociaż raz popadać.

-Mogłoby.

-Niezła tam dupa idzie.

-Gdzie?

-Ta z różowymi włosami.

-Ujdzie.

-No na pewno lepsza niż to z czym przyszedł Richard wczoraj na kwaterę.

-Riki kogoś przyprowadził?

Obrabianie tyłka znajomym było jednym z ulubionych zajęć w trakcie całego wyjazdu. Z niektórymi widywaliśmy się raz do roku, więc aktualizowaliśmy sobie na bieżąco informacje. Teraz jednak nie przejawiałam zainteresowania.

Rozglądałam się tylko za jedną osobą.

W masie ludzi ubranych na czarno było to trudne. Nie wiedziałam też kiedy i gdzie będzie ani gdzie nocuje. Gorączkowo rozmyślałam, czy nie mówił mi tego wczoraj. Moment, moment… Na pewno rozmawialiśmy o tym, że woli klasykę od nowoczesnych rozwiązań i że nie ma daleko do głównej sceny więc raczej na wszystkich koncertach bywa.

Czyli musi mieszkać w pobliżu i pewnie przyjdzie na…zajrzałam w program.

-Co tak milczysz?

Zorientowałam się, że mój partner przygląda mi się od pewnego czasu.

-Upał. Kac. Wielka smuta ostatniego dnia – wyliczyłam z automatu. Nie zabrzmiało to wiarygodnie, ale z drugiej strony ciężko było temu zaprzeczyć. Przekrzywił więc głowę i uniósł brew patrząc na mnie czujnie. Pochyliłam się i dałam mu buziaka.

-Te, papużki, bo niedobrze mi się robi.

-Fuj.

-Fuj? W powietrzu aż gęsto od obsceny a my jesteśmy fuj? – zaśmiał się mój facet sięgając po piwo nieco uspokojony. Dokładnie w tym samym momencie zobaczyłam Radka.

Schodził do wyjścia. W duchu jęknęłam z żalu, ale nie miałam żadnego pretekstu, żeby ruszyć za nim. Szlag by to trafił!

Czas się dłużył. Obejrzeliśmy trzy ciekawe koncerty, bawiłam się raczej dobrze, ale czekałam na ten czwarty, bardziej klasyczny. Kiedy wchodzili moja ekipa zaczęła się zbierać. Niezmiennie tkwiłam tam, gdzie stałam. Popatrzyli zdumieni.

-Idziesz?

-Co? Ach nie, nie, chciałam jeszcze posłuchać tych co będą teraz grali.

-Chyba żartujesz, przecież to są jakieś straszne dinozaury.

-No właśnie, daj spokój, chodźmy – mój ciągnął mnie za rękę, ale nie ustąpiłam.

-Fajnie grają, lećcie, dojdę później.

-Nie chce cię zostawiać – mój facet miał niezadowoloną minę.

-Idź, nie obrażę się.

-Ale nie chcę bawić się bez ciebie.

-Wyluzuj, to ostatni dzień i jeden koncert który w dodatku cię nie interesuje. Zajmijcie jakieś zacienione miejsce, za pół godziny do was dojdę.

Bez przekonania, ale zostawił mnie i pobiegł za znajomymi. Jak tylko zniknął zaczęłam rozglądać się wokół. Miałam tylko pół godziny! Sądząc po jego minie, to już do wieczora mnie nie zostawi. Głupi nie jest. Nie wie o co chodzi, ale coś zaczyna przeczuwać.

I nagle bum – jest!

Stał kilka metrów od sceny z butelką wody. Patrzył spokojnie, jak zespół rozkłada się i nawołuje do nagłośnieniowca. Na moje nieszczęście obok niego stała jakaś dziewczyna, ale w taki sposób, jakby byli bardziej dobrymi znajomymi, niż coś ich łączyło. Ręce miała założone za plecami, co jakiś czas machała do znajomych przechodzących to tu to tam i szczebiotała do Radka, który odpowiadał jej z uśmiechem, ale bez głębszego zaangażowania.

Po przeprowadzeniu powyższej dedukcji odetchnęłam głęboko, rozejrzałam wokół i podeszłam do nich na tyle spokojnie, na ile umiałam.

-Cześć.

-O, cześć! – Radek uśmiechnął się do mnie i przechwycił dłoń w wiadomym celu – Znasz może Tolę?

-Nie, Marysia, cześć – podałam rękę uśmiechniętej pchle zwanej Tolą.

-A hej, Tola – uśmiechnęła się również, za to całą sobą – Przyszłaś posłuchać Credix?

-Radek tak zawzięcie indoktrynował mnie wczoraj…

-Aaaa, cały on – przerwała mi ze śmiechem – To nasz lokalny ambasador staroci. Ale w tym przypadku ma rację, warto poznać, dobrze grają. Skąd się znacie?

-W zasadzie poznaliśmy się wczoraj – ciężko było się nie zarazić jej wesołością. Promieniała taką radością życia i optymizmem, że od razu zaczęło mi się udzielać. Widać było, że i Radek czuje się z nią bardzo dobrze – A wy? Jeśli można spytać oczywiście.

-Pewnie, że można. Znamy się w zasadzie od szkoły. To już chyba będzie dwadzieścia lat, prawda Radziu?

-Prawda – potwierdził zadowolony.

Czyli w zasadzie siostra, jeśli do tej pory się nie zaobrączkowali, uznałam i byłam już spokojna o swoją pozycję.

  • Lubię 10

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Sorry, ale puki co to nie ogarniam.

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Sorry, ale puki co to nie ogarniam.

 

Czego? :)

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Cuckoldplace Poland © 2007 - 2024

Jesteśmy szanującym się forum, istniejemy od 2007 roku. Słyniemy z dużych oraz udanych imprez zlotowych. Cenimy sobie spokój oraz kulturę wypowiedzi. Regulamin naszej społeczności, nie jest jedynie martwym zapisem, Użytkownicy stosują się do zapisów regulaminu.

Cookies

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.

Polityka Wewnętrzna

Nasze Forum jest całkowicie wolne od reklam, jest na bieżąco monitorowane oraz moderowane w sposób profesjonalny przez ekipę zarządzającą. Potrzebujesz więcej informacji? Odwiedź nasz Przewodnik. Jednocześnie przypominamy, że nie przyjmujemy reklamodawców. Dziękujemy za wizytę i do zobaczenia!

×
×
  • Dodaj nową pozycję...