Skocz do zawartości
Xavery

Ratowanie związku

Rekomendowane odpowiedzi

 

Grube słowa mi się cisną na usta, kiedy czytam te bzdety.

Grube słowa to już chyba padły? ;)

A wystarczyło dokładniej przeczytać to, co napisałam, a nie sugerować się tym, co PusiLicker "wcisnął mi" do ust. ;)


 

Gdyby coś było nie tak z moim i męża układem, szybko dałby mi znać, że przeginam. Przyjęłabym do wiadomości, wdrożyła korektę, odsunęła się od źródła problemu.

Ale to związek Może? z KCS-em.

Być może idealny i powinien za wzór nam służyć.

Jednak Może? i KCS są jedyni.

Każdy inny związek ma swoje zapatrywania, poglądy, metody rozwiązywania problemów. I dla nich to, co dla Was oczywiste, może być idiotyzmem. ;)

A najlepsze, że mówię to ja - do bólu racjonalna i nieromantyczna. :lach:

  • Lubię 3

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Przeczytałam, co napisałaś wcześniej. Bądź spokojna.

Moje bycie/niebycie idealną, nie ma tu nic do rzeczy. 

 

Nie żądaj na serio, aby ktokolwiek, kto kocha, wspierał odchodzącego właśnie partnera. Potakiwał mu z miłością, z oddaniem odnosił walizkę do auta i z wiernością patrzył w znikające za zakrętem plecy. 

  • Lubię 4

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Czyli jednak nie przeczytałaś, więc przypomnę:

 

Kwestia semantyki. Czy szczera rozmowa będzie już walką? Bo takową na pewno bym przeprowadziła, określiła co mnie boli i na co się nie godzę. Ale to wszystko. Też jestem zerojedynkowa. Tylko rozumiem to nieco inaczej - albo partner chce ze mną być i próbuje przywrócić relacje między nami, albo... niech idzie w pizdu, czapka na głowę i droga wolna. ;) Jeśli to, które się zakochało, nie będzie chciało ratować dotychczasowego związku - to drugie i tak nic nie zrobi. Może jedynie przedłużyć agonię i sprawić, że będzie jeszcze bardziej bolesna.


 

Nie żądaj na serio, aby ktokolwiek, kto kocha, wspierał odchodzącego właśnie partnera. Potakiwał mu z miłością, z oddaniem odnosił walizkę do auta i z wiernością patrzył w znikające za zakrętem plecy.

I gdzie Ty tam zobaczyłaś takie żądanie to za chińskiego boga nie wiem. ;)

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Lemondzie, myślałam, że akurat dla Ciebie będzie jasne, że to żart. :D

 

 

Tak.

Na pewno z bólem serca, ale jednak.

Przemawia przeze mnie duże doświadczenie życiowe.

 

A jednak przeczytałam. Ale cytowania to się muszę poduczyć (to jest Twoja odpowiedź na pytanie Lemonda)

 Teoretycznie jeśli np. ja się zapętlę, to on właśnie z miłości do mnie da mi czas na spokojne podjęcie decyzji. Będzie przy mnie oczywiście. Ale nie będzie ani walczył ani błagał ani się awanturował. Z szacunku i miłości. Nie wiem czy to jest zrozumiałe. Tak stanąć przy drugiej osobie. Kochając. Bo tylko w ten sposób z kolei ja będę mogła sobie odpowiedzieć które to uczucia są prawdziwe. 

 

Tak, chiński bóg może mieć mi za złe, bo to nie Ty, Zou, pisałaś.

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Niestety mieszkamy w biednej Polsce.

Wiele osób pracuje za głodowe pieniądze, nie rozróżniając dnia od nocy. Brak pieniędzy na kino, weekend we dwoje.

Inni w korporacjach gdzie obowiązują formy kierowania ludźmi jak z PGR- efekt stres, praca do nocy. Brak czasu.

 

Te osoby które pracowały na zachodzie (nie mówię o tych co dopiero zaczynają albo pracują na najniższych stanowiskach), że tam kultura pracy, godziny pracy wyglądają zgoła inaczej.

Tam jedna osoba jest w stanie utrzymać rodzinę.

U nas dwie mają problem.

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Wybacz Może?, ale to wyjęte z kontekstu dyskusji.

Poza tym dla mnie zasadnicza różnica jest pomiędzy "z bólem serca", a "potakiwaniem z miłością i oddaniem".

Nie widzisz tego, czy nie chcesz widzieć, tak dla zasady. ;)

 

Ale jeśli uważasz, że to pogłaskanie po plecach i wsparcie odchodzącego, bo nie powiązałaś wszystkiego, co o tym napisałam, np. rozmowie o tym, co mnie boli i na co się nie zgodzę, to powiedz - tak czysto hipotetycznie - gdyby KCS się zakochał, postanowił odejść, a rozmowy nic by nie dały, to co byś zrobiła? No co? Przykuła łańcuchem do kaloryfera? Zagroziła, że dzieci więcej nie zobaczy? Straszyła samobójstwem? Zatłukła go gumowym młotkiem? ;)

No co??????

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Gdyby on się ode mnie zaczął oddalać, gdyby ewidentnie coś było na rzeczy, zaczęłabym węszyć i szukać powodu. Nie czekałabym do chwili, gdy będzie pozamiatane. Bo to przecież jest proces, nie dzieje się w pół sekundy jak na tatami. Znam go, więc widziałabym, że odpływa. Szukałabym sposobu na przycumowanie tej łodzi. Rozmowy z nim i terapia małżeńska na pierwszy ogień. Bo mnie, widzisz, zależy.

Post factum to ani kaloryfer, ani młotek, oczywiście. 

  • Lubię 8

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Może?, Ty naprawdę nie rozumiesz, co ja napisałam, czy tylko udajesz???

 

To może w krótkich, żołnierskich słowach, enumeratywnie:

1. rozmawiałabym, wyjaśniłabym co widzę, co mnie boli i na co się nie godzę;

2. wysłuchałabym co on ma do powiedzenia i czy ja, w zazdrości, czegoś nie wyolbrzymiam;

3. jeśli jednak nie wyolbrzymiłam - poczekałabym na reakcję partnera i jeśli:

a. widziałabym jego chęć naprawy związku - oboje, wszelkimi możliwymi, cywilizowanymi, dostępnymi metodami staralibyśmy się go naprawić;

b. gdyby takowej chęci nie było - spakowałabym mu manatki i niech szuka sobie szczęścia, a mnie dupy nie zawraca.

 

Bo mnie, widzisz, zależy.

Zabrakło tylko "w odróżnieniu od ciebie". ;)

Bo widzisz - mnie też, ale nie chciałabym, żeby partner był ze mną z litości, czy poczucia dobrze spełnianego obowiązku.

  • Lubię 1

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Czyż nie lepiej byłoby tak organizować te spotkania, by aż takich obaw one nie rodziły? Mam na myśli np. dobór kochanka. Sposób ustalania spotkań (np. to Rogacz je ustala). Prezentuję punkt widzenia Rogacza nieuległego w codziennych relacjach, a wręcz dominującego. Ulegli zapewne tak "łatwo" nie mają ;).

Mhm, a Ty zanim poznałeś swoją żonę i się w niej zakochałeś wiedziałeś, że się zakochasz?

Czy może preferujesz przywiązanie żony za nogę do kaloryfera, żeby nie odeszła przypadkiem i tylko w takiej sytuacji może uprawiać seks z kochankiem? Taka jest ta Twoja dominacja?

Rozumiem, że do sklepu żony też nie wypuszczasz, bo mimo iż seksu nie będzie to miej świadomość że może się zakochać w sprzedawcy. Nic na to nie poradzisz, czy będziesz dominujący czy nie. A zmuszanie jej aby została przy Tobie nie będzie już związkiem dwojga ludzi.

 

A na czym polega Twoja (bardzo słuszna moim zdaniem) ostrożność w postaci nie wchodzenia w głębsze relacje z kochankami? To Twój partner ustala spotkania? Nie prowadzisz rozmów z kochankami poza spotkaniami cuckold? Zapewne również nie randkujesz z nimi jak to komuś się marzyło na ropoczęcie ZK ;).

 

Dojrzały człowiek czuje kiedy relacja zmierza w niepożądanym kierunku i ma w tym momencie wybór co z tym dalej zrobi. Wbrew pozorom, jak partner będzie Ci zakazywał spotkań, rozmów (nie tylko z kochankami, ale ogólnie ludźmi) to w ten sposób nie zatrzymasz go przy sobie. A jeśli nie umiesz inaczej zatrzymać przy sobie partnerki to znaczy że nie masz nic do zaoferowania.

 

Mimo wszystko uważam za niedojrzałe jest myśleć , że gdybyś zakochała się w kochanku (obyś takiego nie znalazła ;)  ) i Twój Turbo to wyczuję to będzie pamiętał/ będziecie pamiętać jak wyglądała sympatyczna kawa i rozmowa przy niej:

 

" Jak miałeś się zachować, no przecież rozmawialiśmy o tym" - nie pamiętasz? - to Jemu wtedy powiesz? .

A jak nie będziemy rozmawiać, ustalać, igrać z ogniem (cuckold) a pozna kogoś na ulicy i pójdzie na sympatyczną kawę i potoczy się dalej? Wtedy będziesz pamiętał jak cudownie było jak się poznawaliście i randkowaliście? No błagam.

 

Trochę mi się nie podoba takie podejście bo przenosi odpowiedzialność (może tylko podświadomie) na męża/partnera, a przecież to chyba decyzje podejmowane przez oboje partnerów?

Po to właśnie mamy język w gębie żeby rozmawiać o decyzjach i konsekwencjach.

Zajrzyj do działu "jak zacząć" wielu rogaczy "płacze" jak namówić żonę na cuckold, bo żyć bez tego nie mogą. Pytanie czy zdają sobie w tym momencie sprawę z konsekwencji swojej decyzji (przekonywania żony). Potem żona odchodzi do innego. Jasne że odpowiedzialność jest po dwóch stronach. Zawsze jest. Nigdy wina nie leży po jednej stronie. Tylko ktoś zaczął....

Nie chcesz wywołać pożaru nie baw się zapałkami. Tudziesz (za) pałkami ;)

 

Lemond, dnia 06 Października 2016 - 09:33, napisał(a): snapback.png

Nad tym moim zdaniem nie da się w 100% panować. Można minimalizować ryzyko, ale nigdy nie ma pewności co się stanie. Czasem głęboka fascynacja rodzi się z jednego zdania, (a kneblowanie kochanków w trakcie spotkań jest raczej rzadko stosowane wśród użytkowników forum ;) ) a jeśli pozwoli się jej rozwinąć może zrujnować życie, albo wreszcie rozkwitnąć - punkt widzenia zależy  od punktu siedzenia ;)

 

Nad niczym się nie da panować w 100%, jak do pracy idziesz też nie wiesz co Cię spotka po drodze.

Gdyby było inaczej, życie byłoby nudne.

  • Lubię 3

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Jasne że odpowiedzialność jest po dwóch stronach. Zawsze jest. Nigdy wina nie leży po jednej stronie. Tylko ktoś zaczął.... Nie chcesz wywołać pożaru nie baw się zapałkami.

Nie ma znaczenia kto zaczął. Rozmowa toczyła się akurat na konkretny temat czyli przyzwolenie na odejście do innego bez walki. Padł argument, że skoro facet namawia to ma co chciał - podejście skrajnie egoistyczne i moim zdaniem niedojrzałe, zrzuca odpowiedzialność na tego kto fantazjował. Nikt nikogo na siłę nie pchał do łóżka (z założenia), nikt nikogo nie przymuszał. Jak żona proponuje wyjazd do teściów, a mąż zrypany po ciężkim tygodniu siada za kółko zmęczony i powoduje stłuczkę to też żona jest winna bo pierwsza zaproponowała? Nonsens.

A te zapałki - slogan. Chodzi o to, żeby wiedzieć gdzie, z kim  i jak się bawić. Jak się nie przewrócisz to się nie nauczysz! (na marginesie to też slogan ;) )

 

 

Zajrzyj do działu "jak zacząć" wielu rogaczy "płacze" jak namówić żonę na cuckold, bo żyć bez tego nie mogą. Pytanie czy zdają sobie w tym momencie sprawę z konsekwencji swojej decyzji (przekonywania żony).

Jestem przekonany, że nie zdają sobie kompletnie sprawy. Jedni mają więcej szczęścia inni mniej i ma to wpływ cała masa czynników. Ale fantazje to fantazje, marzenia to marzenia. Gdyby nie to, że jest zawężone postrzeganie i skupienie na pozytywnych stronach nikt by nie chciał ich realizować. Gdyby była możliwość doświadczenia wcześniej najbardziej negatywnych emocji, a potem dopiero zdecydowania pewnie mało kto by w ogóle fantazjował. Przykład - marzysz o lataniu samolotem, więc żeby sprawdzić co i jak udajesz się do symulatora, kleją Ci elektrody do głowy wprowadzają w jakąś hipnozę powiedzmy i możesz doświadczyć w sposób skrajnie rzeczywisty co czuje pilot na chwilę przed katastrofą. Zdecydowałby się zacząć w ogóle szkolenie po takim doświadczeniu? A przecież większość pilotów nigdy tego nie doświadczy!

 

 

Po to właśnie mamy język w gębie żeby rozmawiać o decyzjach i konsekwencjach.

Tylko czasami kompletnie z tych rozmów nic nie wynika. Wracając do przykładu powyżej - możemy sobie pieprzyć o tym jak będziemy się czuć na sekundy przed katastrofą i jak mężnie będziemy walczyć o innych. Skrajne sytuacje wyzwalają zupełnie nieprzewidziane zachowania. W lotnictwie są instrukcje operacyjne, w których w szczegółach opisane są procedury. Która para wchodząca w ten "świat" ma spisaną "instrukcję operacyjną" i procedurę na wypadek sytuacji kryzysowej? A nawet jeśli to po prostu wypadki się zdarzają i zawsze jest to splot pojebanych czynników, z których każdy gdyby wystąpił w innych okolicznościach nie miałby najmniejszego znaczenia. 

 

 

Wbrew pozorom, jak partner będzie Ci zakazywał spotkań, rozmów (nie tylko z kochankami, ale ogólnie ludźmi) to w ten sposób nie zatrzymasz go przy sobie.

Zakaz spotkań z kochankiem, który przegina często jest jedynym słusznym rozwiązaniem. Normalne, że zauroczony człowiek ma zawężone postrzeganie rzeczywistości. Zakochany kochanek (ale to dramatycznie brzmi) ma mózg w trybie "wszystko co najlepsze na świecie przyniosę Ci w zębach bo jesteś najwspanialszą istotą w tej galaktyce". Partner choćby nie wiem jak się starał nigdy go nie przebije. Jak się partnerka zakochuje to katastrofa gotowa. Jak nie zabronisz to jest to tylko kwestia czasu, bo w tym układzie tylko Ty myślisz jeszcze przez chwilę logicznie, potem logiki nie będzie bo będzie żal, poczucie odrzucenia, zdrady i cała masa innych paskudnych emocji, a gołąbki sobie gruchają coraz piękniej.

O spotkaniach z innymi ludźmi nie piszę w ogóle, bo to oczywiste.

  • Lubię 3

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Cuckoldplace Poland © 2007 - 2024

Jesteśmy szanującym się forum, istniejemy od 2007 roku. Słyniemy z dużych oraz udanych imprez zlotowych. Cenimy sobie spokój oraz kulturę wypowiedzi. Regulamin naszej społeczności, nie jest jedynie martwym zapisem, Użytkownicy stosują się do zapisów regulaminu.

Cookies

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.

Polityka Wewnętrzna

Nasze Forum jest całkowicie wolne od reklam, jest na bieżąco monitorowane oraz moderowane w sposób profesjonalny przez ekipę zarządzającą. Potrzebujesz więcej informacji? Odwiedź nasz Przewodnik. Jednocześnie przypominamy, że nie przyjmujemy reklamodawców. Dziękujemy za wizytę i do zobaczenia!

×
×
  • Dodaj nową pozycję...