Skocz do zawartości
Xavery

Ratowanie związku

Rekomendowane odpowiedzi

 

Zakaz spotkań z kochankiem, który przegina często jest jedynym słusznym rozwiązaniem.

Jakby mi mój man wydał "zakaz", to tym bardziej miałabym ochotę na spotkania z kochankiem.

Nie jestem dzieckiem, czy ubezwłasnowolniona, by mi czegoś w prywatnym życiu zakazywać.

Gdyby jednak mnie o to poprosił, bo...*, to natychmiast spełniłabym jego prośbę.

 

* dowolne wpisać

  • Lubię 2

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Jakby mi mój man wydał "zakaz", to tym bardziej miałabym ochotę na spotkania z kochankiem. Nie jestem dzieckiem, czy ubezwłasnowolniona, by mi czegoś w prywatnym życiu zakazywać. Gdyby jednak mnie o to poprosił, bo...*, to natychmiast spełniłabym jego prośbę.

 

Nie jesteś ubezwłasnowolniona - to jasne, ale biochemia może ubezwłasnowolnić. Wiesz fajnie jest się czuć samoświadomym i jeszcze dodatkowo tupać nóżką jak mi ktokolwiek czegoś zabrania albo nakazuje - a takiego w... Ja kilka razy w życiu byłem w stanie totalnej euforii niezawsze związanej z zakochaniem i było kilka bliskich mi osób, które właśnie prosiły mnie i wiesz co odpowiadałem "a co Ty k... o tym możesz wiedzieć skoro nigdy nie doświadczyłeś". Minęło kilka miesięcy, euforia minęła i co? Miałem żal i to duży. I po tych kilku miesiącach mówiłem tym samym osobom - słuchaj wiedziałeś w co się k... pakuję, rozumiałeś, dlaczego prosiłeś a nie dałeś mi w mordę bez słowa? Zou - rozumiem doskonale, albo tak mi się wydaje, co piszesz, ale czasem na prawdę siłowe rozwiązania są jedynymi. Nie zawsze i nie dla każdego, ale czasem tak po prostu jest, że jak argument siły nie zadziała to siła żadnego argumentu nie da rady!

 

P.S. Czasem mijają emocje i człowiek docenia to, że partner zaryzykował wszystko wiedząc jakie to może wywołać reakcje, tylko dlatego, że jeszcze wierzy i jeszcze walczy i ostatnim argumentem, takim krzykiem rozpaczy chce Cię otrzeźwić i wyrwać z szalonej euforii, może i pięknej, może i niepowtarzalnej, ale destrukcyjnej, niszczącej wszystko to co dawało Ci radość i szczęście przez kilka minionych lat...

  • Lubię 2

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Lemondzie, może na Ciebie działa.

Na mnie też, ale jak płachta na byka. Efekt - na pewno zrobię to, czego ktoś mi próbuje zakazać; a nie zrobię, gdy próbuje nakazać.

Tak miałam już od dziecka, nic się nie zmieniło. ;)

Ale gdy ktoś mnie poprosi, czy po prostu powie, że jakieś moje działania sprawiłyby mu/jej dużą przykrość - mięknę.

Czyli marchewka, a nie kij. ;)

  • Lubię 2

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

 

 

Nie chcesz wywołać pożaru nie baw się zapałkami. Tudziesz (za) pałkami.

A to bardzo trafne moim zdaniem jest porównanie. Z cuckoldem jest de facto jak z pożarem. Gdy się go wywołało, to już wszystko stoi w ogniu. Nie da się przecież, odwołać pożaru.

  • Lubię 3

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

 

 

Zakaz spotkań z kochankiem, który przegina często jest jedynym słusznym rozwiązaniem.

Ciekawą dyskusję tu wykręciliście. Lubię. A więc, ostatecznie nie wiadomo. Zakazywać czy nie. Ja uważam że oręż, warta udźwignięcia, dlatego są dwie wersje. Wersja pierwsza. Nie zakażesz? Czyli nie walczysz? Jeśli zabronisz, jakiś czas będzie chodzić wściekła. Rozgoryczona. Ale zrozumie po pewnym czasie, zapomni. Będzie wdzięczna. Wie, że nieokiełznana swoboda, jest jak dziecko zamknięte w fabryce czekoladek. Najpierw rzuca się na wszystko, ale z chwilą przesytu, sięga już tylko po najlepsze z najlepszych kąsków. Najostrzejsze beczółki z likierem. Wersja druga. Nie zakażesz? No to wygrasz. Sama się zmęczy, przeje cukierkami i wróci. Albo inaczej- przecież nie odejdzie. Bo dałem jej wolność wyboru. Zakaz, stworzyłby tylko zakazany owoc. Więc, która wersja. No właśnie. I tu dochodzimy do sedna. Bo to niestety zależy od cholernie wielu czynników. Tak wielu, że nie chce mi się nawet wymieniać, bo książka byłaby grubsza niż doktorat Goebelsa. Prawda jest tylko jedna. A właściwie to dwie. Jeśli łódka odpływa, to trzeba ją przycumować. (Spodobało mi się więc sobie pożyczam tę łódkę od "Może"), oraz ta, że o tym jak się zachowamy w chwili kryzysu - to dowiemy się właśnie wtedy, kiedy kryzys nastanie. Nie można odwołać pożaru.

  • Lubię 8

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

 

Nie można odwołać pożaru.  

 

Pożyczam. Nie, CHCĘ TO NA ZAWSZE! Nie pytam o zgodę. Uprzejmie informuję. :D

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Zabrakło tylko "w odróżnieniu od ciebie". ;)

Bo widzisz - mnie też, ale nie chciałabym, żeby partner był ze mną z litości, czy poczucia dobrze spełnianego obowiązku.

 

Nie, nie zabrakło. Nie planowałam niczego takiego napisać.

 

A co do meritum -

TEORETYZUJĄC mogę sobie zakładać wiele - że w sytuacji kryzysowej będę dzielna, że nie będę płakać, że zniosę z godnością; PRAKTYKA uczy, że to bywa zwodnicze. 

 

Moim zdaniem Lemond ma rację - czasem, aby coś uratować, trzeba delikwentowi/delikwentce przylać. Jeśli stracił/straciła jasność widzenia, tąpnięcie może pomóc w jej przywróceniu. 

Przykład: byłam w parku linowym. Najpierw szkolenie z BHP, przepinanie karabińczyków, żmudne ćwiczenia z mocowania wózka tyrolki. Nudy. Potem wchodzisz na ścieżkę. Przede mną szkoliła się pani z synem. Poszliśmy na średnią trasę - 8m ponad ziemią. Krew krąży, ręce trochę się trzęsą, nie patrzy się tak jak zawsze. Zachwycające i porażające reakcje organizmu, który próbuje zrezygnować z racjonalizmu i poddać się czystej emocji (tak jak w cuckold, czyż nie?) No i idziemy. Syn przypina, odpina, przechodzi. Ona przypina, przepina, przechodzi. Ja to samo. Adrenaliny w żyłach sto litrów. I wtedy on przypina się do tyrolki (żebyście mieli wyobrażenie - dwa karabińczyki i wózek) i zjeżdża a jego matka (widzę to wyraźnie) ODPINA OBA KARABIŃCZYKI, NIE ZAKŁADA WÓZKA TYROLKI i zamierza zjechać!!! 

I co - powinnam dać jej zlecieć na łeb, bo to jej decyzja, jej życie, jej błąd, jej chwila chwały czy alternatywnie złapać, wytargać za łeb, nawrzeszczeć i zdjąć z podestu, zanim się zabije po prostu? 

Wydarłam się strasznie, zdrętwiała, w sekundę przeszła od adrenalinowego haju do drżączki, dotarło do niej, co by się stało, gdybym jej nie przytrzymała. Zdjęli ją korzystając z drabiny, bo nie mogła ustać na nogach. Na dole płakała nad własną głupotą i powiedziała, że nie miała świadomości, co robi.

 

Tak to widzę - jeśli ktoś przestaje mieć świadomość, co robi, jeśli klapki przesłaniają mu oczy, mąż/żona MUSI nawrzeszczeć, uratować. Bo inaczej klops - upadek z 8m bez zabezpieczenia.

  • Lubię 11

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Czasem trzeba 'pociągnąć za smycz'. Bo co innego patrzeć na świat ze swojej perspektywy, zaburzonej lekko hormonami, a co innego, jak osoba z boku spojrzy na to odrobinę chłodniejszym wzrokiem...

  • Lubię 3

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

 

Nie, nie zabrakło. Nie planowałam niczego takiego napisać.

No nie mówię, że Ty. Ale aż mi się na klawiaturę cisnęło. ;)

 

 

TEORETYZUJĄC mogę sobie zakładać wiele - że w sytuacji kryzysowej będę dzielna, że nie będę płakać, że zniosę z godnością; PRAKTYKA uczy, że to bywa zwodnicze.

No ja sobie nie teoretyzuję i mówię na bazie własnych doświadczeń, niekiedy bardzo nieprzyjemnych. A z racji wieku - kilka dłuższych związków za mną, więc NAPRAWDĘ WIEM CO MÓWIĘ.

 

 

I co - powinnam dać jej zlecieć na łeb, bo to jej decyzja, jej życie, jej błąd, jej chwila chwały czy alternatywnie złapać, wytargać za łeb, nawrzeszczeć i zdjąć z podestu, zanim się zabije po prostu?

No nie wiem, czy opuszczenie kogoś grozi śmiercią, czy kalectwem.

Pominę oczywiście wariatów, którzy w afekcie, z zazdrości  zabiją, ale odejść nie dadzą.

 

 

Tak to widzę - jeśli ktoś przestaje mieć świadomość, co robi, jeśli klapki przesłaniają mu oczy, mąż/żona MUSI nawrzeszczeć, uratować.

Pytanie, czy ktoś przestaje mieć świadomość, czy porzucanemu wydaje się, że odchodzący przestał ją mieć.

 

A skoro już o "z życia wzięte"...

"Popełniłam" kilka bezsensownych, a już z pewnością zbyt długotrwałych związków, bo miałam ze strony np. rodziny, czy przyjaciół gadanie, trucie, zabranianie. ;)

 

Kwestia metod - indywidualna.

Jednemu wałkiem po łbie. Drugiego wystarczy poprosić o głębsze zastanowienie.

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Temat na czasie, wtrącę swoje trzy zdania.

Jesteśmy z żoną bardzo długo, ale coś zaczęło się psuć (tak Ona stwierdziła). Zaczęliśmy się oddalać od siebie. Wszystko się zmieniło jak w sumie ja ją sprowokowałem do tego żeby mnie zdradziła. Zrobiła to, po przyjeździe wszystko mi opowiedziała i naprawdę od tej pory jest między nami super. Ma dalej tego Przyjaciela i jest On Przyjacielem Rodziny. Mi to odpowiada, Żonie też, Przyjacielowi też, tz. że chyba jest wszystko ok.

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Cuckoldplace Poland © 2007 - 2024

Jesteśmy szanującym się forum, istniejemy od 2007 roku. Słyniemy z dużych oraz udanych imprez zlotowych. Cenimy sobie spokój oraz kulturę wypowiedzi. Regulamin naszej społeczności, nie jest jedynie martwym zapisem, Użytkownicy stosują się do zapisów regulaminu.

Cookies

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.

Polityka Wewnętrzna

Nasze Forum jest całkowicie wolne od reklam, jest na bieżąco monitorowane oraz moderowane w sposób profesjonalny przez ekipę zarządzającą. Potrzebujesz więcej informacji? Odwiedź nasz Przewodnik. Jednocześnie przypominamy, że nie przyjmujemy reklamodawców. Dziękujemy za wizytę i do zobaczenia!

×
×
  • Dodaj nową pozycję...