Skocz do zawartości
rumcajs69xxl

Tajemnicze odwiedziny

Rekomendowane odpowiedzi

Znalezione w sieci :)

Wiatr pochylił drzewa ciemniejące na tle nocnego nieba. Magda otuliła się szczelnie podomką i zamknęła okno. Szyba odcięła ją od wszystkich odgłosów: wiatru, dźwięków telewizora dobiegających z sąsiedniego domu, warkotu spóźnionych aut ledwo słyszalnego z odległej ulicy. Nie mogła jednak ochronić ją przed wwiercającym się w jej myśli lękiem. Minęło już kilka miesięcy odkąd z mężem – Piotrem, zamieszkali w nowym domu. Budynek nie należał w całości do nich, właściciele sprzedali im tylko górną, już odnowioną część budynku, stanowiącą odrębną, całkiem miłą i intymną całość. Magda przycisnęła czoło do szyby. Na początku wszystko układało się po ich myśli. Wiedli spokojne życie młodego, pracującego małżeństwa. Potem Piotr wyjechał na weekend w delegację. Zadrżała na samo wspomnienie tej nocy... Wtedy, pierwszy raz, nie wydawało się to takie straszne, było takie nierzeczywiste, nawet przyjemne... Magda podeszła do drzwi od sypialni, zamknęła je na klucz. Sprawdziła, czy zamek w drzwiach na pewno trzyma. Popatrzyła niepewnie na duże, małżeńskie łoże. Po kilku tygodniach najpierw zaskoczenia, a później strachu, zaczęła się bać tego niewinnego mebla. Usiadła ostrożnie na samym skraju łóżka. Przypomniała sobie pierwszy raz – kiedy nie spodziewała się jeszcze następnych zdarzeń...

...Piotr wyjechał wtedy wczesnym rankiem. Ona sama miała wolny dzień, wyspała się więc leżąc w łóżku do późna, potem zaaplikowała sobie długą kąpiel żałując, że Piotra nie ma teraz razem z nią... Reszta dnia minęła na zakupach, spotkaniu i spacerze z koleżanką. Wracając natknęła się na sąsiada z dołu. Spędzili chwilę na grzecznościowej rozmowie. Wieczorem długo oglądała telewizję. Kiedy złapała się na tym, że zasypia przed ekranem, powlokła się zmęczona na górę, do sypialni. Wzięła szybki prysznic i nie tracąc czasu na ubieranie się w cokolwiek, zagrzebała się w pościeli. Czuła, że z zaspania wszystko aż wiruje jej w głowie... Usnęła prawie natychmiast... Łaskotanie... Znowu uporczywe, delikatne łaskotanie... Magda poruszyła się niespokojnie. Teraz coś muskało jej drugą rękę. Zawieszona między jawą a snem, poruszyła się znowu. Dziwne uczucie nierzeczywistego, sennego niebytu, rozlania się, odpłynęło gwałtownie. Nie mogła ruszyć ręką! Spróbowała jeszcze raz, potem szarpała drugą ręką i obiema nogami. Efekt był ten sam – jej ręce i nogi były unieruchomione, rozkrzyżowane, tkwiąc w jakichś twardych, nieprzyjaznych uchwytach. – Dlaczego nic nie widzę, co się ze mną dzieje, czy ja śnię?!?! – panikowała. Nie mogła wołać na pomoc. Jakiś miękki, obły kształt tkwił w jej ustach pozwalając tylko na łapanie oddechu. W powietrzu unosił się dziwny zapach. Magda zapiszczała – tylko tyle wydobyło się spod jej knebla. Wszystko było namacalne – twarde więzy na rękach i nogach, gorzki knebel w ustach, opaska na oczach... Nie mogła pozbierać myśli, wciąż czuła się jakby nie do końca obudzona. – To przecież niemożliwe, miewałam już bardziej dziwaczne sny – Magda próbowała tłumaczyć sobie tą sytuację. – Zaraz się zbudzę, w łóżku, sama, niezwiązana i wszystko będzie OK. – przekonywała się w myślach. Poczuła nagle, jak coś niezwykle ciężkiego wchodzi na łóżko... Ugięło się nisko, czuła ten ciężar całym ciałem... Strach eksplodował w jej głowie i brzuchu jak granat. Szarpała się i rzucała głową chcąc się obudzić. Wokół panowała upiorna cisza. Słyszała tylko zbliżające się do niej skrzypienie łóżka i własne gulgotanie i piski. Czuła przerażającą ją obecność tuż obok siebie. Coś już prawie muskało jej nagie ciało, pokryte teraz gęsią skórką... Próbowała się wyprężyć, odsunąć od nieznanego i nie zapraszanego gościa. Ciężkie chropowate ręce, czy może raczej łapska ścisnęły obie jej piersi. Napięła się cała, próbując wycharczeć protest. Stalowy chwyt zacisnął jej gardło. Wystraszona, spotulniała. Ręka cofnęła się, wracając na jej biust. Magda przerażona nie była już pewna – czy to senny koszmar, czy wszystko dzieje się naprawdę. Chciała żeby to się skończyło – tak czy inaczej. Szorstkie łapy kolistymi ruchami zaczęły masować piersi Magdy, co chwilę trącając jej wzwiedzione ze strachu sutki. Poddawała się tej pieszczocie bojąc się nawet drgnąć. Przygnieciona ciężarem intruza, oszołomiona swym lękiem nie potrafiła określić już na pewno – czy ręce obcego są szorstkie i brutalne, czy zręczne i gładkie. Raz wydawał się jej twardy i nieprzyjemny, wręcz zimny, jak gad, innym razem przyjemnie ciepły, delikatny w dotyku. Kiedy przez jej ciało przepłynęła pierwsza nieśmiała fala rozkoszy, nie wstrzymywała się przed tym uczuciem. Nie kolidowało z tą oniryczną sytuacją... Za pierwszą przyszła następna i kolejna fala rozgrzewając jej skórę, odsuwając lęk gdzieś w zakamarki umysłu. Magda poddawała się swojemu sennemu koszmarowi, który przyprawiał ją teraz o rumieńce podniecenia, zmuszając do zmysłowego falowania piersi i całego pobudzonego ciała... Nadal nie słyszała żadnego dźwięku oprócz swoich stłumionych jęków. Utwierdzała się więc w przekonaniu, że to tylko sen. – Teraz już całkiem miły – myślała drżąc z podniecenia pod wprawnymi dotknięciami sennej zjawy. Kiedy wyśniony inkub delikatnym ruchem zaczął wnikać w jej ciało, była już rozwarta i mokra. Przyjęła go głośnym jękiem i ekstatycznym wygięciem ciała. Nie czuła już żadnego lęku, chciała dośnić wszystko do końca... Trzymał ją pewnie w talii, wsuwając się płynnymi, coraz szybszymi ruchami we wnętrze Magdy. Czuła go w środku – twardego, realnego, dźgającego i masującego ją od środka jak nikt nigdy przedtem. Zalała ją fala rozkoszy. Żałowała, że nie może krzyczeć z ekstazy... Wtedy niespodziewanie coś zasłoniło jej zakneblowane usta i nos. Poczuła, że prawie się dusi, a ohydny, zimny lęk sparaliżował ją całą. Czuła go jeszcze w sobie, gdy zapadała się w ciemność, wrzeszcząc w myślach – Nie! Nie chcę! Nieee!...

...Obudziła się rano. Zlana potem obejrzała się cała w dużym lustrze, w łazience. Potem obejrzała sypialnię, łóżko. Nic! Żadnych śladów, żadnych uchwytów, na jej skórze nie było nawet małego zadrapania! Pościel była skopana, ale po takiej nocy, nie było to zaskakujące... W końcu siedząc na słonecznym tarasie upewniła samą siebie, że to musiał być sen, tylko sen... Z jakiegoś powodu, zdecydowała, że nie powie o tym Piotrowi... ...Magda otrząsnęła się ze wspomnień. Popatrzyła na łóżko. Kiedy po pierwszym „śnie”, wchodziła spokojna do łóżka, była pewna, że to koniec tych koszmarów. Myliła się. Powróciły od razu następnej nocy, ze zdwojoną siłą, jeśli można tak powiedzieć. Wszystko odbyło się w tej samej kolejności, miała nawet wrażenie, że jej jęki powtarzają się z dokładnością co do sekundy, ale ona nie była już spokojna i oddana rozkoszy. Wrażenia były jeszcze bardziej realne, Magda czuła się jak na jawie, pomijając paniczny lęk i niewyjaśnione pojawienie się sennej zjawy. Drugiego dnia zbudziła się jeszcze bardziej zmęczona, znowu bez żadnych śladów na ciele. Czuła jednak pulsowanie we wnętrzu ciała... Piotr patrzył zaskoczony, gdy boczyła się nie chcąc iść do sypialni. Nie wyjaśniała mu niczego...
...Dwa tygodnie później mąż znowu zostawiał ją samą na noc. Postanowiła, że w ogóle nie zaśnie. Otoczona kasetami video, z kubkiem kawy w dłoniach usiadła w salonie przed telewizorem. Siedząc na miękkiej sofie, z podwiniętymi nogami, sączyła coraz chłodniejszą kawę. Obrazy przewijały się na ekranie, lecz tylko część z nich docierała do świadomości Magdy. Większość jej uwagi pochłaniało nasłuchiwanie, łowienie każdego szelestu, każdego skrzypnięcia gdzieś w głębi pustego domu. Coraz bardziej znudzona przewijała kolejne wypożyczone filmy. Na domiar złego, powodowana jakimś niewytłumaczalnym dla niej instynktem, przyniosła do domu prawie same horrory! Nie mogły poprawić jej nastroju... Spojrzała na zegarek; wskazywał godzinę drugą nad ranem. Kubek był już pusty, a Magda czuła ciężar opadającej na nią senności. Nie chciała już dłużej zmuszać się do siedzenia przed odbiornikiem TV. Wstała z trudem rozprostowując zdrętwiałe nogi. W domu panowała cisza. Słyszała tylko szum lodówki, i przyciszone odgłosy zza okna domu. Znowu wiał wiatr. Magda poczuła się bardzo sama i bezbronna. W salonie było duszno, ale bała się otworzyć okno. Bała się też iść do sypialni. Zaczęła spacerować po pokoju – od ściany do ściany, jak gdyby uwięziona w klatce. Coraz bardziej oszołomiona, zmęczona i senna spoglądała na sofę.

– Może usiąść? Nie! Wtedy usnę!

– Co z tego, to nie sypialnia!

– Nigdy nic nie wiadomo!

– E tam, to był sen, zbieg okoliczności... – prowadziła wewnętrzny dialog.

Coraz silniejsza senność zaczynała brać górę nad niesprecyzowanym lękiem. Jak na drewnianych nogach, powoli podeszła do sofy. Czuła się trochę tak, jakby coś decydowało za nią. Ciężko opadła na siedzisko. Sięgnęła w stronę pilota, chcąc znowu włączyć telewizor. Ogarnęła ją przemożna bierność, bezwład spłynął do jej rąk, nóg... Głowa osunęła się jej do tyłu, na miękkie oparcie... Wszystko odpływało, coraz bardziej nieokreślone, nierzeczywiste... Poczuła odprężenie, błogość. Nawet towarzyszący jej od dawna lęk odpłynął gdzieś i zniknął. Zamrugała jeszcze oczami i zamknęła je na dobre. Oddech wyrównał się, a po chwili usta Magdy rozchyliły się lekko. Zasnęła...

...Ocknęła się nagle, jakby obok niej rozległ się wystrzał.

- Czy to już ranek? Nic się nie stało? – Wstała niepewnie.

Zrobiła krok do przodu, chcąc wyjrzeć zza ciężkich zasłon, czy wyszło już Słońce. Zdziwiona zauważyła, że zbliżyła się do schodów, a nie do okna! Jeszcze krok, i jeszcze jeden! Znów to samo! Chciała zawrócić i nie mogła, nogi prowadziły ją schodami w górę, prosto do sypialni! Zdrętwiała ze strachu, nie zastanawiała się nawet czy to sen i jak to możliwe. Nie była panią samej siebie. Odwróciła z trudem głowę, ale nie zobaczyła już salonu. Wszystko wirowało i nie była pewna gdzie jest. Jej wzrok padł na rzeczy leżące na schodach.

– Ubranie?! – zdziwiła się.

Zatrzymała się i spojrzała prosto przed siebie. Stała w nogach swego ogromnego, małżeńskiego łoża. Podniosła ręce; wydawały się nierealne, jakby z innego świata. Popatrzyła po sobie – była całkiem naga...

– Kiedy to się stało? Na schodach, czy wcześniej, jak?! - serce kołatało w piersi Magdy. Rozejrzała się wokół siebie. Nie widziała w pokoju niczego niezwykłego, czuła się jednak jakby stała oko w oko z hipnotyzującą ją kobrą... Nie mogła zdecydować się na cokolwiek. Czuła, że jeśli coś się nie stanie, może tak stać po wieczność. Lekki powiew, jakby przeciągu, musnął jej nagie plecy. Wyprostowała się i uniosła głowę. Powodowana czymś nieokreślonym, czego źródło było poza nią, weszła na kolanach na łóżko. Znów nie panowała nad swym ciałem, ani nawet nad umysłem. Ruchy wykonywały się same, a pod warstwą lęku Magda czuła wsączający się w nią cień satysfakcji, że może robić to co robi, że jest tu, a nie gdzie indziej... Klęczała na rozchylonych kolanach. Pochyliła się powoli, opierając najpierw obie dłonie, a potem twarz o chłodne prześcieradło. Wsunęła obie ręce między swoje nogi aż palce jej rąk dotknęły stóp. Zamarła tak, zwinięta w tłumoczek z wypiętym wysoko tyłeczkiem... Czekała... Ciało i umysł tkwiły gdzieś poza czasem... Chłód musnął jej skórę, nastroszył delikatne włoski na rękach, wniknął między udami na brzuch i między piersi wyprężając sutki... Magda domyślała się już co się stanie. Zaczęła drżeć czując, że nie zdoła temu zapobiec... Dziwny zapach oszołomił jej myśli, a dwie długopalce i silne dłonie objęły razem kostki jej nóg i nadgarstki... Nie krzyczała ze strachu. Całkiem bezwolna poczuła przeszywającą ją głęboko strach. Oddychała ciężko, znieruchomiała, zahipnotyzowana, opanowana lękiem przed nieznanym. Czekała na swój los. Nogi rozsunęły się szerzej trzymane silnymi łapami. Poczuła, że otwiera się szeroko, na oścież. Wnętrze jej ciała pulsowało niespokojnie. Tak jakby czekało, wiedząc przed nią samą co się stanie... Długi, chłodny i twardy przedmiot wszedł w nią, bezwzględnie rozpychając ciepłe i mokre wnętrze Magdy. Westchnęła przeciągle, czując niewytłumaczalną satysfakcję... Drżała coraz mocniej na całym ciele, podczas gdy tkwiący w niej podłużny kształt pęczniał, wydłużał się, niemal rozrywając jej szparkę. Czuła jego nierówną, pokrytą guzami powierzchnię swoim wnętrzem. Oddychała głośno, tkwiąc bezradna nieruchomo, jak motyl na szpilce... Czekała... Po sekundzie, a może kilkunastu minutach – nie była niczego pewna, to coś tkwiącego za nią, i w niej pociągnęło mocniej za jej nogi i zaczęło delikatny, prawie niezauważalny ruch, wychodząc z niej i wchodząc w nią początkowo powoli, a potem coraz szybszymi pchnięciami. W końcu Magda miała wrażenie, że porusza się w niej jakiś mechaniczny, potężny tłok. Czuła każdą jego wypukłość - drażniącą i bolesną zarazem... Nie jęczała – nie mogąc nawet drgnąć trzymana za ręce i nogi, gryzła zmięte prześcieradło, wstrząsana spazmami kolejnych orgazmów...

- Och, nie wytrzymam tego, zwariuję – przemknęło jej przez głowę.

Ledwie to pomyślała, coś gorącego, mokrego i ruchliwego musnęło jej pośladki, by po sekundzie zacząć wpychać się jak wszędobylski, uparty robak w jej tyłeczek... Czując w sobie tą ruchliwą, niespożytą istotę, penetrującą ją tak dokładnie i bezwzględnie, Magda zaczęła powoli tracić kontakt z senną rzeczywistością... Zalana następnymi falami nieziemskiej rozkoszy zemdlała. Dotarło do niej jeszcze, że ta zjawa, czy cokolwiek to było, dalej pastwi się nad jej nieprzytomnym bezbronnym ciałem...

...Gorący promień słonecznego światła obudził ją dopiero drugiego dnia, niemal w południe. Ledwo dowlokła się pod prysznic, cała obolała i wycieńczona. Stojąc pod strugami chłodnej wody, pomyślała, że długo tak nie pociągnie. To wtedy zdecydowała, że mimo absurdalności tej sytuacji i braku jakichkolwiek materialnych dowodów jej przygód, porozmawia z mężem...

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

.............
...Wiatr ustał. Magda kiwała się bezwiednie na brzegu łóżka, patrząc tępo w czarne okno. Widziała tam swoją przyszłość... Wspomnienie rozmowy z mężem nastrajało ją pesymistycznie. Zaczęło się niewinnie... ...Spojrzała na męża siedzącego po drugiej stronie kuchennego stołu. Niepokój kipiał w niej nie pozwalając skupić się na tym, co przed chwila mówił Piotr. Nie mogła zdecydować się na zrobienie pierwszego kroku. Chcąc się zmotywować, przywołała wspomnienie upiornej nocy. Zagryzła wargi, i po chwili zaczęła niepewnie:

- Piotruś, a wiesz, jak tak wyjeżdżasz...

- Taaak?...

- Tęsknię za tobą, wiesz, nawet bardzo... Zacięła się znowu. Zła na siebie opuściła głowę, prawie nie czując dotyku Piotra na swoim przedramieniu i nie słysząc jego słów. Zebrała całą odwagę. - To nie tylko to Piotrek... Coś jeszcze... Nagle zrobił się uważny. Popatrzył na nią zaniepokojony. Magda uświadomiła sobie, że on może znaleźć bardziej trywialne wytłumaczenie dla jej niepokojów...

- Ja po prostu się boję! Wykrztusiła to i od razu brała oddech do następnego zdania. Piotr przerwał jej trochę zdziwiony, ale już bardziej odprężony niż przed chwilą.

- No coś ty, Madzia, dom jest bezpieczny – mamy alarm, dobre zamki, sąsiad na dole jest w porządku i ma tego groźnego, czarnego psa... – uśmiechnął się miło i wziął ja za ręce – nic ci nie grozi, kochanie...

- Piotrek, to nie o to chodzi! Ja się nie boję złodziei, czy sąsiada! Ty nie wiesz, co tu się dzieje! Wyrzuciła z siebie to zdanie i poczuła, że zaczyna jej się trząść broda. Po sekundzie po policzkach pociekły gorące łzy... Piotr patrzył na nią przez chwilę osłupiały. Nie zasłaniała twarzy dłońmi. Szlochała coraz bardziej histerycznie widząc na twarzy męża zdziwienie, i coś podobnego do obawy, czy może zniecierpliwienia... Piotr podniósł się z krzesła. Niepewnie podszedł do niej i kucnął, ujmując obie jej dłonie, rozplatając ściśnięte, zalane łzami palce.

- Madzie kochanie, co się stało? Opowiedz, bo nic nie rozumiem. Wystraszyłaś mnie... Łagodne brzmienie jego głosu udobruchało Magdę. Wciąż jednak nie mogła opanować nerwowego szlochu.

- Bo, bo jak, jak ty wyje..żdżasz... to wtedy... wtedy coś tutaj... tu, na górę... przychodzi... i robi mi... okropne rzeczy... a ja...

Nie wydusiła z siebie więcej. Już prawie nie płakała, ale czuła się wyczerpana i bezradna. Jeszcze nic nie powiedziała a już była zmęczona. Piotr niczego nie rozumiał, widziała to w jego oczach... Pewnie ma ją za histeryczkę, albo znudzona gówniarę... Nie, musi mu powiedzieć wszystko... Piotr już otwierał usta, żeby cos powiedzieć. Przerwała mu;

- Kiedy zasypiam... To znaczy myślę, że zasypiam... Tak się czuję, ale nie jestem pewna, rozumiesz?? Wtedy coś, czy ktoś robi ze mnie swoją... lalkę... marionetkę... Robi mi... No, sam wiesz! Wszystko co zechce...

Opuściła głowę. Uszło z niej całe powietrze, nie patrzyła nawet na twarz męża. Czuła dziwaczną obojętność, jakby zbliżało się cos nieuniknionego... Piotr nabrał powietrza. Nie była pewna, czy nie tłumi w ten sposób mimowolnego uśmiechu...

- Coś cię nawiedza?!? Upiór? Inkub?? Wysysa krew, czy tylko...

- Nie śmiej się!!!! Wrzasnęła nagle, zaskakując tym wybuchem sama siebie.

- To tylko z boku wygląda fajnie!!! I nic mi się nie uroiło!!! Jakaś cholerna zjawa pieprzy mnie całą noc jak tylko zamkną się za tobą drzwi!!! Bawi cię to?!?!

- Magda nie bądź wulgarna, nie cierpię tego!

warknął Piotr. Oboje rozzłoszczeni, wzajemnie niedowierzający, mierzyli się wzrokiem. Piotr wstał i wziął Magdę za rękę.

- Chodź, obejrzymy to „miejsce kaźni”... Rzekł z przekąsem i pociągnął ja do schodów. Wszedł pierwszy do sypialni. Rozejrzał się wokół, demonstracyjnie zajrzał pod łóżko, za zasłony i do szafy. Magda stała z bezradnie opuszczonymi rękami. Sypialnia wyglądała teraz ciepło, przytulnie, wesoło...

- Piotrek, ja też tego nie rozumiem... To się dzieje nagle, poza mną, poza kontrolą... Nie potrafię tego uniknąć...

Magda mówiła cicho. Piotr mierzył ja teraz nieprzyjemnym wzrokiem. Czuła się niezrozumiana i zaszczuta.

- Wiesz, Magda, moim zdaniem są dwie możliwości; albo delikatnie mówiąc, tracisz kontakt z rzeczywistością, albo...

Zawiesił na chwilę głos, przyjrzał się uważnie swojej żonie. Magda stała biernie przyjmując jego słowa jak skazaniec. Poczucie nieuniknionego końca nasilało się.

- Rozmawiałem z naszym sąsiadem, Szymonem. Wiesz takie sobie pogaduchy – samochody, piłka, baby... Zapytał mnie jak długo cię znam... I czy ci ufam...

Magda uniosła głowę. Czuła jak narasta w niej sprzeciw, bunt, wobec tego niewypowiedzianego posądzenia.

- I wiesz Magda, co powiedział? Żebym wpadł sobie kiedyś niezapowiedziany, to będę miał słuchowisko... Bardzo fajne i namiętne... Mówił, że nie wyglądasz na taką namiętną sukę... Mówił też, że jest ciekaw, kto cię tak obraca, bo musi być niesamowity...

 

Magda zagryzła wargi. Czuła łzy cieknące po jej policzkach. Gęste i słone ściekały na jej brodę i wargi. Właśnie takiej reakcji obawiała się od pewnego momentu. Łudziła się, że Piotr jej ufa, że nie pójdzie na taką łatwiznę myślową... Jednak jak mogła wierzyć, że weźmie jej opowieści za dobrą monetę? Czuła się opuszczona, samotna, skrzywdzona... Na myśl o tym, co musiał słyszeć ich sąsiad Szymon, poczuła obrzydzenie do samej siebie, do tego domu, do wszystkiego. Załkała tylko głośno i wybiegła na zewnątrz omal nie spadając ze stromych schodów...
Biegła w stronę pobliskiego zagajnika - ciemnej linii drzew rysujących się w półmroku. Nie wiedziała dlaczego i po co to robi, nie czuła lęku, tylko przemożna siłę, inną od tej, która powodowała nią w sypialni, siłę pozwalającą wybierać jej bez wahania drogę, biec szybko i nie bać się mroku... Dysząc ciężko oparła się plecami o jedno z pierwszych drzew. Popatrzyła za siebie. Z tej odległości jej dom wyglądał miło i przytulnie, zapraszał ciepłym światłem bijącym z okien. W innych domach było już raczej ciemno. Słyszała ujadanie psa, odgłosy jakichś nieznanych zwierząt, zbudzonych odgłosem jej kroków. Emocje opadały z niej powoli, jak zsuwający się na ziemię ciężki, śliski materiał. Poczuła, że opada z sił. Kucnęła przy pniu drzewa. Chłód zaczął wdzierać się pod cienką bluzkę, przenikać ciało. Magda zadrżała. Opuszczała ją ta szalona, wynikająca z wzburzonych uczuć pewność siebie. Rozejrzała się wokół. Była sama w ciemnym, pustym zagajniku.
- Co ja tu robię, to bez sensu, muszę wrócić i wytłumaczyć to wszystko – powiew racjonalnego myślenia wzmagał się razem z narastającym nocnym chłodem.
- Przecież nie zamknie mnie w psychiatryku, a wierzyć będzie mnie, a nie temu głupiemu Szymonowi, który zawsze gapi się w mój dekolt –
wciąż pocieszając się Magda wstała i ruszyła powoli z powrotem do domu. Coś, gdzieś głęboko w niej samej wołało, żeby wróciła i ukryła się wśród drzew. Nie posłuchała. Dom stał pusty. Zanim otworzyła drzwi, nasłuchiwała chwilę. Usłyszała męskie głosy z mieszkania Szymona.
- No tak – wściekła się – polazł do tego erotomana i będą razem dorabiać mi garb! – Rozsadzała ją złość. Trzasnęła drzwiami i czując znowu, że dzieje się coś nieodwracalnego, coś czemu nikt nie może zapobiec, ruszyła do sypialni. Zdeterminowana, zagłuszając świdrujące ją jak dźwięk syreny alarmowej poczucie lęku, zrzuciła ubranie i założyła podomkę. Usiadła na brzegu łóżka i zatopiła się we wspomnieniach...

...
Magda potrząsnęła głową. Czuła przepełniającą ją rozpacz i gniew. To wszystko co ją spotkało było nieprawdopodobne, ale dla niej tak namacalne... Czuła, że próbując teraz przekonać Piotra do swoich słów, zmierza w kierunku wyznaczonym z góry przez kogoś innego. - Inaczej mi nie uwierzy. Kiedy to się stanie, może też usłyszy, przyjdzie tu i zobaczy... Tylko co?! – zastanawiała się zamykając okno. Lęk szarpał jej wnętrzem. Magda była jednak zbyt zawzięta by się wycofać. To co mogło się z nią stać, było tylko niejasnym wyobrażeniem, a złość i upokorzenie, jakiego doznała od Piotra i pośrednio od tego Szymona piekła jak prawdziwa, fizyczna rana. Zgasiła światło. Zauważyła że jej ręka drży. Zrzuciła z siebie podomkę i naga położyła się na plecach, na łóżku. Rozłożyła szeroko nogi i zamknęła oczy.
- Nie daj mi długo czekać – pomyślała czując drżenie całego ciała.
Pewność co do słuszności tej desperackiej decyzji ulatniała się z niej z każdą sekundą. Czekała. Minuty upływały... Magda leżąc tak otwarta na szerokim łożu, czuła się jak ofiara na ołtarzu starożytnego, mrocznego bóstwa... Powoli uspokajała się. Cisza, półmrok pokoju i nieodwołalność decyzji o oddaniu się nieznanemu, przyniosły jej odprężenie. Coraz dłuższe chwile mijały, przez głowę dziewczyny przepływały myśli, wspomnienia. Wracała pamięcią do swoich „przygód”. Teraz, kiedy postawiła wszystko na jedną kartę, zaczęła myśleć o nich, jak o czymś dziwnym, ale interesującym. Szukała pryzmatu, przez który mogłaby spojrzeć na swoje koszmary, jak na pożądaną, rzadką atrakcję.
- Może jestem jakimś medium, wybranym, czy cos takiego? Może jestem taka piękna i niezwykła? – zachichotała do siebie.
Dłuższy samotny odpoczynek, a przede wszystkim koniec gryzącego niepokoju, spojrzenie w oczy kłopotom, wprawiło ja w lekko euforyczny nastrój. Podniosła lekko głowę i zlustrowała swoje wyciągnięte na łóżku ciało. Nie miała się czego wstydzić. Zgrabna sylwetka, zadbana i wysportowana, zdawała się przyciągać światło Księżyca. Blade światło akcentowało giętkie, łagodne linie ud, wklęsły brzuch, pełne wyzywające piersi. Dotknęła się końcami palców. Aksamitny dotyk jej własnej skóry zamrowił jej w palcach. Wahała się ułamek sekundy... Prawa dłoń wpełzła powoli między jej uda i pozornie znieruchomiała. Tylko koniec palca, rytmicznie jak koci języczek, drażnił jej delikatne, spragnione ciało. Wyobraziła sobie tą bestię, tak jak wtedy, kiedy brała ją siłą. Ciepły, rozkoszny dreszcz wypłynął z jej podbrzusza, rozlał się spomiędzy ud Magdy aż po końce palców, wyginając ją na sekundę w zmysłowy łuk pełen zwierzęcej żądzy. Opadła na prześcieradła oddychając przez usta.
- Uff, nieźle... Dalej nic się nie dzieje?... – rozejrzała się po pokoju - wyglądał normalnie. Opadła na poduszkę, patrząc w sufit.
- Może to ja jestem nienormalna? Robiłam sobie dobrze przez sen, czy co?? –
Magda zaczęła wątpić w to co jej się przydarzyło. Wstała z łóżka i nie ubierając się podeszła do okna. Otwarła je na oścież, pozwalając by ciepłe, nocne powietrze obmyło jej skórę.
Coś błysnęło jej w oczy. - No tak, jeszcze wyjdę na ekshibicjonistkę przed sąsiadami – pomyślała zasłaniając oczy. Blask nasilił się a Magda poczuła, że nie może nawet drgnąć. Poczuła porażający strach, otworzyła usta, żeby kogoś zawołać. Wydobył się z nich tylko nieartykułowany bełkot... Poczuła jak coś wdziera się w nią – przez otwarte usta, nos, przez rozwierającą się gwałtownie szparkę i odbyt... Stała jak marionetka wijąc się bezradnie. To coś – obce, śliskie i twarde wypełniało jej ciało, trzewia, i umysł. Magda traciła świadomość... - Czy to ja?! Czy to przeze mnie?! – pomyślała tylko w panice i poczuła jak się... unosi.
Nie widziała teraz już nic, poza pulsującą wokół czerwoną magmą, oblepiającą jej ciało wewnątrz i z zewnątrz. Drgała wstrząsana bólem i rozkoszą... Kątem oka zobaczyła siebie stojącą w oknie swego domu... Postać uśmiechała się do niej świdrując ją obcym wzrokiem. Otaczał ją jakby ciemny obłok... Magda nie mogła już nawet sformułować myśli... Coś zasysało ją, jak zabawkę, marionetkę, a może pokarm...

KONIEC icon_smile.gif

  • Lubię 1

Skopiuj link do postu


Odnośnik do odpowiedzi

Cuckoldplace Poland © 2007 - 2024

Jesteśmy szanującym się forum, istniejemy od 2007 roku. Słyniemy z dużych oraz udanych imprez zlotowych. Cenimy sobie spokój oraz kulturę wypowiedzi. Regulamin naszej społeczności, nie jest jedynie martwym zapisem, Użytkownicy stosują się do zapisów regulaminu.

Cookies

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.

Polityka Wewnętrzna

Nasze Forum jest całkowicie wolne od reklam, jest na bieżąco monitorowane oraz moderowane w sposób profesjonalny przez ekipę zarządzającą. Potrzebujesz więcej informacji? Odwiedź nasz Przewodnik. Jednocześnie przypominamy, że nie przyjmujemy reklamodawców. Dziękujemy za wizytę i do zobaczenia!

×
×
  • Dodaj nową pozycję...